Biegam coraz... wolniej?
: 23 sie 2004, 12:08
Hejka,
W swojej wielkiej ambicji postanowiłem przebiec w tym roku Maraton Warszawski. Zacząłem trenować zgodnie z planym zamieszczonym na ich stronie od końca marca (wcześniej w zasadzie tylko praca za biurkiem i okazjonalnie rowerek, basen lub siłownia).
Ambicja może i wielka, ale celem podstawowym jest oczywiście przebiegnięcie, choć nieśmiało zacząłem sobie stawiać także niewielki cel czasowy - 4h. Jak na trzydziestolatka dużo, ale nigdy nie byłem dobry w biegach, w szkole zawsze przychodziłem, bo nie przebiegałem, ostatni na 1000m.
Po pierwszych tygodniach sprawność rosła lawinowo. Tętno spoczynkowe spadło do 44 (lekarz stwierdził: "jak sportowiec"). Predkość biegu tez lekko wzrastała. W czerwcu w pierwszej w życiu ćwiartce uzyskałem 54 min. Ok, tak sobie, ale pozwalało miec nadzieję na złamanie tej czwórki.
I to był w zasadzie szczyt możliwości. Później biegałem już tylko wolniej, a przecież cały czas trenowałem.
Plan treningowy nie jest przecież zbyt wymagający (trzy razy w tygodniu), więc chyba nie chodzi o przetrenowanie (przy takim zresztą wolnym tempie). Mam co prawda taki ból z tyłu nogi (chyba ścięgno), ale staram się rozćwiczać i jakoś daję radę z biegać z bólem.
Przedwczoraj w półmaratonie zaledwie 2.10, więc chyba z tej czwórki to moge juz zrezygnować, bo został miesiąc i nie wiem co moge zrobić, zeby pobiec szybciej.
Najbardziej dziwi mnie to, że niskie tętno spoczynkowe nie przekłada się na chocby średnie tempo biegu. Tak samo, im dłuzej biegam, tym prędkośc jest mniejsza (to po co trenować?).
O co chodzi?
Pozdr
W swojej wielkiej ambicji postanowiłem przebiec w tym roku Maraton Warszawski. Zacząłem trenować zgodnie z planym zamieszczonym na ich stronie od końca marca (wcześniej w zasadzie tylko praca za biurkiem i okazjonalnie rowerek, basen lub siłownia).
Ambicja może i wielka, ale celem podstawowym jest oczywiście przebiegnięcie, choć nieśmiało zacząłem sobie stawiać także niewielki cel czasowy - 4h. Jak na trzydziestolatka dużo, ale nigdy nie byłem dobry w biegach, w szkole zawsze przychodziłem, bo nie przebiegałem, ostatni na 1000m.
Po pierwszych tygodniach sprawność rosła lawinowo. Tętno spoczynkowe spadło do 44 (lekarz stwierdził: "jak sportowiec"). Predkość biegu tez lekko wzrastała. W czerwcu w pierwszej w życiu ćwiartce uzyskałem 54 min. Ok, tak sobie, ale pozwalało miec nadzieję na złamanie tej czwórki.
I to był w zasadzie szczyt możliwości. Później biegałem już tylko wolniej, a przecież cały czas trenowałem.
Plan treningowy nie jest przecież zbyt wymagający (trzy razy w tygodniu), więc chyba nie chodzi o przetrenowanie (przy takim zresztą wolnym tempie). Mam co prawda taki ból z tyłu nogi (chyba ścięgno), ale staram się rozćwiczać i jakoś daję radę z biegać z bólem.
Przedwczoraj w półmaratonie zaledwie 2.10, więc chyba z tej czwórki to moge juz zrezygnować, bo został miesiąc i nie wiem co moge zrobić, zeby pobiec szybciej.
Najbardziej dziwi mnie to, że niskie tętno spoczynkowe nie przekłada się na chocby średnie tempo biegu. Tak samo, im dłuzej biegam, tym prędkośc jest mniejsza (to po co trenować?).
O co chodzi?
Pozdr