Adam, dzięki za fajne fotki, pozwolę sobie kilka wrzucić do osobistego archiwum
Dolores i mnie poszło nieźle: lokata 72 na sklasyfikowane na mecie 232 ekipy (czyli jesteśmy w 31%). A jak się uwzględni fakt, że 25% ekip zeszło (lub zostało zdjętych) z trasy, to pierwsza ćwiartka brzmi dumnie. 10 miejsce na 40 par mieszanych (czyli miksów), też fajnie, bo walczyliśmy zażarcie z innymi miksami w drugiej połowie. Takie też były kategorie: pary męskie, pary mieszane (miksy) oraz pary kobiece (ledwie kilka takich) i w takich kategoriach powinny być chyba prezentacje najlepszych (w mediach i na zakończeniu). Była też wymagająca chyba zupełnie osobnej klasyfikacji kategoria sztafet. Zespołowy charakter biegu wymaga też używania zespołowej terminologii, typowej raczej dla zespołowego orienteeringu i AR, niż tradycyjnych zawodów biegowych. Maszer to człowiek powożący psimi zaprzęgami, a nie górski wędrowiec.
Ta zespołowość bardzo odróżnia ten bieg od innych. Sprawa, jak wszyscy wiemy, bardzo dyskusyjna. Z jednej strony modelowo zadział w tym roku ten system: zasłabnięcie zawodnika w okolicach Przełęczy Orłowicza na Wetlińskiej, partner wzywa GOPR i go ratuje, helikopter ściąga z połoniny do szpitala poszkodowanego, na zakończeniu zawodów nagroda fair play dla jego partnera. Z drugiej strony dziesiątki partnerów, z często głęboko ukrywaną goryczą schodzących z trasy, bo partner nie dał rady. O ile czasem coś się powinie przypadkowo, np. kontuzja czy problemy żołądkowe, to jednak bardzo często ci którzy nie dali rady, po prostu się do tego nie przygotowali, nie trenowali po 80 km tygodniowo, nie robili na treningach podbiegów i przede wszystkim zbiegów. Pojechali na Rzeźnika z myślą że jakoś to będzie, a w rezultacie wystawili do wiatru swoich partnerów, często widzianych przed startem pierwszy raz w życiu. Zespołowe bieganie to nowe zjawisko, wywraca tę dyscyplinę do góry nogami, wymaga zmiany myślenia i odejścia od schematów.
Dla mnie ten bieg był pionierski technologicznie: pierwszy raz w życiu na zawodach używałem kijów i holu. Obie rzeczy zadziałały znakomicie, z pewnością przyczyniły się do rezultatu. Na podejściach byliśmy ośmionogą i dwugłową tarantulą, zasuwającą na czterech nogach, czterech kijach i gumowym holu. Oczywiście znowu obie pomoce dyskusyjne, ale jak zespołowość, to zespołowość...
Dolores, dzięki za ten wspólny bieg i te setki kilometrów wspólnych treningów. Zagrało w finale

.