Eksperyment treningowy
: 14 lis 2007, 21:09
Witam
Nie wiedziałem, czy ten post umieścić w dziale Trening czy Zdrowie, ostatecznie wybrałem ten dział, z racji tego, że wszystko, co chcę napisać wiąże się z eksperymentem treningowym.
Jakiś czas temu poczytałem na tym forum posty, które w przeważającej większości traktowały o wyższości wolnego, ale długiego biegania nad bieganiem intensywniejszym, ale krótkim. Posty były pisane w kontekście skuteczności w odchudzaniu. Wykazywano w nich większą skuteczność biegów długich ale mało intensywnych. Nie mam problemów z nadwagą, ale wyczytałem w tych postach, że intensywne i stosunkowo krótkie biegi mogą prowadzić do destrukcji („spalania” mięśni), a tego chciałbym uniknąć. Temat ten to jednak nie istota tego postu, zgłębię to sobie we własnym zakresie, między innymi odświeżając politechniczne wiadomości z biochemii. Lektura postów, o których wspomniałem stała się dla mnie impulsem do przeprowadzenia eksperymentu treningowego – długiego, wolnego biegu.
Tytułem wstępu – biegam co drugi dzień, w miarę systematycznie. Zdarzają się wpadki – czasem odpuszczę na trzy, cztery dni, czasem pobiegnę po dwa, a nawet trzy dni pod rząd, ale uśredniając systematyczność jest zachowana. Trasa w dwóch wariantach:
1)~ 6600m: 2600m szuter + 1470m asfalt (to jest pętla) + 2600m szuter + 2600m marszu (powrót do bazy, czyli do samochodu). Wszystko po płaskim.
2)~6900m: 2600m szuter + ~200m asfalt + ~1200m ścieżka gruntowa (w tym jeden zbieg około 50m i podbieg około 100m; nachylenie około 40 stopni oraz jeden krótki zbieg i bardzo łagodny podbieg, oba znacznie krótsze) + ~300m asfalt (to jest pętla) + 2600m szuter + 2600m marszu (powrót do bazy, czyli do samochodu).
Uśredniając, przebiegnięcie tej trasy zajmuje mi, w zależności od formy w danym dniu i warunków atmosferycznych około 30 minut, a tętno mierzone po ukończeniu biegu zawiera się w przedziale 162-210. Szczegółowo:
Wariant 1: rekord trasy 28:46, tętno 168
Wariant 2: rekord trasy 29:55, tętno 210 (jeden bieg na tej trasie zakończyłem przy tętnie 150, ale osiągnięty czas 32:23 świadczy, że słabo się starałem)
Wynika z tego, że biegam raczej intensywnie (chyba). Postanowiłem spróbować wolnego biegu i oto moje wrażenia:
1.Biegłem nie najwolniej jak się dało, ale zdecydowanie wolniej niż dotychczas. Na osiemsetnym metrze zaczęło mnie boleć prawe kolano. Umiejscowienie bólu: wyobraźmy sobie, że siedzimy na krześle, jedziemy palcem po prawej stronie prawego uda w stronę kolana, trafiamy w taki dołek przy kolanie, kierujemy się w dół i trafiamy na kość (to chyba kość piszczela, główka kości, czy jak to się nazywa) – tam bolało, ale raczej bardziej w środku kolana. Ból nie był powalający, takie średniej przyjemności kłucie.
2.Na trzecim kilometrze zalały mnie nagłe poty. Normalnie pocę się w czasie biegania intensywnie, w tym wypadku było inaczej – pociłem się słabo, aż tu nagle poczułem się jakby mi wylano na głowę wiadro wody. W minutę później to ustało i dalej pocenie było w normie.
3.Najdziwniejsze – na dwunastym kilometrze poczułem zapach ni to acetonu ni to amoniaku. Co to było? Niezamierzona autosugestia, coś normalnego czy jakaś patologia?
Bieg zakończyłem na 15km, chociaż zapasów mocy miałem na jeszcze dłuuuugo. Po prostu zaczęło mi się nudzić a i czasu nie miałem za wiele tego dnia. Ostateczny czas to 1h 20min 57s, tętno 150.
Najbardziej martwi mnie ten ból kolana, bo jest odczuwalny do dzisiaj, raz mniej, raz bardziej intensywnie. Co się stało? W wolnym biegu zmieniła się moja mechanika biegu i jako nieprzyzwyczajony do tej zmiany coś sobie narobiłem? Czy może ujawniła się jakaś kontuzja, a czas jej wystąpienia jest zwykłym zbiegiem okoliczności z owym długim biegiem?
Czy może zawiniły buty? Feralny bieg odbył się 26.10.2007, w nowych butach zacząłem biegać 24.09.2007. Od czasu rozpoczęcia użytkowania tych butów do owego długiego biegu przebiegłem w nich ~77km i przemaszerowałem ~23km.
Radźcie panowie i panie, co robić?:
1.Nie zawracać gitary i udać się do doktora?
2.Odpuścić bieganie na jakiś czas i może pomyśleć nad zmianą obuwia?
3. Jakieś inne sugestie?
Powiem tylko, że strasznie wkręciłem się w bieganie i ewentualna przerwa będzie dla mnie ciosem.
Pełna historia biegowa:
Pierwszy bieg 26.06.2006, rozpoczęcie planu dziesięciotygodniowego, biegałem w „adidasach” za ~30zł, po kilku czy kilkunastu biegach zaczęły mnie boleć stawy – skokowe, kolanowe a przede wszystkim biodrowe, nie tylko nie mogłem biegać, ale nawet chodzić, chodziłem jak robocop. Zrozumiałem, że oszczędzać można na wszystkim, ale nie na butach, kupiłem więc porządne buty – Asics 2100. Biegałem w tych butach do 16.09.2007 i nie było problemów. W końcu zakwalifikowałem je do wymiany z racji zużycia i przebiegu – przebiegłem w nich 941km + 321km przemaszerowałem i czułem, że amortyzacja w nich to już historia. Chciałem buty terenowe i kupiłem je – Asics Trabuco IX. Mocniejsze, lepiej trzymają stopę, bardziej dynamiczne – dają lepsze wybicie, ale amortyzacja słabsza w porównaniu do poprzednich.
Z góry przepraszam za długi post, ale, jak zawsze, chciałem rzeczowo i dokładnie.
P.S.
Do wszystkich początkujących i nie tylko – róbcie notatki z biegów, to naprawdę się przydaje.
Nie wiedziałem, czy ten post umieścić w dziale Trening czy Zdrowie, ostatecznie wybrałem ten dział, z racji tego, że wszystko, co chcę napisać wiąże się z eksperymentem treningowym.
Jakiś czas temu poczytałem na tym forum posty, które w przeważającej większości traktowały o wyższości wolnego, ale długiego biegania nad bieganiem intensywniejszym, ale krótkim. Posty były pisane w kontekście skuteczności w odchudzaniu. Wykazywano w nich większą skuteczność biegów długich ale mało intensywnych. Nie mam problemów z nadwagą, ale wyczytałem w tych postach, że intensywne i stosunkowo krótkie biegi mogą prowadzić do destrukcji („spalania” mięśni), a tego chciałbym uniknąć. Temat ten to jednak nie istota tego postu, zgłębię to sobie we własnym zakresie, między innymi odświeżając politechniczne wiadomości z biochemii. Lektura postów, o których wspomniałem stała się dla mnie impulsem do przeprowadzenia eksperymentu treningowego – długiego, wolnego biegu.
Tytułem wstępu – biegam co drugi dzień, w miarę systematycznie. Zdarzają się wpadki – czasem odpuszczę na trzy, cztery dni, czasem pobiegnę po dwa, a nawet trzy dni pod rząd, ale uśredniając systematyczność jest zachowana. Trasa w dwóch wariantach:
1)~ 6600m: 2600m szuter + 1470m asfalt (to jest pętla) + 2600m szuter + 2600m marszu (powrót do bazy, czyli do samochodu). Wszystko po płaskim.
2)~6900m: 2600m szuter + ~200m asfalt + ~1200m ścieżka gruntowa (w tym jeden zbieg około 50m i podbieg około 100m; nachylenie około 40 stopni oraz jeden krótki zbieg i bardzo łagodny podbieg, oba znacznie krótsze) + ~300m asfalt (to jest pętla) + 2600m szuter + 2600m marszu (powrót do bazy, czyli do samochodu).
Uśredniając, przebiegnięcie tej trasy zajmuje mi, w zależności od formy w danym dniu i warunków atmosferycznych około 30 minut, a tętno mierzone po ukończeniu biegu zawiera się w przedziale 162-210. Szczegółowo:
Wariant 1: rekord trasy 28:46, tętno 168
Wariant 2: rekord trasy 29:55, tętno 210 (jeden bieg na tej trasie zakończyłem przy tętnie 150, ale osiągnięty czas 32:23 świadczy, że słabo się starałem)
Wynika z tego, że biegam raczej intensywnie (chyba). Postanowiłem spróbować wolnego biegu i oto moje wrażenia:
1.Biegłem nie najwolniej jak się dało, ale zdecydowanie wolniej niż dotychczas. Na osiemsetnym metrze zaczęło mnie boleć prawe kolano. Umiejscowienie bólu: wyobraźmy sobie, że siedzimy na krześle, jedziemy palcem po prawej stronie prawego uda w stronę kolana, trafiamy w taki dołek przy kolanie, kierujemy się w dół i trafiamy na kość (to chyba kość piszczela, główka kości, czy jak to się nazywa) – tam bolało, ale raczej bardziej w środku kolana. Ból nie był powalający, takie średniej przyjemności kłucie.
2.Na trzecim kilometrze zalały mnie nagłe poty. Normalnie pocę się w czasie biegania intensywnie, w tym wypadku było inaczej – pociłem się słabo, aż tu nagle poczułem się jakby mi wylano na głowę wiadro wody. W minutę później to ustało i dalej pocenie było w normie.
3.Najdziwniejsze – na dwunastym kilometrze poczułem zapach ni to acetonu ni to amoniaku. Co to było? Niezamierzona autosugestia, coś normalnego czy jakaś patologia?
Bieg zakończyłem na 15km, chociaż zapasów mocy miałem na jeszcze dłuuuugo. Po prostu zaczęło mi się nudzić a i czasu nie miałem za wiele tego dnia. Ostateczny czas to 1h 20min 57s, tętno 150.
Najbardziej martwi mnie ten ból kolana, bo jest odczuwalny do dzisiaj, raz mniej, raz bardziej intensywnie. Co się stało? W wolnym biegu zmieniła się moja mechanika biegu i jako nieprzyzwyczajony do tej zmiany coś sobie narobiłem? Czy może ujawniła się jakaś kontuzja, a czas jej wystąpienia jest zwykłym zbiegiem okoliczności z owym długim biegiem?
Czy może zawiniły buty? Feralny bieg odbył się 26.10.2007, w nowych butach zacząłem biegać 24.09.2007. Od czasu rozpoczęcia użytkowania tych butów do owego długiego biegu przebiegłem w nich ~77km i przemaszerowałem ~23km.
Radźcie panowie i panie, co robić?:
1.Nie zawracać gitary i udać się do doktora?
2.Odpuścić bieganie na jakiś czas i może pomyśleć nad zmianą obuwia?
3. Jakieś inne sugestie?
Powiem tylko, że strasznie wkręciłem się w bieganie i ewentualna przerwa będzie dla mnie ciosem.
Pełna historia biegowa:
Pierwszy bieg 26.06.2006, rozpoczęcie planu dziesięciotygodniowego, biegałem w „adidasach” za ~30zł, po kilku czy kilkunastu biegach zaczęły mnie boleć stawy – skokowe, kolanowe a przede wszystkim biodrowe, nie tylko nie mogłem biegać, ale nawet chodzić, chodziłem jak robocop. Zrozumiałem, że oszczędzać można na wszystkim, ale nie na butach, kupiłem więc porządne buty – Asics 2100. Biegałem w tych butach do 16.09.2007 i nie było problemów. W końcu zakwalifikowałem je do wymiany z racji zużycia i przebiegu – przebiegłem w nich 941km + 321km przemaszerowałem i czułem, że amortyzacja w nich to już historia. Chciałem buty terenowe i kupiłem je – Asics Trabuco IX. Mocniejsze, lepiej trzymają stopę, bardziej dynamiczne – dają lepsze wybicie, ale amortyzacja słabsza w porównaniu do poprzednich.
Z góry przepraszam za długi post, ale, jak zawsze, chciałem rzeczowo i dokładnie.
P.S.
Do wszystkich początkujących i nie tylko – róbcie notatki z biegów, to naprawdę się przydaje.