mihumor pisze:Zapewne dlatego, że młodzi nagle odkryli gry komputerowe i mięso przestało być na kartki a od siedzenia ewolucja nam dupy powiekszyła. Ale w Stanach chyba było zawsze bez kartek?
Ale nawet w Stanach od lat osiemdziesiątych, a właściwie siedemdziesiątych, bo to wtedy trzeba było zacząć, żeby w osiemdziesiątych biegać maratony, się bardzo poprawiło i pojawiły się ciekawsze drogi kariery niż sport. Oczywiście dla czarnych ze slumsów niekoniecznie, ale tak się składa, że ci amerykańscy są głównie z zachodniej Afryki, więc miażdżą w sprintach, nie maratonach, co dla nich zresztą lepsze, bo to w footballu amerykańskim są naprawdę duże pieniądze, nie na bieżni. A jeżeli już młody człowiek chce coś trenować, bo, powiedzmy, daje to szansę na stypendium od dobrego uniwersytetu, albo rzeczywiście chce się w ten sposób wybić (chociaż są teraz lepsze sposoby - tyle się mówi, że sport na poziomie zawodowym nie jest zdrowy), to dziesięć razy się zastanowi, a jego trener następne dziesięć, czy właśnie biegi długie, w których z góry stoi na dużo-dużo słabszej pozycji z uwagi na fizjologię i o sukcesy będzie bardzo trudno.
Generalnie, jak spojrzeć, to, bez urazy, głównym źródłem sportowych talentów był przez długie lata, na całym świecie, proletariat, często małomiasteczkowy, i biedniejsza część wsi, ze szczególnym miejscem dla rodzin wielodzietnych. Ambitny chłopak z robotniczej rodziny z małego miasteczka szanse na lepszą edukację miał znikome, szanse na awans społeczny - takież, ale jeżeli w okolicy był klub sportowy... Tacy przyszli mi polscy długodystansowcy do głowy, czterej wymyśleni w ciemno, Kusociński, Krzyszkowiak, Chromik, Malinowski - sprawdziłem i wszyscy się w ten model wpisują. A niech mi ktoś wskaże w Polsce porządną proletariacką okolicę z dużą ilością wielodzietnych rodzin. To samo jest np. w boksie, to samo w ciężarach i jeszcze paru innych.
No, a skoro nie ma dopływu "prawdziwych" zawodników, za to jest starszawych amatorów, to i poziom sportowy siada, o czym już było. W świetle tego, co napisałem, może i lepiej.
Aha!
Oczywiście to:
w siedzącym trybie pracy, w dojazdach do pracy samochodem, w nadwadze, w poświęcaniu coraz większej części swojego życia na pracę
nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Mówimy o profesjonalistach, którzy jeszcze nie zdążyli się napracować, nie o ambitnych 30+ amatorach.