Strona 1 z 1

Nastawienie mentalne biegacza

: 13 cze 2006, 21:43
autor: murzyn
No właśnie ... mam pewien problem związany z nastawieniem , mianowicie: potrafie dać z siebie wszystko aby tylko wykonać dany trening w czasie (np. ciągły czy tempo) ale na zawodach zawsze jest totalna klapa , nie umiem pobiegać na maxa najczęściej przez stres:wrrr:.I tu pytanie do bardziej doświadczonych zawodników jak sobie radzicie z problemem stresu , czy macie jakieś metody mobilizacji przed samym startem ?
Z góry dzięki za odp.[/list]

: 14 cze 2006, 08:02
autor: outsider
Wojtek o tym kiedyś pisał tutaj:
http://www.bieganie.pl/melanz/kolumny/w ... 10001.html

W innym kontekście pisałem o tym na podstawie książki G.Prusa-Trening w biegach średnich, długich i maratońskich.
Chodzi o sterownie napięciami mięśniowymi.
http://www.bieganie.home.pl/cgi-bin/iko ... topic=1186

: 15 cze 2006, 13:02
autor: Siwa17
Tak stres jest fatalny, bo w sumie rozumiem Cię. Na treningach radzę sobie dużo lepiej niż na zawodach...ale czasem mam jakiś bieg, który postanawiam wziąść sobie na luz, bo przykładowo nie jest aż tak ważny dla mnie i wtedy wyniki mam lepsze...
narazie sama nie radzę sobie ze stresem, więc niewiele tu chyba pomogę ;]
pozdrawiam

Nastawienie mentalne biegacza

: 16 cze 2006, 08:06
autor: murzyn
czytałem właśnie wszystkie części mędrca szkiełko i oko w sumie to jest jakiś sposób , a co do sterowania napięciem całkiem nieźle to brzymi , trzeba spróbować :D a jutro mistrzostwa woj. jun. mł. ....

Nastawienie mentalne biegacza

: 11 lip 2006, 22:38
autor: murzyn
Znalazłem dosyć ciekawy artykuł na http://www.wszystkoobieganiu.com.pl/ :

"Im dłużej biegam, tym bardziej jestem pełen zachwytu do metody treningowej; że zależy od tego, czy dobrze wykonałem długi trening, czy dobrze wykonałem ćwiczenia prędkościowe, i tak dalej. Cóż, gdyby to wystarczało, w krótkim czasie biegalibyśmy bardzo dobrze.


Wierzę w znaczenie treningu. Jednak dziś wierzę, że ważniejsze jest nastawienie. Bieganie zawsze nas upokorzy i jak mawiał Bill Rodgers, będziemy potrzebowali czegoś, co pomoże kontynuować bieg, nawet jeżeli będzie nam bardzo ciężko.Sądzę, że taka pokora jest dobra. Uczy nas szacunku, a od tego zaczyna się każda nauka, i codziennie możemy nauczyć się czegoś nowego. Jednak za dużo pokory to jak za dużo jabłecznika – zaczyna nas przygniatać. A biegacz powinien być lekki, pozytywnie nastawiony, aby poradzić sobie z przeszkodami, które spotyka na swojej drodze. Poniższy rozdział wyjaśnia, w jaki sposób pozytywne myślenie prowadzi do biegania z dużą mocą.

Pierwsze w historii przebiegnięcie przez Rogera Bannistera 1 mili w czasie poniżej 4 minut (w przeliczeniu 1 km przebiegł w 2’29’’ – przyp. red.), odnotowane 6 maja 1954 roku, uważane jest za jeden z najwspanialszych i najbardziej znanych momentów w historii sportu. Co już mniej nagłośnione, to fakt, że w ciągu kolejnych 12 miesięcy czterem innym biegaczom udało się złamać tę poprzednio niemożliwą do pokonania barierę. Dlaczego? Czy nagle człowiek ewoluował do rangi wyższego gatunku, zdolnego biegać szybciej i z większą wytrzymałością?


Oczywiście, że nie. Jedynym wyjaśnieniem post-Bannisterowskiego pędu biegaczy z czasem poniżej 4 minut na milę, jest fakt, że owe 4 minuty były bardziej barierą psychiczną, wręcz magiczną, aniżeli fizyczną. Wiedząc już, że Bannister przebiegł milę w czasie 3’ 59”, pozostali biegacze na tym samym dystansie uwierzyli, że taki czas jest również w ich zasięgu. Nie mieli wyboru, jak tylko zdwoić wysiłki i przebiec milę tak szybko jak Bannister.
Historia Bannistera potwierdza jedną z podstawowych zasad biegania: myślenie negatywne hamuje postęp. Odwróćmy tok myślenia i nagle niemożliwe stanie się możliwe. Nie dotyczy to jedynie rekordzistów i złotych medalistów. Dotyczy to każdego z nas, każdego biegu, w jakim uczestniczymy, i każdej sytuacji w życiu, jaka nas spotyka.Jeżeli potrafimy wytrenować swój umysł – a potrafimy – to za tym nastąpi wytrenowanie organizmu. W dalszej części tego rozdziału przedstawię wiele technik, jakie możemy zastosować, aby poprawić własne wyniki i zwiększyć odczuwanie przyjemności z biegania.

Wierzyć, że jest to możliwe. Do 1954 roku w ponad 50 magazynach medycznych ukazały się artykuły, które twierdziły, że jest dla człowieka niemożliwością przebiegnięcie mili w czasie poniżej 4 minut. Bannister jednak nie uwierzył w te argumenty. Przeciwstawił się hamowaniu swego własnego potencjału. Jego sukces udowodnił, że jesteśmy w stanie dokonać tych rzeczy, w które jesteśmy w stanie uwierzyć. Innymi słowy, jako lekkoatleci zawsze powinniśmy zachowywać się w tak, jakbyśmy na pewno potrafili. Z takim pozytywnym nastawieniem, możemy dowiedzieć się prawdy o własnych możliwościach poprzez doświadczenie pewnych rzeczy.Zbyt wielu z nas jednak postępuje wręcz na odwrót: z góry zakładamy, że nie potrafimy czegoś zrobić. Myślimy, że mamy już zbyt wiele lat, zbyt dużo ważymy, nie jesteśmy wystarczająco wytrenowani, nie mamy dość silnej woli, nie zostaliśmy obdarzeni właściwą masą mięśniową. Ta lista jest jeszcze długa, a jej język zbyt negatywny i blokujący wszelkie działania. Wynik zaś zawsze taki sam: jeżeli myślimy, że nie potrafimy, to nie potrafimy.

Uczymy się na błędach. Henry Ford opisał racje tak obu stron, jak i każdego z nas: „Jeżeli myślisz, że potrafisz to zrobić, masz rację. Jeżeli myślisz, że nie potrafisz tego zrobić, nadal masz rację”. Kiedy wierzymy i myślimy: „Potrafię” – aktywujemy motywację, zaangażowanie, pewność, koncentrację i podniecenie. Wszystkie te czynniki mają bezpośredni wpływ na osiągnięcie czegoś. Jeżeli z drugiej strony myślimy: „Nie potrafię”, sami podkopujemy własne szanse na osiągnięcie celów.
Długie lata pracowałem z różnymi biegaczami – od olimpijczyków do zwykłych ludzi uprawiających ten sport wyłącznie dla zdrowia. W ciągu tych lat zauważyłem jedną jasną i stałą cechę: biegacze, którzy odnosili największe sukcesy, myśleli jak mistrzowie. Wiara w „Potrafię” (przez duże „P”) stanowi podstawę ich podejścia do wielu aspektów życia. Odmawiają oni zaakceptowania „Nie potrafię”, aż nie zbiorą obiektywnych danych, które wykazałyby, że coś znajduje się rzeczywiście poza ich zasięgiem. I nawet wtedy nie mówią: „Nie potrafię”. Po prostu inaczej formułują swoje cele, tak by znalazły się one w ich zasięgu.Takie właśnie nastawienie powinniśmy sami zastosować. Niekoniecznie od razu staniemy się mistrzami olimpijskimi, ale pomoże nam ono lepiej biegać i czerpać z tego większą radość. Nastawienie „Potrafię” pozwoli nam przyswoić następujące zasady, które zostały opracowane, aby pomóc nam odblokować w sobie niesamowite pokłady możliwości, jakie każdy z nas, jako biegacz, posiada.


Aby osiągnąć sukces, każdy biegacz musi nauczyć się radzić sobie z treningowymi pomyłkami i błędami. Każdy mistrz zdaje sobie sprawę z tego, że droga do sukcesu pozastawiana jest przeszkodami. Zdobywanie szczytu to proces, który wiąże się z wieloma przystankami, zrozumieniem, że nie możemy zwiększać naszych możliwości nie napotykając na swej drodze trudnych momentów."

myśle że ciekawie to przedstawili ... pozostaje tylko pójść w ślady Mirtusy Yitfer'a i wyżej wspomnianego Bannister'a , słyszałem też o kursach z psychologami dla sportowców i trenerów - http://www.szkolenie.psycholog-sportu.pl/ a nuż sie skusze ;)

: 12 lip 2006, 13:52
autor: pikonrad
Podążanie do celu to wojna, a wyjście na każdy trening to bitwa - specjalnie piszę wyjście, bo nie zdażyło mi się jeszcze walczyć na treningu - kiedy wyruszę to zrobie trening dokładnie taki jaki zaplanowałem, to nie cecha charakteru, tylko etap rozwoju biegowego - póki co muszę pilnować się, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Wracając do głównej myśli - bitwe możemy przegrać raz, drugi, trzeci itd. ale to zawsze od nas zależy czy będziemy walczyć dalej, czy też poddamy się ostatecznie, a jeśli się poddamy, to i tak możemy wrócić na ścieżkę wojenną. Po raz pierwszy postanowiłem, że kiedyś przebiegnę maraton lat temu 20, wielokrotnie podnosiłem oręż i wielokrotnie przegrytwałem. Ale wiem, że nastąpi ten dzień, dgy wczłapię się na metę tuż przed nią wyprzedzony przez tłum emerytów, lecz dla mnie to będzie chwila zwycięstwa.
Ale bywają i mniej górnolotne motywacje. Mój znajomy mieszkaniec Menchesteru w wieku lat 55 postanowił zebrać sponsoring na jakiś istotny cel charytatywny. Odwiedził znajomych biznesmenów i nie tylko i podpisał z nimi kontrakty, w postaci za każdy kilometr przebiegnięty przez niego na maratonie dobroczynnym w Chicago wpłacą na ten cel wskazaną kwotę. Kontrakty spisał na rok przed maratonem. Biznesmeni wierząc w niego i chcąc to wyrazić wpłacili te pieniądze a jemu został rok na przygotowanie się od "0" do maratonu. Nie miał bladego pojęcia o zasadach treningu - z bieganiem jak z polityką każdy wie, że się zna na tym, dopóki na samym sobie się nie sparzy. Były więc kontuzje kolan, ścięgna achillesa i inne, ale dokonał tego i przebiegł maraton niecałe 5 godzin. Długo potem odchorował, ale dzieła dokonał.