prasówka
: 13 lis 2001, 10:25
http://www.sports.pl/gazeta/iso/lekkoatletyka_1.htm
Przegląd Sportowy (przy wywiadzie dodatkowo zdjęcie)
Żona męża czy mąż żony?
BIEG maratoński bywa również czasami wkurzający. Przekonała się o tym m. in. nasza najlepsza maratonka, Małgorzata Sobańska. Otóż podczas październikowego biegu w Chicago, organizatorzy płacili za czas poniżej 2:26:00 aż 15 tysięcy dolarów. Polce zabrakło na mecie ledwie ośmiu sekund (mimo że ustanowiła rekord życiowy) i tym samym zainkasowała 5 tysięcy "zielonych" mniej (za czas poniżej 2:28:00).
Przez kilka ostatnich lat wokół polskich maratończyków nagromadziło się wiele kontrowersji. Nieporozumienia na linii zawodnicy - lekkoatletyczna centrala (czytaj PZLA) sprawiły, że od dawna już w ogóle nie liczymy się na największych imprezach rangi mistrzowskiej. Mało tego - najczęściej nas tam zwyczajnie nie ma.
Ostatnio pojawiły się jednak sygnały, że sytuacja może ulec poprawie. Otóż za kadrę maratończyków ma być odpowiedzialny Piotr Mańkowski, na co dzień mąż pani Małgorzaty Sobańskiej.
- Podobno mam się zająć naszymi najlepszymi zawodnikami - wyjaśnia znany szkoleniowiec. - Większość zawodników nie ma trenerów. Najpierw muszę wyjaśnić, którzy lekkoatleci deklarują chęć współpracy. W przyszłym roku czekają nas bowiem mistrzostwa Europy.
W dziesięcioletniej karierze maratońskiej, Sobańska tylko dwukrotnie wystąpiła w imprezie rangi mistrzowskiej - w 1995 roku na mistrzostwach świata (Gteborg i 4. miejsce - 2:31:10, skrócona trasa o 400 metrów) oraz rok później na igrzyskach olimpijskich w Atlancie (11. miejsce - 2:31.52).
- Dlaczego migała się pani przed startami w najważniejszych imprezach?
- Nigdy się nie migałam. Większość ludzi twierdzi, że maratończycy mają wielkie pieniądze. Owszem, ci najlepsi na świecie - pewnie tak. Ale średniaki muszą przecież inwestować w swoje przygotowania z zarobionych premii, które wcale nie są tak duże. Większość polskich maratończyków nie zarabia dużych pieniędzy.
- Jak układają się pani relacje z lekkoatletyczną centralą?
- Mam nadzieję, że trwające rozmowy zakończą się dla obu stron pozytywnie. Nie może być tak, że związek nie pomaga, tłumacząc się, że maratończycy dadzą sobie radę sami. Taki Korzeniowski cały czas ma wsparcie finansowe. Dlaczego on ma, a my nie?
- Czy deklaruje pani chęć udziału w tej imprezie?
- Trudno dzisiaj jednoznacznie odpowiedzieć. Musimy się wraz z mężem zastanowić, czy nam się to zwyczajnie opłaci. Wygląda na to, że raczej tak.
- W tym roku pobiegła już pani w dwóch znanych maratonach.
- Zakładaliśmy, że w Chicago uzyskam lepszy czas niż w Bostonie. Myślałam o starcie w Nowym Jorku, ale się nie udało. W tym roku czuję się jednak trochę gorzej niż w ubiegłym, kiedy wygrałam w Kolonii i byłam czwarta w Tokio.
- Ile kilometrów biega pani rocznie?
- Nie przekraczam siedmiu tysięcy.
- Co pani sądzi o tegorocznych wyczynach Catheriny Ndereby i Naoko Takahashi, które uporały się z bajeczną granicą 2:20:00?
- Co do Japonki - nie byłam zdziwiona. Natomiast Kenijka sama chyba nie wierzyła, co się stało. Na mecie w Chicago była wielce zaskoczona.
- 18 listopada czeka panią start w Tokio.
- W Japonii startowałam już wielokrotnie - cztery razy w Tokio, raz w Osace, Nagoyi i Nagano. Organizatorzy nie płacą tam nagród za miejsca, tylko za udział. Dopiero teraz w Tokio pojawią się premie za miejsca. Rozmawiał
PAWEŁ WIŚNIEWSKI
KASA ZAROBIONA W TYM ROKU NA MARATONACH
40 000 $ za 2. miejsce w Bostonie
20 000 $ za 4. miejsce w Chicago
10 000 $ .za wynik poniżej 2:28:00 w Chicago
10 000 $ .za wynik poniżej 2:27:00 w Bostonie
Razem: 80 000 $
Przegląd Sportowy (przy wywiadzie dodatkowo zdjęcie)
Żona męża czy mąż żony?
BIEG maratoński bywa również czasami wkurzający. Przekonała się o tym m. in. nasza najlepsza maratonka, Małgorzata Sobańska. Otóż podczas październikowego biegu w Chicago, organizatorzy płacili za czas poniżej 2:26:00 aż 15 tysięcy dolarów. Polce zabrakło na mecie ledwie ośmiu sekund (mimo że ustanowiła rekord życiowy) i tym samym zainkasowała 5 tysięcy "zielonych" mniej (za czas poniżej 2:28:00).
Przez kilka ostatnich lat wokół polskich maratończyków nagromadziło się wiele kontrowersji. Nieporozumienia na linii zawodnicy - lekkoatletyczna centrala (czytaj PZLA) sprawiły, że od dawna już w ogóle nie liczymy się na największych imprezach rangi mistrzowskiej. Mało tego - najczęściej nas tam zwyczajnie nie ma.
Ostatnio pojawiły się jednak sygnały, że sytuacja może ulec poprawie. Otóż za kadrę maratończyków ma być odpowiedzialny Piotr Mańkowski, na co dzień mąż pani Małgorzaty Sobańskiej.
- Podobno mam się zająć naszymi najlepszymi zawodnikami - wyjaśnia znany szkoleniowiec. - Większość zawodników nie ma trenerów. Najpierw muszę wyjaśnić, którzy lekkoatleci deklarują chęć współpracy. W przyszłym roku czekają nas bowiem mistrzostwa Europy.
W dziesięcioletniej karierze maratońskiej, Sobańska tylko dwukrotnie wystąpiła w imprezie rangi mistrzowskiej - w 1995 roku na mistrzostwach świata (Gteborg i 4. miejsce - 2:31:10, skrócona trasa o 400 metrów) oraz rok później na igrzyskach olimpijskich w Atlancie (11. miejsce - 2:31.52).
- Dlaczego migała się pani przed startami w najważniejszych imprezach?
- Nigdy się nie migałam. Większość ludzi twierdzi, że maratończycy mają wielkie pieniądze. Owszem, ci najlepsi na świecie - pewnie tak. Ale średniaki muszą przecież inwestować w swoje przygotowania z zarobionych premii, które wcale nie są tak duże. Większość polskich maratończyków nie zarabia dużych pieniędzy.
- Jak układają się pani relacje z lekkoatletyczną centralą?
- Mam nadzieję, że trwające rozmowy zakończą się dla obu stron pozytywnie. Nie może być tak, że związek nie pomaga, tłumacząc się, że maratończycy dadzą sobie radę sami. Taki Korzeniowski cały czas ma wsparcie finansowe. Dlaczego on ma, a my nie?
- Czy deklaruje pani chęć udziału w tej imprezie?
- Trudno dzisiaj jednoznacznie odpowiedzieć. Musimy się wraz z mężem zastanowić, czy nam się to zwyczajnie opłaci. Wygląda na to, że raczej tak.
- W tym roku pobiegła już pani w dwóch znanych maratonach.
- Zakładaliśmy, że w Chicago uzyskam lepszy czas niż w Bostonie. Myślałam o starcie w Nowym Jorku, ale się nie udało. W tym roku czuję się jednak trochę gorzej niż w ubiegłym, kiedy wygrałam w Kolonii i byłam czwarta w Tokio.
- Ile kilometrów biega pani rocznie?
- Nie przekraczam siedmiu tysięcy.
- Co pani sądzi o tegorocznych wyczynach Catheriny Ndereby i Naoko Takahashi, które uporały się z bajeczną granicą 2:20:00?
- Co do Japonki - nie byłam zdziwiona. Natomiast Kenijka sama chyba nie wierzyła, co się stało. Na mecie w Chicago była wielce zaskoczona.
- 18 listopada czeka panią start w Tokio.
- W Japonii startowałam już wielokrotnie - cztery razy w Tokio, raz w Osace, Nagoyi i Nagano. Organizatorzy nie płacą tam nagród za miejsca, tylko za udział. Dopiero teraz w Tokio pojawią się premie za miejsca. Rozmawiał
PAWEŁ WIŚNIEWSKI
KASA ZAROBIONA W TYM ROKU NA MARATONACH
40 000 $ za 2. miejsce w Bostonie
20 000 $ za 4. miejsce w Chicago
10 000 $ .za wynik poniżej 2:28:00 w Chicago
10 000 $ .za wynik poniżej 2:27:00 w Bostonie
Razem: 80 000 $