Zmiany w bieganiu, zmiany w życiu
: 02 kwie 2019, 16:01
Mogłem może napisać jakiś "felieton" (o ile Kuba by pozwolił) ale to wymaga jakiejś regularności a tego mi się nie chce, dlatego skrobnę coś tutaj.
Tak pomyślałem że założę jakiś taki wątek gdzie będę wylewał moje biegowe frustracje albo biegowe zachwyty albo biegowo milczał.
Byłem na expo w Warszawie. Nie byłem na expo już ładnych parę lat.
I dawno nie było tak, żebym nie znał praktycznie 99,9% ludzi. Zazwyczaj się z jakimiś znajomymi gdzieś tam widywałem, witałem, a tutaj prawie nic.
Może to pokazuje ile zupełnie nowych ludzi jest w bieganiu a z drugiej strony jak zupełnie jestem wyautsajderowany
Nie podoba mi się taki marny stan wyczynowego biegania w Polsce. Największy Polski półmaraton i najlepszy polski zawodnik ledwo łamie 1:07 ????
Z drugiej strony jako kosmopolita właściwie mogę powiedzieć, że mi to zwisa, ale może gdzieś tam jakiś kryptopatriotyzm jeszcze się gdzieś odzywa.
Coraz więcej się dowiaduję o coraz to nowych specjalistach do trenowania. Jest jakiś taki dziwny trend, nie tylko w bieganiu ale też a może w szczególności w dietetyce, że dietetyk musi być 1) młody, 2) być atrakcyjną kobietą. Kuba Czaja i Jakub Mauricz się wyłamują, ale poza tym jest to dla mnie niepojęty syndrom. W bieganiu, stawiam tezę, że ważne, żeby "trener" dobrze biegał (nie ważne, że ma 20 lat i super biega bo ma po prostu talent). Jeśli jest wygadany i ogłosi, że robi nabór to jak barany idące na rzeź, przyjdą do niego zawodnicy w wieku 20-50 lat słuchający jego mądrości.
Narazie nie było chyba o rzeczach, które mi się podobają, co by pokazywało na jakiś kryzys, ech, ale ... coś co mi się podobało. Jechałem dzisiaj samochodem i próbowałem słuchać audiobooka - oczywiście książka o bieganiu, autorka nazywa się Olga Tokarczuk i napisała książkę o tym, że trzeba biegać bo jeśli nie biegamy to złe się do nas przyplącze (szkoda, że nie mogę wrzucać obrazków które widzę w trakcie pisania, bardzo atrakcyjna kobieta w wieku lat około 30 i żółtym płaszczu weszła do kawiarni w której siedzę). Właściwie to jestem na początku tej książki którą dawno chciałem przeczytać a za którą autorka dostała nagrodę Bookera. I tak jej słuchałem i zazdrościłem, że tyle w życiu musiała dziwnych rzeczy robić, ale potem sobie pomyślałem, że ja też sporo o czym może kiedyś napiszę i już mniej zazdrościłem. Aaaa - już wiem, co sobie pomyślałem w trakcie słuchania. Że ta jej opowieść, czytana w pierwszych rozdziałach przez nią samą (potem podobno też przez innych) jest generalnie taka niezbyt wesoła. Niby nie smutna ale na pewno nic śmiesznego tam narazie nie ma. I przypomniał mi się Paweł Czapiewski który śmiesznie pisze i pomyślałem, że i ja i Olga Tokarczuk (liczę, że zestawienie mojej osoby z jej nazwiskiem przybliży mnie kiedys do jakiegoś Bookera) nie potrafimy wesoło pisać. Same smutasy. No nic, o moich postępach z tą książką o bieganiu będę informował.
Muszę schudnąć. Mówię i myślę o tym już od tak dawna i ciągle nie wychodzi. Jurek Skarżyński przy chyba takim samym wzroście waży 67 kg, a ja 80. To jest cos co mi się nie podoba, ale może będę informował o postępach w zrzucaniu masy.
Ponieważ co i rusz ktoś się mnie pyta co robię (dziś i w ogóle), to staram się poprawiać moje "analytical skills", żeby w starciu z młodzieżą na rynku pracy coś móc zawalczyć.
Musze też skończyć taki tekst który zacząłem pisać po przeczytaniu tych farmazonów w dyskusji o bieganiu 100km tygodniowo jakie napisał Arti i jeszcze jeden kolega, ale to bez pośpiechu.
Pogoda jest piękna. Dzisiaj nie biegam niestety choć powinienem ale źle zorganizowałem czas i nie mam ze sobą "sprzętu". A potem będzie nauka z dziećmi. Odkryłem niedawno niesamowitą rzecz w związku z kształceniem matematyki (którym się u nas w domu zajmuję, ja jestem od matematyki a żona od Polskiego ) i pokażę to jakoś może przy okazji, ale to z bieganiem nic wspólnego nie ma, więc nie wiem czy tutaj to ma sens.
Na koniec - coś co mi się podoba. Moje wspomnienie sprzed lat iluś. Ciepły dzień, wiosna. Wychodzę przed dom, (zalety mieszkania w domku), przeciągam się, cofam po spodenki i koszulkę a do tego zakładam niebieskie Nike Free z pomarańczowymi sznurowadłami. Ach, co to był za but. Jaką mi to dawało niesamowitą frajdę i swobodę. Byłem też wtedy młodszy i lżejszy co pewnie nie jest bez znaczenia. I wspomnieniem tamtego wiosennego dnia kończę.
(Jak mnie tu Kuba pogoni, że nie wypada, żebym się tak w melanżu osobiście produkował to trudno, raz kozie śmierć. A dziewczyna w żółtym płaszczyku czyta książkę: Cymanowski Młyn)
Tak pomyślałem że założę jakiś taki wątek gdzie będę wylewał moje biegowe frustracje albo biegowe zachwyty albo biegowo milczał.
Byłem na expo w Warszawie. Nie byłem na expo już ładnych parę lat.
I dawno nie było tak, żebym nie znał praktycznie 99,9% ludzi. Zazwyczaj się z jakimiś znajomymi gdzieś tam widywałem, witałem, a tutaj prawie nic.
Może to pokazuje ile zupełnie nowych ludzi jest w bieganiu a z drugiej strony jak zupełnie jestem wyautsajderowany
Nie podoba mi się taki marny stan wyczynowego biegania w Polsce. Największy Polski półmaraton i najlepszy polski zawodnik ledwo łamie 1:07 ????
Z drugiej strony jako kosmopolita właściwie mogę powiedzieć, że mi to zwisa, ale może gdzieś tam jakiś kryptopatriotyzm jeszcze się gdzieś odzywa.
Coraz więcej się dowiaduję o coraz to nowych specjalistach do trenowania. Jest jakiś taki dziwny trend, nie tylko w bieganiu ale też a może w szczególności w dietetyce, że dietetyk musi być 1) młody, 2) być atrakcyjną kobietą. Kuba Czaja i Jakub Mauricz się wyłamują, ale poza tym jest to dla mnie niepojęty syndrom. W bieganiu, stawiam tezę, że ważne, żeby "trener" dobrze biegał (nie ważne, że ma 20 lat i super biega bo ma po prostu talent). Jeśli jest wygadany i ogłosi, że robi nabór to jak barany idące na rzeź, przyjdą do niego zawodnicy w wieku 20-50 lat słuchający jego mądrości.
Narazie nie było chyba o rzeczach, które mi się podobają, co by pokazywało na jakiś kryzys, ech, ale ... coś co mi się podobało. Jechałem dzisiaj samochodem i próbowałem słuchać audiobooka - oczywiście książka o bieganiu, autorka nazywa się Olga Tokarczuk i napisała książkę o tym, że trzeba biegać bo jeśli nie biegamy to złe się do nas przyplącze (szkoda, że nie mogę wrzucać obrazków które widzę w trakcie pisania, bardzo atrakcyjna kobieta w wieku lat około 30 i żółtym płaszczu weszła do kawiarni w której siedzę). Właściwie to jestem na początku tej książki którą dawno chciałem przeczytać a za którą autorka dostała nagrodę Bookera. I tak jej słuchałem i zazdrościłem, że tyle w życiu musiała dziwnych rzeczy robić, ale potem sobie pomyślałem, że ja też sporo o czym może kiedyś napiszę i już mniej zazdrościłem. Aaaa - już wiem, co sobie pomyślałem w trakcie słuchania. Że ta jej opowieść, czytana w pierwszych rozdziałach przez nią samą (potem podobno też przez innych) jest generalnie taka niezbyt wesoła. Niby nie smutna ale na pewno nic śmiesznego tam narazie nie ma. I przypomniał mi się Paweł Czapiewski który śmiesznie pisze i pomyślałem, że i ja i Olga Tokarczuk (liczę, że zestawienie mojej osoby z jej nazwiskiem przybliży mnie kiedys do jakiegoś Bookera) nie potrafimy wesoło pisać. Same smutasy. No nic, o moich postępach z tą książką o bieganiu będę informował.
Muszę schudnąć. Mówię i myślę o tym już od tak dawna i ciągle nie wychodzi. Jurek Skarżyński przy chyba takim samym wzroście waży 67 kg, a ja 80. To jest cos co mi się nie podoba, ale może będę informował o postępach w zrzucaniu masy.
Ponieważ co i rusz ktoś się mnie pyta co robię (dziś i w ogóle), to staram się poprawiać moje "analytical skills", żeby w starciu z młodzieżą na rynku pracy coś móc zawalczyć.
Musze też skończyć taki tekst który zacząłem pisać po przeczytaniu tych farmazonów w dyskusji o bieganiu 100km tygodniowo jakie napisał Arti i jeszcze jeden kolega, ale to bez pośpiechu.
Pogoda jest piękna. Dzisiaj nie biegam niestety choć powinienem ale źle zorganizowałem czas i nie mam ze sobą "sprzętu". A potem będzie nauka z dziećmi. Odkryłem niedawno niesamowitą rzecz w związku z kształceniem matematyki (którym się u nas w domu zajmuję, ja jestem od matematyki a żona od Polskiego ) i pokażę to jakoś może przy okazji, ale to z bieganiem nic wspólnego nie ma, więc nie wiem czy tutaj to ma sens.
Na koniec - coś co mi się podoba. Moje wspomnienie sprzed lat iluś. Ciepły dzień, wiosna. Wychodzę przed dom, (zalety mieszkania w domku), przeciągam się, cofam po spodenki i koszulkę a do tego zakładam niebieskie Nike Free z pomarańczowymi sznurowadłami. Ach, co to był za but. Jaką mi to dawało niesamowitą frajdę i swobodę. Byłem też wtedy młodszy i lżejszy co pewnie nie jest bez znaczenia. I wspomnieniem tamtego wiosennego dnia kończę.
(Jak mnie tu Kuba pogoni, że nie wypada, żebym się tak w melanżu osobiście produkował to trudno, raz kozie śmierć. A dziewczyna w żółtym płaszczyku czyta książkę: Cymanowski Młyn)