Ściana
: 06 mar 2016, 17:07
Cześć Wszystkim,
Planuję przebiec pierwszy ultra maraton 3 kwietnia 2016 (64km). Przygotowuję się sumiennie pod ten konkretny bieg od końca listopada. Głównie robię spokojne biegi (obecnie około 80km tygodniowo). W weekendy długie wybiegania w terenie w jakim odbędą się zawody (polne, lekko pofałdowane ścieżki środkowej Anglii). Długość wybiegań zaczynałem początkiem grudnia od 12 km i zwiększałem co tydzień o 2km, tak żeby w ostatnią sobotę dojść do 40km. Biegam od 2012 z przerwami na kontuzje. Zaliczyłem po drodze kilka maratonów, połówek i krótszych biegów. Czasy bez rewelacji maraton 3:43, połówka 1:38, 10 42:00. Wydawałoby się, że przygotowania idą dobrze – z jednym wyjątkiem. Podczas długich wybiegań, około 32-35km zawsze napotykam ścianę (zresztą to samo było zawsze na maratonie). Pomimo tego, że w nogach czuję, że mam jeszcze zapas, nie jestem w stanie kontynuować biegu w zadowalający sposób. Tracę koncentrację, robi mi się słabo, zaczyna boleć głowa. Muszę przechodzić do marszu, a i to nie pomaga mi się za bardzo zregenerować. Jeszcze nigdy nie udało mi się przetrwać takiego kryzysu, tak żeby odzyskać siły i kontynuować bieg/trening. Po powrocie do domu, czuje się bardzo osłabiony. Muszę odpocząć 2-3 godziny żeby dość do siebie. Nie mam nawet ochoty jeść. Natomiast na następny dzień jestem na tyle dobry, że mógłbym robić następny trening. Tempa wybiegań są naprawdę wolne – 6.30 – 7.00. Krótsze treningi (do 30) wchodzą dobrze. Zwykle zabieram ze sobą pół litra wody i jakieś małe przekąski węglowodanowe. Co powinienem zmienić w treningu/strategii biegu żeby nie zaliczyć zgona podczas wyścigu? Co robię źle? Dodam jeszcze, że obecnie 3 treningi w tygodniu robię na czczo.
Dziękuję z góry za wszystkie sugestie.
Maciek
Planuję przebiec pierwszy ultra maraton 3 kwietnia 2016 (64km). Przygotowuję się sumiennie pod ten konkretny bieg od końca listopada. Głównie robię spokojne biegi (obecnie około 80km tygodniowo). W weekendy długie wybiegania w terenie w jakim odbędą się zawody (polne, lekko pofałdowane ścieżki środkowej Anglii). Długość wybiegań zaczynałem początkiem grudnia od 12 km i zwiększałem co tydzień o 2km, tak żeby w ostatnią sobotę dojść do 40km. Biegam od 2012 z przerwami na kontuzje. Zaliczyłem po drodze kilka maratonów, połówek i krótszych biegów. Czasy bez rewelacji maraton 3:43, połówka 1:38, 10 42:00. Wydawałoby się, że przygotowania idą dobrze – z jednym wyjątkiem. Podczas długich wybiegań, około 32-35km zawsze napotykam ścianę (zresztą to samo było zawsze na maratonie). Pomimo tego, że w nogach czuję, że mam jeszcze zapas, nie jestem w stanie kontynuować biegu w zadowalający sposób. Tracę koncentrację, robi mi się słabo, zaczyna boleć głowa. Muszę przechodzić do marszu, a i to nie pomaga mi się za bardzo zregenerować. Jeszcze nigdy nie udało mi się przetrwać takiego kryzysu, tak żeby odzyskać siły i kontynuować bieg/trening. Po powrocie do domu, czuje się bardzo osłabiony. Muszę odpocząć 2-3 godziny żeby dość do siebie. Nie mam nawet ochoty jeść. Natomiast na następny dzień jestem na tyle dobry, że mógłbym robić następny trening. Tempa wybiegań są naprawdę wolne – 6.30 – 7.00. Krótsze treningi (do 30) wchodzą dobrze. Zwykle zabieram ze sobą pół litra wody i jakieś małe przekąski węglowodanowe. Co powinienem zmienić w treningu/strategii biegu żeby nie zaliczyć zgona podczas wyścigu? Co robię źle? Dodam jeszcze, że obecnie 3 treningi w tygodniu robię na czczo.
Dziękuję z góry za wszystkie sugestie.
Maciek