Rozumiem, że są to konsultacje trenerskie na dużej wysokości
Z punktu widzenia treningu wysokogórskiego nie ma to sensu. Jednak projekt pisze się tak aby podołał zapotrzebowaniom biznesowym organizatora. Nie wiem ile to kosztuje ale może taniej by było wykupić wstęp już nie do komory a do salki hipoksyjnej na AWF-ie w Katowicach i potrenować wspólnie z naszymi biathlonistkami,...
A tak poważnie to,...
Organizatorzy to ludzie z dużą wiedzą w zakresie treningu, dietetyki, itd. Dobrze wiedzą, że,...
- aby trening wysokogórski dał efekt startowy trzeba tam być min. dwa tygodnie a najlepiej dwa razy tyle,
- aby trening ten dał efekt, należy w niego wchodzić z określonego poziomu wytrenowania. To ma być dodatkowy bodziec treningowy a nie coś w zamian.
- pobyt w górach może nic nie dać. Nie ma takiego liniowego przełożenia.
Bywam długo w górach. Nie krócej niż trzy tygodnie i coś tam biegam ale to "coś tam" można nabiegać z palcem w nosie na nizinach. Należy jednak pamiętać, że młody już nie jestem,lubię lody i szynkę Parmeńską. Na szczęście, nie traktuje wyjazdu jako antidotum na moją nie moc biegową. Biegam, trekkinguje, wpieprzam lody i mega pizze. Czasem uda się spotkać Włoszczowską, ostatnio A. Gortel. Fajnych fotek, działających na wyobraźnię mogę wkleić dowolną ilość, niestety z Livigno.
Jedno i drugie miejsce ma swoje plusy i minusy.
Plusem St Moritz jest to, że są tam w mojej ocenie, lepsze warunki do biegania. W Livigno większość to asfaltowe ścieżki i brak stadionu, St Moritz to stadion i dużo szutrowych tras. W Livigno jest znacznie taniej w St Moritz pobyt kosztuje.
Ach i na koniec. Te mądrości treningowe to nie ja wymyśliłem. Wyczytałem na portalu bieganie.pl
