Strona 1 z 6

Katasfrofa w Toruniu.

: 21 maja 2007, 12:05
autor: tomasz
Wczoraj miałem najgorszy, nacięższy, najtrudniejszy i najtagiczniejszy bieg w życiu. Z trudem go ukończyłem i wielokrotnie wątpiłem, że jest to możliwe.

Czas 4:29

Główną przyczynę upatruję w pogodzie.
Pamiętam rok temu kiedy biegłem w podobnych warunkach 15km. Wówczas miałem czas 1:23 - na trasie umierałem człapią po 6:00km końcówkę. 3 tyg później nie zmieniając treinngu pobiegłem 15km 1:07.
Treningi również są bardzo zaburzone w taką pogodę. Nie ważne czy formę mam, czy nie - duża temperatura mnie niszczy.
Jeśli chodzi o teoretyczną stronę tego problemu:
Tutaj gdzieś na forum nawet jest dyskusja o tej mojej przypadłości. Otóż rozmawiając kiedyś ze studentką 5 roku medycyny otrzymałem bardzo prawdopodobą diagnozę. Mam obniżoną termalność płuc (dokładnie nie wiem pamiętam jak to brzmiało) W wysokiej temperaturze moja wydolność płuc znacznie spada. Co ciekawe na to się nawet bierze leki.
Istnieje również upośledzenie metabolizmu mieśni szkieletowych pod wpływem wysokiej temperatury co również mógłmym mieć.
Rozmawiając z tą studentką podałem jej objawy, tzn.
Do 5-6r życia w wysikich temperaturach dostawałem biegunki oraz gorączki. Bardzo źle znosiłem wysoką temperaturę co objawiało się również bólem głowy, apatią, brakiem apetytu i osłabieniem organizmu.
Ogólnie jest meteopatą. Moje nastawienie psychincze często w dużym stopniu zależy od pogody.
Dzisiaj czasami zdarzają się biegunki, gorączki nie mam, jednak boli mnie głowa, często jest mi słabo, a czasami nawet kiedy się gwałtownie podnoszę robi mi się ciemno przed oczami.
Mój organizm nie znosi gorąca - wystarczy 20 st. i szybki marsz a koszulkę wilgotną i mokre plecy, tak się pocę intensywnie.
Apatia, brak apetytu, leniwość, mdłości, czasami jest mi słabo, czasami biegunka - to pozostało do dzisiaj.

Na starcie zanim rozpoczął się bieg byłem już wilgotny. Po rozgrzewce nie miałem już siły, kiedy kucałem po skłonach i podnosiłem się to zrobiło mi się prarę razy ciemno. Do tego dochodzą "mrówki" często w takiej pogodzie czuję jak po moich mieśnich przebiegają mrówki.

Stoją na na lini startu i czekając na strzał miałem tętno dochodzące nawet 75%! Wachało się pomiędzy 65-70% cały czas. To mnie również bardzo zgubiło w dalszej części biegu. Rozpocząłem bieg na intensywności 80%, okazało się, że biegną 5:30-5:40/km... W czwartek po 30` rozebigania zrobiłem 1km na stadionie na tej intensywności - wyszło mi 4:55/km. To nie jest możliwe, by w 3 dni spadł mi próg o 40s. Wyszedłem z założenia, że tętno nie odpowiada steżeniu mlecznu i nie mówi mi o tempie spalania glikogenu. Zamiast biec na 170 biegłem na 175, później podchodziło mi nawet do 180 przy nadal niskim tempie. Obsługa na punktach była fatalna. Na 5km zabrakło wody i trzeba było czekać na kolene punkty. Ludzie prywatnie z domu wynosili miski z wodą bo na organizatrów ciężko było liczyć.
Na połówce było 1:57. Już po 23km miałem dość . Bardzo zwolniłem i zaczęła się walka żeby w ogóle skończyć bieg. Cenną rzecz zaobserwowałem - w warunkach skrajnego zmęczenia zwalniałem właśnie do... 170. Czyli tak gdzie mam próg. I bez względu na to czy później biegłem tak, czy siak, czy jeszcze inaczej to zawsze nieświadomie biegłem 170.
Od 26km musiałem co 2-3km iść. Od 30km szedłem już co kilometr. Od 35 niepotrafiłem już przebiec więcej jak 500m i przeplatałem wszystko marszem, którego było już bardzo dużo.
W kilku momentach bałem się, że nie ukończę. Głowa mnie kilka razu bolała, gwałtownie i mocno. Tętno szalało. Idąc miałem 160, czyli 75%. Skrajnie wyczeprany w strachu, że nie skończę jednak dotrwałem do końca. Przez 15km bałem się, że nie skończę w limicie 6h. Czasami musiałem na kilkanaście sekund stanąć....
To tyle jeśli chodzi o mój tragizm, który się otarł o nieszczeście.

---

Rozmawiałem z Jurkiem :oczko:
Oczywiście musiałem go zapytać o próg i o HRmax :bum:
On powiedział bardzo krótki i konkretnie. Jeśli przez 16km jesteś w stanie biec bez spadku prędkości przy tym samym tętnie i jeśli ostatni kilometr nie jest szybszy niż 80%HRmax wówczas jest to prędkość startowa oraz podstawa to wb2.
Pytałem o TŻ bez laktometru. On powiedział, że nie kwestionuje tej szkoły i nie osądza - "mam inną zasadę". Dodał tylko, że dla amatora 6` powie o wiele mniej niż 16km.
Pytałem o HRmax. Jurek powiedział mi, że nie jest płynne i nie jest ważne jakim sposobem się to uzyska. Czy na minutówkach, czy na 1500m z finiszem, czy pod górkę, czy na zawodach. Ważne żeby to było podczs biegu.
Płynne nie jest a zmienia się może i 1ud. co rok czy dwa. Mówił, że jeśli raz w roku zrobimy sobie taki test to wystarczy.
Potem jeszcze sobie porozmawialiśmy o różnych duperelkach i było ciekawie.

To tyle jeśli chodzi o mój pobyt w Toruniu.
Pewnie wielu z was myślało, że pobiegnę w okolicy 3:30-3:40. Ja też tak myślałem... bywa - jednak wiele się nauczyłem i powiedziałem sobie, że to był mój ostatni start w taki upał.

Pytania i komentarze mile widziane.

P.S - Leo wie jak było najlepiej :bum:

: 21 maja 2007, 12:39
autor: JarStary
Tomasz gratulacje przede wszystkim za wytrwałość i moc pokonywania swoich słabości.

Nawet nie wiesz ile taka relacja daje w motywowaniu siebie. Jak inaczej patrzę na swój wynik z połówki (ukrywałem trochę to, że jednak się martwiłem, że słabo mi poszło), a wczoraj taki jak u Lea pisałem też biegałem w tym samym (miejwięcej) czasie co Wy, katastrofa te same objawy co w Łodzi.

GRATULUJE!!!

Jak nogi? I czy buty wytrzymały?



Pozdrawiam chłodno :oczko: dla ochłody i ciepło dla ducha

: 21 maja 2007, 13:00
autor: tomasz
Masaż miałem na łydki - nic nie czuję.
Dzisiaj zrobiłem sobie na czworogłowe i dwugłowe uda.
Pojeżdżę rowerem, wykąpię się w soli Bocheńskiej i będzie chyba bez śladu zmęczenia.
Najgorzej bolą stopy bo jednak buty co mają 1800km i są na kros to nie jest coś ekstra pod 4:30 na asfalcie.

Bolą mnie poduszku pod palcami na stopie. Tam gdzie się kończą palce a zaczyna stopa. Bolą mnie kości i mam lekki kłopoty z chodzeniem.

: 21 maja 2007, 13:11
autor: JarStary
Ból szybko minie. Kąpiel w soli jak najbardziej. Długo wymocz stopy też w soli i będzie dobrze.



Pozdrawiam delikatnie

: 21 maja 2007, 15:59
autor: Fist
To rzeźnia była.
Mam chyba podobną przypadłość co Tomasz, choc moze mniej powazna Goraca po prostu mnie wykańcza. 20-25st w cieniu oznacza dla mnie tempo wolniejsze o jakies 15s na 1km, przy starcie na 10km.
Metabolizm chyba w ogole nie wystepuje. Biore np. weglowodany albo jakies izotoniki i zamiast poprawy mam bol brzucha, pogorszenie samopoczucia. Chyba jeszcze nigdy w upal nie osiagnalem dobrego czasu
Idealnie jak jest 10-15st i lekki deszcz.
W dziecinstwie raczej nie mialem zadnych rzeczy o ktorych piszesz.
Dopiero podczas treningow i startow w zawodach to zauwazylem.

"W cywilu" rowniez jest mizawsze cipelej niz innym, zima nie potrzebuje jakeis super kurtek czy czapek

: 21 maja 2007, 16:50
autor: Leo
Tak, Tomasz, potwierdzam - była rzeźnia. :hej:

Jeden z kolegów na innym forum napisał nawet:

"To już nie pierwszy w Toruniu maraton gdzie tak grzało. Ale tyle dramatycznych widoków jeszcze podczas jednego maratonu nie widziałem. Sygnał karetki pogotowia mam do tej pory w uszach. Słyszany był często."

Tomasz, biorąc pod uwagę twoją przypadłość z płucami czy - inaczej ujmując - z brakiem tolerancji na wysokie temperatury - to i tak GRATULACJE za ukończenie biegu!! Jeśli ktoś już od 26 kilometra zaczyna maszerować, a po 30 stym biegnie tylko po 500 m to potrafię sobie wyobrazić ile razy zadaje pytanie umęczonemu umysłowi gotującemu się w słońcu: SCHODZIĆ???

Nie ma co, tez sobie połóweczkę na debiucik wybrałem :hej: Ale mimo kryzysów dobiegłem. :-)

Zastanawia mnie moja średnia z biegu (piszę o tym w "Treningu"), bo ty jesteś trochę młodszy ode mnie i biegłeś 170-175. U mnie średnia wyszła aż 168 (najwyżej było 182). Dlatego dziwię się, że jednak się nie zarżnąłem biegnąc niemal cały czas z przekroczeniem progu :niewiem:

: 21 maja 2007, 19:09
autor: bebej
Dobrze ze piszecie tez o mało udanych startach - bo rzeczywistosc nie składa sie sie tylko z samych sukcesów, a na porazkach mozna sie i innych czegos nauczyc.

: 21 maja 2007, 21:06
autor: tomasz
Leo - ja nie zadawałem sobie pytania czy zejść, czy też nie. W moim czajniku był jeden cel - ukończyć. Bałem się, że nie zdołam - owszem. Zwłaszcza kiedy czasami głowa mnie bardzo bolała, lub też kiedy próbowałem lekko się ponaciągać i lekkie skurcze dawały się we znaki.

Ostrożnie marszobiegałem. Kiedy uświadomiłem sobie, że założenie które towarzyszyło mi od 5km do połówki o złamaniu 4h jest niemożliwe przestawiłem się już tylko na samo przetrwanie. To był kontrolowany marszobieg. Nie było to totalne "na siłę", ile się da i jak długo się da. Raczej w porę się obudziłem, że czeka mnie dzisiaj coś innego. Musiałem zrobić wszystko by dotrwać do końca. Marsz-bieg-marsz-bieg. Dużo wody, opłukiwanie przy miskach z wodą nóg, rąk, głowy, karku, twarzy.

Ja nie mogłem zejść z trasy.
Na toruńczyku jest grawerka, natomiast ja obiecałem mojej Gosiu napis:
"Gosiu
Kocham Cię"
na medalu. To był mój prezent dla niej. Nie mogłem zejść z trasy.

Mam 23 lata i HRmax 212. Może mniej o jedno maksymalnie 2 ud. bo test był w tamtym roku (2x udało mi się uzyskać 212) 169-170 to 80%HRmax.

Fist - podzielam gust. Idealnie jest 10-15st.

P.S - dzięki chłopaki za gratulacje :oczko:

: 22 maja 2007, 08:57
autor: JarStary
No tak to ja mam tak samo jak Tomasz i Fist.

A na swojej połówce przeholowałem na początku zdecydowanie.






Pozdrawiam uświadomiony.

: 22 maja 2007, 10:48
autor: Leo
Tomasz, bardzo ważną rzecz napisałeś, że w pewnym momencie się obudziłeś. Gdybyś próbował na siłę mógłby być dramat. A tak to jednak jakoś panowałeś nad tym marszobiegiem.
No i co? Masz w końcu tę grawerkę dla Gosi? Kolejka do grawera była nieziemska. Pewnie równie wykańczająca jak sam bieg. :hej:

: 22 maja 2007, 11:39
autor: tomasz
Mam medal z grawerką.
Nie stałem długo. Przyszedłem tuż przed drzwi do drewnianej budki gdzie grawerują i udawałem, że stałem tutaj od dawna :hahaha: Oszczędziłem sobie ponad godzinę stania :hej:
Jednym słowem wciąłem się w kolejkę :bum:

: 22 maja 2007, 12:08
autor: Leo
:hej:

: 22 maja 2007, 15:45
autor: wojtek
W tym calym watku przebija sie zasadnicze i krotkie pytanie - po co ?

Doswiadczeni zawodnicy bez cienia zenady zejda z trasy , kiedy im cos nie pasuje ( pecherze , temperatura , sprawy zoladkowe ) .

Na kolejny maraton nie trzeba juz czekac miesiacami , bo jest ich juz w miare sporo .
Wytrwanie na sile zaprzecza podstawowym zasadom sportu amatorskiego .

: 22 maja 2007, 16:56
autor: dargch
wojtek pisze: - po co ?
Żeby - mimo przeciwności - dać radę.

Na jednym z maratonów widziałem Zawodnika, któremu na 30-tym kilometrze oderwało sie kółko u wózka uniemożliwiając dalszą jazdę. Zawodnik ukończył maraton o kulach niosąc ze sobą urwane kółko. Zmieścił się w limicie czasu. Dał radę.

Przy okazji - napisz coś więcej (albo podeślij linka) o ..."podstawowych zasadach sportu amatorskiego"... :grr:

: 22 maja 2007, 18:31
autor: tomasz
Wojtku nie każdego stań na 2:18.
Dla innych ukończenie jest już celem.

Widziałeś kiedyś co się dzieje w ogonie maratonu? Co jest w przedziale 4:30-limit? Tam każdy walczy ze sobą i każdy ma podobne przeżycia do mnie.

Nie widzę w Twojej wypowiedzi cienia konsekwencji. Najpierw piszesz o doświadczonych zawodnikach potem o podstawowych zasadach sportu amatorskiego.

Wątpię również w Twoją wiedzę o podejściu amatorów człapaków do biegania maratonów. U większości nie ma planowania przez pół roku startu na wynik. Amatorzy biegający po 5-10 maratonów w roku to norma. Tam liczy się dobra zabawa, frajda, atomosfera. To jest sposób na życie, hobby, pasja. Wreszcie jest to duma i szczęście, wielka satysfakcja i poczucie własnej wartości.