Dream big: (20+40+90+180), cel: Łódź Maraton 2023 (3:30-3:45)

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

28/2020 sobota, 6 BS + 3km męczące (~4;45)

Sobota. A poprzedni tren w poniedziałek. Mogłem biegać a odpuściłem. Tak. Bo kostka. Od jakiegoś czasu zdarzało mi się, że pobolewała (a właściwie losowo zakłuwała) mnie po treningu kostka. Lewa, od zewnętrznej strony, na dole. Ciężko było wyłapać kiedy dokładnie - wygina człowiek, naciska, testuje z każdej strony - nic. 5 minut później, idę sobie - dziab - i dalej cisza. Było to okazjonalnie, ale po poniedziałkowym bieganiu, gdzie mocno szarpanie było, walka z wiatrem i ogólnie treningowa turbochujoza, poczułem ból mocniej. Niepokojąco przypomniało mi to perypetie z lutego 2019, więc DEFCON5 ogłoszony od razu. 2 dni przerwy, maść i doglądanie. Środa rano (4:50) młoda woła mleko - wstałem, i już czułem, że biegać nie idę - wciąż pobolewa. Nie cały czas, tylko okazjonalnie. Czwartek - to samo. Trening numer 2, BS odwołany na 100%. Piątek rano - wciąż czuję, choć poprawa jest. Dobra, w sobotę będize biegane, czy w niedzielę trzeci trening wpadnie - w ramach biegania adaptacyjnego, zobaczymy po sobocie.

Wyszedłem rano, jasno, to do lasu, bo wiecie co? Powiem coś nieoczekiwanego - u mnie wiało :hahaha: Tylko jak już pisałem na Endo - z uwagi na fakt, że moja piątkowa kolacja to wino i chipsy do filmu (nawet nie wiedziałem, że nakręcili Ocean's 8 z taką obsadą) plus szisza, to w sobotę rano czułem się niewyraźnie. Ale w planie 6km BS i raptem 3km "męcząco", co ustaliłem dla tego treningu na okolice 4:45.

Ruszam. Od początku ciężko, jakoś bez polotu, tempo chwilowe też z tyłka, tętno za wysokie, nooooo... źle. Ale za to jakoś szło, tempo ~5:45 nie za bardzo chciało spadać. Więc stwierdziłem, że niech będzie, skoro i tak zaraz będzie szybciej. Siódmy to przyspieszenie - spodziewałem się lżejszego treningu, a tu dupa, biegnę, tempo chwilowe wciąż z rzyci (to ciekawe, bo to jedne buty gdzie tempo fika), więc lecę na intensywność. Nooo, pierwszy poleciałem w 4:36. I było mocno męcząco. Drugi myślę sobie "wolniej". Wszedł w 4:37. Trzeci już zauważalnie wolniej, czułem się wypruty, 4:45, wreszcie w punkt. Jakbym musiał, a wolałbym nie musieć, to był 1-2 dorzucił. Ale do wyjechania. Co tylko pokazuje, że organizm lubi zjeść kolację przed bieganiem na czczo rano, bo po 1h od śniadania nie czułem, że biegałem.

Na basen z młodym, tym razem nie na ilość, więc zrobiłem tylko kilometr w 24,5 minuty, a potem poszedłem na płytki basen uczyć się nawrotów z makaronem, jak podejrzałem na YT. Noooo, mieli pewnie ze mnie bekę, ale cóż, co się nauczę to moje. Za tydzień druga próba. Może bardziej udana. Wieczorem trochę rozciągania.

29/2020 niedziela, 8 BS + 4km umiarkowanie męczące (~4:55)
Przez akcję z kostką nie wiedziałem, czy dam radę na drugi akcent dzień po dniu (ale po 36h przerwy). Jakby było nie cacy, to skończyłbym trening szybciej albo został przy BSie.

Start 18:35 po całym dniu ogarniania stadka :) początek nieźle, tempo chwilowe realne, więc temat zszedł z głowy, Tempa ~5:55, tętno w okolicy 150, więc po tym co sobie zaserwowałem dzień wcześniej - ujdzie, tym bardziej, że znów co robi? Pewnie nie zgadliście - wieje :bum: Dobiegam do parku z Zdrowie, na 'mój' tartan, żeby na 200-kach 'skalibrować' sobie tempo, jeszcze dokrętka, żeby zacząć odcinek 4km po skończeniu pełnych ośmiu BSa i wio.

Pierwszy zapobiegawczo, niemalże na hamulcu - 4:58. Odczuciowo - świetnie, więc głowa zbudowana od razu.
Drugi odrobinę mocniejszy, 4:47, a ja mknę i dobrze mi z tym, ma byś umiarkowanie męcząco, więc nie koryguję.
Trzeci znów odrobinę szybciej, z przerwą minimalną (kilkanaście sekund) na światłach, pika w 4:42, ostatni tak samo.

Może końcówka za mocno, ale żadnego zajechania, a trening dużo przyjemniejszy i dla nóg i dla głowy niż ten dzień wcześniej. Wieczorem porządne rolowanie i trochę jogi-rozciągania.

========================
Podsumowanie tygodnia

3x bieganie (31,36 km - odpuszczone 10km BS ), 1x basen 1000m, 3x joga. Zaprawdę powiadam Wam, ćwiczcie jogę, to działa.
tygodnie 2020.PNG
========================

========================
Podsumowanie miesiąca

- Na tym skończy się luty, przez to, że wypadł mi jeden trening, a sobotni przeskoczył na niedzielę, zakończyłem miesiąc bilansem 153 km zamiast 175. Ale to matematyka. Wzrost widoczny, bo ze 114 w styczniu.
- 15x biegane z 29 dni, nieźle.
- 5x basen - 7000 metrów.
- 7 sesji jogi. Jest znośnie, chcę więcej. Niezmiennie.

Cieszy regularność i to, że udaje mi się utrzymać Achillesa w ryzach. I realizuję plan. W którym to planie od przyszłego tygodnia zaczyna się hardkor (1,5 km Easy + 5x1600 4:36 p.2' tr. + 1,5 km Easy + 6x8 s. podbieg sprintem) - zobaczymy jak to wyjdzie.
01-02.2020.PNG
========================
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

30/2020 wtorek, 1,5 BS + 5 x 1,6 km T10 (4:36) + 1,5 BS + 6x8s. pdbg.

Pierwszy trening typu KONKRET :) rozgrzewka, potem 5 odcinków w bieżącym T10 (przyjąłem 4:36, czyli ostatnie z Koła, zresztą piątka ze stycznia też tyle pokazywała) a na koniec 6 sprintów pod górkę. Miałem być w tym tygodniu w Szwecji, to by nie było problemu z czasem na bieganie, ale firma ubiła wszystkie podróże zagraniczne, dopóki się korona wirusa (jak mawia mój młody) nie uspokoi. Zaprogramowałem trening w zegarku, żeby zdjąć z głowy kombinacje (każdy odcinek sprintami - do naciśnięcia LAP).

Więc na wejściu trochę logistyki - chciałem odcinki biegać na tartanie - co 200m znacznik, dobrze stoją bo mierzyłem, więc nie interesuje mnie nic poza 55s/200m. Ale do tartanu dobieg 3 km, na tartanie dycha wliczając przerwy, potem z tartanu do wiaduktu na podbiegi kolejne 2km, sprinty i rozgrzewka +- 1km i kolejne 2km do domu. W sumie 18 :szok: ciut (za) dużo. Zwłaszcza po weekendzie. A że Achilles się zaczął odzywać, to wolałem skupić się na clou treningu, więc wskoczył rower. Rowerem luźno podjechałem 3km pod Carrefour, gdzie go przypiąłem. Stamtąd 1 km dobiegu na tartan, miało być półtora, ale uznałem, że rower robi za te brakujące 500m. Na tartanie świadomość faktu, że ostatnio tak szybko biegałem 2 miesiące temu na zawodach nie dodawała motywacji, oj nie. No ale trzeba biec. Ruszam. Docelowy czas na odcinek przy tempie 4:36 - 7:22.

1 odcinek - zaskakująco lekko idzie. Staram się biec po 55/200, a tu widzę 50, 52, 53, nie lapowałem, tylko przy każdym znaczniku sprawdzałem czas bieżący, żeby wiedzieć ile ma być przy kolejnym :spoczko: . Autolap pokazał 4:18 :szok: druga część wolniejsza (4:31) i cały odcinek (~1630m) w 7:09. Ciekawostka - tętno dobiło do 173. Tutaj pod koniec były myśli pt. "zrobię ile da radę, bo średnio wierzę w 5x1,6". Przerwa w truchcie, 2 minuty, kolejne tak samo.

2 odcinek - pilnowałem tempa znacznie lepiej, starając się biec luźno - wpadało 54/55s/200. Kilometr z autolapa 4:29, 600 m 4:31 - czas odcinka 7:11. "Cztery. Jak nie przepalę, dam radę zrobić cztery".

3 odcinek - w nogach już coś czuć, oddechowo całkiem spoko, 2-3 bez problemu. W połowie odcinka myśl "o, już połowa", ubita przez drugą "taa, tylko potem dobieg i sprinty, skup się!". Zamknięty w 7:13.

4 odcinek - tu już wiem, że jeśli mnie niespodziewanie nie odetnie, to będzie i piąty i to bez rzeźbienia. Pilnuję się, żeby nie przeginać z tempem, bo za to medalu nie ma na treningu (choć i tak biegnę szybciej niż w planie, ale wiem, że dam radę to utrzymać), a ważne, żeby dopiąć jednostkę. Zamykam w 7:11

5 odcinek - trzymam tempo, nie zwalniam, wiem, że wejdzie, więc robię swoje - 7:14.

Szok, bo nie licząc 2x4 w docelowym T10 to był chyba najmocniejszy trening jaki robiłem, w dodatku na przerwach w truchcie, a nie marszu. Tutaj zasługuję na to:
not bad meme.png
No, ale żeby nie było tak łątwo, 1m5 km dobiegu do roweru, zatrzymałem trening, podjechałem do wiaduktu, chwila przeplatanki i sprinty. Nogi już mocno ubite, ale co tam, tempo 3:00-3:20 weszło, co mnie chyba podobnie do domkniętego wcześniej tempa zszokowało. Na rower i do domu.

Więc z niemałym zaskoczeniem ale i satysfakcję - domknąłem. Jednostka składająca się z 12,5 km biegu i 6 km roweru :hahaha:
Teraz zadbać o Achillesa. I w czwartek następny trening.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

31/2020 czwartek, 1,5 BS + drabinka 6,5,4,3,2,1 (T10-T3) + 1,5 BS

Po wtorku bałem się o Achillesy, ale dobre porolowanie i regeneracja sprawiły, że oprócz lekkiego zmęczenia nic nie dolegało. W środę zdziwiony byłem, jakie lekkie mam nogi, bo spodziewałem się padaki. Ale proszę, życiowa forma :bum:

No niemniej początek tygodnia biegowego we wtorek zamiast w poniedziałek, to i gęsto się robi. Środa rest, czwartek trening. Tylko <6h snu to za mało żeby wypocząć. Środek nocy, młoda przyszła po mleko. Ja w zombie-mode poszedłem jej podgrzać, ciesząc się, że jeszcze pośpię, bo czułem się zmęczony. Zastanawiając się ile jeszcze snu mi zostało, z lekkim przerażeniem zauważyłem, że przy budziku nastawionym 4:50 zegar wskazywał 4:48... No kurfa nie dośpię. A w planach mocne bieganie. Racjonalna decyzja o ubiciu budzika - wstałem o 6:20, znacznie lepiej wypoczęty. Moja żona stan przedgrypowy, wygląda jak zdjęta z krzyża, więc wieczorem będzie odpoczywać, a ja idę biegać. Wieczorem po całym dniu, chęć na trening 2/10. Ale mam świadomość, że jak przełożę na piątek, to na 100% nie upchnę 3 treningów, a poza tym czasowo nie zepnę takiej jednostki.

No więc po położeniu dzieci i przywiezieniu żonie leków z apteki - idę biegać. Plan wrzucony last minute w telefon i do zegarka. Oczywiście popieprzyłem ;) ale co tam, na szczęście niewiele. 1,5 km BS i wchodzą minutówki. Chodnikiem. Nigdy tego nie biegałem, więc lekki respekt, bo ok, czas odcinka maleje, ale tempo rośnie.

6 min. Zegarek pokazuje tempo 4:35, miałem zacząć od T10, więc spoko, kilometr pika w 4:37, mnie się biegnie całkiem spoko, więc wtorek to nie przypadek, w trakcie odcinka zrobiłem 1,3 km, bo końcóweczkę lekko przyspieszyłem. 2 minuty truchtu. Max. HR na tym odcinku 163! Dzień konia normalnie :hejhej: ale to sprawdziłem potem, w trakcie treningu pierdołami się nie przejmuję :hahaha:

5 min. Trzeba przyspieszyć, ale po pierwszy wiem, że mogę i mnie to nie zabije, czy się uda drugą serię, to inna kwestia, ale jako że dopiero zaczynam pierwszą - to skupmy się na niej. kilometr w 4:26, odcinek 5 minut = 1,13 km. 2 min. truchtu.

4 min. Tempo 4:12, przebiegnięte 0,95 km. Trochę mocniej, ale miło, że wiem, że jest zapas. Tutaj zaczynam wierzyć, że trening jest do domknięcia, wcześniej miałem ambiwalentne myśli - końcówkę już lecę po tartanie na Zdrowiu, skoro jest to szkoda nie wykorzystać. 2 min truchtu.

3 min. Dokręcam, nie ma piłowania, ale tempo 4:09 i 0,72 km. 2 min. Truchtu.

2 min. Kończą się po minucie, bo jak pisałem - popieprzyłem ustawienia :bum: 4:08 z dużym zapasem. 2 minuty truchtu i kolejna runda. Wiem, że zrobię, pytanie w jakiej formie.

6 min. Poprzednia szóstka była na hamulcu, to tę lekko podkręcam, kilometr w 4:29, końcówka szybciej, Garmin pokazuje 1,34 km. 2 min. truchtu.

5 min. Podbijam, i kilometr zamykam w 4:23, reszta ciut wolniej, ale bardziej nogi niż oddech, tutaj jest jeszcze dużo zapasu. 1,14 km. Gdzieś tu albo na kolejnym odzywa się Achilles, lekkie sztywnienie, więc staram się biec lekko i bez spięć. Tylko mam tu prawie dychę w nogach i perspektywę na jeszcze trochę :hejhej:

4 min. Ten najcięższy jak na razie, dość ciężki, co nie znaczy, że nie do zrobienia. Ale 4:19, chyba płacę za początek za szybki i 0,93 km.

3 min. Szybciej niż poprzedni odcinek, minimalnie wolniej niż w 1 serii, ale wstydu nie ma - 4:13 i 0,71. Głowa już w skowronkach, bo jakbym nie zapomniał dopisać tych dwójek - to też do zrobienia. To ostatni odcinek na tartanie - kolejne na chodniku w drodze do domu.

2 min. Znów minuta, ale najszybciej (4:01), bo wiedziałem, że raptem 250 metrów biegu mam przed sobą i dom się zbilżał.

Po 2 minutach stwierdziłem, że do domu daleko, to sobie dołożę to czego zapomniałem i pobiegłem następną minutówkę, skoro weszła w 3:55 to źle nie było ;) a po 2 min. przerwy stwierdziłem, że zrobię jeszcze zaległą dwójkę - ale tu już trochę pod górę, a i mocy trochę brakło, więc weszła po 4:21. Do domu 1 km BSem. Nogi zmęczone, ale nie zamordowane, a tego bym się spodziewał, dziś też całkiem ok.

Niemniej - nie będę wklejał kolejny raz Obamy, choć mógłbym :bum: ale to jak mi się udało zamknąć ten trening sprawia, że to ten trening 8x1 w docelowym T10 nie jawi się jakoś niezrabialnie. Sobota to 11 km z czego ostatnie 1,5 progowo, a niedziela (jeśli) to 5-10 km BSa. Ale nieortodoksyjnie.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

32/2020 niedziela, 11 km BS + 1,5 km męczące (~4;40)

Piątek film i browar (Netflix: 6 Underground - jak lubicie kino akcji, warto się skusić, sekwencje strzelanek, pościgów, walk - dają radę. A i sama "fabuła" nie przeszkadza).

Wstać się nie chciało, więc ostatecznie trening przełożyłem na niedzielę. Za to poszedłem na basen, młody na mały, ja na duży i pływam. Popatrzyłem na filmiki na YT odnośnie techniki pływania żabką, starałem się wdrażać to co zobaczyłem, wydaje mi się, że jest ok - mam wrażenie, że luźniej pływam, każda setka też 2-3s. szybciej niż jeszcze jakiś czas temu, a i mniej czuję to pływanie. W tym tygodniu tylko 2 tory wolne, więc po 5-7 osób na torze, tłoczno dość, więc nie zawsze rytm odpowiedni. Ale czasem mi się chce śmiać, jak płynę obok/za człekiem który męczy kraula, a ja go moją majestatyczną żabencją wyprzedzam. Niemniej - 1400 w 35:15 bez żadnej spiny. Jestem zadowolony.

Co do biegania - niedziela, 6:47 start (żona chciała mnie zabić, bo o 7 przylazły szkodniki: "gdzie tata?". "A jak myślisz?". "A, znów poszedł biegać..." :hahaha:

Plan z planu :oczko: to 11,5 km, z czego ostatnie półtora - męcząco. Czyli tempo jakie ustawiłem między 4:40-4:45, ale biorąc pod uwagę, że biega mi się nieźle, czasem biegam szybciej. Biegałem po lesie, nie biegło mi się jakoś super łatwo, dryf też większy niż bym się spodziewał, ale teren robi swoje. Na 8 km odkryłem jedną ścieżkę, którą wcześniej nie biegłem, to postanowiłem sprawdzić, dokąd prowadzi - o to prowadziła w krzaczory i lekko podmokły teren - jak poprzednie wchodziły 5:50-5:55, to ten wpadł 6:24. W miarę jak zbliżała się dycha, policzyłem ile zrobiłem na ostatnich treningach i postanowiłem zrobić 11 BSa zanim przyspieszę - licząc trasę do domu powinno mi to dać 40+ w tygodniu.

Dwunasty pinkął 4:39, ostatnie 500m zrobiłem tempem 4:30. Jak człowiek patrzy na plan, to takie 1,5 km na koniec wygląda niewinnie, ale jest (przynajmniej dla mnie) cięższe niż się wydaje.

Łącznie 12,88 w 1:15:19.

========================
Podsumowanie tygodnia

3x bieganie (40,25 km - i to mimo odpuszczonego czwartego treningu), 1x basen 1400m, 1x joga :tonieja: Za to jednostki jakie zrobiłem - cieszą
========================

33/2020 wtorek, 1,5 km BS + 4x600 (4:05) + 1,5 km BS + 7x8s podbiegi
Miało być biegane wczoraj, ale młoda przyszła o 4:30, położyłem się żeby dospać, bo nie czułem się na ciśnięcie rano. Lepiej poczekać jeden dzień i zrobic trening. Dziś 5:22 start, strasznie późno, ale mniej więcej wliczone w koszta.

1 odcinek. 1,5 km BSa i pierwszy odcinek - trochę nie mogłem wyczuć tempa i nogi ciężkie, ale ostatecznie zamknięte tempem 4:05. 2 min. przerwy w truchcie.

2 odcinek
. doszła górka, tempo wciąż ciężkie do wyczucia - okazało się 4:13. Przerwa w truchcie. Nie ma przerwy na wykresie, bo zamiast lap zatrzymałem trening. Nie ma przerwy na wykresie, bo zamiast lap zatrzymałem trening, ale ~2 min. rz

3 odcinek. Mocniej pociśnięte (4:02). Po płaskim, To są tempa, gdzie wciąż jeszcze czasem oko leci w kierunku zegarka, żeby sprawdzić "ile jeszcze". Na czwartkowych minutówkach tego nie było, patrzyłem na zegarek tylko żeby tempa pilnować.

4 odcinek. 4:06 - końcówka wolniej, bo otworzyłem ~3:55. Cieszy świadomość, że po tyle też bym uciągnął, ale na takie piłowanie przyjdzie jeszcze czas.

Następnie 1,5 BSa, który po uspokojeniu oddechu szedł bardzo przyjemnie, przeplatanka na rozgrzewkę i sprinty pod górę. Siedem sztuk, przerwa w truchcie. Widzę poprawę tego, jak mi się te sprinty biega. Raz, że technicznie ten ruch przestaje być wymuszony, a dwa, biegam mam wrażenie, że szybciej, bo start lotny w tym samym miejscu, a jak jeszcze niedawno 8s. wypadało na wysokości krzaka, to teraz wypada najczęściej 2-3 metry za krzakiem. Czyli progres jest.

Ogólnie zauważam, jak dużo w tempie i w swobodzie biegu zależy od dyspozycji całego ciała - ja czasem człowiek się spina, żeby pocisnąć to dajmy na to T3 (tak jak ja dziś te 600-ki), i idzie jak wóz z węglem, siłowo, po czym lekkie rozluźnienie, dłuższe wahadło, mocniejsze odbicie i tempo nawet rośnie, a wysiłek spada. Na razie trening idzie.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Dzień dobry, podobno tu ktoś biega, więc przyszedłem sprawdzić :bum:

Dwa miesiące home-office z dwójką dzieci na pokładzie to czas dzielony między dom, pracę i dzieci, trochę biegania, więc na pisanie za wiele go nie zostawało. Ale postanawiam nadrobić :) poza tym Siedlak się już obraził na mnie na GC i groził banem na forum, więc stwierdziłem, że sprawdzę w tych groźbach ziarnka prawdy nie ma ;)

Gdzie by tu zacząć? Ostatni wpis był z 10 marca. To był wtorek. Czwartek był moim ostatnim dniem w biurze, bo postanowiliśmy zrobić wcześniejszy lock-down (szkoły i przedszkola miały być zamknięte od 17.03). Nie przestałem jednak biegać. Zrobię szybkie podsumowanie tego co było:

T2: 34/2020 1,5 km bs + 3 km (4:51) + 1,5 km bs + 3 km (4:51) + 1,5 km bs
Za szybko, planowałem 4:45, a połowa weszła ~4:35. Ale zrobione, jakbym to jak robić po 4:30 to też bym zrobił. Miło wiedzieć.
To był drugi i ostatni trening w tygodniu - zmiana organizacyjna nam namąciła.

--------------------------------

T1: 35/2020 zeszły tydzień to lekki spadek motywacji wywołany brakiem czasu, więc w tym tygodniu zaczynamy aktywnie. 7 km BSa + 3 km "męcząco". W Excelu miałem niby ~4:45, ale to już nie jest męcząco, tylko raczej "umiarkowanie męcząco", więc to 4:40 miałem na celowniku. Pierwszy w punkt, kolejne odrobinę szybciej, 4:37 i 4:30. Bez zajezdni, przyjemnie :)

T2: 36/2020 plan leci dalej. Dziś w menu 1,5 km bs + 6*600 (4:06) + 1,5 km bs + 8*8s. sprinty pod górę.
To na papierze już nie był łatwy trening. Pierwszy odcinek lekko drewniane nogi, pytanie czy wejdzie. Weszło. Drugi znacznie luźniej, trzeci też spoko. Micha się cieszy, bo łatwo (jak na to co biegam) wejdzie. Czwarty i piąty tak samo. W połowie szóstego jakby mi prąd odcięło, po 50-70 m. Potem 1,5 km BS i mocno nie chciałem biegać sprintów. Ale weszły, choć 2-3 ostatnie już z wysiłkiem. Dooobry trening.

T3: 37/2020 1,5 km BS + 3km (4:45) + 1,5 km BS + 3 km (4:35) + 1,5 km BS weszło. Na Endo nie mam opisu, więc chyba nic specjalnego nie było ;)

--------------------------------

Poniedziałek joga - kwadrans. Mocno chciałem wdrożyć do treningu, ale ni chu chu nie wychodziło.
T1: 38/2020 Na Endo pisałem tak (bo to było po obostrzeniach, tych co to najpierw nie można było biegać, ale potem jednak się okazało, ze można)" Pewnie ostatni trening w najbliższym czasie, więc 1,5 + 2*4 km progowo + 1km. Przegiąłem początek, to nie było tak przyjemnie jak mogło być. Ale 7,5/10 :)

Ogólnie to na trening wyskoczyłem jak z procy odrywając się od kompa ;) To się nazywa uzależnienie. Albo oddanie. Albo oba.

T2: 39/2020 8,5 km bs + 4,5 km BNP (4:55-4-40). Dzieciaki dały w kość, trzeba było się wyżyć. Co ciekawe, ten dzisiejszy mocniej mnie zmęczył niż wtorkowy, taki ścichapęk trening. p.s. nienawidzę biegać wieczorem.

T3: 40/2020 Tu miały być 2 sekwencje minutówek - 6,5,4,3,2,1 - na rosnących tempach. Trening został zmodyfikowany że ma względu na pierwszą w tym sezonie akcję pt. "Jednak trzeba było wziąć wodę". Sprinty wypadły.

T4: 41/2020, wreszcie dokręciłem czwarty trening, 7km bs plus wczorajsze sprinty pod górę. Ale nogi lekko betonowe. Wieczorem doszła joga, 20 minut.

--------------------------------

T1: Kolejne obostrzenia, więc na Endo napisałem tak
42/2020 jeśli TO ma być ostatni trening, to poszedł pięknie. 8,5 km BS plus 4 km narastająco, 4:53 -> 4:38, miało być 4,5, ale końcówka lekko pod górkę i nie chciałem piłować. 7,5/10 choć te BNP po kilku km BSa to naprawdę mocniejszy trening niż się wydaje. Ale podoba mi się :) miesiąc zamykam 167 km, jakoś psim swędem, świńskim truchtem ukręciłem całkiem ładny wynik, a treningi idą jak złoto :)

No i właśnie, to chwilowo był ostatni trening, tym bardziej, że cała sytuacja z wiruchem mega stresowała moją żonę, więc nie chciałem jej wystawiać na niepotrzebne nerwy.

W niedzielę strzeliłem na balkonie workout z opisem: Ban na bieganie, zacząłem rozważać zakup prostej bieżni elektrycznej, ale postanowiłem trochę się poruszać. 10 minut skakanki plus 33 minuty HIIT, czyli ostry samowpierdol, będą zakwasy :) kurnać, ja robiłem burpees, na balkonie :spoko: dobrze że mam miejsce. Zakwasy puściły dopiero w czwartek, a we wtorek czułem się, jakby mnie kto kijem zajechał (oddychanie bolało) :bum:

--------------------------------

Po tygodniu zaczęło mnie nosić. Wyciągnąłem z piwnicy kettlebell, skakankę, i zacząłem coś ćwiczyć, żeby pierdolca nie dostać. I zacząłem szukać bieżni elektrycznej. Zmotywowała mnie do tego żona, która w trakcie jednej rozmowy stwierdziła "nie przejmuj się, to długo pewnie nie potrwa, miesiąc-dwa, może trzy. Pamiętasz, jak złamałeś nogę to też nie biegałeś". Moja odpowiedź była krótka - nie móc i nie biegać, to co innego niż móc i nie biegać.

Więc stwierdziłem, że szukam bieżni. Na początku szukałem nowej do 1500, ale nie chciałem tyle inwestować w coś, na czym mogę biegać max 6:00... i znalazłem w Łodzi Elitum TX700 za 900. Używkę. Zacząłem z gościem pisać, rano miałem u dać znać, że jadę po nią, zeszło mi w pracy, jak zadzwoniłem - sprzedał... bluzgałem dobę. Więc jak się pojawiła kolejna sensowna opcja, Hertz Electra R80, za 900 PLN. Niska cena za możliwość treningu i spokój w domu. Max prędkość 12km/h. Ok, stwierdziłem, że będę najwyżej dużo 2 zakresu/TM biegał ;) I w sobotę pojechałem. Do Kutna ;) 75 km w jedną stronę :hahaha: Mina mojej żony jak wstawiłem bieżnię do salonu - BEZ-CEN-NA. Ale long story short - moja małżonka od miesiąca zaczęła marszobiegi :hejhej: także nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

43/2020 W niedzielę 12.04 zapoznawcza piątka, a od poniedziałku wróciły treningi.

--------------------------------

T1: 44/2020 Bieżnia, dzień drugi, już pełnoprawny trening. Dyszka, teoretycznie BSa, ale to bieżnia, więc ciężej, tym bardziej że ustawiłem drugi z trzech stopni nachylenia (około 2,1 stopnia). I obejrzałem trzeci odcinek Wiedźmina. Rozkręca się. Da się biegać. Trzeba formę utrzymać, bo fajna już była.

T2: 45/2020 Bieżnia, trening 3. Zaczynam się oswajać z bieżnią, nawet nie zakrywałem dziś kilometrów, nie styrało mnie to jakoś strasznie. 4 odcinek Wiedźmina za mną ;) dziś 10,3 km/h (chyba jakiś niebiegacz wybiera na tych sprzętach jednostkę, ostatnie ~2 minuty 12+ km/h, żeby zamknąć się w około godzinę. Co dziwne w sumie, bo podobno ta bieżnia ma max 12 km'h ;)

Ciekawostka - okazało się, że w opisach w necie bieżnia ma 12 km/k, a realnie (i w instrukcji) 14 km/h. Więc niespodziewany bonus :taktak:

T3: 46/2020 9 km BS plus 3 km 12,3 km/h. Wiedźmin moim przyjacielem treningowym. Wyciągnąłem bieżnię na balkon, więc trening w plenerze :bum:

T4: 47/2020 Czwarty trening w tygodniu, powoli witamy regularność. Dziś ciężko, ale to po wczorajszym. Więc nie piłowałem, tylko dokończyłem odcinek Wiedźmina, dobiłem do ośmiu i wcisnąłem stop.

--------------------------------

Poniedziałek to trochę machania kettlebellem i joga.
T1: 48/2020 Środa. Home office ma swoje zalety (godzinka biegu w trakcie słuchowiska na meetingu ;) ) - 7 km BS + 3 km 4:45 + 1 km 4:30. Generalnie dziś bez nachylenia, za to szybciej.

T2: 49/2020 9 km bs + 1,5 hm. Dziś na nachyleniu. W międzyczasie w czwartek wpadła joga.

T3: 50/2020 10 km BS

T4: 51/2020. Dyszka BSa. Żona mi kazała :oczko: czwarty trening uciułany, Netflix moim przyjacielem :spoko:

--------------------------------

Tu od początku tygodnia lecieliśmy jogę, zaczęliśmy ćwiczyć regularnie - wstajemy przed dziećmi (taki jest plan), trochę jogi, herbata i do roboty zanim wstaną - dzięki temu dzień może być znacznie elastyczniejszy, jak o 8 rano ma się godzinę efektywnej pracy za sobą.

T1: 52/2020 dzieciaki podniosły mi ciśnienie dość mocno, więc potrzebowałem oczyścić głowę. Wyszło 8 km BS + 2 km od 4:50 + 2 km po 4:30, na nachyleniu 2,1%. Dobry trening

T2: 53/2020 10 km BSa

T3: 54/2020 Bardzo fajny trening, dziś mnie niosło, dzień konia. 2 km bs + 2x 3 km 4:45 na przerwie 2 km + 2 km na koniec.

Tutaj Endomondo chyba podniosło serwer(y) na których są usługi odpowiedzialne za powiadomienia i zacząłem dostawać info o komentarzach i polubieniach. Po ilu? 3 miesiącach? 4?

Kwiecień się skończył, przez pauzę na początku tylko 110 km, ale treningi wróciły i ogólnie spoko :) jogę też trzymamy prawie codziennie.

--------------------------------
MAJ

T1: 55/2020 w tym tygodniu plan na pięć treningów, bo rodzinnie nie ogarnąłem czwartego w minionym tygodniu. Wracam do robienia planu pod dychę, muszę go stuningować. A trening to 8 km BS + 3 km HM (~4:55). Weszło fajnie, BSy oddychane nosem 4-4, HM 3-3.

T2: 56/2020 dziś godzinka BSa na nachyleniu 2,1 stopnia. Męcząco jakoś, ale w domu, a nie ma balkonie.

T3: 57/2020 7 km BSa. Miało być na koniec 3 km 4:36, ale bieżnia zaczęła rzęzić przy 13 km/h, więc postanowiłem dać jej dziś spokój i jutro na sobie się przyjrzeć co i jak, może jej się temperatura na dworze nie podobała?

T4: 58/2020 Dziś pierwsza dyspensa, więc plener :bum: od razu coś treściwego, 1,5 bs + 3 km 4:40 + 2bs + 2 km 4:40 (miało być 3, ale za ciężko było, 1 bs + 1 km docelowego T10

T5: 59/2020 Pierwszy raz wcisnąłem piąty trening, żeby średnia z poprzednim tygodniem wyszła 4 ;) przeżyłem.

--------------------------------

T1: 60/2020 8 km BS i 5 km BNP. Miało iść od 4:55 do 4:45, ale jakoś czułem moc i chciałem sprawdzić czy sobota to był wypadek przy pracy i poszło od 4:49 do 4:30. No i fajnie :bleble: Pozdro Jacek, miło było Cię spotkać :taktak:

T2: 61/2020 Lubię takie treningi! 2 km BS + 6 km po 4:45 + 2,5 km BS wymagający, ale do zrobienia, czuć moc pod nogą! :spoczko:

I tak przechodzimy do dziś - będzie dyszka BSa na bieżni.

Takie przemyślenia - ten plan Hudsona/Fitzgeralda pod dychę dla 40-latków (3 treningi w tygodniu) jest dla mnie za-je-bis-ty! Serio, widać po tym co biegałem. Wyglądał niepozornie, ale jednostki przechodzą od łatwych do wymagających. Nie jest nudny, jest i bieganie szybko, jest i bieganie długo. Nawet mocne jednostki, mimo że wymagające - są wykonalne. Ja 44 będę chciał złamać nawet na tartanie na Zdrowiu. Więc cisnę. Joga to zajebista sprawa - rozluźnia mięśnie, naprawdę czuję mega różnicę - zakres ruchu i rozciągnięcia poprawił mi się znacznie. Zmieniłem co prawda "dostawcę" filmików. Yoga with Adriene zaczęła mnie wkurzać, bo ona za dużo gadała. Żonka znalazła na Instagramie (ja nie kumam tego medium) u jakiejś laski którą obserwuje Boho Beautiful. Noooo, jej intermediate to dla mnie "way too much", ale robię te dla początkujących. Ogólnie fajny klimacik ma tych filmów.

Co dalej? Przeczytam stopniowo co u Was :bum: a dalej będzie realizacja planu - mam dyspensę na niektóre treningi w plenerze, więc to co długie/trudne/mocne będę cisnął w terenie. Czuję rosnącą/wracającą moc. Właściwie na okolice łamania 45 minut to czułem się już w połowie kwietnia, jak weszły obostrzenia. Szkoda tych biegów, ale cóż. Będą następne.

Pozdro dla czytających :)
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

62/2020 piątek, 10 km BS

T3: 10 km BSa. Planowałem to zrobić na bieżni, ale mnie żona wygoniła na dwór, więc w krótkim rękawku poleciałem o zachodzi słońca. Spadająca temperatura wypiździła mnie konkretnie ;) ale bieg szedł przebosko, tętno średnie z całej dyszki, która nie była w całości po płaskim, to 137 bpm na maksie 145. Kurde, to jak nie moje tętno. Zazwyczaj więcej mam startując BSa :bum:

Obok lotniska spotkałem Jacka, więc mam świadka, że byłem w plenerze :hahaha:

63/2020 niedziela, 1,5 km BS + 8x1 T10 (docelowe - 4:18) + 1,5 km BS + 8x10s. spr.

T4: Niedzielny południowy trening zsynchronizowany z Garmin Connect w poniedziałek o 8 rano. Endomondo, you are doing it WRONG!

Niemniej - to jeden z tych treningów, które wydają się niemożliwe do zrobienia, dopóki się ich nie zrobi. 1,5 km BS + 8 (OSIEM!) x 1 km w tempie docelowej dychy na dwuminutowej przerwie, potem 1,5 km BSa i sprinty. U mnie to 4:18. Samo to brzmi grubo, raz w życiu biegałem coś podobnego kalibru, ale to było 2 lata temu.

Wyszedłem w południe, świeciło słoneczko, najcieplej nie było bo chyba 16 stopni, ale wiatr chłodził. Wiatr od czoła. No właśnie, lecieć odcinki w T10 pod zajebiaszczy wiatr, to chyba przepis na zgon. No może tak, ale nie wczoraj :) Po rozgrzewkowych 10 minutach wystartowałem odcinek na początku długiego odcinka chodnika (na tartan nie leciałem, bo pewnie tłumy). Walki z wiatrem dużo, bałem się czy dociągnę, ale nogi szły i pierwszy piknął 4:15 (ale w trakcie walki i 4:05 widziałem chwilowe...). Po przerwie drugi odcinek, 4:15. Wszystko w słońcu i pod wiatr. Wymagająco, ale nie zabójczo. Stwierdziłem, że 4 to na pewno zrobię. Przy trzecim ustawiłem poprzeczkę na 6 (bo wciąż 8 wyglądało niemożliwie). Biegnąc piąty wiedziałem, że będzie co najmniej siedem. Po szóstym chciałem osiem. Po siódmym nie byłem pewien czy wejdzie, ale byłem pewien, że odpuszczę sprinty. Jak ósmy wszedł w 4:15, to wiedziałem, że JAKIEŚ sprinty zrobię, ale byłem daleko od górki, więc weszły zwykłe, na płaskim, 6x9s, No nie myślałem, że zrobię ten trening, i że tylko 1 z 8 odcinków wejdzie wolniej niż zakładane tempo (ale to też dlatego, że wbiegałem w las i trochę zakrętów było - też byłby <4:18).

Czasy poszczególnych kilometrówek: 4:15, 4:15, 4:15, 4:19, 4:21, 4:13, 4:14, 4:18. Od połowy przerwy potem trochę dłuższe niż 2 minuty (2:15->2:30), ale trening zamknięty! Bez zajezdni, jeszcze na kilka sprintów pary wystarczyło. Wciąż w szoku jestem, ale głowa zbudowana mocno :)

--------------------------
Podsumowanie tygodnia:
4 treningi biegowe, 3 mocne jednostki, wszystko zamknięte szybciej i bez zajezdni. Drugi najwyższy kilometraż w karierze - 48,73. Czuję się świetnie, pod nogą jest. Dajcie mi bieg, to życiówkę zrobię choćby w najbliższą niedzielę.
4 treningi jogi, trochę jazdy na hulajnodze.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Ok, znów zbiorczo, ale tym razem nie dwa miesiące, a raptem kilka treningów :hejhej:

64/2020 poniedziałek, 7 km BS + 3km 4:55->4:45
T1: dzień po wycisku, miałem do wyboru dwa treningi. Albo 7 km BS + 3km narastająco 4:50->4:45, albo 1,5 + 3 km (4:45) + 1,5 + 3km 4:30 + 1,5 km.

Wychodząc nawet rozważałem tę drugą opcję, ale tylko do połowy pierwszego kilometra - nogi sztywne, uda spacyfikowane - stwierdziłem, że nie ma sensu się tyrać, bo o ile jeszcze ten pierwszy odcinek uciągnę, to drugiego po 4:30 niuja. Więc zrobione, za szybko końcówka, ale chyba chciałem się sprawdzić, czy dzień po takim bieganiu ogarnę coś więcej. Weszło 4:52, 4:38 i 4:27. Gud inaf. :bum:

65/2020 środa, 1,5 km BS + 6km (4:50) + 1,5 km BS + 3 km (4:35) + 1 km BS
T2: Drugi trening po dniu odpoczynku. No niosło, sam się śmiałem, jak mi to lekko wchodziło. Właściwie miało być 5km pierwszego odcinka, ale w połowie pierwszego kilometra spotkałem Jacka (tym razem faktycznie Jacka-Jacka, a nie Jacka-sobowtóra :bum: ), potem zrobiłem mały postój na zrobienie kilku zdjęć dzikom, i dopiero po dzikach ruszyłem. Więc żeby faktycznie zrobić ten trening, dołożyłem 1km. Leciałem większość po lesie, więc tempo poszczególnych km niby >5:52, ale tempo chwilowe było poniżej i wiem, że Garmin dobrze czytał footpoda, a nawet jeśli, to i tak spoko, nie apteka. 1,5 km przerwy i drugi odcinek, kilometry weszły 4:36, 4:32 i 4:38. Wszystko z zapasem tempa i zasięgu, bo nie o ściganie się z samym sobą chodziło :)

66/2020 czwartek, 10 km BS
T3: Wymęczona dycha BSa. Pilnowałem, żeby nie za wolno (żeby 6 z przodu nie było :bum: ) i nie za mocno, tak żeby się prześlizgnąć. 1 dzień w tygodniu z nastawieniem "nie chce mi się, ale biegnę" może być, ważne, że to BS, a akcenty wchodzą jak złoto.

67/2020 sobota, 1,5 km BS + 10x1 km T10 (4:18) + 1,5 km BS + sprinty pod górkę + 1 km BS
T4: Jeden z dwóch najbardziej wymagających na oko (i nie tylko) treningów w planie. W zeszłym tygodniu było 8x1 T10. Co ciekawe - nie bałem się go, wiedziałem, ze jest w zasięgu, tym bardziej, że poprzedni tydzień domknąłem bez zajazdu.

Rano w parku latałem za młodym na hulajnodze - parę kilometrów wyszło, więc się zastanawiałem, czy się jakieś zmęczenie nie odezwie na treningu, ale wyjścia nie było - chciałem zamknąć trening w sobotę.


No to co - start 17.30, na krótko (z rękawkami), bez wody (bo chłodno i wiatr popizgiwał) i startujemy. po kilometrze zaczęło kropić. Zastanawiałem się, czy nie zawrócić, ale byłem psychicznie nastawiony na szybkie bieganie, więc się tego nie marnuje.

Dobieg zleciał szybko, pierwszy odcinek już w lekkim deszczu, miałem problem z wstrzeleniem się w tempo (4:24). Następny 4:17, w punkt. Kolejny 4:10. Potem 4:15 (częściowo po lesie). Piąty po nieutwardzonej, luźnej nawierzchni - 4;15. Szósty powrót - 4:10. Ciężko, ale bez umierania. Deszcz pada cały czas. Siódmy - oddane to co nadrobione na szóstym 4:22. Ósmy pęka 4:23. Ale nie przez brak mocy, tylko kombinacje typu: "świetnie mi się biegnie, może to jest ten flow"? Flow był, ale w tempie 4:25, a nie 4:18. Nie piłowałem, bo po co, jeszcze dwa zostały. Dziewiąty 4:14, na potwierdzenie, że ósmy i siódmy to nie był brak prądu. Dziesiąty 4:17.

Zrobione! No, to głowa zbudowana. Tylko zostały jeszcze sprinty ;) Ogólnie świadomość tego, że po mega ciężkim treningu Hudson&Fitzgerald wrzucają na koniec jeszcze sprinty pod górę mocno zmienia optykę treningu - to nie jest tak, że po ostatniej kilometrówce można sobie spokojnie umrzeć albo odpocząć - trzeba jeszcze spiąć poślady i cisnąć mega szybko :bum: zrobiłem 8 sztuk po 8-10s. w tempie 2:50-3:20. To że byłem z siebie w stanie tyle jeszcze wykrzesać to mnie dodatkowo buduje. Kilometr do domu i cały trening zamykam 18,5 km w niecałe 1h40.

--------------------------
Podsumowanie tygodnia:
- 4 treningi biegowe, 3 mocne jednostki w tym jak na razie najtrudniejszy trening w życiu - domknięte bez umierania. Nie skłamię, jeśli powiem, że nigdy nie byłem w lepszej formie i że kiedykolwiek biegało mi się lepiej. Zbudowałem formę na Tokio :hahaha:
- Najwyższy kilometraż w karierze - przebiłem pierwszy raz 50 km (52,43!), nie umarłem, cieszy że to w czterech treningach. Wciąż czuję się świetnie, mam frajdę z biegania, treningi nie nużą, wchodzą z przyjemnością, nawet na grube jednostki wychodzę z entuzjazmem. Tak chyba powinno być, co nie? :spoczko:
- 6 treningów jogi, bo rezultaty są super - jak zaczynałem, pochylając się przy prostych nogach mogłem końcówkami palców dotknąć podłogi. Teraz bez problemu kładę obie dłonie. To samo dotyczy zakresu ruchu w większości/wszystkich stawach. Więc skoro działa - to kontynuuję. Plus zrolowane i rozciągnięte mięśnie następnego dnia nie dają o sobie znać po treningach - nawet po tych najcięższych to lekka świadomość posiadania mięśnia ,żadnych zakwasów, itp.
- trochę jazdy na hulajnodze za młodym ;) w tydzień nauczył się jeździć na 2 kółkach, a ja przeszedłem od stanu "kurfa, zaraz mu domontuję te boczne, bo nie mam do niego siły", do "on dziś jeździł przez godzinę prawie non-stop, JAK!?"


68/2020 poniedziałek, 2 km BS + 3 km (4:44) + 2 km BS + 2 km (4:30)+ 1 km BS
T1: 19:30 staję przed klatką, a tu zaczyna padać... więc zawinąłem się do domu, mrucząc brzydko, ale na szczęście mam w domu bieżnię elektryczną, wiec się zapakowałem i zrobiłem.

Jak spojrzałem w rozpiskę, to zobaczyłem trening obraźliwie krótki i łatwy. Raptem 9 km, 3km THM i 2km T10 (bieżącego). No inwektywa na tym etapie. Więc dorzuciłem po 500m żeby chociaż dycha wyszła :bum:

Ogólnie jakiś czas temu lekko podbiłem tempa - wcześniej THM przyjmowałem jako 4:51, teraz staram się to biegać ~4:45, T10 bieżące z 4:36 podniosłem na 4:30, bo czuję, że 45 zrobię w cuglach z zapasem.

Wyłączyłem GPS i autolapa, i po 300m przypomniałem sobie, że trzeba zegarek wystartować ;) początkowy BS - szok, tętno 132-133 bpm. Ja nie myślałem, ze tak może mi spaść. Pierwszy szybko odcinek - leciałem jak na skrzydłach, cały czas oddychając nosem, tętno jak przyklejone - 150 bpm. Trzy miesiące temu to miałem tak na początku BSa, a potem wchodził dryf. 2km odpoczynku, i T10. 4:30, oddycham nosem 3-3 a puls 162. No magia.

69/2020 środa, 20' BS + 15' (4:45) + 10' BS + 15' (4:45) + 10' BS
T2: No, wyłączyłem w poniedziałek GPS i autolap, to tego drugiego zapomniałem włączyć w środę :hahaha: po 7 minutach zorientowałem się, że zegarek nie zapikał. Więc plan oparty na kilometrach przerobiłem na bieżąco na czas - mniej więcej wyszło to samo, a łatwiej kontrolować czas. Zwłaszcza jak się nie ma przebytego dystansu ustawionego na żadnym z ekranów :bum: :bum: :bum:

Dziś pętla industrialna raczej, tak dla zmiany otoczenia. 3km wolno, na średnim tętnie 136, potem 20' szybko, trochę pod górę, więc puls wyższy, ale luz był. 4:46 średnio. 10 minut BSa i drugi odcinek 4:45. 10 minut do domu i koniec, 13 km w 1h10. Ogólnie przy drugiej trójce ciężej szło trzymanie tempa, jak wpadałem we flow i szedłem na automacie, to 4:50, jak lekko przyspieszałem - to od razu 4:35 tak z niczego. Fajnie mieć taki zapas szybkości :usmiech:
Ostatnio zmieniony 18 cze 2020, 10:32 przez sochers, łącznie zmieniany 1 raz.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

70/2020 czwartek, 10km BS
T3: Zgodnie ze schematem, po dwóch akcentach trzeciego treningu się nie chciało... Ale zrobiłem, odrobinę szybciej niż zazwyczaj, trasa praktycznie ta sama co ostatnie BSy, niepłaska, żeby jednak coś z tego biegu było, ale trzymałem tętno nisko. Wyszło średnie 140 bpm. Szok, jak nie moje. Ale to typowy trening na prześlizgnięcie, chciałem go robić na bieżin, ale mnie żona wygoniła i sama weszła ;) więc ostatnie epizody The Last Dance wciąż przede mną :bum:

71/2020 sobota, 2 BS + 4x 1,6 (~4:18) + 2 BS + sprinty

Danie główne tego tygodnia, jednocześnie zaprawa przed kolejnym. Z uwagi na fakt, że u mnie piździ jak na wybrzeżu już 3 tydzień, to wykminiłem plan, że zrobię te odcinki na tartanie. W końcu osłonięty od wiatru. Ale że łatwiej niż na chodniku (plus osłonięty od wiatru), to pobiegnę to nie po 4:18, ale 4:15, będzie się łatwo na 200-kach odmierzać. nie wziąłem pod uwagę jednego, ale to za chwilę.

Standardowa rozgrzewka, tutaj wyszły 2,2 km BS, i przy znaczniku od razu rura, pod wiatr (mimo, że miało kuwa nie wiać...), początek oczywiście 4:05, potem stabilizacja, lekki podbieg, wypłaszczenie, kilometr pika 4:15, potem (za) lekko puszczone nogi i ostatnie 600m w 2.40 (4:24). 2 minuty przerwy w truchcie, zazwyczaj wystarczająco, ale tutaj wolałbym więcej :bum:

Drugie powtórzenie równo, 4:15 kilometr i 2:41 (630m) - więc jak od linijki. Tyle tylko, że biegnąc alejkami czułem się jak w pieprzonym tunelu aerodynamicznym - z mowrdewindem w paszczę... (miało kuwa nie wiać...). Niestety droga z powrotem była bez wiatru w plecy, ew. z wmordewindem odrobinę mniejszym... Druga dwuminutowa przerwa znów za krótka w percpecji ;) więc organizm postanowił inaczej zawalczyć o odpoczynek, zmuszając mnie do skoku w krzaki na szybkie siku, jak to mawia mój młody. Wydłużyłem przerwę do 2:15 i start

Trzecia czwórka mentalnie ciężka, przyszło wypłacić za 4;15 trzymane pod gókę i pod wiatr na drugiej. Nie żeby trzecia bez wiatru... Kilometr pika w 4:24, ale głowa zaordynowała, że trzeba przyspieszyć i 640 m (lapowałem na znacznikach) w 2:40 (4:09, jeśli strava nie kłamie). 2,3 minuty przerwy w marszu i start. Dla "odmiany" walka z wiatrem, ale kilometr 4:17, i ostatnie 600m gęściej przebierane nóżkami, lap, czas na tarczy 2:27, 'o kurfa....' i przerwa. 2km do samochodu - zamierzałem odpuścić sprinty pod górę, bo wiedziałem, że wiatr mocniej mnie styrał niż powinno tempo, ale ostatecznie zrobiłem 6x10s na płaskim.

Ostatecznie 12 km w 1:04. Weszło, z minimalnym zapasem, jeszcze jedno bym pewnie ukręcił, ale przez ten wiatr zapłaciłem więcej niż powinienem.

==================
Podsumowanie tygodnia:
4 treningi, 45 km (taki "luźniejszy" tydzień :bum: ).
2x joga (kiepsko), raz afternoon hulajnoga ;)

Za mało jogi, ale akcenty powchodziły.

==================
Podsumowanie miesiąca:
208 km, wyrównany rekordowy miesięczny kilometraż z 2014, jak tyrałem do maratonu Danielsa :) biega mi się świetnie, tempa zacne, tętno niskie, samopoczucie doskonałe.

W tym tygodniu mocniejszy zestaw, zakończony 6x1,6 T10 (4:18) plus sprinty. Niech kurnia przestanie wiać!
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

72/2020 wtorek, 3 BS + 2x4 km THM (4:45) (p. 2km BS) + 2 km BS

Po domkniętym, acz średnio odczuciowo zrobionym treningu weekendowym, w menu dwa długie odcinki w tempie HM, które teraz szacuję na jakieś 4:45 (jaaasne:P).

Gorąco, słońce, nie wiem czy mnie coś nie łapało, bo początek treningu to od razu na wejściu +15bpm wyżej niż ostatnimi czasy. Poleciałem do Konstantynowa, bo tam mam taką akuratną pętelkę. Wody nie wziąłem i trochę żałowałem.

3km BSa jak najspokojniej, potem pierwszy odcinek, nie mogłem się wstrzelić w tempo, i pierwszy piknął 4:32, drugi 4:47, trzeci 4:43 (wreszcie prawie w punkt) i czwarty w 4:41.

15 km przerwy w BSie i drugi set.

Też nie w punkt i za szybko, 4:41, 4:38, 4:42 i 4:30. Chyba organizm chciał mieć to za sobą ;) dwa do domu i równiutkie 15 km w 1:18.

73/2020 wtorek 04.06: 1,5 km + 5 km HM (4:45) + 1,5 km + 3km ~T10 (4:30) + 1,5 km

To zamiast na pętli miejskiej, pobiegłem robić w lesie, żeby część chociaż wskoczyła po nieutwardzonym terenie.

Na wejście - piątka półmaratońskiego - założyłem Superlighty XV i to był błąd, bo ostatnio zaczęły się ze mną źle dogadywać (są za luźne). Biegło mi się średnio, bo czułem dziwne uczucie w łydkach.

Kilometry wpadały w 4:50, 4:48, 4:35, 4:40 i 4:55 (jakoś się zagapiłem). Potem 1,5 km BSa przerwy i tempo T10 (bieżące). Tylko przez te łydki średnio mi to szło i zrobiłem 4:36, 4:36 i 4:30. To nie jest kwestia mocy, bo jak się bez umierania biega po 4:18, to 4:30 to pikuś - ale jakoś głowa hamowała, chyba dobrze.

Całość 12,6 km w niecałe 1h06.

74/2020 sobota 06.06: trening z tyłka przez pogodę

No właśnie - przymierzałem się do zrobienia najtrudniejszego chyba treningu w planie - 6x1,6T10 (4:18). Wyszedłem wieczorkiem, chłodno, pochmurno, miło. Nooo, ale po 1 km się !@#$% rozpadało. Bieganie takiego treningu w taką pogodę średnio mi się podobało, ale wkurzałem się, bo byłem wypoczęty, zmotywowany i chciałem się z tym treningiem zmierzyć.

Więc wróciłem do domu, robiąc w plenerze nieco ponad 2,5 km, i wszedłem na opuszczoną już przez żonkę :taktak: bieżnię. Dokręciłem 8 km BSem oglądając przedostatni odcinek The Last Dance, ale czułem, że coś jest nie tak w prawej łydce, bo zaczęła lekko palić na ostatnim kilometrze. Dobra, "do jutra przejdzie"... Już tu powinienem odpuścić, chcąc zrobić naprawdę mocny trening niedzielny, ale jednak zdryfowałem w stronę cyferek i stwierdziłem, że dyszka BSa mnie nie zabije, a będzie czwarty trening i 50+ w tygodniu. Głupie to było.

I tak oto nadszedł czwarty trening, niedzielny, który położyłem można powiedzieć koncertowo.

75/2020 niedziela 07.06: Training Fail - 3x1,6 T10 (p. 2')

Zacytuję opis treningu ze Stravy:
Jak zepsuć sobie trening? Iść biegać 20h po poprzednim, o 15, na lekkim deficycie energetycznym, chcąc zdarzyć przed burzą trafić na plażowe okno pogodowe i 24 stopnie. I załatwić łydkę na dodatek.
No właśnie - burza się zbliżała. Ale było dość przyjemnie, mimo że gorzej niż w sobotę (zanim zaczęło padać, oczywiście). Ale pochmurno i wiało, więc do biegania ok. Noooo, tylko jak wyszedłem, to chmury się rozstąpiły, słoneczko zaczęło przygrzewać, wiatr ustał i powietrze się nagrzało - pogoda zrobiła się plażowa. A ja poszedłem biegać. Po 10 minutach BSa byłem mokry od potu i słabo widziałem ten trening, bo nie było mocy w nodze (niech zgadnę, mógłbym pewnie to powiązać z dniem poprzednim, co?). Ale stwierdziłem, że zobaczymy - czasem dawało się to "rozbiegać". Tym razem trening ustawiłem w zegarku, co się zemściło.

Pierwszy odcinek, już ciężko, ale kilometr na wejście zamknięty w 4:10 nie pomógł, 600m lekkie zwolnienie (4:13) i 2 minuty przerwy. Za maaaało... Ruszam na drugi - 1km piknął 4:17, 600m dla odmiany tempem 4:10, przerwa. 2 min. i pauza na dodatkową minutę. Ruszam trzeci, odczuciowo turbociężko, mimo to zrobiłem odcinek równiutko w 4:15, ale spędziłem 1,5 minuty oparty o betonowy wspornik dysząc jak lokomotywa w pełnym słońcu. Przerwa 3 czy 3,5 minuty na dojście do siebie i podjąłem czwarte wyzwanie. To nie było mądre, ale głowa popracowała. Tylko głowy wystarczyło na 600 metrów tempem 4:18 i zagotowany całkowicie rzuciłem ręcznik, tym bardziej, że zaczęła mnie boleć łydka... drogę do domu trochę potruchtałem, resztę przeszedłem. Rolowanie, rozciąganie i przerwa.

Aha - po moim powrocie zachmurzyło się, zaczęło wiać i temperatura spadła. Burza nas minęła... Także tego, miałem pecha.

==================
Podsumowanie tygodnia:
4 treningi, 48,95 km (załatwiłem łydkę a i tak cyferek nie zrobiłem :bum: ).
3x joga (znów kiepsko)

Jako że zaordynowałem sobie 3 dni przerwy, a łydka przy chodzeniu przestała dawać o sobie znać (przy rolowaniu jeszcze czułem przykurcz), to jak w środę zaczęły mi chodzić myśli biegowe po głowie, dołożyłem sobie karnie/prewencyjnie dzień-dwa przerwy i wyszedłem pobiegać dopiero w piątek.

76/2020 piątek 12.06: 10 km BS

BS bez historii jeśli chodzi o bieganie - ale jak wychodziłem były 24 stopnie i słońce. Stwierdziłem, że takie obciążenie mnie nie wykończy, a jeśli miałoby tak być, to własnie na BSach będę się wdrażał w piekarnik. Więc tętno wyższe sporo, wysiłek także ponad luźnego BSa, ale bez dramatu - tym bardziej, że ja chciałem 5:55, nogi chciały szybciej bo 5:30, ale ustaliliśmy 5:45 około i tego starałem się trzymać. Łydka ok :)

Dzień przerwy i kolejny trening. A z ciekawostek - w ciągu godziny BSa straciłem na wadze 1,4 km. Ładnie mnie wypaca, oj ładnie.

77/2020 niedziela 14.06: T10 km BS (p. 2')
Kolejny BSik - łydka wciąż ok, więc super wiadomość.

78/2020 wtorek 16.06: 3km BS + 5 km THM + 1,5 km BS + 5 km THM + 3km BS

Kolejny ciekawy trening - ten plan ma takie smaczki. Ciepło dość było, bo przed burzą, wziąłem 2250 ml wody i ruszyłem na pętlę do Konstantynowa, bo tam mi się dobrze biega długie tempówki/progowe/T10.

3km BSa zleciay na niższym tętnie niż 2 porzednie BSy, ale i tak wyższym niż w normalnej temperaturze. I zaczynam odcinek - 5km. Założenie jest takie - woda dopiero w przerwie (to bolało :bum: ). Więc lecę pilnując tempa, kilometry wpadają 4:46, 4:44, 4:43, 4:42 i ostatni 4:43. Przerwa w BSie, bez umierania, ale rytm oddechowy 2-3 i nosem już nie da rady. Dałoby przy 18 stopniach, a nie 20+ w słońcu. 10 km zlatuje wolno, tak jak moje tętno :hejhej: mając świadomość, że kolejny odcinek łatwiejszy nie będzie, głowa wolałaby spowolnić upływ czasu, za to nogi wbrew głowie - rwały się do zmierzenia z dystansem. Nie powiem, że pierwsza połówka mnie nie zmęczyła, bo zmęczyła, ale nie zabiła i w baku zostało, choć wiedziałem, że koniec będzie ciężki. W każdym razie - lap i lecimy.

Odrobinę ciężko było się rozbujać (bo i pod górkę ciut) - pierwszy 4:48. A kolejne jak od linijki, każdy o 1s. szybciej niż poprzedni, 4:47, 4:46, 4:45 i 4:44. O tym, że nie umarłem świadczy to, że na koniec mogłem przejść do BSa, a nie musiałem do spaceru. Przy tej pogodzie marginesu do tego treningu wielkiego nie miałem, może 4:40 bym uciągnął, ale to już chyba ze spacerem. Do domu 1,5 km BSa zamiast trzech, no ale część zsadnicza zrobiona praktycznie w punkt, więc kto bogatemu zabroni :bum:

Zaległości pisarskie nadrobione, wracam do czytania :)
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

79/2020 czwartek 18.06: 1,5km BS + 5 km THM + 1,5 km BS + 3 km 4:30 + 1km BS

Wyszedłem po zajebistym deszczu jak trochę obeschło i poleciałem do lasu. Chodniej przecież będzie, co? A w lesie? Jeszcze było ciepło, po deszczu wszystko zaczęło parować i zrobiła się miła i przyjemna sauna... Więc z umiarkowanie wymagającego treningu zrobił się mocno wymagający, a ja trzymałem tempo. Tempo półmaratońskie nie było tak przyjemne jak zawsze, ale zrobiłem, choć nie było tak, ze "samo szło", tylko trzeba było lekko trzymać nogę na gazie.

Przerwa 1,5 km w BSie nie było wystarczające jak zawsze... co samo w sobie zwiastowało niełatwe T10. Miały być cztery kilometry T10 (po 4:30) ale skróciłem, bo odczuciowo już dawno wyszedłem poza względny komfort T10 bym piknął 9/10, a tak określam intensywność na 8,5/10 przez duchotę. A normalnie to trening na 7/10...



No właśnie, tydzień gorący, treningi wchodzą ciężej niż mogłyby w normalnej pogodzie. I tak nadchodzi ostatni zacny trening tego tygodnia. Miałem w piątek/sobotę zrobić dyszkę BSa, a w niedzielę lecieć 4x2km TT10 (4:18). Ale BSa odpuściłem i w sobotę wyszedłem na taki trening

80/2020 sobota 20.06: 1,5km BS + 4x2 km T10 (4:18) p. 2'.

Wyszedłem przed 14, na termometrze 21 stopni, lekki wiaterek, wilgotność "raptem" 88% jak pokazała później Strava. No ale ruszam. Na początku - lekko drewniane odczucia. Nie zwiastujące wielkiego sukcesu, ale biegnę. BS minął szybko, po 10 minutach zaczynam T10.

Ciężko było się wbić na obroty, kilometr pika 4:19, drugi 4:16. Czyli w punkt, ale odczuciowo mocno, ZA mocno. I zamiast "samo iść", to ja muszę cisnąć. Hmm. Dwie minuty ZA szybko minęły, pierwszy kilometr drugiej dwójki 4:18, ale słabo widzę, bo zaczynam piłować. Drugi kilometr kończę 4:23, ale tu chyba GPS nie dojechał, za to ja się zajechałem. Serio, czułem się tak, jakbym zrobił te cztery dwójki po 4:10, a nie był dopiero w połowie... NIe podchodziłem do trzeciego odcinka, bo bym kilometra nie ukręcił - rzuciłem ręcznik na matę i do domu BSem, zastanawiając się WTF. W ogóle miałem tak skasowane nogi, ostatni kilometr szedłem... Serio, porażka.

Jak sobie wracałem, to tak myślałem, co się stało i jak to się stało, że niedawno śmigałem 10x1 po 4:18 z zapasem, a teraz 4:30 mnie szmaci, temperatura to jedno, ale nie aż tyle mnie kosztowało. I tak zastanawiając się, co mogło być przyczyną zacząłem analizować moje ostatnie treningi.

I wyszło mi to:
Najlepszy trening jaki zrobiłem, bez zajazdu i z zapasem to było 10x1 w docelowym T10. Było to 23 maja. Po nim w tygodniu równie dobre odcinki ciągłego i BS.

Po czym kolejny tydzień to już skończone, ale przeciągnięte 4x1,6 (co mnie tak wiatr wymęczył na Zdrowiu). Więc tu jeszcze była moc. Potem 2x4 THM km - zamknięte ciut szybciej w odrobinę za ciepłych warunkach.

Potem kuku w łydkę, trening pomyłka łączący plener i bieżnię, wpadka przy 6x1,6 zakończona przeciążeniem, parę dni przerwy, dwa BSy (za wysoki puls), potem mocno eksploatujące 2x5km THM i od tego czasu wszystko już na siłę.

Jak spojrzałem na to, jak wyglądał plan i jego realizacja, wyszło mi na to, że najlepiej mi się biegało, aż mnie nosiło w końcówce maja. Czyli ni mniej ni więcej wtedy, kiedy przypadały zawody do których pierwotnie się szykowałem. A potem to już taki rozpęd i zjazd, i biegałem niby te same tempa, ale szło ciężej. I pewnie zorientowałbym się szybciej, jakbym nie przeciążył mięśnia (samo bieganie wtedy ogólnie ciężko szło, ale zrzuciłem to na karb temperatury). Potem parę dni przerwy, dwa BSy i kolejny zrobiony trening (2x5 km) - dało się zrobić, bo organizm odpoczął, ale już nałożenie zmęczenia z tego treningu i duchota wymęczyły mnie i musiałem skrócić T10 w czwartek, a potem klapa w sobotę. Plus maj był rekordowy pod względem kilometrażu i to też się musiało nałożyć. Stąd wyższe tętno na każdym typie treningu.

Czyli zrobiłem to, o czym w podcastach bieganie.pl mówili żeby nie robić Tomasz Lewandowski i Artur Kozłowski - rozciągnąłem za bardzo plan, zamiast zmonetyzować formę na 43:30-43:45 postanowiłem "dotrenować" do końca, i się zesrało. Organizm jednak potrzebował przerwy, nie dostał, to zaczął wymuszać.

=======================
Więc teraz tak:
- plan zawieszam, co zrobiłem, to moje.
- schodzę z objętości i intensywności i przez 7-10 dni robię tylko BSy po 5:54-5:55, zobaczymy czy organizm odpocznie. Po tym może 1-2 treningi na przypomnienie/przedmuchanie płuc -i test na 5km. Od jakiegoś czasu umawiam się ze znajomym na 21:30 i coś takiego uważam, że jestem w stanie ogarnąć jak odpocznę. Życiówkę zrobiłem ze 100km/miesiąc, więc teraz coś powinno w organizmie zostać. Jak się uda, to podejście do sub44, ile - to powiem po 21:30. Jak nie, to roztrenowanie i jakiś mikrocykl na 43:30. Baza jest, zdrowie jest.

Jak ktoś coś chciałby poradzić, ew. Zasugerować zmiany w tym co powyżej napisałem - śmiało :)
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Podejmując rękawice w celu zwiększenia motywacji - wracam do planu.

Plan ten sam co ostatnio - Hudson i Fitzgerald, 10k dla czterdziestolatków. W planie są 3 treningi w tygodniu, ja luźno dokładam czwarty - BSa. Ale korzystając z komentarza Marcina, będę go czasem zmieniał/modyfikował w kierunku "2 zakresu".

Dlaczego ten plan? Ano dlatego, że ja na nim latałem. Serio, jeszcze w trakcie realizacji żadnego planu robienie mocnych jednostek nie sprawiało mi tyle frajdy, nie wchodziło tak łatwo (bo niektóre wchodziły łatwo), nie bez przemęczenia. Sama przyjemność. Na koniec nie skapitalizowałem formy, ale to moja wina, że próbowałem rozwlec plan, i się posypało. Niemniej Z zapasem biegałem T10 po 4:18, więc progres był zauważalny, i czasowo i odczuciowo.

------------------------
Krótko podsumowując to co się wydarzyło od momentu przerwania planu:
81/2020 - 10 km BS
82/2020 - 9 km wymęczonego BSa na "nieswoich" nogach
Resztę czerwca odpuściłem, i dla nóg i dla głowy.

1.07 83/2020 - 9,5 km BS + 6 uphill sprints. Komentarz: Nogi częściowo znalazłem, gdzie moja wydolność?!
2.07 84/2020 - 6 km BS + 2 km "umiarkowanie męcząco". wydolność lepiej, choć to nie jest wciąż to co było w maju. Końcówka na przepalenie okolice 4:50-5:00, uda lekko sztywne, ale wydolnościowo w miarę spoko, choć wciąż nie to co było. Czyli powolna odbudowa.
5.07 85/2020 - 10 km BS + 1km T10 - 10 km BS plus 1km T10 na sprawdzanie czy idzie. W miarę idzie.
7.07 86/2020 - 10,5 km - po trochu wszystkiego. Wyszedłem na BSa z jakąś szybką końcówką, ale ruszyłem pierwszy raz taką piaszczystą trasą, przyjemnie, chłodno, biegłem za jakimś dzieciakiem (tak z 18-20 lat ;) ), stwierdziłem, że zna drogę :D potem wbiegłem na retkińską górkę śmieciową, czyli siła biegowa, a potem 1km w 4:50. Najważniejsze, że wraca swoboda biegania :)
10.07 87/2020 - 8km BS. Miała być dycha przed urlopem, ale szła burza, to skróciłem przez krzaczory (takie po pachy). Burza poszła bokiem.
13.07 88/2020 - 9,5 km BS. Trening na urlopie. Dobra, bieganie nie trening. W sumie jedyne w ciagu tygodnia. Byłoby więcej, ale wtorek to był jedyny dzień pięknej pogody, wiec siedzieliśmy na plaży w opór. Dzieciaki posmarowaliśmy, ale siebie już nie... Więc od wtorku wieczora bieganie nie było tym czego potrzebowałem, za to żele chłodzące a i owszem :bum:
19.07 88/2020 - 8 km BS + 2km szybko.


=====================
22.07 89/2020
Tydzień 1, T1: 8 km BS + 2x uphill sprints.


Spokojnie, przyjemnie, sprinty też fajnie weszły. W tym tygodniu w weekend robię sprawdzian na piątkę albo dychę. Żeby zobaczyć gdzie mnie ten plan wywindował i zmęczenie cofnęło. Fajnie byłoby się w okolicy PB zakręcić, ale to zobaczymy jaka będzie pogoda.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Ok, mam trochę czasu więc postaram się podsumować jak wyglądał ostatnio mój trening. Jednak praca z domu ma to do siebie, że człowiek fiksuje się, żeby ją wykonać jak najszybciej i najefektywniej, a na przykład przeszkadzajki prokrastynatora cierpią :/

To;dr
Robię dalej plan Hudsona Fitzgeralda, ale jak mi to idzie, będzie dalej. Zmieniłem trochę podejście, teraz nie dokładam częstego treningu, bo wiem, że to co oni ordynują to już są konkretne bodźce, a ten czwarty trening będzie wpadał jak będę miał ochotę i czuł głód biegania.

23.07
10 km BS + 2x40s przebieżek. Luz.

26.97
8,5 km BS + 2,5 km umiarkowanie męcząco. Parówa po deszczu, weszło ciężej niż bym chciał, ale bez dramatu.

27.07
10 km roweru z rodziną. Młodego trenujemy do wypraw ;)

29.07 debilizm stosowany. Zacytuję Stravę:

No, więc w skrócie, dziś był test. W zamierzeniu atak na okolice 45/10, z klasycznym rzutem na taśmę i próba zejścia w okolice pb. Początek ułański, ale ustabilizowany, każde 200m chciałem robić po 53/54s. Ale po wczorajszej burzy park poparował (a liczyłem, że temperatura zła nie będzie i lekki wietrzyk jaki był na początku rozwieje to trochę). Dociągnąłem do połowy, szósty kilometr to już cierpienie jak z dziewiątego, po oddechu widziałem, że nic z tego nie będzie, więc dalej sobie luz. Poprawię za tydzień, jak pogoda pozwoli.

Teraz spojrzałem, strava pokazuje 95% wilgotności. Także tego.

To był trening z tych, co głowa mówi "eeee, nie". A serce "hold my beer and watch me".

01.08
8,5 km BS plus 2,5 km umiarkowanie męcząco. Wiało i było dość słonecznie, bo chmury uciekły.

02.08
8 km BS + 3x uphill sprints. Bez historii.

04.08
8 km BS plus 3 km umiarkowanie męcząco. Lało od rana, to bieżnia elektryczna na 2 stopniach nachylenia.

05.08
8 km BS plus 6*40s (3:50). Przyjemnie.

06.08
Niecałe 12 km na rowerze, spacerowo bo z młodym.

7.08
Postanowiłem zrobić pandemiczny czelendż. Spalony pięknie. Wychodzi brak obiegania na takich tempach i w zawodach ogólnie. 3 km BS rozgrzewki i start.

To znów nie był dzień na test. No dobra, dzień może był na jakieś 3:45-3:50, ale poczatek ułański go ubił skutecznie:
- 3,2,1, START! Jak mi się dobrze i lekko biegnie! 200m w 40s... @#$%^..., Ciekawe kiedy mnie odetnie? 400m, zjazd do bazy, 600m pas i dochodzenie do siebie na ławce.

Po odpoczynku reszta treningu,. Niecała piątka i 4 uphill sprints.

10.08
Tiaa, moszcz treningów rośnie. Sprawdziany palę jak nieznani sprawcy wysypiska, ale trenowanie idzie.

1,5 km BS + 4x400. (4:00) p w' + 1,5 km BS +5*8s uphill sprints. To było wtedy kiedy jeszcze było ciepło, 29 stopni a ja w komforcie.

12.08
6 km BS + 3 km męcząco. Na stravie pisałem, że chyba za ostro końcówka, więc tak pewnie było. 7/10

15.08
8 km BS + 4 km umiarkowanie męcząco.

Planowałem po 4:55, weszło kilka sekund szybciej. Spoko.

16.08
18 km rowerowania, z przerwami oczywiście, ale młody dał radę.

17.08
Trening kosa, zwłaszcza po deszczu.
1,5 km BS + 2* 6,5,4,3,2,1 w tempach T10-T3, przerwy 2'. Pierwsza seria w truchcie, druga w marszu.
8-8,5/10

19.08
3h walki z odkurzaczem piorącym, plecy dostały w kość. Oj nie chciało się, nie chciało. Ale wyszło 9 km BS + 1,5 km męcząco.

22.08
1,5 km BS + 4*1,5 km T10 + 6x uphill sprints.

Miało być pięć odcinków, ale raz że 1,5h później wyszedłem niż planowałem i na termometrze 22 stopnie (na szczęście w cieniu biegałem), więc od razu przerwy w marszu zamiast w truchcie, a dwa, to czwarty już szedł na styk, a piąty musiałbym rzeźbić mooocno. Postanowiłem zostawić cztery i zrobić sprinty pod górkę.

25.08
1,5 km BS + 2*3 km. (~4:40-4:45) p. 1,5 km BS + 1,5 km BS.

początek drewniany jakiś, tempa nie mogłem ustawić, jakoś siłowo. więc pierwsza trójka sporo za szybko. po przerwie już znacie luźniej, i kilometry wpadały 4:40. 7,5/10. Pół dodane przez za szybki początek.

29.08
1,5 km BS + 4*600 (4:00) p. 2' + 1,5 km BS + 8*9s uphill sprints

31.08
5 km BS + 3 km męcząco
Trochę szybciej BS, potem dość szybko ta trójka, w dodatku w lesie GPS zaczął pokazywać głupoty, a ja trzymałem z pewnym wysiłkiem 4:45, po czym wybiegłem z lasu i wyskoczyło 4:12 :)

Dobra, młody kończy zajęcia, reszta po południu, w sumie tylko miesiąc mi został, z czego dwa tygodnie choroby ;)



Wysłane z mojego Mi A3 .
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Kontynuując nadrabianie zaległości już po miesiącu od ostatniej wizyty :tonieja:

04.09
1,5 km bs + 3 km "umiarkowanie męcząco (4:45) + 1,5 km bs + 3 km T10 (4:24-4:30) + 1,5 km bs
Umiarkowanie męcząco po 4:45 to już bardziej dość komfortowe tempo, T10 po 4:24 to jeszcze nie ten czas.

06.09
1,5 + 6*600 (4:00) + 1,5 + 8*8s. Uphill sprints
600ki weszły pięknie, pod kontrolą, z drobnym zapasem, po 3:50 bym zrobił. Coraz lepiej mi się biega, mimo tylko 3 treningów w tygodniu, ale w reżim treningowy wciąż nie mogę się wbić.
@Wojtek - to są te szybkościówki o któych pisałem na Stravie. Chodzi za mną 10x400 po 3:50 na 90s przerwy, byłoby to fajne odmulenie :)

08-09
2 km + 2* 4 km (4:45) p. 1,5 km
Takie treningi dają kopa motywacyjnego, pierwsze 4:45 już pod całkowitą kontrolą, drugie to nawet noga taka się szybciej, musiałem się nawet trochę hamować :)

Forma ruszyła, zresztą już po weekendzie i 600kach to poczułem :)

10.09
8 km BS + 4,5 km 4:50->4:30
Moooocny trening, zwłaszcza, że początkowego BSa zrobiłem szybciej niż zazwyczaj (~5:40, ostatnio noga się rwie). 7,5/10/

I tu wkurw, bo dopadło mnie jakieś gówniane przeziębienie, zatoki zawalone, zgon totalny, jakbym był domem, to bym stwierdził, że trzymałem się na farbie :bum: serio, dzieciaki chodziły do przedszkola, my tylko prochy (ból zatok to zła rzecz), czosnek, miód imbir i cytryna. Masakra, dwa tygodnie wyjęte nie tylko z treningów, ale i życia.

23.09
10 km (ok, 8,5 km) BSa na patelni
1. Minęły dwa tygodnie bez biegania, w środku przeziębienie i potężna infrkcja zatok? Doskonale, zaplanujemy jakby nigdy nic 7 km BS plus 3 km progu :)
2. W połowie zmiana planów na 10 km BSa (zdrowy rozsądek jednak gdzieś został).
3. Dobra, to wybiegam spomiędzy drzew o kończę, kilometr się przejdę, myśl o kończeniu w tej patelni sprawia, że mi nogi miękną.
4. Punkt 3 - proudly done!

Noo, dyszkę to bym zrobił, ale BSa. Trzeba wiedzieć, kiedy się styrać, a kiedy odpuścić.

25.09
10 km BS
Tempo utrzymane, tętno wciąż wysoko, ale swoboda wraca powoli.

27.09
7 km BS + 3 km BNP (4:52-4:43)
Lało równo cały dzień, więc mechanik. Sauna w sypialni, ale 7 km po 5:52 i końcówka mocniej, narastająco. Bałem się, że będzie za mocno, ale te dwa tygodnie z przerwy nie naruszyły mnie tak bardzo, albo wracam już do siebie. Garmin świnia obciął mi pułap tlenowy na 49. Nu pagadi!

29.09
2 km BS + 6 km (4:45-4:55) + 2 km BS
Prawie już wszedłem na elektryka, bo zaczęło siąpić. Ale stwierdziłem, że trzeba się hartować, i założyłem wiatrówkę, kominiarkę i rękawiczki. Jak wyszedłem i postałem chwilę, stwierdziłem "debil" i zająłem dwa ostatnie. A i tak było mi za ciepło. Niemniej bieg na samopoczucie - początek wolniej bo lekko pod górkę i wmordęwind, droga połowa szybciej. Liczyłem, że wejdzie łatwiej ten trening, ale i tak bez zajezdni.

Tutaj gdzieniegdzie zaczyna się przewijać joga, do której wróciłem i staram się regularnie (czyli plus minus codziennie) ćwiczyć.

Wrzesień biednie pod kątem objętości, bo tylko 85 km, ale 2 tygodnie przerwy robi swoje. No cóż, nie ma sensu zastanawiać się nad rzeczami, na które nie mam wpływu.

Tu zaczyna się pażdziernik (i to 2020 :hejhej: )

02.10
8 km BS + 3 km BNP + 1,5 km BS
Miało być 5 BNP, ale to piękny przykład na to, że plan Hudsona Fitzgeralda jest dobrze zrobiony i jednostki nie jakieś zabójcze, a tylko nie można chojrakować. Początkowo osiem za szybko o 10 km/s. Szło, mimo że tętno za wysokie. Jakbym jeszcze zwolnił BNP, to nie, pierwszy planowo 4:52, następne zamiast ciąć po 3-5 s/km to 4:42, potem 4:37 leciutko pod górkę i pas na światłach. Co miałem zrobić zrobiłem, to jeszcze nie jest forma sprzed choroby. Ale będzie :)

04.10
2 km BS + 10 km... 2 zakres coś jakby? :)
Miałem to biegać po 5:10-5:15, tak sobie wymyśliłem, bo choroba trochę mi plan przeczochrała, więc muszę go trochę zaktualizować. Jakoś nogi nie chciały iść w tym założonym tempie, wolały szybciej, więc pozwoliłem, organizm chyba się domaga powrotu do formy.

06.10
3 km BS + 7 km BNP.
Taki trening z przypadku, nie wiedziałem co biegać, miałem BSa, ale noga przyspieszyła, to puściłem. Weszło przyjemnie :)

08.10
3 km BS + 3x Broken Miles :) + 2,5 km BS
Nie wiedziałem co mam biegać, więc postanowiłem zrobić broken miles na podbicie VO2MAX, fajny trening, nie przepalony, zrobiony można powiedzieć w punkt :) na bieżni, nie wiem tylko ile ma ta bieżnia, bo koła T5 planowałem robić po 52s, a wychodziły po 47 bez zajezdni, a kilometr pikał praktycznie równo po 5,5 okrążenia. Niemniej, strzelać z tego nie będę, trening zrobiony uczciwie :)
Tak patrzę, że 7 kółek wychodziło niemal równo 1,25, więc ta bieżnia ma około 180 m. Jeszcze potwierdzę, a przynajmniej się postaram :)

10.10
2 km BS + 2* 4 km (4:45-4:41) p. 1,6 km Bs
Dziś mocno, w tym dlatego, że ciepło i sporo na słońcu, ale dociągnięte bez strat tempa. 8/10. Zebrałem z lasu chyba wszystkie muchy, w tym trzy bezpośrednio paszczą ;)

12.10
8 km BS + 5 km BNP (4:53-4:35), elektryk na 2 stopniach nachylenia
Strava zliczyła z zegarka 10,6... Liczy jak komisje wyborcze na Białorusi :hahaha:

14.10
2 km BS + 6 km progowego + 2km BS
Nooo, takie lubię :) uczciwie zrobiony progowy, nieśmiało planowałem go po 4:40 po płaskim, ale ze względu na żółtą strefę poszedłem w okolice bardziej zadrzewione i tam aż tak płasko nie jest. Jak pierwszy piknął w 4:35 a ja nie czułem, że to za mocno, stwierdziłem, że nie jest źle ;)

Więc zgodnie z założeniami, czuję, że forma rośnie. Będę chciał ją gdzieś na jakimś teście skapitalizować niedługo :)

18.10
1,5 + 8*1 km T10 (~4:20) + 1 km
Dobry, mocny trening, nie wyjechałem się do końca. Miały być jeszcze sprinty, ale przy pierwszym, ma mokrym tartanie odjeżdżały mi buty, i Achilles powiedział, że odpuszczamy, szkoda ryzykować.

20.10
7 km BS + 2 km ~BNP + 1 km BS
Tego BNP to miały być trzy kilometry, ale tak sobie wybrałem trasę, że wyszły mi 2* światła i kładka nad torami. A że jakieś głupoty miałem w sekcji tempo, bo pierwszy leciałem lekko 4:40-4:45, a tu ledwo 4:53, drugi przyspieszyłem do intensywności "zerkam na zegarek ile zostało", a tu 4:50 ;) a patrząc teraz widzę 4:35 (czyli tempo chwilowe zakłamane). Także tego. Niemniej tego 5:35 i puls w okolicy 145 to to co Lubię :)

23.10
1,5 + 5 km progowo + 1,5 km + 3 km T10 (bieżące)
Progowy miał być w okolicy 4:45, poszło trochę szybciej, T10 4:30 i też poszło trochę szybciej. Ten trzeci to wymagał już mocnego popracowania, bo szło pod górkę, ale głowa i nogi uciągnęły. Ogólnie dobrze. Plus zrobili mi obok domu drabinki do kalisteniki, więc zrobiłem interwały w podciąganiu 7x1 ;)

25.10
1,5 + 8*1 (4:20) + 1
Trening na czwórkę. Miało być dziesięć odcinków, ale bym się zapiłował i z regeneracją mogłoby być słabo. Od samego początku jakoś sztywno, chyba ten ostatni trening wszedł mocniej niż myślałem. Niemniej tempo równe i pod kontrolą.

Tutaj był jeszcze wpis o znajomku, który wreszcie skapitalizował formę na maraton. No nie ma chłop szczęścia do zawodów, miał zajebistą formę na wiosnę 2019, to musiał biec z półpaściem i puknął 2:57, jesienią celował w 2:50 to go kontuzja skosiła, wiosną miało być 2:50 może lepiej, to COVID, teraz jesienią też mu odwołali któryś maraton, to rzutem na taśmę Kędzierzyn złapał i poszedł w PB sub2:55 :)

27.10
2 km + 3 km ~4:45 + 1,5 BS + 1,5 ~4:25 + 1 km
Dziś trochę ciężko, nie wiem, czy to po niedzieli, czy lekka infekcja po wczorajszych protestach. Grubo w Łodzi.

I tak oto dochodzimy do czwartku, 29.10 (czyli dziś!), a ja uzupełniłem wpisy na forum!

O poranku zrobiłem secik 2 km BS + 3 km ~4:45 (tutaj trochę pod górkę, plus jeszcze podbieg na wiadukt). Pierwszy 4:36, drugi z wiaduktem 4:42 (za mocno), trzeci 4:37, poczułem to w nogach, oj poczułem. Trochę się bałem, że mi zabetonuje uda i kicha będzie z drugim odcinkiem, ale 10 minut BSa w przerwie dało radę mnie odczarować, i kolejne już szły należycie (pod kątem tempa i intensywności) 4:42, 4:44 i na koniec 4:38 (znów pod górkę, to nogi podbiły kadencję, tempo i za mocno wyszło).

No trening zrobiony, ale za mocno. W weekend w planie 4x1,6 w T10 (4:20), aż ciekaw jestem tego treningu, bo w wiosennym planie nie dotrwałem. W kolejnym tygodniu planuję zrobić test na 5k. Oficjalnie piszę, celuję w 21:15-21:30.

Klikam wyślij i zaczynam czytać wątki blogowe. Mam kilka miesięcy zaległości kurffa. Trzymajcie kciuki :)
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Ok, żeby nie robić obie zaległości i pokazać, że serio wróciłem, wracam do opisywania treningów na bieżąco.

W planie na weekend miałem 4x1,6 w T10 (4:20). Ale. Ponieważ psychicznie mam ochotę przewentylować płuca i sprawdzić co wytrenowałem, żeby nie popełnić błędu z początku lata, za tydzień test na piątkę. Więc wolałem zrobić coś podostrzającego formę, zamiast trenować wytrzymałość tempową. A że ostatnio bardzo fajnie mi się biegało Broken Miles, to poleciałem na bieżnię. Teoretycznie ma 200m (tak jest opisany segment na stravie), ale mi Garmin wspomagany footpodem zmierzył 180. No pal licho, właśnie kupiłem za 70 zeta na allegro koło pomiarowe, to sprawdzę następnym razem :bum: zaoszczędziłem na wpisowym na biegi, stać mnie, a co :spoczko:

Anyłej, 3km rozgrzewki (dobieg do bieżni i 1 koło BSem) i danie główne. Plan był taki, żeby pobiegać 1200 tempem 4:15, a 400 tempem 4:00-4:05.

1. 7 kółek, Garmin złapał 1280m (co by potwierdzało 180m/koło), kilometr w 4:10, reszta 4:08. Trochę przecierałem oczy jak widziałem chwilowe, myślałem, że bullshit, ale lapowałem ręcznie i te 4:10 było. A jak w dość dużym komforcie, i płucnie i nożnie. 1 koło truchtem (znów wyszło 180m), 71s przerwy i ogień. Czas 1:23, tempo 3:46. Dafuk, nie wiedziałem, że aż taki zajebisty jestem :szok: dwa koła przerwy tempem 6:30 i następny.

2. Tu szło ciężej. Zrozumiałem dlaczego, jak mi kilometr odpikało w 4:03, choć w biegu dałbym głowę, że mnie oszukuje. Za to przez te rozkminy pomyliłem się w liczeniu i zrobiłem 6 kółek, zamiast 7 - wyszło 1100m. Nie chce wyjść inaczej niż 180. Koło truchtu (prawie 7:00, wolałem dobrze wypocząć) i dwa koła szybciej. Zaciągnąłem hamulec, wyszło... 3:49 :szok: no kurła, to trzeci zrobię już bez problemu. niecałe 2,5 minuty przerwy i trzeci, już z mocnym postanowieniem zrobienia 7 okrążeń.

3. Jak głowa wie, że będzie trudno, ale choćby się waliło i paliło zrobisz, to się inaczej leci, co? To tu tak było. Żeby nie popieprzyć, co lapując głośno liczyłem ;) kilometr odpikał w 4:03, 270m poszło w 3:56 :szok: , i po przerwie (90' wolniutkiego truchtu) dwa okrążenia tempem 3:45. Bez zajezdni, jeszcze jedno powtórzenie bym zrobił, ale to byłoby pewnie już 9/10.

Spokojnie do domu z uśmiechniętą mordą, bo taki trening domknięty pod kontrolą bez zajezdni to i dla nóg i głowy niezłe turbo.

Teraz dwa treningi w tygodniu i weekend sprawdzian. 21:30 to uważam po sobocie za minimum. 20:xx zaczęło mi chodzić po głowie, ale przed 4:12 czuję respekt. Co innego odcinki, co innego całość. Chyba zrobię tak jak na początku roku - cztery po 4:15 a piąty ile fabryka dała. Skoro 6.01 z homeopatycznego treningu byłem w stanie polecieć ostatni na ulicy w okolicy 4:05, to teraz jest to ogarnięcia tym bardziej. No ostrzę sobie zęby na ten wynik.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
Awatar użytkownika
sochers
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3431
Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
Życiówka na 10k: 44:15
Życiówka w maratonie: 3:48:12
Lokalizacja: Woodge aka Uć

Nieprzeczytany post

Tydzień sprawdzianu na 5k.

Jako że do piątki się nigdy nie przygotowywałem i zazwyczaj korzystałem z tygodnia startowego z planu, to teraz poszedłem podobnie, lekko to modyfikując w trakcie biegu (podbijając tempo). Wreszcie po prawie roku wyszedłem wcześnie, nie jakoś bardzo, ale 5:45 to już postęp. Wolę tak, mimo że ciemno, to więcej czasu zostaje później.

Plan rzecze tak:
1,5 km BS + 2x 2km T10 (4:20) + 1,5 km BS + 4x10s uphill sprints. Postanowiłem zrobić to ciut szybciej, tak 4:15. Trochę pod wpływem komentarza Krystiana z sugestią ataku na sub21.

Wyszedłem, 1,8 km BS, żeby szybki odcinek zrobić bez zakrętów i ruszam.

Tu Garmin nie ogarnął GPSa, jeszcze się chyba nie obudził i mi zaczął pokazywać głupoty na tempie odcinka. Ja cisnę 4:10-4:15, a ten mi tu 4:45 pokazuje. Więc lecę na tempo chwilowe, które było ok. Noga podawała, więc stwierdziłem, ze zobaczę jak będzie. 4:10 po chodnikach, a ja na czuję jakbym progowy robił, noga lekko, góra luźno, bez rzeźby. Kilometry pikały 4:25, ale było te 8-10s szybciej, na bank, więc leciałem swoje. Byłem w lekkim szoku, jak relatywnie dobrze mi się biegnie, czułem się jakby to było między progiem a T10, a nie szybciej niż założone T5.

Przerwy miały być 2 minuty, ale się zamyśliłem i wyszło 2,5.

Drugi odcinek wiedziałem, że będzie ciężki/cięższy, bo tam trochę pod górkę i mniej płasko, ale już w głowie siedziało, że trening zrobię i to bez zajezdni, kilometry wpadły w 4:12 i 4:13, bo się Garmin ogarnął. Żadnego przechodzenia do marszu, oddychania rękawami, raz spojrzałem na zegarek ile zostało, na 200m przed końcem, potem płynne przejście do wolnego BSa i przemyślenia, że zrobiłbym tym tempem trzecią dwójkę, a na bieżni to by i 4:10 weszło, a jakbym popracował, to i szybciej.

Więc teraz już oficjalnie w sobotę przypuszczam atak na sub21. W środę jakiś progowy w odcinkach, czwartek piątka BSa i w sobotę ogień. Kumpel zaoferował pejsowanie, ma chłop zapas szybkości więc dla niego to będzie spacerek. Postaram się zrobić lekkiego NSa, czyli pewnie jakieś 4:13-4:15 na pierwszym, potem 4:12 na 2-4 i ostatni ogień. Są to tempa o jakich nie myślałem jeszcze niedawno, ale czuję że mogę :taktak:
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680

PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
ODPOWIEDZ