Dobra, odrobię to za Ciebie.
Ta metoda polega na tym, że będąc pewną nową, "magiczną"

formułą psychicznie związuje zawodników z jej twórcą.
Jest podejściem do wyznaczania maksymalnej intensywności treningowej od trochę innej strony.
Robi się to w sposób następujący:
Zalecane tętno treningowe:
180 - wiek
a. jeśli wychodzisz z choroby, rehabilitujesz się - odejmij 10
b. jeśli miałeś kontuzję, zmniejszyłeś trening, masz więcej niż dwa razy w roku jakieś grypy, alergie inne plagi - odejmij 5
c. jeśli trenujesz regularnie (przynajmniej 4 razy w tygodniu) przez czas nie dłuższy niż 2 lata - nic nie zmieniaj
d. jeżeli od ponad dwóch lat trenujesz regularnie bez kontuzji i się rozwijasz - dodaj 5
Na moim przykładzie.
180 - 48 = 132
Podpadam pod punkt c. Czyli 132
Teraz metoda "tradycyjna".
Moje obecne tętno maksymalne to 180 (najwyżej ile udało mi się ostatnio osiągnąć to 177, ale pewnie jeszcze ze 3 bym wyciągnął gdybym musiał).
Czyli: 180 * 0,75 = 135
Metoda Maffetona pozwala nie "bawić" się w wyznaczanie tętna maksymalnego, to jest chyba jej główna zaleta. Jeżeli komuś jest łatwiej stosować to niech stosuje.
Ale ideologia którą dorabia do tego Maffetone jest już manipulacją, że "każde uderzenie tętna powyżej tej wyznaczonej wg jego wzoru bariery to jest już wejście w beztlen i konsekwencje będą straszne"
