Dream big: (20+40+90+180), cel: Łódź Maraton 2023 (3:30-3:45)

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Jak to w życiu bywa, plan planem, a życie życiem. Od środy mam kilka dni przymusowego roztrenowania, nie z mojej winy na szczęście, ale przerwa jest.

W środę potwierdziłem osobiście, dlaczego zagłówki są w samochodzie dość ważną rzeczą - ja się zatrzymałem, ale zawodnik A mną się zagapił i skrócił mi samochód dość znacznie, a impet uderzenia skasował jeszcze gościa przede mną.

Więc u mnie podejrzenie szkody całkowitej, tak jak u gościa przede mną. Więc oprócz zmiany pracy, chyba i dodają auta dojdzie ma początku roku.

#2021welcome ;)Obrazek

Wysłane z mojego Mi A3 .
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Czas nadrobić zaległości pisarskie.

Po wypadku ze zdrowego rozsądku, zalecenia lekarza i pod groźbą rozwodu :bum: zrobiłem sobie przerwę - całe 9 dni. Muszę przyznać, że to jak w sytuacji kiedy jako małolat podejrzewasz wpadkę - wszędzie widać małe dzieciaki i kobiety w ciąży :bum: to tutaj obrodziło biegaczami. No ale trzeba było odpoczywać.

To tyle jeśli chodzi o brak roztrenowania, roztrenowanie zrobiło się samo. Ale to, jak bardzo te 9 dni zbiło mi formę, to uwierzyć nie mogłem.

21.01 8,5 (średnio 5'37, 156)
Ślizgo-BS na tętnie progowego. ... Bo oczywiście najlepszym sposobem na powrót do biegania po 9 disco przerwy jest pojęcie w trailówkch w teren, na ubity, mokry i śliski jak cholera teren (mokry lód to to, co biegacze lubią najbardziej, co?) . A, i trzymanie tempa ja najwyraźniej nie chcę się nauczyć

No generalnie cały pospinany wróciłem, rolowanie, te sprawy.

tempo 10s/km niższe, tętno 20 bpm wyższe

23.01
10,3 km (średnio 5'36, 157 bpm)

Terenowe zapierdalando w błocie - no ok, przez część rasy, ale błoto było miejscami takie, że w jednym miejscu but prawie został, bo wciągnęło mnie do kostki :) no ok, tu się jeszcze spoko biegło, puls ponad 160, ale ok, warun.


23.01
9,77 km (średnio 5'41, 146 bpm)

Tutaj zaczęło wyglądać, że powoli wraca, mimo że przed wypadkiem i przerwą to bym miał pewnie z 10 uderzeń mniej.

25.01 10,3 km (średnio 5'33, 150 bpm)

Tu wiem, że powinienem trochę zwolnić, ale stwierdziłem, że cisnę swoje tempo, organizm się dostosuje. Ciężej niż na poprzednim treningu. Tempo jak na BSa trochę życzeniowe, i tętno to pokazało. Plus taki, że wykres bez dryfu.

31.01 12,4 km (średnio 5'36, 153 bpm)

Miała być piętnastka, rozum wygrał ;)
Wyszedłem na 15 km, ale zdroworozsądkowo założyłem trailówki i to było dobre. Mocniej niż planowałem, ale lżej niż ostatnio, forma wraca :) żeby nie przeginać, skróciłem trening, ważne, że i tak było spoko :) tętno ze względu na warunki wyższe niż bym chciał, ale odczuciowo lepiej.

----------------------------------
Styczeń zamknąłem zawrotną liczbą 109 km, na szczęście z widokami na poprawę :)

02.02 10,4 km (średnio 5'41, 147 bpm)

Dziś luźno, chodnikami, bo odśnieżone, chyba muszę trochę spokojniej pobiegać i zbić tętno na spokojniejszych biegach w okolice 140, bo odzwyczaiłem się od wartości 105+ na luźnych biegach :/

Dzień później trochę siły (pompki, planki, itp.) i joga. Jak się wyleci z trybu, ciężko wrócić.

02.02 9,68 km (średnio 5'19, 148 bpm)

7 km BSa, końcówka umiarkowanie męcząca.
Dobra, drgnęło coś. Początek poniżej 5:30 i tętno poniżej 150 :) na koniec dało radę bez szaleństw lecieć 4:40. Można żyć

07.02 11,38 km (średnio 5'32, 149 bpm)

11 km szybszego BSa w wypizdowie
-8,6 na termometrze, wiatr piździ dość ostro (odczuwalna -17, a wiatr chwilami w miejscu stawiał), dość powiedzieć, że na górę wskoczyła trzecia warstwa w postaci kurtki i pierwszy raz długie spodnie :) ale fajne bieganie.

Z przemyśleń - na górę za długo, dół też by przeszedł na krótko.

09.02 10,15 km (średnio 5'45, 146 bpm)

10 km BSa, w 50-60% po tym białym chujostwie :)
Jak pewnie można się domyślić, nie należę do fanów tego białego gówna, zwanego przez niektórych śniegiem. W takich chwilach charakter się buduje i kształtuje - od rana byłem jednoosobową brygadą remo-bud, mycie ściany, malowanie, itp.
Po powrocie nie chciało się, oj nie chciało. Ale stwierdziłem, że jutro chcę mieć wolniejszy dzień i poszedłem :) Ponad połowa po śniegu, albo rozchodzonym, albo wygładzonym przez pługi, reszta ścieżką dla szkodników (bo na czarnym sól lepiej działała :D). Trochę bardziej męcząco, niż bym chciał, ale ogólnie fajnie się biega. Na koniec parę podciągnięć na siłowni zewnętrznej. Trochę siły tu, trochę tam, zawsze coś :)

Tempo średnie zaniżone o jakieś 10/15 s/km, przez te uślizgi na śniegu, ważne, że pobiegane :)

W środę rano trochę pompek i kwadrans jogi. Od razu lepiej człowiek się czuje :taktak:
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Podejmując temat gdzie zakończyłem, wrzucam zaległe treningi. Niesamowite, jak to człowiek na urlopie w domu ma pierdyliard rzeczy do roboty, że przez miesiąc ma czas usiąść do kompa i spokojnie popisać na forum 2-3x... a w międzyczasie pierdolnie malowanie sypialni u mamy, malowanie pokoju dzieciaków (montujemy szarańczy łóżko piętrowe, i od poniedziałku walczymy z ekipą stolarzy, bo z wymiarami, przygotowaniem i montażem dają ciała po całości, a ja jestem czepliwy jak mi się coś nie podoba :bum: ), ciśnięcie dilera o przerejestrowanie nowego auta (człowiek słyszy 1-2 tygodnie, a dostaje po 31 dniach...), czy najzwyczajniej na świecie - posprzątanie rzeczy w poprzedniej firmie, żeby zostawić po sobie porządek. I przez to wszystko tydzień we Wrocku nam się rozpłynął...

Noooo, za to było biegane :hahaha:

12.02 10 km BS (5'41, 147 HR śr)

trening trochę później (home office działa na mnie rozluźniająco, nie mam ciśnienia, żeby wyjść rano to nie wstaję o 5 biegać), nad czym muszę popracować.

Zrobiłem eksperyment i wyszedłem w krótkich spodenkach (w sumie od końca lata tylko 2-3 razy założyłem długie, raz jak pierwszy raz spadła temperatura, drugi w niedzielę 7.02 jak było -8 i w porywach do -17. Ale przy -8 bez wiatru jest ok, o ile góra jest porządnie osłonięta. Mina żony i mijanych ludzi - bezcenne, nawet lepsze niż przy bieganiu o 5 rano :hejhej: No to tutaj dyszka po Zdrowiu i do domu. A gościa, który wtedy zgwałcił i udusił tę kobitkę jeszcze nie złapali...

14.02 tutaj 16 km w czymś ala 2 zakres/początku THM. 5'05/161 HR śr.

Jeszcze w ramach ericssonowego klubu biegowego wziąłem udział w wirtualnym biegu dla łódzkiej fundacji zajmującej się chorobami serca. Firma opłaciła wpisowe, ja i tak miałem longa w planie, więc poleciałem. Pogoda śliczna, słoneczko, mieliśmy zrobić drużynowo 5x14 (czyli 70 w sumie, dla podkreślenia 70, jako standardowego pulsu spoczynkowego zdrowego człowieka - wiem, jak puls 70 brzmi na forum biegowym :hahaha: )

Pierwszy zapoznawczo 5:30, bo nie ukrywam, miał o być mocniejszy trening, a kolejne już między 4:52 a 5:03 fajne bieganie, część po śniegu, w trailówkach na szczęście, 15 i 16 5'20 i 5'40, ale to już bardziej, żeby nie wywinąć orła na błocie.

Całość wyszła 16,13 km w tempie 5:05 średnio. Fajnie, to tempo mojej życiówki na połówkę, jakby nie ten śnieg, to poszedłbym to po 4'55 na pewno i to bez zajezdni. Fajny prognostyk przed 2021, bo będę chciał odświeżyć tę życiówkę.

16.02 10,05 km (5'36, 146 HR śr)

BS, auto odstawione do mechanika, -5 na skali, mina ciotek w przedszkolu i mechanika jak zobaczyli mnie w krótkich spodniach - niezmiennie bezcenne :bum: lekko nierówny teren, góra, dołek, górka, dołek i nagle jeb, stanąłem na przykrytym śniegiem lodzie. Kolano starte, łokieć i biodro obite, ze strat w sprzęcie - skasowane rękawiczki z Decathlonu, więc bez dramatu.

18.02 3 km + 4x 1 km progowo (10,04 km, 5'22, 151 HR śr.)

Pierwszy szybki trening w 2021, mimo nienajłatwiejszych warunków. 3 km rozgrzewki i progi. ciekaw byłem jak mój organizm zareaguje na bieganie w tempie <4'30. Źle nie było, mimo że czasy odcinków zafałszowane przez GPS odrobinę i tak z 10 s/km można zdjąć.
1. 4'39
2. 4'40
3. 4'38
4. 4'36

fajnie, na przepalenie. Tempo komfortowe, ale trudne, fakt, że to już inny VDOT niż w 2020. Reszta tygodnia pod znakiem remontu u dzieciaków - montujemy im łóżko piętrowe, koszt zacny...

22.02 10,21 km (5'30, 146 HR śr.)

Dyszka BSa - bo dzień później w planie test wydolnościowy, tzw. Test Oleja. Michał Olejnik prowadzi w Łodzi 1-2x w miesiącu swoje testy wydolnościowe z pomiarem zakwaszenia na FB można sobie poszukać szczegółów, ew. uderzyć do mnie na PW. Ogólnie znajomy który robił test u niego i w sportslabie mówił, że strefy różniły się o 1-2 bpm. A koszt 1/3.

23.02 Test Oleja.
Test wygląda tak:

1. Ostatni mocny trening w sobotę (test we wtorek), później ew. wybiegania, podbiegi, itp.
2. Test na RKSie Łódź, 200m krytej bieżni
3. W dzień testu - rozgrzewka - 10-15 minut, każdy sam, spokojnie, żeby lekko pobudzić organizm, żadnego ciśnięcia - podajemy na prośbę puls.
4. Test składa się z 4 odcinków
5. Pierwszy odcinek (8 kółek) na zadany puls - np. u mnie 147 - a właściwie jak najbliżej średniego pulsu. Czyli po 1 kółku mam być blisko 147 i dalej trzymać, sterując tempem. Na koniec podaję czas odcinka, puls średni i max i mam mierzony kwas.
6. Drugi odcinek - analogicznie, tylko puls już np. 158.
7. Trzeci odcinek - j.w. - puls 174.
8 Czwarty odcinek na czasy - 2 koła np. po 53s, 4 koła po 50s, lap i ostatnie 400m na maksa. I po 1,5 minuty pomiar kwasu. Ja miałem 11,4 mmol

Na tej podstawie analiza i wyznaczenie progu tlenowego i stref treningowych. Tyle. Do końca tygodnia będę miał wyniki, to się podzielę. Na pierwszy rzut oka, patrząc na kwas na ostatnim odcinku, stwierdził, że wybiegania za szybko - co tylko potwierdza moje obserwacje, że to moje bieganie BSów po śniegu czy w terenie po +- 5'30 to jednak takie Easy nie jest.

Będę chyba robił eksperyment, łącząc plan Hudsona Fitzgeralda ze strefami z testu. Ciekawe jak to zatrybi :oczko:

25.02 10 km (5'36, 150HR śr)
Co tu dużo mówić, na krótko w całości, 17 stopni, silnik chyba jeszcze nie przeszedł w tryb wiosenny, jak parę dni temu było -8, poszedłem w błotnisty, ślisko teren w butach bez bieżnika i trzymałem tempo. Zrobione, ale za mocno.

W weekend jakaś 15 pewnie wpadnie i od poniedziałku jakiś nowy-stary plan będę zaczynał :)

I może wreszcie Wasze blogi nadrobię :ojoj:
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Iiiiii miesiąc zleciał...

27.02
Ostatni bieg w lutym to 14,5 km na tętno. 141 średnie, 5'42. Nie jakoś super luźno, ale akceptowalnie. Trochę eksperyment z tym tętnem, zobaczymy jak zatrybi. Zamiast long sleeva z tshirtem na górę, powinna wjechać termika, wiatr dał się we znaki ;)

02.03 2,5 km + 5x1 km P (9 km, 46'27, 5'08 i 168 HR śr)
Progowy na tętno :bum: niesamowite :hahaha: rozgrzewka, plus pięć odcinków w tempie 4'20-4'30. Z testu Oleja próg mleczanowy wyszedł mi 173 bpm, więc w miarę nieźle się to pokrywa z tempem z tabeli Danielsa. A przynajmniej wtedy pokrywało się.

Pierwszy bieg w nowej firmie, znów mnie przewiało, i to był początek zła. Wieczorem lekko podrażnione gardło, w środę coś już czułem, że idzie przeziebienie, ale w czwartek zdecydowałem się jeszcze zrobić trening, na zasadzie 'albo mnie to wyleczy, albo i tak się rozłożę'.

04.03 Drugi zakres na tętno.
Trochę idiotycznie zrobiłem, że zamiast dobijać do 163 stopniowo, wszedłem na to tętno po kilometrze, to nie dziwota, że piknął 4:38 ; :bum: tętno trzymałem płasko jak stół, ale tempo spadało: 4'38 -> 4'51 -> 4'54 -> 5'12 -> 5'18 -> 5'22 -> 5'23 -> 5'30 -> 5'29

GUPIE to było, trzeba było tempa 5:00 się trzymać i po 2-3 km zobaczyć jak tętno, ale pierwszy raz na tempo biegam, to płacę frycowe.

I tu następuje zapalenie zatoki i 9 dni cieknącego z nosa czegoś o kolorze i konsystencji budyniu bananowego :trup: w międzyczasie walka z remontem u dzieci, zamówiliśmy im meble, łóżko piętrowe, itp. Miał być montaż w dniach 22-26.02, realnie było 23.02-08.03, plus jeszcze sporo rzeczy już po montażu, i po 3 tygodniach dzieci wróciły do pokoiku :hejhej: za to teraz nie chcą go opuszczać i pytają, czy mogą pościelić łóżko :hejhej: :hejhej: :hejhej:

14.03 9 km semi krosu :oczko: w 52'10 (5'47 & 148 HR śr)
... bo oczywiście, po 9 dniach niebiegania należy wyjść z założeniem biegania tego, co się miało biegać przed chorobą. tempo trzymałem (choć i tak lżej), natomiast z 12 zrobiłem 9 km, chociaż tyle.

Dwa dni jogi na rozruszanie i znów bieganie.

16.03 6km BS + 2km męcząco

Przerwa chorobowa zrobiła większe spustoszenie niż bym chciał, biegnąc 5'50 miałem tętno pod 150, a powinno być pod 135, więc różnica spora, organizm czuł, że to jednak nie jest optymalna forma ;)
Jak w końcówce zaczęło wychodzić ponad 150 stwierdziłem, że jak mam się męczyć, to niech przynajmniej dojdzie jakiś bodziec ;) i dorzuciłem dwa km po 4'40 ;)

19.03 11,5 km w trailu - dookoła lotniska

Pierwszy km zgubiony przez nienaciśnięcie przycisku start ;) reszta w trailu. Zimno, niech ten wypizdów się już skończy, chcę wrócić do biegania w ciepełku ;) znów chciałem jakiegość bodźca, to poleciałem w teren. No lekko nie było, choć tętno wyglądało znacznie gorzej niż odczucia. Na Stravie komentarze Wojtka trochę mnie otrzeźwiły, i uświadomiłem sobie, że zacząłem biegać życzeniowo, a nie realistycznie.

Więc postanowiłem zdjąć nogę z gazu i pobiegać w tlenie. Ale w międzyczasie na FB znalazłem info, że Artur Kozłowski organizuje test na 5k na Stawach Stefańskiego - tam gdzie jesienią PB zrobiłem. Trochę się zastanawiałem, ale rano po śniadaniu ubrałem się i stwierdziłem "JADĘ".

Ludzi ze 20-25, temperatura -1,5 stopnia, na miejscu trochę wiało i zaczynał padać drobny śnieg, warun jak marzenie :bum: trochę rozgrzewki, ustawiamy się, staram się złapać kogoś na 22 minuty, ale większość na 20'40-21'00 i jedna dziewczyna na 24'00. Ok, będę leciał sam. Ruszamy, po 50m patrzę, 4'00, wszyscy, w tym dziewczyna na 24 minuty - przede mną :bum: zredukowałem do 4'15-4'20 i idę swoje (zobaczymy jak długo :bum: ). Przede mną grupa. jakieś 10-15 metrów. Chwilę się zastanawiałem, czy nie skleić, ale ja i tak szedłem szybciej niż planowałem, a realnie 4'10 to nie było wczoraj moje tempo.

No ok, wieje, lecę solo, ale swoje. Pierwszy 4'16, lekkie zdziwienie, że bez dramatu. Drugi 4'18, ok, trochę pod górkę, więc też, trzeci 4'17, grupa przede mną zaczyna się rwać :hejhej: i tak chyba 6 czy 8 osób łyknąłem stopniowo biegnąć swoje - cały czas zastanawiając się, czy mnie nie zetnie, bo tego tempa od dawna nie biegałem. Ale o dziwo szło ok. Jak zapikał czwarty, wiedziałem, że 22 padnie, głowa i nogi nie dały finiszować na 500m przed, przy 200 zobaczyłem jeszcze dziewczynę z chłopakiem, odpaliłem co miałem, wyprzedzając ją jak Pendolino :bum: usłyszałem, że oddycha ZA mocno, i wpadłem na 'metę' lapując 21'24.

Vice życiówka, ładnie poprowadzony bieg, ostatni 4'10. Jakbym Miał obieganie na szybkości, to jeszcze trochę do urwania nawet dziś, więc dobrze. Niecała minuta gorzej od życiówki, całkiem nieźle z rwanego treningu. Więc teraz parę dni na zaciągniętym hamulcu, i odpalam plan na 10k - nie mam planu, nie ma systematyczności. Więc musi być plan :spoczko: i 43'XX do maja.

Salut!
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

JPRDL, teraz patrzę, że mi ostatniego posta nie wysłało, a cały cholerny kwiecień opisałem... żesz fak.

No nic, kwiecień kiepski był, to szału nie było, więc szybko poleci:

Po weekendzie z vice życiówką, bodajże we wtorek mojej żonie wyskoczył dysk. Z niczego, śpiąc...Stres i kijowa pozycja przy kompie robią swoje. Nooo, nie miała lekko, zdecydowanie, cały dzień zgon, przełykanie śliny przyprawiało ją o okrzyki bólu, ketonal, RTG, orto, fizjo, wieczorem wróciła do żywych. Wzięła tabletkę Sirdaludu na rozluźnienie, i następnego dnia miała WSZYSTKIE działania niepożądane z ulotki, wszystkie. Zaburzenia widzenia, mdłości, wymioty, no jak turbo kac na sterydach, tylko bez alko.

25.03
Ja wyszedłem dopiero w czwartek, na 1 BS + 5 km (~5'00) + 1 - tętno na progu, tempo 2 zakres :bum: reszta tygodnia ogarnianie większości rzeczy w domu, więc treningi wypadły

30.03
9 km BS

Dziurawego treningu ciąg dalszy ;) Ja jakaś infekcja znów, wreszcie wyszedłem pobiegać, plan był nie wchodzić ponad 146, ostatecznie 150. Tempo wolne, ale rozsądnie. Na koniec 5 podciągnięć na zewnętrznej siłowni obok domu. Nieźle, jakoś czas temu były ledwo trzy. Do wyrównania rekordu brakuje 9 ;)

01.04 9,35 km w 55 minut

Dysonans poznawczy, sytuacja, w której jednego dnia biegnę piątkę na vice-życiówkę, a parę dni później męczy mnie dycha w tempie pod 5:50, ehhh, trza trochę się wdrożyć w bieganie w tlenie. I to nie był Prima Aprilis

03.04 12 km w 1h11
BSa z atakiem turbochujowej pogody w trakcie. Serio, chyba nigdy w życiu tak bardzo nie zgrabiały mi ręce... 20 minut po wejściu do domu piekły i bolały o_O

Jeszcze w międzyczasie odebrałem od żony telefon 'przyjadę po ciebie' - 'u mnie nie jest tak źle, zaraz wrócę do domu' - 'taaa, u ciebie nigdy nie pada jak biegasz' :bum:

06.04 11 km w 1h06
No ok, duma do kieszeni, biegam wolno i spokojnie. I kurde, zaczyna to wyglądać. Podejrzewam, że jakbym biegł po asfalcie to byłoby lepiej, ale zawsze oznaki stabilizacji jakiejś widać. Więc uszy po sobie i biegamy wolno ;) zapieprzanie przyjdzie później, i szczerze przyznać, nie mogę się doczekać

08.04 9,77 km w 58
10 km człapanka. Pokora i gówniane bieganie, w skrócie. Bardzo chętnie bym pocisnął, ale jak nie ma z czego, to cóż, na razie czas na regulację silnika na spokojnym bieganiu.

10.04 11 km w 1h05
w footpodzie bateria padła, bo w lesie tempo trzymam, a pokazuje mi się 15s/km wolniej. Fajny trening, tak jakby coś ruszyło, może dlatego, że postanowiłem trzymać tempo i olać tętno, o tętno chyba się wystraszyło. Na koniec 6.5 podciągnięcia, zobaczymy czy do końca miesiąca będzie 10. (spojler - nie było :bum: )

12.04 10,4 km w 1h02 + 2 spr
10km BS + 2 sprinty pod górkę+ 5 podciągnięć
Fun fact - naleśnik z dżemem zjedzony w drzwiach idąc na trening równa się 2 km kolk. Dalsze bieganie na tempo, okolice 5:45, tętno w miarę trzyma się poniżej 148, na koniec dwa sprinty pod górkę, żeby trochę się rozruszać i 5 podciągnięć na drążku. Przynajmniej nie wychodzę ponad 150 bpm. Powoli do przodu, w końcu zaskoczy. Zawsze zaskakuje

14.04 7 km na elektryku - lało tak, że jakby to nie był finał IO, to bym nie wyszedł. I nie wyszedłem :bum:

17.04 12,2 km w 1h07
12 km BNP
Dziś poczułem że coś drgnęło, to jak tylko mogłem to cisnąłem. BS to nie był, ale odczuwałem mocną potrzebę biegania szybciej, i pokazania sobie, że gdzieś tam jest zrąb do wstępu do formy.

19.04 11,9 km w 1h09
Czyje drobną poprawę wydolności, ch. wie czy nie miałem covida w międzyczasie (święta były... ), może jakaś infekcja z tytułu wiadomo jakiej pogody, niemniej od weekendu czuję poprawę. Dziś widząc temperaturę wiadomo, na krótko, nauczony wieloletnim doświadczeniem, wziąłem bidon, i pożegnałem się z jakimkolwiek patrzeniem na tętno, więc 5:45 i szybciej. BS to nie był, bo nie miał być, ale za odzyskuję stabilność biegania :) Dębno i Holandia przywróciły wiarę w polski maraton, a ja szukam zastępstwa dla mojego wysłużonego pasa do biegania. Jak ktoś może coś lekkiego polecić, będę wdzięczny :) (wciąż szukam)

21.04 8 km w 43
5 km BS + 3 km umiarkowanie/męcząco
No, pobiegane :) mało czasu, sporo treści. Chyba czas olać tętno i wracać ostatecznie na tempo, dopóki nie wejdę na jakiś równy, ludzi poziom. Muszę sprawdzić pulsometr, bo końcówka to raczej progowe niż luźny BS na 130 bpm ;)

23.04 11,3 km w 1h02
11 km pewnie 2 zakresu ;)
Czuję, że biegowo wraca życie we mnie, więc jak organizm pozwolił pobiec i po 5:15 na komforcie, to pobiegłem

25.04 16 km w 1h30
Longo-mini BNP - forma wraca powoli
Pulsometr do sprawdzenia, 5:40 tempo, pokazuje 180 bpm, a opaska miband i test ręczny 150, więc ok, w te stronę, że pulsometr fika, a serducho jest ok, może być :) dziś long, szkło, to bieglem. Pierwszy porządny tydzień treningowy od tygodni. Oby to była ta jaskółka :)

27.04 11 km w 1h01
2 zakres - tempo 5'30, szło.

29.04 9 km w 52
BSik - wymęczony, ale wskoczył.
Napisałem, że wrzuciłem podsumowanie na forum, ta, uja wrzuciłem. A ja się dziwiłem, gdzie głaski, splendor :hahaha:

-------------
Podsumowanie kwietnia - 144 km, czyli x2 w stosunku do marca, końcówka zaczęła iść, już nie jak krew z nosa.

M A J

C.D.N. (wpis za maj będzie jutro :bum: )
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Jak już mówiłem - MAJ :bum:

Maj na razie 5 treningów, więc będzie krótko i treściwie. Chwilowo biegam bez planu, ale czuję, że forma rośnie, tz. wzrosła w ostatnim tygodniu czy dwóch, więc będę chciał wejść w reżim.

Ogólnie puls się już powoli statkuje, tempa też, 5'35-5'40 jestem w stanie biegać na pulsie około 140, więc w porządku, czuję, że to jeszcze nie jest biegane z formy, a raczej 'z pamięci' lub ze świeżości (albo i z tego i z tego naraz), niemniej jestem w stanie coś pobiegać.

01.05 15 km BNP
Dycha żwawego BSa po 5'30-5'35, puls poniżej 150, a potem piątka progowo, w okolicy 4'55. Całkiem przyjemny trening, ładujący, część po jakichś wertepach, ale celowo, żeby siła biegowa się robiła przy okazji. Przy tym treningu poczułem, że wracam do gry.

Serio, czułem, że mięśnie się budzą, ok, nie jest to takie luźne bieganie jak w połowie planu na przykład, gdzie te nogi są napompowane i same niosą, ale i bez piłowania - leciałem to, na co czułem, że w danym momencie mogę sobie pozwolić.

03.05 7 km BS + 3 km męcząco.
To jeden z treningów Hudsona/Fitzgeralda - niby nic, ale się to czuje na koniec, niemniej czuję, że wraca chęć i umiejętność biegania.

06.05 3 km BS + 12x200 + 2,5 km.
I takie treningi to ja szanuję :) co prawda niewiele brakowało, żeby się trening nie odbył ze względu na zdolności klątwotwórcze mojej żony :hahaha: która rzekła po obiedzie:
- 'idziesz na trening?', na co ja
- 'później, bo przecież jadłem', na co ona
- 'ale później będzie padać', na co ja
- 'ale Google pokazuje, że o 20'
- 'zobaczymy'
Po czym przyszła 18, ubrałem się wychodzę przed budynek - yebnęło deszczem :ojoj: śmiała się ze mnie tak, że ledwo pion utrzymała. Na szczęście po 20 minutach przeszło i mogłem pobiec na bieżnię.

3 km dobiegu, i start. Biegałem na zewnętrznym z trzech torów, który ma 195m, około 40-42s, na przerwie 200m w 1'15-1'20, planowałem zrobić 10, ale ładnie szły i przerwy były krótsze, to dokręciłem jeszcze 2, bez piłowania, tak szczerze mówiąc ten trening oceniłbym na 5/10, nawet podcastu z Patrycją Bereznowską bez problemu mogłem słuchać :taktak: potem 2,5 km do domu i fajrant.

Ogólnie to do urwania po 2-3 sekundy i trening byłby wciąż do zamknięcia, ale już nie na 5 :bum:

08.05 16 km long
Jaram się jak wysypisko w Zgierzu :) Forma wraca. Dziś na dziewiątym kilometrze biegu w słoneczku, pod wiatr, po lekko pagórkowatym terenie zdałem sobie sprawę, że mimo tego wszystkiego puls poniżej 150, a ja czuję, że mnie nogi same niosą :) dobrze jest! Może tej wiosny jeszcze jakaś życiówka wpadnie;)

Specjalnie zrobiłem sobie taką trasę - zauważyłem, że wolę wybierać ostatnio te trudniejsze, żeby ten organizm miał więcej bodźców, wiem, ze to zaprocentuje.

10.05 8 km smażingu
Jako że pogoda dość drastycznie zmieniła się z 'piździ' na 'pali', a temperatura poszła w górę x3, to początkowy plan na 10 km w tym jakieś 5-6x1 po 4:30 zmieniłem na 'pobiec, dobiec i nie umrzeć :bum:

Czuć adaptację organizmu do wysiłku, bo leciałem 5'30 i nie piłowałem nożnie, ale czuć też brak adaptacji do temperatury (ciekawe dlaczego, co?) - i jak początek szło po 140 (czyli jak powinno być), to koniec pod 180 (i tu juz trochę za wysoko). Niemniej - mocno, ale bez umierania, i nie muliłem. Więc zamiast dychy - 8, ale uważam, że trening przyniósł efekt.

To tyle. Teraz w wolniejszych chwilach wracam (again...) do czytania blogów. Jakieś nowinki typu WoW? Życiówki, minima olimpijskie? :bum:
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Żeby nie robić sobie zaległości :bum:

12.05
9 kilometrów, nazwijmy to 'adaptacji do wysokiej temperatury'. Na gruchę ta adaptacja, skoro po 5 ładnych dniach wraca pogoda pod tytułem 'leje, a jak nie leje to mży, lub zaraz będzie lać', to nie wiem, ale w sumie biegane było.

Start o 16, więc jak już wszystko było ładnie nagrzane :bum: jeden bidonik z 250 ml wody i wio. Miałem świadomość, że będzie adaptacja do ciepła, i było. Było lepiej (tudzież odrobinę mniej źle :oczko: ) niż dwa dni wcześniej, mimo, że HR średnie o 3 bpm wyższy przy tym samym średnim tempie (5'34).

Tak, wiem, że teoretycznie powinienem biec wolniej, ale jakoś organizm nie chciał - stwierdził, że i tak się zmacha, to niech to chociaż trwa krócej :taktak: fajne jest to, że to nie było człapanie i pchanie ściany, tylko najzwyczajniej na świecie bieg w gorącu, a organizm podbił tętno. Dziś po południu w planie kolejny trening, i w niedzielę long, albo trail dookoła lotniska, bo jeden z łódzkich klubów biegaczy, organizujący co tydzień na Zdrowiu maratony ; :taktak: organizuje 'indywidualny trening' ;)
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Staram się wyrobić w sobie nawyk wchodzenia na forum częściej, nie samą pracą w pracy człowiek żyje :bum: plus znacznie przyjemniej jest pisać o tym, że robi się konkretniejsze treningi i one IDĄ, a nie pcha się wóz z węglem po 6'00.

14.05
No wiec piątek, piąteczek, piątunio. W ciągu dnia robota mi nie szła, ale starałem się wypchnąć co się da, wiecie jak to jest, jak trzeba, a wszystko dookoła jest ciekawsze i bardziej zajmujące - słowo klucz: "PROKRASTYNACJA" :tonieja: summa summarum nie wyrobiłem się, żeby skoczyć biegać przed wyjazdem po dzieciaki. A po tym, wyebaliśmy się w korek. W sumie w piątek po południu cała Łódź była jednym wielkim korkiem, bo było spotkanie szefów MSZ państw Grupy Wyszechradzkiej, a że ja mieszkam przy lotnisku, to wiecie. Na szczęście ja jechałem od lotniska, bo ci, którzy wracali na Retkinię (jedno z największych łódzkich osiedli), w sytuacji w której jedna trasa dojazdowa jest zatkana ciężkim sprzętem (robią asfalt - należało mu się), a druga Policją, to godzina-półtorej w korku do domu jest tym, co człowiek w piątkowe popołudnie chce przeżyć :hahaha:

Ostatnio (nie licząc podrygów lata w tym tygodniu) staram się, żeby moje treningi trwały tę 1h, natomiast jako że piątki to filmowy wieczór z dzieciakami (robimy domową pizzę, popcorn i wspólnie oglądamy kreskówki), to żeby dzieciaki nie czekały za długo i żeby dało ich radę położyć o ludzkiej godzinie i mieć trochę wieczoru dla siebie - postanowiłem skrócić trening, ale nie tnąc zakresu, tylko czas ;) jak ktoś styka się z project managementem, wie o co chodzi :hahaha:

TL;DR 10,18 km w 48'50, 4'48/km i 161 bpm HR - średnio

Chciałem zrobić 10k w jakieś 50 minut, zależnie od tego jak będzie szło, coś typu drugi zakres. Wyszedłem, ruszyłem, biegnie się spoko, więc pierwszy (ten zawsze wolniejszy niż realnie) wpada w 5'15, kolejne już w okolicy 4'45-4'50, dwa razy złapały mnie światła, ale dzięki uprzejmości Stravy, która tego nie bierze pod uwagę, wiem ile realnie biegłem, końcówka szybciej, szósty, dziewiąty i dziesiąty wpadły <4:40, odpowiednio 4'38, 4'36 i 4'33.

Bardzo przyjemny, lekko wymagający, ale niepiłowany trening :) cieszy zwłaszcza powrót umiejętności biegania w okolicy 4'30.

16.05 TraiLong :spoko:
Wybieganie. W sobotę w samochodzie usłyszałem w lokalnym radio o tym, że jeden z łódzkich biegowych klubów organizuje 'indywidualny trening' :bum: dookoła lotniska. To moja okolica, moje trasy, lubię tam biegać, więc mocno rozważałem, kombinując jak to wpleść w longa. Co prawda od soboty zapowiadali deszcz, i faktycznie wieczorem padało, rano po wstaniu padało, i miało lać całą niedzielę. Stwierdziłem, że longa na elektryku nie przeżyję, a jak mam i tak i tak zmoknąć, to niech to będzie w sensowny sposób. Tym bardziej, że przestało padać, więc wrzuciłem sobie o 9:15 kulturalnie 4 tosty, przebrałem się i pobiegłem na start (co ode mnie jest niewiele ponad 2 kilometry).

Po deszczu przyjemnie ciepło, nie gorąco, ale dość duszno. Dwa kilometry dobiegu, jakieś 5'30 średnio, na starcie jakieś kilkadziesiąt osób, spotkałem sąsiada, którego czasem widuję na Zdrowiu, więc udało się zapoznać, ustaliliśmy, że lecimy lekko, 5'30 średnio.

Start, ogary ruszyły, my za nimi, gadając sobie cały czas. Pik - 5'14. Ok, za szybko, ale nas pewnie górki spowolnią. Pik - 5'11. Jest ok, stwierdzamy, że tak lecimy. Pik - 5'15, dobija do nas trzeci gość, zaczynamy gadać o nadchodzących górkach, ja trochę pilotuję, uprzedzając gdzie będzie ciężej, bo jako jedyny tam biegałem. Kilometr z górkami - pik 5'29. Mam mały kryzys mentalny i trochę zaczynam się bać, czy nie zapłacę za to w drugiej części, zaczynam patrzeć kiedy półmetek, ale lecimy i gadamy, więc jest ok.

Dwa kolejne 5'19 i 5'20, ale głównie przez teren, droga jest ... dziurawa tudzież pofalowana :hahaha: tutaj trzeci kolega wspomina, że miał plan złamać 1h na tej trasie (~11,5km), ale teraz patrząc po profilu i tym, że mamy stratę, dał sobie spokój. Ok, mówimy, w sumie to był i tak średni pomysł, ale lecimy. W międzyczasie wyprzedziliśmy kilka osób. Siódmy wpada 5'14, trochę równiejszy i trochę asfaltu. Ósmy jakoś tak przyspieszyliśmy, bo przed nami zauważyliśmy parkę biegaczy, łyknęliśmy ich i wpadł w 5'02, czuć w nogach pierwszą, znacznie bardziej trailową część trasy, trochę mniej dyskusji, a więcej trzymania tempa. Dziewiąty 5'00, grupa zaczyna się minimalnie rozciągać, jakiś czas wcześniej puściłem sąsiada na czoło, bo wcześniej ja prowadziłem.

Tutaj już czuję trud biegu, bo z początkowego plany w miarę lekkiego biegu po 5'30 zrobiło się regularne ściganie na zmęczonych nogach. Dziesiąty wpada 4'50, czuję, że w nogach jeszcze jest, ale to już nie na kenijski finisz po 3'15 tylko raczej płynne przyspieszanie w okolice 4'00, w międzyczasie odpada powoli trzeci kolega. Strefa przyciągania mety, gdzieś tu mija mnie facet i klei sąsiada, którego wyprzedzaliśmy na ósmym, zostało mniej niż półtora, jakby to był płaski bieg i nie miałbym w nogach tych podbiegów, to bym ich łyknął, ale tutaj staram się powoli zbliżać, ale i oni przyspieszają :taktak:

jedenasty wpada w 4'33, a ja wiem, że lecę na wydolności i oparach siły, ostatnie 400 metrów w tempie 4'00, metę osiągamy w czasie 58'06 - jednak udało się złamać godzinę :bum: :bum: :bum:

Parę minut dyskusji i wracamy z sąsiadem do domu. Stoper zatrzymuję na 16,00 km pod domem. Caaaałkiem zacny trening, który Garmin wycenił na 4,8 :hejhej:
Odliczając ploty :bum: zrobiłem 16 km w 1h23, w tym 11,5 km fajnego trailu w godzinę. Średnie tętno z całego treningu to 163, ale jak patrzę, że na koniec pierwszego kilometra biegu miałem 160+, 170+ miałem pd trzeciego, to realnie było wyższe. Dobrze, że starałem się nie patrzeć na tętno w trakcie biegu, bo bym się mógł wystraszyć.

Podsumowując - czuję, że organizm pamięta gdzie był jeszcze na początku roku i chętnie tam zmierza. To co biegam ostatnio czuję, że biegam 'z pamięci' i z wypoczynku i czuję, że mam naprawdę widoki na szybkie bieganie w pierwszej połowie roku. Co mnie cieszy :taktak:

----------------

Podsumowanie tygodnia:
43,7 km przebiegu. 4 treningi, dwa smażingi w upale na zaliczenie i na adaptację to gorąca, Dyszka drugiego zakresu+ (?) i mocny long w trailu.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

łapię regularność :taktak: w pisaniu, bo bieganie wciąż jest regularne.

18.05 bieżnia 200m
Jako że pogoda wiadomo jaka, a w międzyczasie młody wylądował na 24h izolacji po teście na Covida (stan podgorączkowy w trybie losowym od 2 tygodni, i trzeba było wykluczyć), prawdopodobnie zęby (4 szóstki naraz mu idą, to losy treningu ważyły się długo.

Ostatecznie wyszedłem o 18:30, walcząc z niechciejstwem. Ale że w tym tygodniu prawdopodobnie tylko 3 treningi i wyjazd weekendowy do Gdańska, to postanowiłem pobiegać szybciej, trochę zmotywowany wpisem Wojtka (@sultangrande) u Michała (@bezuszny) o treningu pod 800.

3 km dobiegu, bardzo pozytywnie nastrajał puls, 5'35 a tutaj okolice 140, mimo tego że Garmin po niedzieli pokazywał 69h odpoczynku :bum: dobiegam i myk, czterysetki. Na dwuminutowej przerwie - wychodzi 2 koła na półtora przerwy. Wystarczająco.

Czterysetki mocno, czuć, że to jeszcze nie jest optymalna forma, ale budująco. Zrobiłbym 9-10, ale czułem, że to już byłoby trochę piłowanie, a chcę w kolejnych tygodniach wejść na wyższe prędkości, więc pozostałem przy ośmiu, jak dla mnie odczuciowo - w punkt.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

19.05
Miałem o tym nie pisać osobno, ale ten mini-trening dzień po 400kach to było na tyle ciekawe doświadczenie, że chyba warto. Od jakiegoś roku nie biegam dzień po dniu - wiosną 2020 do planu 3x/tydzień dorzuciłem dyszkę BSa (po akcencie) i to były biegi, których mi się nie chciało najbardziej i które uważam z perspektywy czasu za waste (ładne proste polskie słowo MAR-NO-TRAW-STWO), i bazowałem na trzech akcentach, i 48h przerwy między nimi. BS po BSie mogę biegać, ale po jakimś konkrecie wolę mieć przerwę, żeby kolejny lecieć z wypoczynku, to nie muszę rzeźbić.

No więc wtorek - plan na piątkę po pracy. 24h po treningu rytmowym. Niby nic. Ale jak wyszedłem, to nie mogłem uwierzyć, jakie betonowe nogi miałem, serio. Nie przypominam sobie, żebym czegoś takiego doświadczył, początek 5'55 a ja jakbym chciał, to nie czułem, żebym mógł jakoś przyspieszyć. Puls lepiej niż ok, bo 135, ale w nogach energii tyle co po weselu. kolejne kilometry ociupinę lepiej, i byłem w stanie odrobinę luźniej biec w tempie około 5'45, ale jakbym miał pobiegać coś szybszego niż 5'30 to bym chyba nie chciał :bum:

Co tylko fajnie pokazuje, że bieganie akcentu co 48h to dobry pomysł i u mnie działa.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

chyba administracja skórkę forum zmieniła, chyba że to tylko u mnie jakieś ruskie hakiery narobiły bałaganu?

Niemniej, tu o bieganiu pisze się :bum: Potraktujmy poprzedni tydzień jako 'regeneracyjny'. Po tych 5 kilometrach na betonowych nogach w ubiegłą środę, miałem plan na jeszcze jeden trening, ale nie wyszło.

W czwartek wpadło mi tylko naście kilometrów na rowerze (muszę zrobić przeglądo-remont, bo 6 lat bez niczego to chyba coś sporo, co? :hahaha: ), a w piątek miałem wyskoczyć na jakiś ciągły od rana, bo w południe wyjeżdżaliśmy na weekend do Gdańska. 1,5 roku bez wyjazdu (no ok, tydzień nad Bałtykiem w lipcu, ale i tak styki siadają). No miałem wyskoczyć, ale pakowanie zżarło czas, więc wsiedliśmy w samochód i w drogę, jeszcze dzieciakom zrobiliśmy niespodziankę, nie mówiąc o niczym, wpadliśmy w połowie dnia do przedszkola i zakomunikowaliśmy wyjazd - radość nieziemska. Nie wziąłem ciuchów, plan był na chill, zwłaszcza, że pogoda miała być z dupy (deszcz 99% czasu).

Ale sobota wstajemy, nie pada - Google zapowiada deszcz od 13, więc o 10 na starówkę, żeby pozwiedzać. W międzyczasie okno pogodowe dalej się przesuwa (deszcz - po 15), więc dalej łazimy, zachwyceni relaksem. Jak pokazało deszcze o 17, pojechaliśmy na molo w Sopocie, strzeliliśmy na miejscu zajebistego hambuksa (a na telewizorach puszczali Game 6 finałów Bulls-Sonics z 1996, oglądałem na żywo!) - jak byliśmy w knajpie, to popadało, a potem jak wyszliśmy - z powrotem bez deszczu, więc rura z powrotem do Gdańska i jeszcze Muzeum Morskie w części Spichlerzy obejrzeliśmy. Ostatecznie wróciliśmy do domu robiąc prawie 16 tys. kroków :bum: czyli dzieci pewnie >2x więcej. Padły jak kawki.

W niedzielę też miało padać, ale nie padało, to szwendaliśmy się po mieście do 15, potem obiad w knajpie, w której jedliśmy 5 lat temu przy poprzedniej wizycie (poziom się utrzymał, co zacne!), i dzida do samochodu, bo zbierało się na deszcz. 16.30 ruszamy, zaczęło padać :spoczko: :spoczko: no wycisnęliśmy z weekendu ile się dało.

I tak zaczynamy wpis biegowy :uuusmiech:

24.05 4km + 3x1 niby progowo
Najpierw trochę BSa, 4 km i zachwyt, że lecę <5'30 a tętno sporo poniżej 150, więc kolejna część to kilometrówki. Miały być progowo, ale poszedłem w tempo życzeniowe, czyli progowe ze sprawdziany z piątki w listopadzie :bum: ok, 4'23 jest do zrobienia, ale to szybciej niż próg, oj szybciej. Zwłaszcza nie po asfalcie. Więc weszły odpowiednio:

4'27
4'22
4'27

Plus - organizm jest w stanie pociągnąć to tempo bez umierania.
Minus - idzie z szybkości, a nie z wytrzymałości

Niemniej - za szybko, za mocno. Trzeba było zrobić 5x1 po 4'35, byłby lepszy efekt treningowy.

26.05 1 + 7 km + 1
Tutaj kolejny życzeniowy (ew. nieogarnięciowy) trening. 1h10 do meetingu, czyli 60 minut na bieganie. Ciągły! 10km po 5'00. Wspaniale. Ruszam, i oczom nie wierzę, <5'30, tętno około 140, jest nieźle, będzie zajebisty trening. Po kilometrze rozgrzewki ruszam. Tempo szybsze niż założone, ale biegnie się dobrze, mimo, że ciężej pod wiatr (a wiatr zajebisty, mocny i oczywiście frontalny - jakżeby inaczej).
4'48 (za szybko, zwalniam)
4'53
4'50 (czuję kwas w nogach, WTF)
skręcam o 90 stopni, przestaje wiać w twarz, a na zegarku 4'25 - aha, kwestia kwasu się wyjaśniła...
Nogi skasowane już na tyle, że zwolniłem do prawilnego 4'50-4'55 (o jak lekko! pomyślało mi się od razu :bum: ), i postanowiłem dociągnąć do piątki i BS. Na szczęście tempo 2 zakresu trochę pozwoliło zmetabolizować mleczan, i nie musiałem kończyć po piątce, tylko dorzuciłem jeszcze dwa, z których ostatni znów za mocno :hejhej:

No, czyli za oba treningi powinienem sobie dać po uszach, jakbym miał coś konkretnego biegać dzień po, to byłaby porażka, na szczęście 48h przerwy daje radę. Jutro rano coś lekkiego - albo BS z szybką końcówką, albo 200/200 na bieżni, bo to w sumie lekki trening, bo w weekend jakieś BNP chcę zrobić tak z 15+.

A, z ciekawostek, na promce Aliexpress kupiłem pistolet do masażu za 170 zeta - będzie testowane. Wysyłka z Polandii, w 3 dni u mnie. Wygląda dobrze.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

No i mi się kufa zaległości porobiły znowu, a ić panfhuy...

No to retrospekcja :bum: ostatni wpis kończył się położonym życzeniowo treningiem z 26.05

28.05 3 km + 7x200/200 + 3 km
Dobieg do mojej ~200m bieżni, 7 odcinków po 200 z przerwą 200 w truchcie, po 41s/200, ostatni w 38 na przepalenie. W teorii mogło być więcej, ale dzień później zapisałem się na 3000m na bieżni w ramach Outdoor Track Run :) coby zobaczyć, jak boli trójka.

29.05 3000 m - zawody (?) Outdoor Track Run.
Long story short, bo trzeci raz zaczynam pisać tego posta :sss: zawody dofinansowane przez miasto, na łódzkim AZSie, 10 PLN wpisowe :bum: zabrałem rodzinę, bo tyle to wytrzymają :hejhej: więc miałem kibiców. 10 minut przed biegiem dowaliła zajebista ulewa, więc tartan był mokry, ale zawody się odbyły.

Było nas 4 :bum: w międzyczasie było trochę innych konkurencji, m.in. sprinty, gdzie sporo młodzieży brało udział. Patrząc po konkurentach - jeden małolat, jakiś gość z brzuszkiem na oko M45, wyglądający mało wyścigowo i drugi, +- M40, wyglądający znacznie bardziej do rzeczy.

Start, młody (rocznik 1999) wyrypał do przodu, uprzedzając fakty, 10'58 i wygrał :spoczko: przede mną ruszył ten z brzuszkiem, za mną ten drugi. Lecimy, plan na pilnowanie czasu się posypał, jak odpaliłem Garmina po 15-20 metrach. Więc lecę na czuja, mój czuj pokazuje 3:45/km, po niecałych 200 metrach trochę zwalniam, kilometr pika w 3'57 (tak, wiem, z GPSa), ale trochę się wystraszyłem tego początku. Co innego latać 400ki po 3'45/km, a co innego otworzyć tak zawody.

Mało komfortowo biegnie się w coraz bardziej mokrych butach, co chwila omijając kałuże ( z czym w końcu dałem sobie luz). Gość z brzuszkiem coraz bardziej odchodzi, ja biegnę swoje. Staram się trzymać tempo ok. 4'03-4'05, 800m pika w 3'20, trochę za bardzo zwolniłem, a kolejne 400-ki już 1'38, 1'39 i 1'27, trochę spóźniłem finisz, ostatecznie przybiegam trzeci w 12'11''37. Dałbym radę spokojnie zejść poniżej 12 nawet tego dnia, głowa nie była obiegana na tych prędkościach.

Brzuszek przyleciał 11'53 (ale leżał na bieżni), ten czwarty 12'58.
Fajne przeżycie :) jak będzie można pobiegać jeszcze - pobiegam na bieżni.

31.05 krótki long BNP
Miałem biegać longa w weekend, ale przez bieżnię odpuściłem. 14 km w 1h12, pierwszy rozgrzewkowo w 5'45, kolejne 8 km w tempie 5'30 -> 5'10, jedenasty w 4'52, potem 4'48, 4'40, 4'36 i 4'38
-------------
Podsumowanie maja:
157 km, czyli jakotako, ale jakościowo - średnio.

Jutro czerwiec.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Podsumowanie czerwca, krótko, bo nie za bardzo jest o czym pisać, z mojej winy w 100%.

02.06 Nieudolna i nieudana próba zrobienia 5x1 km P
Z rzyci. Pod wiatr, w słońcu, 20 stopni, a ja 4:30 kilometrówki chcę biegać. No nie wyszło, bo i nie miało jak. Ot, durak. Po 3km rozgrzewki, pierwsza jeszcze jako tako 4'33, druga męczone 4'46, trzecia 4'41 i pas, do dom.

9 km w 49'31.

08.06 9 km BS
Nie pamiętam czemu nie biegałem prawie tydzień, ale pokorne 9 km w 51 minut. Bez historii, nie marudziłem na Stravie, więc chyba ok :bum:

09.06 2 km BS + 11x200 (6x w kolcach)
2km rozgrzewki, plus dwusetki w kolcach, pierwsze 5 w zwykłych butach, wychodziły po 41,5s. Potem zmieniłem na kolce, kurffa, ma to wpływ, czułem, że biegnę średnio szybko, dopóki nie zalapowałem i okazało się, że po 38s robiłem :spoko:

13.06
38 świeczek na torcie zdmuchnięte :)
Pierwsze bieganie po dwusetkach - JPDL jak te kolce mi skasowały łydki - wracałem na tak sztywnych, że aż w szoku byłem. Ale samo bieganie całkiem spoko, choć widzę, że wytrzymałość leży jak budowa lotniska w Baranowie :D
Ciągły 4'56->4'47

15.06 11,3 km BS + 5 sprintów po płaskim (1h03'30)
Skopiuję ze Stravy - Łydki jeszcze czują zeszły tydzień i kolce, ale już znacznie lepiej. Słońca nie ma, ale temperatura zacna, więc BS po ca. 5'35 i sprinty. Tempo na 140 bpm w normalnych warunkach, ale te normalnie nie są i trzeba biegać swoje. I tak odpuściłem trzy ostatnie, bo wstępnie miało był "umiarkowanie męcząco" ;)

17.06 9km BSa w upale
Wyżej wała nie podskoczysz, jak nie ma z czego a z nieba leje się żar. 9 km w rozsądnym BSowym tempie, ale końcówka na tętnie, na jakim życiową piątkę jesienią kończyłem...
Kurtyna.

19.06 8 KM BS w upale
Jak wyżej, gorąco jak w piecu, to trening raczej adaptuje do upałów, a nie robi roboty treningowej.

27.06 urlopowy longo-BNP
Urlop w Sianożętach, mandżur wzięty, ale jakoś korzystając z pogody robiłem carbloloading, a nie treningi, do których i tak motywacji nie miałem za wielkiej. W niedzielę zostałem przez żonę wywalony na trening, więc stwierdziłem, że lecę promenadą w stronę Kołobrzegu, zobaczymy jak się będzie biegło.

Biegło się dobrze, a przynajmniej chciałem to sobie udowodnić :lalala: plan był na 13-15 km, zależnie od samopoczucia, trasa fajna, kostka, minimalnie pagórkowata, szło, mimo ciepła i duchoty. Do Kołobrzegu nie dociągnąłem, bo chciałem wyrobić się w 1,5h, więc zawróciłem według znaków na jakiś 1 km przed, po drodze dyszka w około 55 minut, potem ciut szybciej, ostatnio 5'08, ale czułem w łydach i w całym ciele, że to raczej życzeniowo było, zrabialne, ale zapłaciłem za to więcej niż powinienem.
Niemniej 16km w 1h28'09.

I tutaj robimy grubą kreskę.
----------------------------------------------------------

Po pierwsze, oprócz plusa w postacie 'BIEGAM!', to co biegam woła o pomstę do nieba, bo jest bez ładu i składu. Głowa chciałaby już cisnąć coś wymagającego na tempie bliżej 4'10, tylko teraz tak wymagające jest i tempo 4'30-4'40. Z pustego i Salomon nie naleje.

Więc niniejszym zrobiłem reset głowy i biorę się za plan Hudsona&Fitzgeralda, Tydzień pierwszy, dzień pierwszy i z pokorą biegać nie to co bym chciał, tylko to o mogę (i powinienem).

Więc wygląda to tak:
30.06 wtorek - Tydzień #1, T1
8 km BSa po 5'48 średnio, a puls zdecydowanie za duży (mam nadzieję, że to dlatego, że z nadgarstka :bum: )... wstyd i hańba.

Czerwiec zamykam na 92 km. Siara, i wszystko jasne.

02.07 wtorek - Tydzień #1, T2
8 km BSa, potem trochę wznosów kolan, skip ABC i 4x sprinty pod górę na wiadukt, i do domu.

Oba treningi zdecydowanie za ciężko na to co powinno być, ale organizm musi się uspokoić i wejść na drogę spokojnej budowy. 2 miesiące temu byłem mądry w teorii, praktyka to spieprzyła :bum: back to basics. Pozdrowienia, zaczynam czytać forum od jutra :spoczko:
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

04.07 8 km BS + 6x30s (T3-T10)

8 km BSa, powietrze stało, ja się zastanawiałem, ki diabeł, że noga znośnie kręci, a ja puls 150+... Na trzecim kaemie zjarzyłem, że to pewnie przez któregoś z pięciu wczorajszych browarów, pewnie drugiego :bum: niemniej mimo podniesionego tętna, czułem, że noga dość kręci, więc fajnie, po 8 km dołożyłem (zgodnie z planem) sześć trzydziestosekundowych przebieżek, miały być w tempie T3-T10, wyszły początkowe bliżej T5, późniejsze w T10, tak a nie inaczej, bo nie chciałem przepalić, a zapas był i na 3'30.

We wtorek już powinienem pobiegać coś 'na czysto', więc zobaczymy jak organizm zareaguje na więcej spokojnego biegania. Ja dostaję pierdolca, pobiegałbym jakieś progowe, ale na razie - pokora i umiar :bum:

Dziś jeszcze zrobiliśmy sobie rodzinną wycieczkę rowerową, młoda na foteliku, młody na swojej 16tce, i otwarcie sezonu - strzelił życiówkę :hejhej: 18,6 km. Z przerwami, tu plac zabaw, tu obiad, tu mus owocowy, 4h całości, ale przejechać - przejechał :spoczko:
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

06.06 8,6 km BS + 1,5 km umiarkowanie męcząco

Promyk nadziei, coś szybszego na koniec :bum: pierwszy dzień mojego powrotu do biegania rano, zauważyłem, że jak miałem ustawiony trening o 5 rano, to wstawałem, ubierałem się, wychodziłem i rura.

A teraz? Dzieciaki wstaną wcześniej, to więcej przestrzeni, wstaną później, to mniej i się rozmywa, albo cośtam, o tych cośtamów za dużo cholera. I planu brak, było, więc za jednym strzałem planuję upiec dwa kamienie na jednym ogniu, albo kill two roasts with one bird :hahaha:

Więc 6:15 trening start, ostatecznie będę starał się wrócić do biegania o 5:00, ale małymi krokami.

Trasa najłatwiejsza jaka może być, równym, płaskim chodnikiem, żeby było niewiele dodatkowych bodźców (dzięki Jacek za komentarz na Garmin Connect!). 8 km BSa (5'40->5'32) i półtora km 'umiarkowanie męcząco', więc załóżmy tempo HM życzeniowe. Kilometr 4'47, ostatnie 500m w tempie 4'43.

Tętno w kosmosie trochę (+15 do tego co powinno być), ale biegło się całkiem ok, końcówka nie tak łatwa jak był chciał, ale rok temu tez te pierwsze 'umiarkowanie męczące' końcówki były bardziej wymagające niż bym pomyślał, a zaprocentowało. Więc teraz liczę na to samo :)

Stay tuned.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
ODPOWIEDZ