Piotr88 pisze:może z czytających już tam był i wie czego można się tam spodziewać
To ja się zacytuję ze swojej ubiegłorocznej relacji:
Organizacyjnie było trochę poniżej standardu, do którego się przyzwyczaiłem - wspólny start wszystkich uczestników bez żadnych stref, żadnych zająców, pierwsze oznaczenia kilometrowe zauważyłem na 6 kilometrze, a potem już co prawda co kilometr, ale jednak nie wszystkie postawione tam, gdzie powinny stać. Dość męczące było również połączenie nas w pewnym momencie z biegnącym równolegle biegiem na 15 km - kiedy już mi się wydawało, że kilkukilometrowe wyprzedzanie się wreszcie skończyło, to znowu pojawiła się konieczność kilkuminutowego slalomu między biegnącymi tempem minutę wolniej na kilometr niż ja biegaczami.
Na plus - naprawdę gęsto postawiane punkty z wodą, izotonikiem i jedzeniem, zarejestrowałem cukier i banany, pewnie było coś jeszcze.
Największym problemem trasy była natomiast nie organizacja, tylko charakter trasy. Bo to zdecydowanie nie jest trasa do robienia życiówek. Trasa rzeczywiście jest "w większości" płaska - zbiegów i podbiegów, takich dość solidnych, kilkuprocentowych, jest w sumie koło dziewięciu kilometrów. Najgorsze natomiast były nie same podbiegi, tylko wiatr. W połowie trasy (nawet trochę wcześniej, bo tak mniej więcej z końcem 20. kilometra) dobiega się do morza Marmara i już prawie do końca biegnie wzdłuż brzegu. No i niby wiedziałem, że ma być wiatr w twarz, tyle mówiła prognoza pogody, ale nie spodziewałem się, że będzie aż tak źle. Najpierw biegnie się wzdłuż brzegu w jedną stronę, i tam wiatr miał być w plecy. Wiatr, którego nie czułem w ogóle, więc spodziewałem się, że kiedy po nawrocie zacznę biec w przeciwną stronę, to również go czuć nie będę. Niestety. Przy nawrocie na 29. kilometrze dostałem wiatrem w twarz tak mocno, że się prawie zatrzymałem w miejscu. Dwanaście kilometrów walczenia z silnym wiatrem w twarz, który mnie zwolnił o ponad pół minuty na kilometrze, więc po nawrocie już wiedziałem, że nie będzie z tego ani złamanych trzech godzin, ani nawet życiówki. A kiedy już się skończyło wybrzeże i skończył wiatr, to ostatnie dwa kilometry finiszu się robi pod górę, więc chociaż się naprawdę starałem zrobić finisz i wpakowałem w to sporo wysiłku, to obiektywnie przyspieszyć się już nie udało.