Życie nie jest sprawiedliwe, jedni wstają z kanapy i lecą 10 km w 45 minut, inni po ciężkich treningach nigdy do takiego wyniku mogą nie dojść, prędzej złapią serie kontuzji. Tak samo jest w innych dziedzinach. Jedni w szkole na matmie łapią od razu materiał i mają 5 i 6 bez nauki (pamiętam jak nudziłem się na tych lekcjach, gdy nauczycielka powtarzało "proste" rzeczy 10 raz), dla innych nawet jak ciężko pracują z korkami, 4 będzie ogromnym sukcesem. To nie znaczy, że nie trzeba próbować, choć czasami z koniem nie warto się kopać i trzeba wiedzieć kiedy odpuścić, zmienić hobby na inne. Jeśli chodzi o bieganie to czasami zadziała zmiana podejścia, inny trening, wcale nie zawsze cięższy, po prostu bardziej pasujący pod ciebie.
Mój przykład jest znany na forum, bo piszę od początku mojego "biegania" zaczętego 18 miesięcy temu. Zacząłem marszobiegi mając 50 lat, po problemach kardiologicznych i żeby zmotywować syna. Jestem typem asportowym, nigdy nic zawodowo nie uprawiałem, totalny brak kondycji, gibkości (to bardzo istotna cecha w bieganiu), siły itd., po 3 miesiącach udało mi się rok temu na zawodach 11.11 złamać 60 minut na 10 km i wtedy za cel postawiłem sobie że za rok zbliżę się do 55 minut. Zwiększyłem tygodniowy kilometraż z 25 na 45, zacząłem biegać dłuższe interwały itd. wybiegania i BNP po 15-21 km, nawet zapisałem się na półmaraton. Układałem plany z drobnymi szczegółami. Poprawy za dużej nie było, za to szybko dostałem gong i przerwa w bieganiu na ponad 2 miesiące. Najzabawniejsze było, że dokładnie o godzinie startu tego półmaratonu w lutym rok temu leżałem z gorączka 41' i zapaleniem płuc (wcześniej przez 25 lat nigdy nie chorowałem). Wtedy postanowiłem, że nigdy do biegania nie wrócę, żadna inna aktywność nigdy nie spowodowała u mnie takich negatywnych konsekwencji. Na początku kontuzji przyszła do mnie zamówiona książka Danielsa, w końcu niechętnie ją czytałem, głównie dla tych analitycznych wynurzeń i opisów. To mnie zaciekawiło. Nie chcę tu gloryfikować Danielsa, dla początkujących na pewno lepsze będą inne pozycje np. Sztuka szybszego biegania, ale każdy kto chce biegać szybciej Danielsa raczej tez powinien przeczytać. Przyszedł kwiecień i szopka covidowa, zamknięto mi wszystkie boiska i place zabaw, więc nie mogłem z synem pójść na piłkę czy tenisa, z żoną na taniec, więc znów z synem wyszedłem na marszobiegi, bo Młody by tylko siedział przed kompem. Pamiętam lataliśmy po polach, bo przecież wtedy nawet wyjście z domu było nielegalne, nawet lasy zamknięto, tylko słychać było komunikaty "w związku z pandemia koronawirusa, ... pozostać w domu" itd. zupełnie jak w Wojnie Światów Szulkina, film cudnie opisuje dzisiejszą paranoję. Zacząłem tym razem biegać inaczej, całkowicie dla zdrowia i przyjemności, stopniowo, za szkielet wziąłem sobie plan Danielsa dla zdrowia, biegałem tylko 25 km tygodniowo 4 x po 5-7 km na "trening", ale od razu z elementami "szybkościowymi", które świetnie Daniels opisuje. I u mnie to zadziałało. Startowałem potem w licznych zawodach tylko na 5 km. Tak z ciekawości zrobiłem sobie w lutym "sprawdzian" na 10 km. kilkunastu sekund zabrakło mi do złamania 50 minut jak to już pisałem, czyli znaczna poprawa mimo, że w ciągu tych kilku miesięcy najdłuższy dystans to był 8 km (nie licząc okolicznościowego dłuższego marszobiegu Gallowayem). Taki wpis motywacyjny dla słabeuszy takich jak ja.
_________________ Blog Danielesem (nie)tylko dla zdrowia Komentarze do bloga
|