Bieganie - początki i trudności
: 25 kwie 2012, 12:18
Witam Was serdecznie. Jest to mój pierwszy post na tym forum, nie znalazłem wątku powitalnego, jeśli ominąłem go wzrokiem to przepraszam.
Mam 26 lat, 180cm wzrostu, ważę 81kg i patrząc na swój chylący się w dół wizerunek fizyczny przez ostatnie lata (praca siedząca, zero ruchu, odpoczynek z pisem przed telewizorem lub z piwem przed ogniskiem) chciałem zacząć biegać by poprawić formę i troszkę wygląd. W wieku około 20 lat bieganie nie było dla mnie problemem, ważyłem 72kg, czułem się świetnie, miałem dietę, chodziłem na siłownię 3x w tygodniu.
W tym momencie nie mogę pozwolić sobie na siłownię ze względu na czas jaki ona zajmuje w ciągu dnia, dlatego patrząc na swój powoli obrastający tłuszczem brzuch i spadek formy chciałem wziąć się za bieganie. Popatrzyłem na swoje stare Asicsy do biegania i powiedziałem im 'dziękuję' i kupiłem nowe Kalenji, nawet wygodne, choć pewnie bym teraz szukał czegoś innego na spróbowanie bo Kipruny były pierwszą i jedyna opcją jaką przymierzałem. Wskoczyłem w dres do biegania, podjechałem do pobliskiego lasu (nienawidzę biegać i chodzić po ulicach/chodnikach w środku śmierdzącego miasta, przy ulicy). Zrobiłem małą rozgrzewkę, wsadziłem słuchawki do uszu, wziąłem małą buteleczkę wody i rozpocząłem próbny bieg.
I tu zaczyna się problem. Nie jest to może problem wstydliwy jak choroba weneryczna, ale dla mnie jednak jest to sygnał, że ostatni dzwonek na wzięcie się za siebie dzwonił kilka lat temu. Padam po 200 metrach biegu. Po tych 200m muszę przez kolejne 100m iść i łyknąć wody by znów móc jako tako przebiec 200m. Kiedyś nie było dla mnie problemem przebiegnięcie 2000m (owszem, żaden to wynik, ale porównuję) a teraz 200m i mnie nie ma. Dodatkowo problem jest taki, że w połowie odległości jaką mam do przebiegnięcia (leśna droga, łącznie około właśnie 2 kilometrów) zaczyna mnie boleć głowa (zakładam, że ciśnienie skacze) a chwilę później prawe oko zachodzi mi małą mgiełką co 'wygląda' trochę jakby mi łzawiło, lecz tak nie jest. Wiecie jak się widzi przez załzawione oczy, tak mam z jednym okiem. Jestem tym mocno niepocieszony a nawet troszkę zaniepokojony. Dodatkowo po tych 2 kilometrach podzielonych na bieg i marsz (odbyło się to wczoraj) dziś mam tak zmęczone uda, że ledwo chodzę, nie ma zakwasów, jest ogólne zmęczenie. Na koniec mogę dodać, że kilka miesięcy temu rzuciłem palenie i dobrze mi idzie, nawet mnie nie ciągnie, jednak paliłem i to pewnie ma duży związek z tym co się dzieje.
Czy mogę liczyć na małe rady od Was by jakoś móc zacząć normalnie trenować nie uszkadzając się zbytnio? Mam mało czasu na wertowanie strony w poszukiwaniu informacji na temat początków, lecz oczywiście w ramach możliwości będę to robił. Tymczasem zostawiam tu swój post. Pozdrawiam.
Mam 26 lat, 180cm wzrostu, ważę 81kg i patrząc na swój chylący się w dół wizerunek fizyczny przez ostatnie lata (praca siedząca, zero ruchu, odpoczynek z pisem przed telewizorem lub z piwem przed ogniskiem) chciałem zacząć biegać by poprawić formę i troszkę wygląd. W wieku około 20 lat bieganie nie było dla mnie problemem, ważyłem 72kg, czułem się świetnie, miałem dietę, chodziłem na siłownię 3x w tygodniu.
W tym momencie nie mogę pozwolić sobie na siłownię ze względu na czas jaki ona zajmuje w ciągu dnia, dlatego patrząc na swój powoli obrastający tłuszczem brzuch i spadek formy chciałem wziąć się za bieganie. Popatrzyłem na swoje stare Asicsy do biegania i powiedziałem im 'dziękuję' i kupiłem nowe Kalenji, nawet wygodne, choć pewnie bym teraz szukał czegoś innego na spróbowanie bo Kipruny były pierwszą i jedyna opcją jaką przymierzałem. Wskoczyłem w dres do biegania, podjechałem do pobliskiego lasu (nienawidzę biegać i chodzić po ulicach/chodnikach w środku śmierdzącego miasta, przy ulicy). Zrobiłem małą rozgrzewkę, wsadziłem słuchawki do uszu, wziąłem małą buteleczkę wody i rozpocząłem próbny bieg.
I tu zaczyna się problem. Nie jest to może problem wstydliwy jak choroba weneryczna, ale dla mnie jednak jest to sygnał, że ostatni dzwonek na wzięcie się za siebie dzwonił kilka lat temu. Padam po 200 metrach biegu. Po tych 200m muszę przez kolejne 100m iść i łyknąć wody by znów móc jako tako przebiec 200m. Kiedyś nie było dla mnie problemem przebiegnięcie 2000m (owszem, żaden to wynik, ale porównuję) a teraz 200m i mnie nie ma. Dodatkowo problem jest taki, że w połowie odległości jaką mam do przebiegnięcia (leśna droga, łącznie około właśnie 2 kilometrów) zaczyna mnie boleć głowa (zakładam, że ciśnienie skacze) a chwilę później prawe oko zachodzi mi małą mgiełką co 'wygląda' trochę jakby mi łzawiło, lecz tak nie jest. Wiecie jak się widzi przez załzawione oczy, tak mam z jednym okiem. Jestem tym mocno niepocieszony a nawet troszkę zaniepokojony. Dodatkowo po tych 2 kilometrach podzielonych na bieg i marsz (odbyło się to wczoraj) dziś mam tak zmęczone uda, że ledwo chodzę, nie ma zakwasów, jest ogólne zmęczenie. Na koniec mogę dodać, że kilka miesięcy temu rzuciłem palenie i dobrze mi idzie, nawet mnie nie ciągnie, jednak paliłem i to pewnie ma duży związek z tym co się dzieje.
Czy mogę liczyć na małe rady od Was by jakoś móc zacząć normalnie trenować nie uszkadzając się zbytnio? Mam mało czasu na wertowanie strony w poszukiwaniu informacji na temat początków, lecz oczywiście w ramach możliwości będę to robił. Tymczasem zostawiam tu swój post. Pozdrawiam.