Nie znam się, więc chętnie się wypowiem. Podoba mi się rada ogólna: zimą pracuj na swoich słabych stronach, a w drugiej części przygotowań bazuj na podkręcaniu mocnych stron.
Podoba mi się też Twoje podejście stopniowego zwiększania kilometrażu, który pozwoli Ci potem łykać mocne akcenty.
Obie rady zawsze mam z tyłu głowy, ale w moich dotychczasowych zmaganiach było z tym różnie. Więc tutaj trudno mi się odnieść do własnych doświadczeń.
Ale najbardziej zwrócił moją uwagę bieganie PM przed dychą. Zrobiłem coś identycznego w zeszłym roku. Tylko że PM Warszawski był moim teoretycznie startem docelowym bieganym z danielsowego treningu 5-10 z końcówką (jakieś 4 tygodnie może) z planu pod półmaraton. Pobiegłem oczywiście na maksa, wszak to start docelowy. W Oshee też pobiegłem (3 tygodnie ostatnie to BPS z planu 5-10), ale bez zauważalnego progresu. Właściwie na poziomie swoich czasów na 5km i PM.
Mam wrażenie że nie udało mi się wejść po tym półmaratonie na wyższy poziom, bo jednak zauważyłem, że lepiej biegnę po odpoczynku. Więc szczyt formy to zaliczyłem 3 tygodnie po Orlenie, gdy po drodze zrobiłem sobie miniroztrenowanie, nie biegałem żadnych akcentów, a jedynym mocnym bodźcem był bieg konstytucji.
Dlatego tak na marginesie nie czaję pewnej ścieżki robienia dobrych czasów np. na 10km w miesiąc po przebiegniętym maratonie. Chyba że te życiówki są bardzo stare
W planach pod dychę można spotkać się, choćby u Danielsa, którego znam, bieg długi w tempie M. No to podczas półmaratonu można coś takiego zrobić. No ale nie oszukujmy się, kto ma tyle zimnej krwi by pobiec poniżej swoich możliwości, jeśli nie jest pejsem?
