Strona 1 z 1

Utrzymanie poziomu sportowego

: 29 wrz 2009, 15:44
autor: Yogi!
Drodzy sympatycy przebierania nogami!

Wyobraźcie sobie biegacza Yogi. Biegacz Yogi jest amatorem. Przygotowywał się do pierwszego maratonu. Wykonywał pracę szybkościową, siłową i wytrzymałościową. Dzięki temu poprawiał wyniki na krótszych dystansach mając na uwadze realizację głównego celu jakim jest start w maratonie. Maraton przebiegł i teraz sobie zasłużenie odpoczywa. Biegacz Yogi nie planuje w najbliższym czasie bicia kolejnych rekordów, w maratonie szczególnie. Jednak mając na uwadze czas już poświęcony na zwiększenie biegowej formy, chciałby tę formę zatrzymać na osiągniętym poziomie przy możliwie niskim zaangażowaniu czasowym.

Jaka jest zatem rada dla biegacza Yogiego, jeżeli nie koniecznie zależy mu na progresie w najbliższym czasie? Wszak jego priorytet to brak regresu.

A może biegacz Yogi musi precyzyjniej zadać pytanie, bo nie ma jednej dobrej odpowiedzi? Jeżeli tak, to jakie pytanie musiałby zadać?

Re: Utrzymanie poziomu sportowego

: 29 wrz 2009, 15:52
autor: gasper
proponuje wystartować jeszcze w kilku biegach (bedzie ich teraz sporo); między biegami rozbiegania i jakiś akcent raz w tygodniu

: 29 wrz 2009, 16:43
autor: ssokolow
pewnie to zależy od tego jaką formę nasz miś jogi osiągnął... - jak biegał maraton w 4h to pewnie musi mniej pracować niż taki miś jogi co se "trzasnął" 2:58h

: 29 wrz 2009, 17:28
autor: Yogi!
Miś Yogi a forma.
Otóż z wyniku biegu na 25km (miesiąc wstecz w stosunku do maratonu) liczydło pana Grega McMillana napstrykało mu chyba czas w Maratonie 3:42.
To misia podbudowało, ale swój rozum miał i wiedział, że w debiucie żadnych obliczeń słuchać nie będzie. Słyszał natomiast, że dalszie budziesz, jak tisze jediesz. No i pojechał - w tempie na ok 4 godziny. I tak też prawie dobiegł (prawie, bo popełnił dwa błędy).

Teraz miś tyle czasu na bieganie dać nie może, a do formy się mocno przywiązał.
Krótko mówiąc: ma chłop rozterkę, powiadam Wam.
Radźcie Bracia i Siostry!

: 30 wrz 2009, 02:05
autor: Adam Klein
No to ja jeszcze do propozycji Gaspera dodam dwa cytaty (to się nie kłóci).
Zacytuję Ci Yogi Grzegorza Gajdusa, który mówi tak:

Każdy szanujący się maratończyk, przez 10 miesięcy w roku, raz w tygodniu, wykonuje wysiłek 2 godzinny.
http://bieganie.pl/?show=1&cat=2&id=607

A jak bym Ci zacytował Lydiarda - to on Ci powie, że:
W początkowym etapie wszyscy powinni trenować jak maratończycy
(mowa o początkowym etapie sezonu.)
http://bieganie.pl/?show=1&cat=2&id=1309

No czyli mamy jeszcze jeden czynnik: dwugodzinny bieg raz w tygodniu bez względu na to do jakiego się potem dystansu szykujesz.
Ja osobiście w taką szkołę bardzo wierzę.

: 30 wrz 2009, 08:38
autor: Yogi!
Adamie,

Czy szanującym się maratończykiem jestem, to ciężko orzec, gdyż jestem nim dopiero od trzech dni. W swoim bieganiu na pewno miałem na uwadze wybiegania. Powiedzmy raz w tygodniu do 90 minut, raz na dwa do 120 minut. Doświadczenia nie mam, ale przeczuwam, że poza BPSem na moim poziomie to powinno spokojnie zatrzymać formę, jeżeli chodzi o wytrzymałość pod kątem maratońskim.
Na pewno chcę zredukować kilometraż, co przekłada się na poświęcany czas. 30, może 40km to maksimum, ale w tym wartościowe akcent(y).

Bardziej skomplikowana jest sprawa, co z utrzymaniem szybkości na dystansie 10-21km.
O ile większość pytań i planów kręci się wokół tego, jak zwiększyć formę, VDOTa czy jak go zwał, o tyle moje jest jak to podtrzymać.
Czy rozróżnienie to rzutowałoby na ilość zwykłych rozbiegań "wypełniaczy" czy raczej akcentów?

Niestety pomyłkowo wkleiłeś niewłaściwy link do Lydiarda. Z wyszukiwarki nie mogę w prosty sposób znaleźć, o który artykuł chodzi. Once again, please?

: 30 wrz 2009, 09:50
autor: Adam Klein
Poprawiłem.
No to mógłbym jeszcze wkleić kolejnego klasyka - Jurka Skarżyńskiego.
Raz w tygodniu Jurek by Ci powiedział, żeby robić kross - ze 45 minut, tam byś miał wszystkie akcenty poprzeplatane.

: 30 wrz 2009, 10:59
autor: Yogi!
Lydiard, jak stoi w artykule, jest zwolennikiem biegania dużej objętości (kilometraż). Takie podejście mi nie odpowiada. Wolę, gdy środek ciężkości planu przesunięty jest na akcenty.

Jurek zaś odwołuje się do krosów. Do maratonu pracowałem generalnie na planie Norriego Williamsona. Jestem człek prosty i do mnie trzeba prosto. Kros to takie mydło i powidło, wszystko w jednym. Wolę podejście może mniej fantazyjne, ale za to bardziej analityczne, w którym wszystko jest pod kontrolą. Mam wówczas świadomość, nad czym pracuję.

Filozofia Norriego jest w zasadzie zbieżna ze szkołą Jacka Danielsa.
Odpowiada mi a jego plan przyniósł założone efekty.
Wciąż jednal nurtuje mnie odpowiedź na proste pytanie:

Ile i czego można zmniejszyć, żeby nie spieprzyć?