Dziękujemy wszystkim za wirtualne wsparcie
. Dla uściślenia wątpliwości - szliśmy w składzie Paweł Olek( Bakteria), Marek Giergiczny, Magda Derezińska ( debiutantka z Zakopanego - wielkie słowa uznania za postawę w pierwszym rajdzie w życiu) oraz ja.
Rajd naprawdę ciężki. Długość nie budzi może podziwu ( ok.220 km) ale warto wziąć pod uwagę, że zdecydowana większość dystansu była pokonywana na piechotę.
W skrócie: konkurencje ciekawe. Pływanie na dystansie 3 km to niezbyt często spotykana dyscyplina; mnie dalo nieco w kość. Dobrze, że na początku. Fajna jaskinia, zakończona zjadzem. Szkoda, że było trochę tłoczno - łatwo o stratę czasu, jeśli zespół, który wszedł wcześniej, grzebał się przy zadaniu. No, ale trzeba było naprzeć wcześniej. I właśnie - na tym wcześniejszym odcinku trochę przekombinowałem. Miał byc skrót, wyszła strata; kolejny dowód na to, że mapom w tamtejszych stronach ufać nie należy. Road book też trochę pozostawiał do życzenia. Efekt był taki, że straciliśmy blisko 2h już na początku. Kompasy nawet więcej, więc trzeba było gonić. Niedługo po jaskiniach wypadły rowery - krótkie, ale treściwe. Około 40 km trasy obfitującej w podjazdy i - nieco rzadziej - w zjazdy. Niestety, organizatorzy nie dostali pozwolenia na puszczenie rowerzystów na dalszą część trasy - stąd na przykład kilkunastokilometrowe piesze przeloty miedzy PK po szutrze.
Drugi dzień w całości per pedes - i nie był to spacer. PAweł pisał już o przewyższeniach; na jednym odcinku wchodziliśmy z 600 mnpm na ponad 2100, by niedługo na stosunkowo krótkim odcinku spaść z 1800 na 550. Kto nie spróbował czegoś takiego, niech żałuje. Kolana wyłażą uszami. Aha; w Polsce podobna akcja nie ma szans powodzenia. Najwyższe względne przewyższenie ma Babia Góra i wynosi ono około 1000 metrów. Do Słowenii więc jej daleko...
Końcówka to już pieszczoty. Po ostatecznym zejściu w doliny ( znowu fatalnie zmapowany i opisany odcinek) kilka kilometrów na oponach i kilkanaście kajakiem po rzece, wreszcie niecała dycha rowerem z dwoma treściwymi podjazdami i po wszystkim.
Tyle opisu; w moim odczuciu nie był to może najtrudniejszy rajd w życiu, ale z pewnością najbardziej wymagająca trasa piesza. Ponadto pogoda ( na przemian deszcz i upał ) gwarantowała zarąbanie stóp. No, ale cóż...szkoda miejsca na podium, które uciekło w samej końcówce. Błędy techniczne i taktyczne zdecydowały dopiero o szóstym miejscu, choć apetyty i możliwości były znacznie większe. Gratulacje dla Kompasów; podziekowania dla kibiców.