Masz rację. Dlatego zazwyczaj w artykułach czy rozmowach o bieganiu boso (bieganiu naturalnym w sumie też) pada stwierdzenie "słuchaj swojego ciała".
Moim skromnym zdaniem, właśnie ze względu na adaptację stóp, która musi nastąpić (z czasem) bieganie bose powinno być tą formą biegania od której zaczynają wszyscy, a szczególnie otyli i z nadwagą, "nowi" czy "powracający po latach" biegacze.
W ten sposób zazwyczaj zanim ludziska uszkodzą sobie kolana, czy inne stawy lub ścięgna, zetrą sobie do krwi naskórek stóp.
Nie znam zbyt wielu osób (a wątek na tym forum o bieganiu boso ma już chyba 8-10 podstron), które by na siłę z pęcherzami i broczącymi krwiakami biegali boso. Jest natomiast sporo osób, które pomimo ewidentnego bólu w ciele wynikającego od nadmiernego biegania w butach kontynuują plany treningowe do swojego pierwszego maratonu czy 10k w pierwszych miesiącach od rozpoczęcia przygody z bieganiem. Bo buty na to pozwalają. Na bycie lepszym tu i teraz - takie trochę bieganie na kredyt :-D
Adaptacja stóp nie dzieje się sama i przez przypadek. Dzieje się wyłącznie dlatego i po to bo biegamy/chodzimy boso i by móc biegać bezpieczniej boso. W butach takich zmian w mięsistości podeszwy stopy nie uzyskasz.
Klasyczy przypadek jaja i kury
Spróbuj sam. Pobiegnij dany kawałek w butach mierząc czas, zdejmij je i przebiegnij ten sam fragment na boso. Gwarantuję, że o ile dobiegniesz do końca to twój czas (na razie) będzie wolniejszy. Choćby z powodu bólu, który wynika z nadwrażliwości stóp żyjących w butach.
Temat rzeka. Fascynujący przy okazji