Warszawa, godz. 5 rano
: 13 cze 2002, 08:26
Pi±ta rano - bandycka pora, prawda? Wszyscy normalni ludzie jeszcze ¶pi±, oprócz kierowców samochodów dostawczych rozwo¿±cych pieczywo.
A jednak nie. Naród wstaje wcze¶nie, razem ze s³onkiem. Gdy siê biegnie rano przez u¶pione miasto, mo¿na zaobserwowaæ zaskakuj±ce obrazki:
Godz. 5.15: s±siadka z bloku obok wyprowadza psa na spacer. Jest ubrana "biznesowo", szminka, fryzura - jakby siê w ogóle nie k³ad³a. My¶l: o której startuj± z Okêcia pierwsze samoloty?
Godz. 5.25: cieæ z liceum na Czerniakowskiej codziennie zamiata chodnik przed szko³±. Poznaje mnie, przestaje szuraæ miot³±, czeka, a¿ go minê. Mi³e.
Godz. 5.27: park przy Kanale Piaseczyñskim - starszy pan w b³êkitnym dresie i w klapkach oraz ma³y piesek. Pan truchta wolniutko, piesek za nim. Mijamy siê, pozdrawiamy.
Godz. 5. 32: przebiegam przez ul. My¶liwieck±. Patrzê: wrony na jezdni skacz± dooko³a dziwnego kszta³tu. Okazuje siê, ¿e to martwa kaczka, widocznie potr±cona przez samochód. Zatrzymujê siê, waham: ¶ci±gn±æ j± z jezdni? Ale nadje¿d¿a autobus. Mam nadziejê, ¿e kierowca zauwa¿y martwego ptaka i go ominie. Sk±d¿e. Autobus wy³adowany jest lud¼mi (sk±d o tej godzinie tyle ludzi w autobusie??) i jednym ko³em, pe³nym impetem, przeje¿d¿a po kaczce. Zamykam oczy, odwracam siê, biegnê.
Godz. 5.36: podbieg na ul. Agrykola. Widzê, ¿e kilkadziesi±t metrów przede mn± kto¶ idzie. D¼wiga wielki, czerwony plecak, pow³óczy nogami. Ma d³ugie w³osy. Kobieta czy mê¿czyzna..? Doganiam go / ni±. Mê¿czyzna. M³ody. Dok±d idzie, co d¼wiga w tym plecaku o tak wczesnej porze? Zbieram siê na odwagê, aby zadaæ to pytanie, ale podbieg jest trudny, wiêc staram siê nie zak³ócaæ oddechu. Biegnê dalej.
Godz. 5.39 - na parkanie Ogrodu Botanicznego w Al. Ujazdowskich wystawa zdjêæ francuskiego fotografika "Ziemia z lotu ptaka". Cudowne, zaskakuj±ce ujêcia, ciekawe perspektywy. Biegnê z g³ow± przekrêcon± w lewo i ogl±dam, szybko zapominam o podbiegu, który jak zwykle mnie wykoñczy³. Zdjêæ jest ze sto, ci±gn± siê a¿ do Belwederu. W pewnym momencie mijam mê¿czyznê, w garniturze, który wolnym krokiem idzie wzd³u¿ parkanu uwa¿nie ogl±daj±c ka¿de zdjêcie. Dochodzi szósta...
Godz. 5.45 - dobiegam do skrzy¿owania Belwederskiej z Gagarina. Z daleka widzê, ¿e ul. Goworka w dó³ biegnie biegacz. Nie, on nie biegnie. On sadzi wielkie susy. Patrzê z zazdro¶ci± - te¿ bym tak chcia³a. Mimowolnie przyspieszam, mo¿e siê spotkamy? Ale nie, biegacz jest szybszy. Widzê jak znika w bramie do £azienek, ja biegnê dalej Gagarina, w kierunku domu.
Godz. 5.50 - pod sklepem papierniczym balanga. Czterech panów i pani pij± co¶ ze szklanej butelki, zapijaj± ró¿owym p³ynem z plastikowej. Pani kaszle i pluje na trawnik. Z daleka widzê, jakie ciemne maj± twarze. Odzywa siê we mnie co¶ w rodzaju wspó³czucia.
Godz. 5.52 - ¶wie¿e truskawki stoj± ju¿ na skrzynkach obok Nyski. Nie kupiê, bo nie zabra³am pieniêdzy.
Godz. 5.55 - dom, z windy wysiada s±siad, obrzuca mnie zaskoczonym spojrzeniem... Gdy otwieram drzwi do mieszkania, witaj± mnie podniesione ogony kotów. A 45 min temu jeszcze spa³y
A jednak nie. Naród wstaje wcze¶nie, razem ze s³onkiem. Gdy siê biegnie rano przez u¶pione miasto, mo¿na zaobserwowaæ zaskakuj±ce obrazki:
Godz. 5.15: s±siadka z bloku obok wyprowadza psa na spacer. Jest ubrana "biznesowo", szminka, fryzura - jakby siê w ogóle nie k³ad³a. My¶l: o której startuj± z Okêcia pierwsze samoloty?
Godz. 5.25: cieæ z liceum na Czerniakowskiej codziennie zamiata chodnik przed szko³±. Poznaje mnie, przestaje szuraæ miot³±, czeka, a¿ go minê. Mi³e.
Godz. 5.27: park przy Kanale Piaseczyñskim - starszy pan w b³êkitnym dresie i w klapkach oraz ma³y piesek. Pan truchta wolniutko, piesek za nim. Mijamy siê, pozdrawiamy.
Godz. 5. 32: przebiegam przez ul. My¶liwieck±. Patrzê: wrony na jezdni skacz± dooko³a dziwnego kszta³tu. Okazuje siê, ¿e to martwa kaczka, widocznie potr±cona przez samochód. Zatrzymujê siê, waham: ¶ci±gn±æ j± z jezdni? Ale nadje¿d¿a autobus. Mam nadziejê, ¿e kierowca zauwa¿y martwego ptaka i go ominie. Sk±d¿e. Autobus wy³adowany jest lud¼mi (sk±d o tej godzinie tyle ludzi w autobusie??) i jednym ko³em, pe³nym impetem, przeje¿d¿a po kaczce. Zamykam oczy, odwracam siê, biegnê.
Godz. 5.36: podbieg na ul. Agrykola. Widzê, ¿e kilkadziesi±t metrów przede mn± kto¶ idzie. D¼wiga wielki, czerwony plecak, pow³óczy nogami. Ma d³ugie w³osy. Kobieta czy mê¿czyzna..? Doganiam go / ni±. Mê¿czyzna. M³ody. Dok±d idzie, co d¼wiga w tym plecaku o tak wczesnej porze? Zbieram siê na odwagê, aby zadaæ to pytanie, ale podbieg jest trudny, wiêc staram siê nie zak³ócaæ oddechu. Biegnê dalej.
Godz. 5.39 - na parkanie Ogrodu Botanicznego w Al. Ujazdowskich wystawa zdjêæ francuskiego fotografika "Ziemia z lotu ptaka". Cudowne, zaskakuj±ce ujêcia, ciekawe perspektywy. Biegnê z g³ow± przekrêcon± w lewo i ogl±dam, szybko zapominam o podbiegu, który jak zwykle mnie wykoñczy³. Zdjêæ jest ze sto, ci±gn± siê a¿ do Belwederu. W pewnym momencie mijam mê¿czyznê, w garniturze, który wolnym krokiem idzie wzd³u¿ parkanu uwa¿nie ogl±daj±c ka¿de zdjêcie. Dochodzi szósta...
Godz. 5.45 - dobiegam do skrzy¿owania Belwederskiej z Gagarina. Z daleka widzê, ¿e ul. Goworka w dó³ biegnie biegacz. Nie, on nie biegnie. On sadzi wielkie susy. Patrzê z zazdro¶ci± - te¿ bym tak chcia³a. Mimowolnie przyspieszam, mo¿e siê spotkamy? Ale nie, biegacz jest szybszy. Widzê jak znika w bramie do £azienek, ja biegnê dalej Gagarina, w kierunku domu.
Godz. 5.50 - pod sklepem papierniczym balanga. Czterech panów i pani pij± co¶ ze szklanej butelki, zapijaj± ró¿owym p³ynem z plastikowej. Pani kaszle i pluje na trawnik. Z daleka widzê, jakie ciemne maj± twarze. Odzywa siê we mnie co¶ w rodzaju wspó³czucia.
Godz. 5.52 - ¶wie¿e truskawki stoj± ju¿ na skrzynkach obok Nyski. Nie kupiê, bo nie zabra³am pieniêdzy.
Godz. 5.55 - dom, z windy wysiada s±siad, obrzuca mnie zaskoczonym spojrzeniem... Gdy otwieram drzwi do mieszkania, witaj± mnie podniesione ogony kotów. A 45 min temu jeszcze spa³y
