Jak mieszkasz daleko od gór to..
Przede wszystkim siła.. ale nie 'siła biegowa' tylko siła nóg robiona na siłowni albo w domu. Sztanga, kettle, TRXy, skakanka, przysiady, wskoki, zeskoki, przeskoki, wspięcia. Do tego solidna praca nad corem i brzuchem. To jest moim zdaniem 90% sukcesu w górach. 10% to mądrze wybiegane kilometry. I wcale nie musi być ich dużo.
Jeśli już podbiegi to nie 6-8 (albo 1-2 jak na agrykoli ostatnio widuję), tylko w zależności od ich długości od kilkunastu wzwyż. W różnych kombinacjach, czasem z luźnym odpoczynkiem 'w dół' a czasem połączonych w mocne serie (kilka razy góra dół cały czas bardzo mocno). Urozmaicaj, czasem biegaj mocniej, czasem słabiej. Generalnie pojęcie podbiegu pasywnego nie powinno dla Ciebie istnieć - zawsze pod górę dociskasz, kwestia tylko jak bardzo.
Jeśli nie masz żadnej górki pod ręką wbijasz na bieżnię mechaniczną i ustawiasz sobie nachylenie na 5 stopni i np. co kilometr zwiększasz o stopień. Jak serce przestanie wydalać na kilometr robisz 1 stopień i wracasz znowu do poprzedniego nachylenia.
Jeśli już biegasz po płaskim (czyli nie w terenie, nie cross, nie podbiegi) to lataj interwały. Krótkie i intensywne - 800-1200m. Musisz przyzwyczaić organizm do pracy na zmieniającej się ciągle intensywności i do pracy na wysokich zakresach tętna. Jak będziesz zasuwał pod ostrą górę to bez względu na to jak bardzo zwolnisz serce i tak dostanie ostro w tyłek - musisz się na to przygotować. (zakładam, że takie 'po płaskim' to max raz w tygodniu, bo.. patrz wyżej, lub niżej)
Każdy inny, 'spokojny' trening (czyli długie wybiegania lub bezsensowne je..nie kilometrów) latasz w terenie, najlepiej pagórkowatym, ale z braku laku jak nie ma nachylenia to niech chociaż stopa nad stabilizacją pracuje.
Ale zamiast rypać kilometry lepiej przysiąść nad ćwiczeniami siłowymi
A jako bonus - gdziekolwiek masz w codziennym życiu do pokonania schody - wbiegaj na nie co dwa.. jak dasz radę co trzy
