Strona 1 z 1

Kiedys dawno temu w Polsce ...

: 27 gru 2001, 07:03
autor: wojtek
Zanim zaczniesz czytac ten tekst zrob nastroj . Ze strony http://artists.mp3s.com/artists/29/orch ... xembo.html  odsluchaj Adagio Albinoniego .
Po otworzeniu strony bedzie to 18 pozycja od gory ( ADAGIO by Albinoni)


Przez opustoszaly o tej porze roku park kroczyl samotny mezczyzna . Jego sylwetka harmonizowala
ze starymi drzewami , rosnacymi tu od stuleci . Tak samo jak one nosil w sobie znamie minionego czasu ,
tak samo byl pochylony brzemieniem  przezytych zdarzen i tak samo jak one , bardzo zzyty z tym parkiem  .

Jego miarowy , rytmiczny krok zdradzal kogos kto kiedys zajmowal sie sportem. Szczupla twarz poorana zmarszczkami byla zamyslona choc nie smutna , spierzchniete wargi wydawaly sie szeptac jakies niezrozumiale slowa . Oczy , w ktorych juz dawno wygasl blask wpatrywaly sie w jakis niewidzialny
punkt . Na oko mogl miec jakies 80 lat choc nadal poruszal sie sprawnie .
Tutejsi bywalcy przyzwyczili sie juz do jego widoku . Nie byl to zwykly "dziadunio" , karmiacy ptaszki
okruchami chleba lecz dosc zagadkowa postac . Okoliczni spacerowicze zwykle spotykali go idacego jakby z jakims konkretnym zamiarem . Nie mial zwyczaju przysiadac na lawce a trasa jego wedrowek czesto
przypominala spirale lub petle . Innym razem byla to kombinacja petli , wiodaca po dosc trudnym , pagorkowatym terenie .

Choc nieraz pogoda byla nieprzychylna spacerom , on pojawial sie mimo to , wedrujac wtedy jakby zywiej .
Znajacy go z widzenia ,  po pierwotnym zaciekawieniu zdazyli sie juz przyzwyczaic do jego widoku a on sam
odetchnal , nie czujac na sobie tych ciekawskich spojrzen .

Mial swiadomosc dozywania swoich ostatnich dni . Choc ludzie wokol mowili jego jezykiem , on nie probowal ich nawet rozumiec . Nie mial nic wspolnego z ich planami , wiecznym pospiechem , odkladaniem do jutra . Nie patrzyl w przyszlosc bo przyszlosc nie byla mu dana . Nie probowal nawet odnajdywac sensu kolejnych dni , ktore podobne do siebie oddalaly sie wraz z kolejnymi kartkami kalendarza .

Od kilku lat byl samotny. Jego dzieci mieszkaly daleko a on sam nie chcial zamieniac sie w niechciany nikomu
mebel . Ktoregos dnia po prostu wyjechal , nie robiac nikomu wyrzutow.

Ilez to lat  ? - pomyslal . Porownal daty i lekko pokrecil glowa . Wydawalo sie , ze od tamtego czasu minelo zaledwie kilka minut . Sceneria byla taka sama jak wtedy . Osniezone alejki pokryla nowa warstwa bielutkiego puchu . Zmruzyl oczy . Dzis widzial ich wyrazniej jak kiedykolwiek ...
**********************************************************************************
Ruszyli dokladnie o 9 rano kiedy ostatni balowicze wracali wlasnie do domow . Wczesna pora nie powstrzymala ich . Probowali udowodnic sobie cos o czym marzyli juz od miesiecy . Nie czekali na Piotrka .
Ten  zawsze sie spoznial lub w ogole  nie zjawial . To byl jego problem , z ktorym nie rozstal sie juz do konca zycia .
 
Poczatkowo prowadzil Andrzej . Za nim Tomek - "Grzywa" . On sam zajal  trzecia pozycje , korzystajac z oslony od wiatru na tym odkrytym terenie . Pokonali pierwsze zaspy przy Wislostradzie , zmierzajac w kierunku kanalku na Kepie Potockiej . Zbiegli w dol po schodach , chroniac sie nieco przed wiatrem . Teraz
Tomek pociagnal mocniej , ludzac sie ze ich zgubi  . Andrzej , znany z zapalczywosci skontrowal . Szarpali tak az do samego parku . Chcac przeskoczyc zaspy przy Gwiazdzistej zawahali sie , tracac rytm . On biegl kilka metrow z tylu i widzac to , zaryzykowal . W pelnym pedzie dal susa na asfalt i podkrecil tempo . W tej kolejnosci dobiegli do "trzepaka" - miejsca gdzie tkwily dwa zelazne drazki , sluzace im czesto do podciagan lub wymykow .

No "Mlodziak" , wygrales - powiedzial Andrzej , kierujac na niego swoj wzrok spoza zamglonych okularow .
-Dawaj no teraz !
Mowiac to ,  wyciagnal z kieszeni ortalionu zlozona kartke i dlugopis . Sprobowal cos napisac ale na tym mrozie tusz nie pokazywal sie . Pochuchal kilkakrotnie i wreszcie ukazala sie przerywana kreska .
- Jakie dystanse obstawiasz w tym roku ?
Odpowiedzial wolno ale dobitnie , wkladajac w kazde slowo duzy ladunek uczuc . Przy "piatce" podal wynik lepszy od rekordu kraju . Andrzej az podniosl wzrok z niedowierzaniem ale napotkal tak silne spojrzenie , ze zaraz powrocil do pisania .Potem przyszla kolej na "Grzywe" i samego Andrzeja .

To byl ich klubowy rytual . Kazdego roku wybiegali dosc liczna grupa by po dobiegnieciu do "trzepaka"
zglosic swoje sportowe plany na nadchodzacy sezon . Fakt , ze robili to w Nowy Rok i to dosc wczesnie mial wrozyc wytrwalosc w osiagnieciu wytyczonych celow .
Z biegiem lat grupa zmalala . Wlasciwie bylo ich juz tylko czterech . Tylko czasem pojawiali sie starzy koledzy , stesknieni za specyficzna atmosfera i dawno nie widzianymi twarzami .

Ten rok byl ostatni w kategorii juniora . Od tego jak wypadna zalezala cala ich biegowa przyszlosc .
Zdawali sobie sprawe z sytuacji . Aby udanie przedrzec sie w stawke seniorow musieli dokonywac nadludzkich wysilkow , znosic ogromne obciazenia . Byli na to gotowi i nawzajem wyczuwali te gotowosc w sobie samych .

Kazdy z nich obstawial inny dystans . Andrzej zaczal od sprintow ale przedluzyl sie na 800 metrow .
Grzywa biegal poltora . On sam odkryl w sobie "dlugasa" .

Wszystko co potem nastapilo bylo logiczna konsekwencja tej noworocznej gonitwy . Sprawdziany
potwierdzaly skutecznosc zwiekszonej dawki obciazen . No wlasnie ... obciazenia . Poczatkowo stymulowaly forme by potem przysparzac klopotow . Jakies naciagniecia , naderwania - zwykly sportowy los .
Mimo wszystko dociagneli jakos do wiosennego obozu . Wtedy sie zaczelo .
Na jednym z popoludniowych treningow , zbiegajac po stoku jakiegos stromego "siodelka" doznal zlamania
kosci w stopie . Jego nadzieja na rekord kraju cicho umarla ...

Nie podniosl sie z tego przez kilka lat .Co prawda pobiegiwal ale nie trenowal .
Zaraz po tamtym obozie "posypal" sie Andrzej a potem Piotrek . Zostal tylko Grzywa - najslabszy z nich .
Z Mistrzostw Polski przywiozl braz ...

**********************************************************************************
Zaczynalo szarzec ale on sie nie spieszyl . Ci koledzy nie zyli juz od kilku lat - czasem odwiedzal ich groby .
Znow przymknal oczy . To wlasnie w tym parku pobiegl swoj pierwszy sprawdzian na kilometr . Bylo sloneczne popoludnie , lekka odwilz . Slizgal sie strasznie ,biegnac w trampkach . Nie mial pojecia jak dlugo trzeba biec kilometr . Pobiegl 3:22 .

Nadciagnela noc . Zamiast isc , przysiadl pod drzewem gdzie kiedys byl "trzepak" . Tym razem widzial jak
Grzywa prowadzi odcinek tempowy . Biegali wtedy "dwojki" a na oszronionych dresach Grzywy zaczal sie
pojawiac zarys plecow ...

Nie mogl uwolnic sie od tych wspomnien . One go wcale nie nachodzily . To on je przywolywal , czujac sie znowu mlody , pelen sily i nadziei . Znowu widzial jakis trening , sprawdzian na 4 kilometry , trening w piekielna ulewe ...

Nastepnego dnia sluzby lesne odnalazly zamarznite cialo starszego mezczyzny . Na zbielalych policzkach
widnialy slady lez ale w kacikach warg tlil sie jeszcze usmiech ...



(Edited by wojtek at 7:05 am on Dec. 27, 2001)