Nie pisałem tego złośliwie.

Po prostu dla kogoś, kto biega tylko spokojnie, próba przyspieszenia choćby na chwilę jest szokiem.
I ja też przez to przechodziłem, walczyłem ze swoim ciałem i pewnie wyglądałem jak pokraka.

Tak już jest i tyle, ale szczere określenie miejsca, w którym się znajduje pozwala iść dalej.
I na pewno przesunąłem tę granicę przy której się "rozsypuję" (tzn. teraz "rozsypuję się" przy wyższych tempach), ale do ideału baaaardzo daleko. Wystarczy włączyć transmisję z biegu na 1500 m, gdzie zawodnicy lecą tempem, które dla mnie jest sprintem, a oni... "po prostu biegną".

Ludzie, którzy uprawiają LA w wieku nastu lat zwykle mają duuuużo większe możliwości i szybciej wejdą na oczekiwany poziom (lub wejdą wyżej). Ale to nie czerwone światło dla pozostałych (ja jestem ten "pozostały").
Facet biegający 35 minut na dychę jest w w zasadzie w tej samej grupie, co biegający ją w 70 - "bez wielkiego znaczenia sportowego". Dla większości z nas liczy się sam proces i satysfakcja z postępów lub z samego biegania, lepszej kondycji itd.
Głowa do góry i do boju, będzie dobrze!

A co do kontuzji, to duża część z nas miewa tego rodzaju "przygody" niestety. Warto próbować wyciągać wnioski i nie powtarzać błędów tam, gdzie to możliwe.
Powodzenia!