Moja droga do Kona
: 20 paź 2003, 21:53
Światowy finał cyklu zawodów Ironman, Kona, Hawaje. Poszedłem spać, kiedy większość była już na rowerze. Wstałem o 3 nad ranem, żeby zobaczyć finisz. I zobaczyłem. A potem oglądałem tych ludzi wbiegających na metę i nie mogłem oderwać oczu. Mężczyźni wbiegający na metę z dziećmi na rękach, z żonami u boku, lub samotnie podnoszący ręce do góry i podskakujący – i nie mogłem się pozbyć myśli, że tutaj rzeczywiście każdy był zwycięzcą. Ale widziałem też ludzi na granicy przytomności, którzy przechodzili linię mety podtrzymywani przez obsługę, widziałem ludzi padających za linią mety na ziemię, widziałem klękających i robiących gest całowania ziemi, widziałem robiących znak krzyża, a każdy z nich był witany przez komentatora: „John Phillips, 46 old, you are an Ironman!”
Powiem wprost - mam plan. Czy go zrealizuję i ile czasu mi to zajmie, nie wiem. Ale wiem, że mam plan. I obiecuję sobie, że moja rodzina i praca na jego realizacji nie ucierpi.
Wydawało mi się do tej pory, że Maraton jest tym dystansem, do ukończenia którego mogą aspirować osoby najbardziej wytrwałe, zdyscyplinowane, potrafiące zaplanować swoje życie, tak żeby znaleźć czas na rodzinę, pracę i na trening. Przygotowania do maratonu wymagają tego w niewielkim stopniu. Maraton stał się sportem egalitarnym. Ironman jest dla wybranych. Glikogen wyczerpuje się po 100 minutach biegu, pokonanie Ironmana zajmuje czas od świty do nocy.
Jakiś domorosły lub zawodowy psycholog powie, że pewnie byłem niedoceniany w dzieciństwie, że teraz całemu światu muszę udowadniać, że jestem wyjątkowy. Nie będę zastanawiał się teraz jak mnie wychowywali rodzice, wolę skoncentrować się na celu.
Czy ktoś widział człowieka z wytatuowanym logo CocaColi na ramieniu? A może widział ktoś wytatułowanego McDonalda na łopatce amatora Big Macków? Po każdym Ironmannie dziesiątki ludzi tatuują sobie logo Ironmana. Chcą, żeby pozostało im to na całe życie.
Gdy ukończę Ironmana w Kona pójdę do kościoła. Zawsze bardziej szanowałem modlitwę dziękczynną nad proszalną.
Powiem wprost - mam plan. Czy go zrealizuję i ile czasu mi to zajmie, nie wiem. Ale wiem, że mam plan. I obiecuję sobie, że moja rodzina i praca na jego realizacji nie ucierpi.
Wydawało mi się do tej pory, że Maraton jest tym dystansem, do ukończenia którego mogą aspirować osoby najbardziej wytrwałe, zdyscyplinowane, potrafiące zaplanować swoje życie, tak żeby znaleźć czas na rodzinę, pracę i na trening. Przygotowania do maratonu wymagają tego w niewielkim stopniu. Maraton stał się sportem egalitarnym. Ironman jest dla wybranych. Glikogen wyczerpuje się po 100 minutach biegu, pokonanie Ironmana zajmuje czas od świty do nocy.
Jakiś domorosły lub zawodowy psycholog powie, że pewnie byłem niedoceniany w dzieciństwie, że teraz całemu światu muszę udowadniać, że jestem wyjątkowy. Nie będę zastanawiał się teraz jak mnie wychowywali rodzice, wolę skoncentrować się na celu.
Czy ktoś widział człowieka z wytatuowanym logo CocaColi na ramieniu? A może widział ktoś wytatułowanego McDonalda na łopatce amatora Big Macków? Po każdym Ironmannie dziesiątki ludzi tatuują sobie logo Ironmana. Chcą, żeby pozostało im to na całe życie.
Gdy ukończę Ironmana w Kona pójdę do kościoła. Zawsze bardziej szanowałem modlitwę dziękczynną nad proszalną.