Moja historia to bieganie z przerwami.
Jak wielu z nas, w szkole było łatwo - kazali
Była forma, była odpowiednia waga itd.
Na pierwszych 2 latach studiów się zapuściłem i później, pod koniec studiów udało mi się zejść dzięki bieganiu i poprawie zywienia prawie do "normy": z 120 do 95kg. Niestety, biegałem sam, bez celów, bez akceptacji znajomych, bez czytania tego forum
i w zasadzie jak przyszła zima to szybko się znudziłem. Później zmieniłem pracę, wszedłem za biurko i historia się powtórzyła.
Długo, długo, długo nic...
No i mamy tegoroczną wiosnę, dzięki bieganie.pl i tym kilkunastu tematom i artykułom jak to biegacze z rozmiaru XXXL powrócili do zycia, dzięki określonemu celowi - maraton, dzięki planowi, gadżetom (endomondo, pulsometr, itd...), no i w reszcie dzięki biegowemu kompanowi udało się przetrzymać ciężki okres. Dziś mogę dumnie powiedzieć, że zaraziłem się bieganiem i ciężki to jest dzień bez treningu, niż ten w którym mam się skatować coraz to większymi dystansami. Podsumowując teraz ze 110kg w dwa miesiące zeszło do 99kg. Ogólnie sylwetka się dużo poprawiła, zostaje balast na przodzie, ale nie rezygnuje. Poprzestawiałem wiele w życiu, od kuchni, napojów "wyskokowych" przez godziny pójścia spać/wstawania, aż do planowania przyszłorocznych urlopów pod kątem biegowych imprez
Parę lat temu podczas jednej z prób zarażenia się bieganiem, biegłem z kolegą po plaży i na 3 kilometrze marzyliśmy, aby dotrwać do tego momentu, w którym zamiast myśli: "Boże, jeszcze tak daleko do mety" w głowie masz: "kurczę, szkoda, że już muszę kończyć". Wtedy nie dałem rady, dziś to mam!
Odpowiadając na Twoje pytanie... zaczynałem biegać w szkole w liceum, czyli +/- 11 lat temu, większość czasu tylko o tym myślałem, były epizody po drodze, ale zaraziłem się dopiero teraz.