Gdy tylko na ekranie smartfona zobaczyłem, że na forum rozpoczyna się dyskusja na ten temat, to pognałem do chaty jak poparzony, bo oto nadarza się okazja do polemiki
.
Jak może niektóre osoby zauważyły, wątek ten pojawił się na krótko w dyskusji na temat Rzeźnika Ultra. Dałem do zrozumienia, że temat ten to "potencjalna puszka Pandory", a dyskusja może trwać bardzo długo.
1. Część krótka:
Biorę już udział w dyskusji na ten temat, która ma miejsce na FB. Mój wniosek natury ogólnej jest następujący: żyjemy w świecie wolnych ludzi. Organizatorzy organizują co chcą i jak chcą, przygotowują regulaminy jakie chcą, a limity swoich zawodów/wyścigów/rajdów mogą określać na podstawie swojego "widzimisię". Dorosły człowiek bierze udział w czym chce (albo nie bierze), nawet jeśli podejmuje decyzję także na podstawie własnego "widzimisię". Jest to banalny, oczywisty wniosek. Dorabianie do tego filozofii cieszy jedynie tych, którzy żyją z ruchu w internecie.
2. Część długa, zamulająca (TLDR):
A. Każdy z nas ma prawo do wyrażania swojej opinii. Dominika wyraziła swoją opinię. Swego czasu opinię, która w pewnym sensie jest dość podobna, na łamach czasopisma ULTRA wyraził Krzysztof Dołęgowski (chyba, o ile dobrze pamiętam). Są to opinie. Jeśli ktoś wyraża opinię, to mogę albo wzruszyć ramionami, albo się zastanowić i dodatkowo wyrazić opinię swoją. Zaznaczam, że opinią Dominiki nie jestem ani zbulwersowany, ani zachwycony, ani zszokowany, ani podbudowany. Po prostu traktuję ją jako komunikat i roszczę sobie prawo do wystosowania swojego komunikatu. Dla wielu osób komunikat Dominiki stał się pożywką do emocjonalnych wystąpień, a co gorsza do podbudowania swojego ego (patrz wpisy w stylu "nie wyobrażam sobie, jak można bez przygotowania wystartować w..." albo "Kowalski może to przejść w 6 godzin, więc...").
B. Moim subiektywnym zdaniem niektóre zawody w Polsce mają bardzo liberalne limity. Wspominałem o tym w rozmowach koleżeńskich, podczas których niejednokrotnie dawałem do zrozumienia, że granica między biegiem i marszobiegiem się zaciera. Pisałem o tym tutaj na forum podczas dyskusji na temat "czy w górach się jeszcze biega, czy już chodzi". Mam na ten temat swoje zdanie, mniej więcej tak samo istotne jak stwierdzenie, że "dzisiaj jest gorący dzień". Mam moje subietywne zdanie, ale nie chcę, aby stało się ono ewangelią, którą każdy musi bezkrytycznie przyjąć. Nie wrzucam na Facebooka i forum bieganie.pl wpisów, z których bije oburzenie, że wiele osób wpada na pomysł startu i na trasie prezentuje się poniżej pewnej przeciętnej. Przyjmuję to jako fakt, że żyję w pewnej zbiorowości statystycznej, której cechą charakterystyczną są i mediana, i ekstrema.
Każdy ma swoją opinię, która bazuje na okolicznościach, w których dana osoba żyje i na doświadczeniu danej osoby. Co zatem przyjąć za punkt odniesienia? Znów wracamy do decyzji organiatorów. Limity są albo liberalne, albo nie (w zależności od punktu widzenia), ale są takie, jakie są, BO TAK JE USTALIŁ ORGANIZATOR. Koniec. Kropka. Jeśli komuś te limity nie odpowiadają, bo uważa, że nie są wymagające, ma następujące możliwości:
- nie brać udziału w imprezie,
- biec swoje (ustalić godne siebie limity)
- możliwość nr 3, o której zaraz.
C. Możliwość nr 3: w naszym kraju cieszymy się wolnością zgromadzeń i możliwością zrzeszania się. Przyjmijmy, że jest grupa ludzi, która boleje nad tym, że limity nie są wymagające i że w zawodach przez to startują "nieprzygotowani" bądź naprawdę nieprzygotowani zawodnicy. Możliwości są następujące: można przygotować demonstrację (no, really), której echo pójdzie w Polskę. Można założyć Stowarzyszenie Zaawansowanych Biegaczy i wystosować petycje do organizatorów zawodów (i czekać na ich reakcję). Można także zorganizować na swoich zasadach swoje zawody dla zaawansowanych biegaczy, ustalić swoje limity i cieszyć się swoją imprezą. Nic, absolutnie nic nie stoi na przeszkodzie, aby zorganizować to samemu, a nie czekać, aż ktoś "pójdzie po rozum do głowy".
D. Czy zawsze, w każdym momencie życia jesteśmy gotowi na to, co nas czeka? Czy zawsze byliśmy gotowi do sprawdzianu, egzaminu, czy byliśmy gotowi na 100% do matury? Wszyscy? Czy byliśmy gotowi na związki, w które wchodziliśmy, czy byliśmy gotowi na zobowiązania, które podejmowaliśmy? Czy zatem możemy podejmować inicjatywy tylko wtedy, gdy jesteśmy gotowi? Czy Krzysztof Kolumb był gotowy na 100% w chwili, gdy wypływał w nieznane? Nawiązuję do sugestii, że u podstaw oczekiwania co do zaostrzenia limitów bije troska o tych, którzy "nie wiedzą, co robią". Po pierwsze, ktoś taki, kto nie wie, co robi, może zejść na każdym punkcie kontrolnym, nawet pierwszym. Nikt nie każe mu się katować do końca. Po drugie zostawmy każdemu prawo do określenia tego, co jest katorgą, a co nie. Piszę to jako osoba, która całkiem niedawno przeżyła doświadczenie na nowo definiujące słowo katorga: towarzyszyłem koledze, który walczył z kontuzją na bardzo długiej trasie. Jak dla mnie nadawał się do zdjęcia z trasy, ale ani raz nie pisnąłem "schodzimy". Facet stoczył straszną walkę (nie wiem, czy była tego warta) i ukończył zawody. To była tylko i wyłącznie jego decyzja. Nie decydowałem za niego, chociaż miałem na ten temat jasne, WŁASNE zdanie.
Dodatkowo za każdym razem, gdy spotykam się z wyrazami "troski" ze strony innych biegaczy, zastanawiam się czy ci ludzie tak samo ochoczo przypominają jesienią "pamiętajcie, zmieńcie opony na zimowe!" albo czy nawołują "uważajcie w lesie na kleszcze!". Zawsze zdarzy się dwóch-trzech "zatroskanych", którzy przy okazji wyrazów troski nie omieszkają szczegółowo opisać drogi do swojego pierwszego maratonu albo wyników swojego ostatniego treningu.
Życie to niepewność. Czasami wspaniała niepewność.
Czy ja byłem gotowy na pierwszy maraton górski? Nie wiem. Dzień przed startem znerwicowany leżałem w namiocie, studiowałem profil trasy i przypominałem sobie w jakim tempie turystycznie wlazłem na Kasprowy, aby ocenić, czy mam szansę zmieścić się w limitach (zmieściłem się). Życzę każdemu tej pierwszej niepewności a potem uczucia, że "to się ma prawo udać! uda się!". Nie zabierajcie tego doświadczenia innym. Jest wspaniałe.
Czy ja byłem gotowy do pierwszego biegu ultra? 4 lata po złamaniu kręgosłupa i nieco ponad 2 lata po wyjęciu z kręgosłupa śrub? Cały świat był "zatroskany"! A ja już miałem dość wiecznego zatroskania całego świata, jego zatroskania o dobrą szkołę, dobrą pracę, udane i bezpieczne życie a potem udaną rehabilitacje po wypadku. Chciałem żyć w niepewności i przeistoczyć ją w pewność. Miałem swoje wariackie marzenie i chciałem się puścić bandy. Nie zabierajcie ludziom niepewności, bo to ona często zmusza do działania, próbowania, szukania sposobu. Niepewność rodzi marzenia. Pewność rodzi rutynę.
W tym roku na krótką trasę Chudego Wawrzyńca zabieram ojca i siostrę. Ojciec ma 64 lata i od dwóch lat wysłuchuje paplania przyspawanych do stołka lekarzy. Widziałem, jak z powodu tego paplania kurczy się i jak się zapada w sobie. Ten sam człowiek, który mimo paplania lekarzy, podczas górskich wycieczek prezentuje naprawdę godne podziwu tempo. Kiedyś zażartowałem, że pojedziemy na ultrę. A potem pomyślałem: "hej, zaraz, naprawdę pojedziemy!".
Tak, zgadzam się, 16 h na krótkim Chudym to jaja, a nie limit. Ale mój ojciec odżył. Żyje. Dzwoni do mnie z relacjami z jego marszobiegowych treningów.
Siostra o bieganiu nie ma pojęcia. Jest astmatyczką. Od 2 lat zapada się w studni nadgodzin, zamknięć miesiąca, szkoleń, systemów. Powiedziałem, że jedzie na Chudego. Odżyła. Spaceruje, jeździ na rowerze. Do roboty dociera na piechote.
3 tygodnie temu trasę start Chudego - Rachowiec ojciec z siorą zrobili w około 1 h 45 minut. Czy mam im teraz powiedzieć "słuchajcie, nie jedziemy, bo przynosimy wstyd czołówce i doświadczonym biegaczom"? "Nie jedziemy, bo Ania pod koniec będzie musiała się zmusić do maksymalnego wysiłku i będzie to uwłaczające dla innych, a poza tym bardziej doświadczeni, zatroskani biegacze będą sie bardzo denerwować"?
Nie bójcie się, ustawimy się na samym końcu. Mamy w dupie medale, których nie będzie. Pójdziemy sobie, czasem sobie podbiegniemy. Mój ojciec, który kiedyś, dawno temu zabrał mnie w góry, moja siora i ja, który teraz zabieram swojego ojca w góry. Pozwólcie nam.