Strona 1 z 1

Niepolityczny

: 17 cze 2002, 15:23
autor: gruntart
Trochę z tym zwlekałem, ale postanowiłem podzielić się swymi "wrażeniami" z tegorocznego maratonu Chełmno-Toruń.
Dzień nie zwiastował czegoś nadzwyczajnego. Było nawet dość chłodno w porównaniu z wcześniejszymi dniami, ja wzorcowo zjadłem makaronowe śniadanie, przyciąłem paznokcie, załądowałęm do samochodu rodzinę i stanąłem na starcie. Czułem, że dzisiaj to chyba będzie dobrze. Zacząłęm spokojnie, lecz zegarek wskazywał, że mimo to tempo jest przyzwoite. Przebiegnąwszy 5 km, po wypiciu kubka wody poczułem, że zaczyna mi coś niepokojąco "jeździć" w brzuchu. Na 10km byłem już pewny - to sraczka! Z przerażeniem stwierdziłem, że nie jestem na to przygotowany "technicznie". Podzieliłem się tym z kolegą, jako otuchę otrzymałem lekko spoconą chusteczkę higieniczną. Taki tam ludzki gest. Wtedy pomyślałem - wybaczcie organizatorzy - że posłuże się dodatkowo gąbkami które wezmę z punktu odświeżania (w obliczu faktów zastanawiałem się nad trafnością nazwy). Jak pomyślałem tak zrobiłem. I tu następny problem - te wioski nad Wisłą jakieś takie długie, ludzie wyjątkowo zainteresowani sportem a i jęczmień jakiś taki niewyrośnięty. W końcu wypatrzyłem lipę z wyjątkowo bujnymi krzaczkami w okolicy pnia - wypisz wymaluj WC. Pozbyłem się balastu i heja nadrabiać straty. Ale tu byłem już przezorny - mimo że niebezpieczeństwo zażegnane, postanowiłem się na 15km zabezpieczyć w dwie gąbki. I przydały się!!!. Problem w tym że w okolicy półmetka wioski ciągnęły się niemiłosiernie. Ale się skończyły, a ja zrobiłem, co zaplanowałem. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak byłem już wtedy poobcierany i jak te "przystanki" dodatkowo drażniły nadwerężoną skórę!
Ale w końcu jestem maratończyk, a ten się nigdy nie poddaje więc znowu ruszyłem nadrabiać straty, tyle, że już niespecjalnie miałem na to siły. Dobiegłem jakoś do 25km i postanowiłem - jak się solidnie nie napiję i organizm tego nie wchłonie, to mogę poczekać jedynie na "koniec wyścigu". Pomyślałem o żonie czekającej na mecie w nerwach i postanowiłem - pobiegnę dalej. Wypiłem 4 kubki wody, przypomniałęm sobie, że woda wchłania się ok. 15 minut, więc przespacerowałęm się 20 min, i poczułem że znowu mogę biegnąć.
Ruszyłem po 30 km - nawet niezłym tempem (dość powiedzieć, że facet z którym maszerowałem przybiegł ostatecznie 17 minut po mnie, a ja w dole przed największym podbiegiem przed Toruniem musiałem znowu ruszyć w las..).
Jednak jedno wiem - odwodnienie związane z poceniem się osłabia znacznie mniej niż to niepolityczne.
Najgorsze jest to że nie potrafię powiedzieć czemu to się zdarzyło, może po prostu byłem lekko podtruty, a może batonik zjedzony 1 godz przed biegiem albo isostar (zawsze tak robię) był przeterminowany.
Maraton zakończyłem w czasie 3h50m, i jeszcze nigdy na mecie nie czułem takiej ulgi...

Niepolityczny

: 17 cze 2002, 16:35
autor: Dawidek
Współczuje i gratuluje wytrwałości :taktak:

Niepolityczny

: 17 cze 2002, 17:55
autor: PAwel
nie ty pierwszy i nie ostatni Gruntart. Następnym razem będzie lepiej. Nie musiało być określonej przyczyny. Może po prostu był to wynik stresu związanego ze startem, a może też w ciągu ostatnich dni byłeś bardzo zabiegany i nie miałeś na wszystko czasu...

Niepolityczny

: 17 cze 2002, 19:56
autor: Dabek
Moja ostatnia tego typu przygoda skończyła się wizytą kolonii kleszczy na moich pośladkach....mam nadziję , że ty tego nei doświadczyłeś...myślę, że tego typu ekscesy są spowodowane stresem...................

Niepolityczny

: 23 cze 2002, 22:45
autor: Kazig
Podejrzewam, że dużo jest takich, którzy przesadzają z jedzeniem przed startem. Jedzą więcej niż zwykle, bo takie nachapanie się przed biegiem daje jakiś handikap psychologiczny. Faktycznie brutalnie odbija się to potem na trasie. A nie daj Boże, żeby kto był podatny na stresy przedstartowe. Bomba eksploduje! skutecznie zabijając w tobie ducha rywalizacji na jakiś czas.
Rada chyba taka, żeby ci mocno się stresujący, jedli mniej i chyba jeszcze wcześniej niż 4h przed startem. To mój własny pogląd.

Niepolityczny

: 24 cze 2002, 10:50
autor: konop
Potwierdzam słowa Kaziga.
Ja pobiegłem krakowski z całą kolacją w brzuszku i nie pomogło picie od rana i nawet w desperacji kawa z mlekiem na rynku. Na szczęście skończyło się bez "kleksa"

Niepolityczny

: 24 cze 2002, 14:13
autor: miroszach
 Ja dzień przed tym samym maratonem ojadłem się klusek z serem i cukrem i w dzień startu dwie kromki. Na trasie czułem lekkość w żołądku i odrobinę głodu, który zaspokajałem kawałkami bananów podawanymi przez orgów.

Niepolityczny

: 25 cze 2002, 10:58
autor: Karola
Z tymi problemami to chyba indywidualna cecha każdej osoby.  
Mój ostatni bieg na 10 km przebiegłam z balastem którego nie mogłam się pozbyć bardzo długo przed biegiem i jeszcze po. Zupełnie nie wiem co się stało, jaki był powód, bo nie zmieniłam menu, nie eksperymentowałam z jedzeniem przed biegiem.
Pewnie nigdy się to nie wyjaśni  :niewiem:   i mogę sądzić że moje ciałko żyje swoim życiem  :echech:   i czasem nie koordynuje ze mną swoich planów, pomysłów na spędzanie czasu  ;)   .

Niepolityczny

: 25 cze 2002, 11:20
autor: joycat
Karola, jest na to jedna rada (dzia³a w moim przypadku): trzeba piæ duuu¿o wody mineralnej. Gdy wypijê 2 l wody dziennie, to nie mam ¿adnych problemów z kiszeczkami, a musisz wiedzieæ, ¿e uk³ad trawienny mam bardzo wra¿liwy i wypróbowa³am ju¿ tysi±c sposobów, aby go wyregulowaæ i unikn±æ niespodzianek.

Pozdrawiam :)

Niepolityczny

: 25 cze 2002, 11:31
autor: Karola
Joy: Odpada. To nie  był problem picia.

Niepolityczny

: 25 cze 2002, 14:43
autor: miroszach
 Joy, z tą wodą mineralną trzeba uważać, bo mozna się przemineralizować i wcale nie żartuję. Myślę, że ktoś to jeszcze potwierdzi.

Niepolityczny

: 26 cze 2002, 23:44
autor: Janek
Dołączam do grona obwiniających za sensacje żołądkowe stres przedstartowy. Miałem podobną sytuację na kilka minut przed startem w Berlinie dwa lata temu. Nie wiem jakim cudem udało mi się dopchać do toy-toya, i w dodatku też wyposażenia technicznego mi brakowało. Ale w sumie wyszło bez większej wpadki.

A swoją drogą start do maratonu w Berlinie to do tej pory jedno z moich największych przeżyć biegowych...

Niepolityczny

: 27 cze 2002, 16:13
autor: Dawidek
Zgadzam się z w/w opinią, często zdarza mi się przegrywać zawody lub przerywać treningi, z powodu "biegunki" spowodowanej stresem. :echech:

Chciałbym też zauważyć, że nazwa "biegunka" jest całkowicie błedna, gdyż to własnie z jej powodu zamieniam bieg na chód.

Niepolityczny

: 18 lip 2002, 15:00
autor: gruntart
Nazwa nie jest bledna - "biegunka" oznacza bieganie, tyle ze w odpowiednim kierunku:
- "za stodole"
- "w krzaki"
- "panie na lewo, panowie na prawo"