Strona 1 z 1

Komentarz do artykułu Rekord wiecznie żywy? 40 lat minęło...

: 04 lip 2014, 07:34
autor: bieganie.pl

Re: Komentarz do artykułu Rekord wiecznie żywy? 40 lat minęło...

: 04 lip 2014, 11:55
autor: Łukasz Panfil
Osobiście od tabel najlepszych wyników wolę tabele najlepszych zawodników w historii, a te plasują Bronka na 320 pozycji. Wtedy 40 lat temu przed Bronkiem lepsi w historii byli tylko - Puttemans 7:37.6, Keino 7:39.6, Walker 7:40.6, Dixon 7:41.0, Foster 7:42.0. Przy czym Foster miesiąc później poprawił rekord świata Puttemansa na 7:35.2. Dixon 7:41.0 pobiegł 2 lipca, a dwa dni później w biegu z Malinowskim w Oslo 7:41.8. Po kolejnych 2 tygodniach 7:44.4, a po kolejnym miesiącu mijał 3km w drodze na 2mile w 7:42.6. Chłopaki biegali na stałym, równym poziomie. Nie jestem też pewien czy oficjalnie notowanym rekordem Polski nie powinno być 7:42.46, które Malinowski uzyskał 4 lata później we Frankfurcie. 7:42.4 było mierzone ręcznie. Co oczywiście nie zmienia faktu, że RP byłby tez prawie 40-letni :P

Re: Komentarz do artykułu Rekord wiecznie żywy? 40 lat minęło...

: 04 lip 2014, 15:25
autor: Johnny Żuberek
Kiedyś, rozmawiając z Moorcroftem, wspomniałem o Bronisławie Malinowskim - nasunęła się analogia z długowiecznością rekordów obu panów. Bo, nie czarujmy się, gdyby nie Mo z importu, to rekordy Davida już byłyby po trzydziestce (jeden się ostał i wciąż mu rośnie broda - 7:32,79 na 3000m na stadionie). Wyłączając Faraha, nikt nie zbliżył się do wyniku Moorcrofta na bliżej niż 10 sekund (ostatnio - bodajże Buckner w 1986 roku!)

Dlatego z jednej strony zgadzam się z tezami Jacka, ale z drugiej - podobny problem mamy w o wiele bogatszym społeczeństwie, gdzie mały fiat nigdy nie był szczytem marzeń ;). Do tego brytyjski związek LA (nomen omen postawiony na nogi przez Moorcrofta) nie bieduje i stać go na zapewnienie stypendiów, wyjazdów, treningów, "komór", itp.

Moim zdaniem, problem zniechęcenia do dystansów długich na stadionie leży gdzie indziej - na Czarnym Lądzie. Lata 70. i 80. to dopiero początki ekspansji Afrykanów na stadiony świata. Pierwsze odkrywane talenty. Wciąż to biali Europejczycy wiedli prym, byli większością w rocznych statystykach TOP10. Kiedy Afryka zdominowała "długi" stadion, białym zostały ulice. Tam też są czarnoskórzy, ale biegów jest nieporównanie więcej, niż mitingów LA. Zresztą, nie oszukujmy się - porównując nagrody na lokalnej połówce i lokalnym mitingu lekkiej, mało kto skierowałby się na stadion.

Re: Komentarz do artykułu Rekord wiecznie żywy? 40 lat minęło...

: 07 lip 2014, 10:42
autor: fotman
Świat się zmienia, LA też- niestety.
Kiedyś była ważna motywacja ambicjonalna, obecnie jest najistotniejsza motywacja finansowa. Jak widać ta druga trafia głównie do wyobraźni biednych społeczeństw Afryki.
Europa jest zdeprawowana dobrobytem. Czarno widzę nie tylko przyszłość europejskiego sportu, ale ogólnie nasz kontynent nie ma wiele woli by się rozwijać. Najlepiej to widać w statystykach demograficznych.
Żyjemy w kulturze głupoty i hedonizmu. Okrzyk "chleba i igrzysk" będący symbolem prostactwa ludu rzymskiego, teraz opisuje mentalność przeciętnego Europejczyka. :ojnie:

Re: Komentarz do artykułu Rekord wiecznie żywy? 40 lat minęło...

: 08 lip 2014, 11:43
autor: yacool
Samo sypnięcie kasą, to oczywiście za mało, żeby wyłowić i wychować kilku mocnych zawodników wśród dzisiejszych juniorów. Walka z hedonizmem pochłania bez reszty dlatego nie starczy sił na realizację jakiegokolwiek projektu. Lepszym narzędziem jest inteligentne punktowanie wszystkich elementów odwodzących od zamierzonych celów. Do tego potrzebna jest specyficzna osobowość łącząca charyzmę z szyderą i autoszyderą. Gdy młody człowiek waha się jaką wybrać drogę życiową, to potrzebuje autorytetu. Ale to na krótką metę działa, bo jak po kilku latach wprost wyciągnie na autorytet taśmy, to się wszystko posypie. Stąd dystans do siebie i innych jako narzędzie przetrwania w zepsutym świecie jest dzisiaj bardzo pożądaną cechą. Instytucje, czy korporacje raczej nie przepadają za charyzmą, gdyż taka cecha zagraża zastałej hierarchii. O szyderze nawet nie wspomnę. W takim układzie największe szanse mają małe, zdecentralizowane i niezależne zespoły. To daje też większą szansę na wsparcie przez lokalny biznes. W tym miejscu rysuje się wyraźna rola mediów poświęconych bieganiu, które nagłaśniają i promują taki układ sportu wyczynowego i biznesu, który ma wtedy szansę na długotrwały związek symbiotyczny w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
To tylko nam tutaj na forum wydaje się wiele rzeczy tak oczywistymi. W rzeczywistości mało kogo interesuje wyczyn, bo on pojawia się w życiu przeciętnego amatora na parę chwil w strefie startowej i na pierwszym kilometrze po wystrzale do biegu masowego. Myślę, że zawsze znalazłby się ktoś w biegnącym tłumie, kto mógłby wesprzeć wyczyn czynnie uczestnicząc w takim projekcie. Zazwyczaj jednak ten potencjalny ktoś nie jest w ogóle świadomy takich możliwości. Biega i rywalizuje z innymi na swoim poziomie. Potem włącza telewizor i pasjonuje się mundialem, bo nasi wciąż nie stracili żadnego gola.
Osobiste zaangażowanie w tworzenie warunków do rozwoju wyczynu sprowadza się do ścisłego kontaktu z zawodnikiem i jego opiekunem czy trenerem. Wówczas bieganie jakie uprawia w ramach hobby ma szanse zyskać znacznie szerszy wymiar prowadząc do prawdziwej pasji i satysfakcji. Zawodnik otoczony pasjonatami również ma szansę spojrzeć na swoją pracę inaczej niż tylko przez pryzmat kasy.