Etyka...
: 22 kwie 2007, 12:22
Dzisiaj spotkała mnie bardzo nieprzyjemna okoliczność. Otóż byłem umówiony z kolegą na Wrocław marton. Wczoraj do niego dla upewnienia zadzwniłem i doprecyzowaliśmy szczegóły - wyjazd o 5:30. Od Wrocławia mamy 120km gdzie większość jest przez autostradę więc 1,5h i byśmy byli na miejscu.
Miałem możliwość pojechać w sobotę do Wrocławia. Pasta-party, pogaduszki z kolegami, no i nocleg u kolegi. Jednak postanowiłem jechać w niedzielę rano ze znajomym. M-60, więc trochę szkoda było mi go osamotnić. Mniej kasy za paliwo we dwoje, raźniej i przyjemniej.
Wieczorem zrobiłem sobie dużą porcję makaronu i wypiłem 2 pałejerdy. Przyszykowałem torbę i położyłem sie spać.
Rano zjadłem 4 babany, 2 batony i trochę dżemu. No i czekam... wyszedłem z domu o 5:25, kiedy była 5:45 poszedłem czekać do domu bo zimno mi było. Nastała godzina 6:00, wziąłem telefon i zadzwoinłem.
Zaspany głos uroczyście wyjaśnił mi, że nigdzie nie jedzie bo... się nie wyspał. Tysiące argumentów które przeciągają "zagranie" w stronę racjonelnego, mądrego posunięcia włącznie z tym, że "po co jechać jak nie ukończę biegu"...
Jedyne czym się pocieszam to fakt, że nie miałem formy i nie walczyłbym o wynik. Nie po życiówkę jechałem.
Miałem możliwość pojechać w sobotę do Wrocławia. Pasta-party, pogaduszki z kolegami, no i nocleg u kolegi. Jednak postanowiłem jechać w niedzielę rano ze znajomym. M-60, więc trochę szkoda było mi go osamotnić. Mniej kasy za paliwo we dwoje, raźniej i przyjemniej.
Wieczorem zrobiłem sobie dużą porcję makaronu i wypiłem 2 pałejerdy. Przyszykowałem torbę i położyłem sie spać.
Rano zjadłem 4 babany, 2 batony i trochę dżemu. No i czekam... wyszedłem z domu o 5:25, kiedy była 5:45 poszedłem czekać do domu bo zimno mi było. Nastała godzina 6:00, wziąłem telefon i zadzwoinłem.
Zaspany głos uroczyście wyjaśnił mi, że nigdzie nie jedzie bo... się nie wyspał. Tysiące argumentów które przeciągają "zagranie" w stronę racjonelnego, mądrego posunięcia włącznie z tym, że "po co jechać jak nie ukończę biegu"...
Jedyne czym się pocieszam to fakt, że nie miałem formy i nie walczyłbym o wynik. Nie po życiówkę jechałem.