U mnie sytuacja wygląda jeszcze inaczej i ciekawiej. Pod koniec października nieco mnie rozłożyło tzn. bóle głowy, lekkie osłabienie i w zasadzie to tyle. Skończyło się na teleporadzie gdzie otrzymałem bodajże 5 dni L4. Testu nie miałem, jednak pani doktor zapowiedziała, że jak objawy nie ustąpią do końca wolnego to zleci mi test. Ból głowy przypominał ten zatokowy, jednak był lżejszy. Szybko minął. Wróciłem do pracy, jednak pojawił się suchy kaszel - głównie rano i wieczorem i uczucie jakby coś drażniło moją krtań. Żadnej gorączki czy bóli mięśni w trakcie L4 i po. Kaszel tłumaczyłem sobie nadwrażliwością oskrzeli po infekcji, bo najbardziej pod to mi pasowało. To samo mija po czasami długim czasie. Z biegiem czasu żonę zaczęło coś rozkładać. Zaczęło się od zatok ( co u niej jest typowe w tym okresie ) jednak po paru dniach mi stwierdza, że traci węch i smak. Dostała od lekarza zlecenie na test. Wynik - jak najbardziej pozytywny. No i się zaczęło 17 dni "kwatery" dla mnie i syna. Każdy biegacz chyba wie jakie to uczucie - nie wspomnę o idiotycznej aplikacji

Po ok tygodniu gdy kaszel dalej mnie męczył stwierdziłem, że zasięgnę teleporady. Tutaj nieco podszedłem do tego taktycznie - wynik pozytywny skrócił by mi siedzenie w domu, oraz to, że już drugi raz nie szedł bym na kwarantanne - a pracuję w dość dużym zakładzie, gdzie były i są dalej przypadki covidu ( czasami ukrywane ) lub nie potwierdzane testem bo ludzie nie chcą iść do lekarza. Otrzymałem zlecenie na test, jako że przebywam z "pozytywną" żoną oraz dostałem antybiotyk by wyleczyć kaszel

Wynik testu wyszedł mi nierozstrzygający

Jak stwierdziła moja lekarka - taki wynik świadczy o schyłku mojego zakażenia wirusem i drugi test najpewniej wyjdzie już negatywny, więc z reguły nie dają zlecenia na kolejny test. Jednak nieco się uparłem na kolejny test. Wynik kolejnego testu - pozytywny

I tu moje zaskoczenie. Myślałem, że to ja zaraziłem żonę, ponieważ żona nie pracuje więc nie ma zbytnio styczności z ludzmi przez dłuższy czas. Kwarantanna zmieniła się na izolację. Aktualnie powoli kończę izolację - zostało parę dni. Czuje się dobrze. Tak się czułem przez cały okres kwarantanny i izolacji. Temperatura w normie, codziennie rowerek stacjonarny, co drugi dzień rozciąganie, oraz codziennie trochę pompek. Kaszel sporadyczny i bardziej mokry - odkrztuszam wydzielinę. Zastanawiają mnie jedynie pompki. Otóż przed całą pandemią zawsze byłem w stanie jednorazowo zrobić ich 50 ( kiedyś pompki robiłem nałogowo stąd taka liczba - coś tam zostało w rękach ), teraz gdy robię jednorazowo to na ogół dociągam do 35. Może 40 jeszcze by jakoś dało radę. I teraz pytanie czy covid spowodował u mnie taki spadek wydolności i siły, czy to jednak naturalna utrata siły w rękach, bo pompki odstawiłem na bok odkąd zacząłem biegać. Jednak tak jak mówię, czasami mnie naszło na test pompek i 50 dawało radę. Zaraz po zakończeniu izolacji pójdę zrobić lekki trening biegowy - 5 km na początek i zobaczymy jak organizm. Dla dodania smaczku dodam, że syn 5 latek też miał test i jemu wyszedł negatywny

Syn już sporo wcześniej wylądował u lekarza z powodu mokrego kaszlu ( jest alergikiem i często taki kaszel ma na tym podłożu ). Antybiotyk nie pomógł, ale pomogły leki antyhistaminowe. Żona - no cóż izolację zakończyła ale prawie wypluwa płuca wieczorem i w nocy, bo ciężko jej odkrztusić gęstą wydzielinę. Cały ten covid to jedna wielka zagadka. Według mnie każdy bądź większość przez to przejdzie - z testem lub bez - bez znaczenia.