To dla mnie niezrozumiałe-problem z tempem w czasie treningu
: 21 lis 2012, 14:39
Witam.
Na początek przywitam się (to dopiero mój drugi post, chociaż forum wydaje mi się znajome jak własna kieszeń – czytam Wasze wpisy od prawie roku).
Mężczyzna, 33 lata, waga 72 kg, wzrost 172 cm, BMI 24,3, HRmax około 189.
Biegam regularnie (4x w tygodniu) od 3 miesięcy, wcześniej podejmowałem też próby, ale poddawałem się po kilku treningach.
Bieganie wydawało mi się proste: biegaj, biegaj, biegaj, a z czasem przyjdą wyniki. I zapewne tak jest, ale im głębiej wchodzę w temat, tym wydaje mi się to bardziej zagmatwane, i niestety niezrozumiałe. Problem dotyczy tempa biegu.
Początkowo wykonywałem plan 6 tygodniowy dojścia do ciągłego biegu przez 30 minut. Po pewnych modyfikacjach udało się: przebiegłem 30 minut z tempem 5:11/km. No czad! Tylko co z tego, skoro nie udało mi się tego więcej powtórzyć. Przyszło załamanie, nie potrafiłem zmusić się do biegu nawet przez 10 minut, toczyłem ciągłą walkę ze sobą i ze zmęczeniem. Myślałem że znowu nic z tego.
Aż pewnego dnia doczytałem na forum porady dla innej osoby (biegacz od pół roku, lekka nadwaga) że jego tempo treningowe na dłuższe biegi powinno wynosić około 6:30/km. Wydawało mi się to bardzo powolne tempo, ale tak pomyślałem, że spróbuję. Troszkę szybciej, bo to 6:30 to pewnie przez jego nadwagę, ja spróbuję po mojemu. Z pulsometrem ruszyłem do boju i... przebiegłem 30 minut z pulsem średnim 157 w tempie 5:44/km. Ale przebiegłem. I nawet się nie zmęczyłem, byłem wypoczęty jak po żadnym wcześniejszym treningu.
I tak biegałem sobie kilka razy bez problemu po 30 minut w tempie 5:35 – 5:45 km/min. Nawet spróbowałem zrobić sobie dłuższą wycieczkę i przebiegłem dwie pętle w Parku Śląskim – 13 km w tempie około 5:50/minutę, ale tą już odchorowałem bólem nóg przez 4 dni.
I wszystko byłoby ok, zamierzałem znaleźć sobie kolejny plan treningowy, gdybym nie natknął się na innej stronie biegowej na plan treningowy „maraton w 3:59:59”. Był tam opis kobiety (załóżmy że istniejącej naprawdę), która przebiegła już wiele maratonów, próbowała też bezskutecznie złamać granicę 4 godzin, jej rekord to około 4:01:02. I dla takiej osoby, która jest o kilka galaktyk z wytrenowaniem przede mną, jako tempo treningowe ustalone było 6:17 – w takim tempie miała biegać długie dystanse (oczywiście do tego różne podbiegi, przyspieszenia i inne). Na koniec przebiegła maraton w 3h 52 min.
Jak to? Taki wymiatacz a ma biegać tak powoli? Co jest grane?
No właśnie, co jest grane?
Wytłumaczcie mi, dlaczego powinno się tak wolno biegać? Rozumiem że nie należy biegać na wyżygu bez przerwy, ale czy nie powinno się osiągnąć lepszych rezultatów przy bieganiu z większym tempem? Przecież dla wytrenowanej osoby tempo nawet 5:30/min nie jest zabójcze.
Zamiast pytać: Jak żyć?, pytam: Jak biegać? JAK BIEGAĆ?
Na początek przywitam się (to dopiero mój drugi post, chociaż forum wydaje mi się znajome jak własna kieszeń – czytam Wasze wpisy od prawie roku).
Mężczyzna, 33 lata, waga 72 kg, wzrost 172 cm, BMI 24,3, HRmax około 189.
Biegam regularnie (4x w tygodniu) od 3 miesięcy, wcześniej podejmowałem też próby, ale poddawałem się po kilku treningach.
Bieganie wydawało mi się proste: biegaj, biegaj, biegaj, a z czasem przyjdą wyniki. I zapewne tak jest, ale im głębiej wchodzę w temat, tym wydaje mi się to bardziej zagmatwane, i niestety niezrozumiałe. Problem dotyczy tempa biegu.
Początkowo wykonywałem plan 6 tygodniowy dojścia do ciągłego biegu przez 30 minut. Po pewnych modyfikacjach udało się: przebiegłem 30 minut z tempem 5:11/km. No czad! Tylko co z tego, skoro nie udało mi się tego więcej powtórzyć. Przyszło załamanie, nie potrafiłem zmusić się do biegu nawet przez 10 minut, toczyłem ciągłą walkę ze sobą i ze zmęczeniem. Myślałem że znowu nic z tego.
Aż pewnego dnia doczytałem na forum porady dla innej osoby (biegacz od pół roku, lekka nadwaga) że jego tempo treningowe na dłuższe biegi powinno wynosić około 6:30/km. Wydawało mi się to bardzo powolne tempo, ale tak pomyślałem, że spróbuję. Troszkę szybciej, bo to 6:30 to pewnie przez jego nadwagę, ja spróbuję po mojemu. Z pulsometrem ruszyłem do boju i... przebiegłem 30 minut z pulsem średnim 157 w tempie 5:44/km. Ale przebiegłem. I nawet się nie zmęczyłem, byłem wypoczęty jak po żadnym wcześniejszym treningu.
I tak biegałem sobie kilka razy bez problemu po 30 minut w tempie 5:35 – 5:45 km/min. Nawet spróbowałem zrobić sobie dłuższą wycieczkę i przebiegłem dwie pętle w Parku Śląskim – 13 km w tempie około 5:50/minutę, ale tą już odchorowałem bólem nóg przez 4 dni.
I wszystko byłoby ok, zamierzałem znaleźć sobie kolejny plan treningowy, gdybym nie natknął się na innej stronie biegowej na plan treningowy „maraton w 3:59:59”. Był tam opis kobiety (załóżmy że istniejącej naprawdę), która przebiegła już wiele maratonów, próbowała też bezskutecznie złamać granicę 4 godzin, jej rekord to około 4:01:02. I dla takiej osoby, która jest o kilka galaktyk z wytrenowaniem przede mną, jako tempo treningowe ustalone było 6:17 – w takim tempie miała biegać długie dystanse (oczywiście do tego różne podbiegi, przyspieszenia i inne). Na koniec przebiegła maraton w 3h 52 min.
No właśnie, co jest grane?
Wytłumaczcie mi, dlaczego powinno się tak wolno biegać? Rozumiem że nie należy biegać na wyżygu bez przerwy, ale czy nie powinno się osiągnąć lepszych rezultatów przy bieganiu z większym tempem? Przecież dla wytrenowanej osoby tempo nawet 5:30/min nie jest zabójcze.
Zamiast pytać: Jak żyć?, pytam: Jak biegać? JAK BIEGAĆ?