Oprocz zdrowych nog nic mi wiecej nie potrzeba
: 05 wrz 2003, 01:30
Zeszlej wiosny paskudnie skrecilem kostke biegajac po lesie, co wyeliminowalo mnie na kilka miesiecy z wszelkiej aktywnosci. Calutki ten rok przebiegalem wiec po stadionie, aby zredukowac do minimum ryzyko zlego stapiniecia podczas biegu. Zaczynalem od mizernej kondycji i stopniowo, tydzien po tygodniu, okrazenie po okrazeniu budowalem ja na nowo. Mijaly miesiace, a ja odfajkowywalem kolejne dziesiatki, setki, tysiace okrazen. Nie powiem, zebym sie nudzil. Potrafilem sobie uatrakcyjnic bieg planami czasowymi, duza przyjemnosc sprawiala mi takze sama poprawa kondycji, ktora na biezni szczegolnie dobrze czuc, gdy przeklada sie na kolejne sekundy obcinane z okrazen. No po prostu bieganie wciagnelo mnie na dobre, stopniowo biegalem coraz czesciej, nawet do 4 razy w tygodniu (wrzucilem troche bardziej na luz dopiero po Waszych radach). Caly czas po stadionie.
Wczoraj paskudnie lalo, jednak wybralem sie na zaplanowany trening. Bieznia byla bardzo mokra, tartan na "moim" stadionie jest juz wysluzony, miejscami zalegaja na nim spore kaluze. Ogolnie, gdy jest mokry, biegnie sie po nim jak po budyniu. Po raz pierwszy w tym roku pobieglem wiec po parku. Co prawda tylko po rownych drozkach, glownie asfaltowych, mocno zwalniajac na wszelkich nierownosciach, ale wrazenie i tak zaparlo mi dech... Mamo, co za przyjemnosc, gdy zmienia sie krajobraz! Gdy trzeba podbiec, zbiec, mocno skrecic, przeskoczyc kaluze. Gdy mozna nawdychac sie rzeskiego wilgotnego powietrza. Gdy pod nogami zmienia sie rodzaj podloza i czuc jego fakture. Zwlaszcza teraz, gdy wyraznie poprawilem kondycje i moge tak biec i biec...
Czesto nie doceniamy tego, co mamy. Zwykle rzeczy najprostszych. To wspaniale uczucie, ze moge pobiec, gdzie zechce, cieszyc sie 'swobodnym biegiem', bylo tak silne, ze postanowilem sie nim z Wami podzielic.
Oby tylko Bog zachowal mnie od kontuzji, a moge tak biegac i biegac do konca moich dni
Wczoraj paskudnie lalo, jednak wybralem sie na zaplanowany trening. Bieznia byla bardzo mokra, tartan na "moim" stadionie jest juz wysluzony, miejscami zalegaja na nim spore kaluze. Ogolnie, gdy jest mokry, biegnie sie po nim jak po budyniu. Po raz pierwszy w tym roku pobieglem wiec po parku. Co prawda tylko po rownych drozkach, glownie asfaltowych, mocno zwalniajac na wszelkich nierownosciach, ale wrazenie i tak zaparlo mi dech... Mamo, co za przyjemnosc, gdy zmienia sie krajobraz! Gdy trzeba podbiec, zbiec, mocno skrecic, przeskoczyc kaluze. Gdy mozna nawdychac sie rzeskiego wilgotnego powietrza. Gdy pod nogami zmienia sie rodzaj podloza i czuc jego fakture. Zwlaszcza teraz, gdy wyraznie poprawilem kondycje i moge tak biec i biec...
Czesto nie doceniamy tego, co mamy. Zwykle rzeczy najprostszych. To wspaniale uczucie, ze moge pobiec, gdzie zechce, cieszyc sie 'swobodnym biegiem', bylo tak silne, ze postanowilem sie nim z Wami podzielic.
Oby tylko Bog zachowal mnie od kontuzji, a moge tak biegac i biegac do konca moich dni
