Biegać z "sensem"
: 29 kwie 2013, 01:18
Witam!
Biegam od powiedzmy roku czasu...chociaż pamiętam "2 minuty biegu i 2 minuty marszu", które wydawały się katorgą i było to dużo wcześniej:)
Mieszkam w Trondheim w Norwegii i dla motywacji zapisałem się na cykliczne zawody w okresie jesienno - zimowym na dystansie 5km.
Pierwszy, próbny bieg ukończyłem po, jak mi się wydawało, katordze z czasem 00:24:35.
Po miesiącu, starając się przez ten czas co drugi dzień biegać na podobnym dystansie, zawody ukończyłem z czasem 00:22:43.
Trasa zawodów znajduje się obok miejsca, gdzie mieszkam i staram się biegać na tym odcinku średnio 3 - 4 razy w tygodniu.
Normalnie trasa zawodów na początku się wznosi (różnica wysokości od startu do 1,5km to 60m) a ostatnie 1,5km łagodnie opada, natomiast ja zaczynam w takim miejscu, że najbardziej stromy odcinek mam na finiszu.
Z początku przez ten podbieg nie udawało mi się ukończyć założonych 5km i często, w związku z tym, że potrafię się zmusić do "przekraczania granic", kończyło się mdłościami, zawrotami głowy i problemami żołądkowymi.
.......na portalu bieganie.pl przeczytałem, że początki są trudne, ale pewnego dnia przychodzi moment, że bieg zaczyna po prostu sprawiać przyjemność...i taki moment przyszedł:)
Obecnie regularnie biegam na tym dystansie, po drodze udało mi się przebiec 10km na bieżni (00:47:00) i kilka razy po 7km.
Ale "do brzegu"...moim problemem jest to, że mam wrażenie, że z kondycją stoję w miejscu. Te same 5km biegam dość intensywnym, jak mi się wydaje tempem (23 - 24 minuty) i dalej zdarza mi się, chociaż coraz rzadziej, ostatni kilometr pod górkę walczyć ze sobą, by nie stanąć na 500 m przed końcem.
Znów pogrzebałem w portalu bieganie.pl i skupiłem się na odpowiednim poziomie tętna podczas biegu......wybrałem jeden z proponowanych programów treningowych i wybiegłem z założeniem biegu 30 minut z tempem trochę większym niż szeroko pojęte tempo "konwersacyjne" zaczynając, jak doradzano wolniej by potem przyspieszyć. Pożyczony od żony pulsometr wskazywał przez średnio cały bieg 160. Przebiegłem rzeczone 5km i brakowało mi jakichś minut do 30 więc zacząłem nadkładać...biegło mi się tak dobrze, że skończyło się na ok 13km i ciągłym biegu przez 60 minut. Tym razem to nogi, a ściślej kolana zaczynały dokuczać a nie zmęczenie.
Moje pytanie brzmi co do tej pory robiłem lub właśnie zacząłem robić źle?
Wiem, że 90% odpowiedzi mogę znaleźć właśnie na portalu, ale wciąż obce mi są pojęcia i wskaźniki a, że norweskiego wciąż się uczę jak biegania, nie za bardzo mam gdzie się zwrócić po profesjonalną pomoc.
Fakt: ubyło kilka kilogramów, ale brzuch jest a czuję że teraz jest moment by wejść na kolejny poziom wtajemniczenia i zacząć trenować z głową by zmaksymalizować efekty.
Podpowiedzcie jak laikowi!!!
Z góry dzięki!
Marek
Biegam od powiedzmy roku czasu...chociaż pamiętam "2 minuty biegu i 2 minuty marszu", które wydawały się katorgą i było to dużo wcześniej:)
Mieszkam w Trondheim w Norwegii i dla motywacji zapisałem się na cykliczne zawody w okresie jesienno - zimowym na dystansie 5km.
Pierwszy, próbny bieg ukończyłem po, jak mi się wydawało, katordze z czasem 00:24:35.
Po miesiącu, starając się przez ten czas co drugi dzień biegać na podobnym dystansie, zawody ukończyłem z czasem 00:22:43.
Trasa zawodów znajduje się obok miejsca, gdzie mieszkam i staram się biegać na tym odcinku średnio 3 - 4 razy w tygodniu.
Normalnie trasa zawodów na początku się wznosi (różnica wysokości od startu do 1,5km to 60m) a ostatnie 1,5km łagodnie opada, natomiast ja zaczynam w takim miejscu, że najbardziej stromy odcinek mam na finiszu.
Z początku przez ten podbieg nie udawało mi się ukończyć założonych 5km i często, w związku z tym, że potrafię się zmusić do "przekraczania granic", kończyło się mdłościami, zawrotami głowy i problemami żołądkowymi.
.......na portalu bieganie.pl przeczytałem, że początki są trudne, ale pewnego dnia przychodzi moment, że bieg zaczyna po prostu sprawiać przyjemność...i taki moment przyszedł:)
Obecnie regularnie biegam na tym dystansie, po drodze udało mi się przebiec 10km na bieżni (00:47:00) i kilka razy po 7km.
Ale "do brzegu"...moim problemem jest to, że mam wrażenie, że z kondycją stoję w miejscu. Te same 5km biegam dość intensywnym, jak mi się wydaje tempem (23 - 24 minuty) i dalej zdarza mi się, chociaż coraz rzadziej, ostatni kilometr pod górkę walczyć ze sobą, by nie stanąć na 500 m przed końcem.
Znów pogrzebałem w portalu bieganie.pl i skupiłem się na odpowiednim poziomie tętna podczas biegu......wybrałem jeden z proponowanych programów treningowych i wybiegłem z założeniem biegu 30 minut z tempem trochę większym niż szeroko pojęte tempo "konwersacyjne" zaczynając, jak doradzano wolniej by potem przyspieszyć. Pożyczony od żony pulsometr wskazywał przez średnio cały bieg 160. Przebiegłem rzeczone 5km i brakowało mi jakichś minut do 30 więc zacząłem nadkładać...biegło mi się tak dobrze, że skończyło się na ok 13km i ciągłym biegu przez 60 minut. Tym razem to nogi, a ściślej kolana zaczynały dokuczać a nie zmęczenie.
Moje pytanie brzmi co do tej pory robiłem lub właśnie zacząłem robić źle?
Wiem, że 90% odpowiedzi mogę znaleźć właśnie na portalu, ale wciąż obce mi są pojęcia i wskaźniki a, że norweskiego wciąż się uczę jak biegania, nie za bardzo mam gdzie się zwrócić po profesjonalną pomoc.
Fakt: ubyło kilka kilogramów, ale brzuch jest a czuję że teraz jest moment by wejść na kolejny poziom wtajemniczenia i zacząć trenować z głową by zmaksymalizować efekty.
Podpowiedzcie jak laikowi!!!
Z góry dzięki!
Marek