Bieganie po wulkanie (Teide 3550m n.p.m.)
: 26 sie 2013, 10:03
Dota & SKYRUNNING 3550 Wulkan Teide, Teneryfa
Skyrunning to bieg górski (zgodnie z definicją) na wysokości powyżej 2000m, przewyższenia powinny osiągać 30% w stosunku do długości przebiegniętego dystansu. Tyle teorii. Teraz praktyka. Na Teneryfie jest wulkan – Teide. Jak łatwo się domyślić był to mój biegowy cel. Nie po to pakowałam do walizki oprócz butów biegowych, wiatrówkę i plecak. Do biegania przy plaży w temperaturze 26 stopni raczej niepotrzebnych. Do tego kremy z filtrem, okulary słoneczne i czapka oczywiście. Rano, jeszcze przed otwarciem okienka sprzedającego stałam już w kolejce. I tu klops. Wieje i pada pod szczytem. Kolejka nie rusza. Stoimy, lekko pada, ale jest ciepło. Po półgodzinie wjeżdża i zjeżdża jeden wagonik. Zwozi tych co spali pod szczytem. Trzęsą się z zimna a ich twarze są delikatnie to nazywając opalone. Dokremowuję nos i stoję dalej w kolejce. Wulkan ma 3718 m n.p.m. ja będę miała godzinę na bieganie na wysokości 3550. W języku tubylców Teide to Piekelna Góra. Nie żebym była przesądna. W końcu przejaśnia się na tyle, że zaczynają sprzedawać bilety. Podróż trwa tylko 8 minut. Na górze, wieje, pada i jest plus 3 stopnie. Zapinam kurtkę pod szuję, upewniam się, że mi nie zwieje z głowy czapki i ruszam. Po pięciu minutach orientuję się, że godzina, którą mogę spędzić na szczycie to….. naprawdę sporo czasu. Tutaj człowiek dużo szybciej się męczy. Do tego jest ślisko, ciemnawo i trzeba uważać na każdy krok. Niestety nie mogę wbiec do samego szczytu wulkanu. Nie mam zgody parku narodowego. Sprawdzałam w sieci, najbliższe „okienko” kiedy mogę taką zgodę dostać jest za kilka miesięcy. Cóż będę krążyć wokoło. Jest po czym krążyć. Krok krótki, oddech też. Zimno, wieje tak mocno, że aż policzki bolą. Zegarek „złapał” sygnał w kolejce – mam śliczny zrzut jak wygląda trasa kolejki, natomiast tutaj pod szczytem wariuje. Chmury. Słaby sygnał. Biegam, a bardziej poruszam się najszybciej na trasie. Wyprzedzam tych co wjeżdżają na 10 minut bo nie mają nic ciepłego i nie wierzyli, że tu może być tak „inaczej”. Czas się kończy. Zdjęcia, słyszę od J. raczej ciemne. Słońca nie ma. Czas leci. Zdążyłam. Wsiadam do kolejki. Jak tu cicho i spokojnie. Nie przeszkadza mi nawet to, jak kiwa na przęsłach. Po tej godzinie jestem tak ogromnie zmęczona. Zjeżdżam na 2500. Tam parkują auta i autokary przywożące turystów. Pomimo kremu z filtrem, czapki i okularów buzia piecze, ręce też. O rękawiczkach nie pomyślałam. Jestem padnięta i szczęśliwa. Kompletuję ulotki, jak tutaj wcześniej ubiegać się o zgodę, w którym schronisku można się zatrzymać. Nigdy nie biegałam na takiej wysokości. Nie wiedziałam, że to jest tak cudowne i tak męczące. Wiem, że to nie ostatni raz…..
Na zdjęciach jestem w: czapka Ascics, okulary Brenda, kurtka The North Face, spodenki The North Face, skarpetki Moose, buty Reebok, zegarek Timex.
te ciemne zdjęcia są tutaj: http://oneginetatopa.blogspot.com/2013/ ... de_26.html
Skyrunning to bieg górski (zgodnie z definicją) na wysokości powyżej 2000m, przewyższenia powinny osiągać 30% w stosunku do długości przebiegniętego dystansu. Tyle teorii. Teraz praktyka. Na Teneryfie jest wulkan – Teide. Jak łatwo się domyślić był to mój biegowy cel. Nie po to pakowałam do walizki oprócz butów biegowych, wiatrówkę i plecak. Do biegania przy plaży w temperaturze 26 stopni raczej niepotrzebnych. Do tego kremy z filtrem, okulary słoneczne i czapka oczywiście. Rano, jeszcze przed otwarciem okienka sprzedającego stałam już w kolejce. I tu klops. Wieje i pada pod szczytem. Kolejka nie rusza. Stoimy, lekko pada, ale jest ciepło. Po półgodzinie wjeżdża i zjeżdża jeden wagonik. Zwozi tych co spali pod szczytem. Trzęsą się z zimna a ich twarze są delikatnie to nazywając opalone. Dokremowuję nos i stoję dalej w kolejce. Wulkan ma 3718 m n.p.m. ja będę miała godzinę na bieganie na wysokości 3550. W języku tubylców Teide to Piekelna Góra. Nie żebym była przesądna. W końcu przejaśnia się na tyle, że zaczynają sprzedawać bilety. Podróż trwa tylko 8 minut. Na górze, wieje, pada i jest plus 3 stopnie. Zapinam kurtkę pod szuję, upewniam się, że mi nie zwieje z głowy czapki i ruszam. Po pięciu minutach orientuję się, że godzina, którą mogę spędzić na szczycie to….. naprawdę sporo czasu. Tutaj człowiek dużo szybciej się męczy. Do tego jest ślisko, ciemnawo i trzeba uważać na każdy krok. Niestety nie mogę wbiec do samego szczytu wulkanu. Nie mam zgody parku narodowego. Sprawdzałam w sieci, najbliższe „okienko” kiedy mogę taką zgodę dostać jest za kilka miesięcy. Cóż będę krążyć wokoło. Jest po czym krążyć. Krok krótki, oddech też. Zimno, wieje tak mocno, że aż policzki bolą. Zegarek „złapał” sygnał w kolejce – mam śliczny zrzut jak wygląda trasa kolejki, natomiast tutaj pod szczytem wariuje. Chmury. Słaby sygnał. Biegam, a bardziej poruszam się najszybciej na trasie. Wyprzedzam tych co wjeżdżają na 10 minut bo nie mają nic ciepłego i nie wierzyli, że tu może być tak „inaczej”. Czas się kończy. Zdjęcia, słyszę od J. raczej ciemne. Słońca nie ma. Czas leci. Zdążyłam. Wsiadam do kolejki. Jak tu cicho i spokojnie. Nie przeszkadza mi nawet to, jak kiwa na przęsłach. Po tej godzinie jestem tak ogromnie zmęczona. Zjeżdżam na 2500. Tam parkują auta i autokary przywożące turystów. Pomimo kremu z filtrem, czapki i okularów buzia piecze, ręce też. O rękawiczkach nie pomyślałam. Jestem padnięta i szczęśliwa. Kompletuję ulotki, jak tutaj wcześniej ubiegać się o zgodę, w którym schronisku można się zatrzymać. Nigdy nie biegałam na takiej wysokości. Nie wiedziałam, że to jest tak cudowne i tak męczące. Wiem, że to nie ostatni raz…..
Na zdjęciach jestem w: czapka Ascics, okulary Brenda, kurtka The North Face, spodenki The North Face, skarpetki Moose, buty Reebok, zegarek Timex.
te ciemne zdjęcia są tutaj: http://oneginetatopa.blogspot.com/2013/ ... de_26.html