O czym czytam, kiedy czytam o bieganiu
: 30 maja 2013, 12:36
O czym czytam, kiedy czytam o bieganiu
Nie ma na świecie czynności bardziej intymnej i subiektywnej, niż czytanie. Dlatego niekiedy słyszy się postulaty, że wszelka krytyka literacka powinna być zakazana, a układanie kanonów, nie wspominając już o rankingach i listach bestsellerów jest czynnością jałową i pozbawioną wartości dla czytelnika. No chyba że w naszych pięknych i strasznych czasach widzimy tylko konsumentów literatury i ich portfele, ale to już inna historia......
Niemniej jednak jest w człowieku taka potrzeba podzielenia się ze znajomymi i nieznajomymi swoimi opiniami i spostrzeżeniami na temat napotykanych na drodze życia lektur. W końcu każdy z nas, długo, dużo i nałogowo czytających, nosi w sobie te kilkanaście, kilkadziesiąt książek, które kiedyś zrobiły na nim tak duże wrażenie, przyczyniły się do takich olśnień, spowodowały taką ilość dreszczy, pootwierały takie okienka w głowie, że zostały już na zawsze, lub prawie na zawsze, wsiąkły w pejzaż duchowy, rozgościły się w sercu i po prostu są.
I nie bylibyśmy dziś tymi, którymi jesteśmy, gdyby pewnego dnia nie wpadła nam w ręce ta właśnie, a nie inna pozycja. To zupełnie tak samo, jak z miłościami naszego życia- to one sprawiły, że jesteśmy kim jesteśmy, to one ukształtowały nas i stanowią zręby naszej tożsamości.
Książek o bieganiu jest dużo, a będzie coraz więcej, wszak teraz prawie każdy biega i prawie każdy pisze. To pierwsze bardziej cieszy, niż to drugie, może dlatego że przestrzeni do biegania widzę sporo, a czasu na czytanie coraz mniej....Pomimo tej narastającej mnogości ofert nie przypuszczam aby w moim życiu biegaczki-czytaczki pojawiła się kiedyś większa miłość, niż pozycja Murakamiego "O czym piszę, kiedy piszę o bieganiu".
Harukiego znałam najpierw z widzenia i słyszenia- w domu jego książki zaczęły pojawiać się za sprawą domowników- przyjęłam go nieufnie, zdawało mi się, że jest sezonową gwiazdką literacką, fascynującą egzotyką i lekko new age-owym kolorytem, ale nic ponad to, kimś w stylu tego, no, kto go tam jeszcze pamięta, Wiliama Whartona.
Coś tam przeczytałam, coś przejrzałam, wzruszyłam ramionami.
Ale kto z nas, biorąc do ust pierwszy w życiu kęs sushi, pojmuje zrazu całą głębię i wyrafinowanie tej potrawy?
Jeszcze wtedy nie biegałam, nie myślałam o bieganiu, kiedy jakoś ot tak, nie wiadomo dlaczego przeczytałam "Kronikę ptaka nakręcacza". Od tego się wszystko zaczęło, od tamtej chwili nie było już drogi odwrotu, od tego momentu mój ci on, a ja jego, kropka. No dobra, nie jest jedyny, nie jest pierwszy. Nie zdetronizował Prousta, nie przegonił Atwood, nie wykopał Czechowa ani innych starych Ruskich.....Ale zajął sobie kącik, umościł się i już tam zostanie.
I w kategorii Pisarzy Wszechczasów Którzy Piszą o Bieganiu bezapelcyjnie ma pierwsze miejsce na pudle.
Kiedy pierwszy raz (ach, te pierwsze razy!) czytałam "O czym piszę..." zachwyciłam się odkrywczym (dla mnie) przesłaniem autora- że bieganie, to nie tylko bieganie, to przemiana i transcendencja, to przekraczanie siebie i dochodzenie do najgłębszej istoty siebie, to doświadczenie umykające wszelkim próbom opisu. To była dla mnie książka o życiu i medytacji, bieganie było tylko poręczną metaforą, jak wspomniałam, nie biegałam jeszcze i nie wiedziałam jeszcze o co biega....
Nadal, na szczęście, nie wiem o co biega, choć już trochę biegam, i za każdym razem kiedy sięgam po tę książeczkę napotykam frazy, które szarpią najczulsze struny mojej biegowej duszy.
Muszę tu ostrzec: książka ta nie zawiera żadnego sensownego planu treningowego, porad jest zaledwie garstka, i to o dużym stopniu ogólności, autor sobie biega po około 10 km dziennie, najczęściej w butkach Mizuno, startuje w różnych maratonach i triatlonach, potem sobie pije chłodne piwo albo je pieczoną rybę. Lektura nie daje gwarancji że zaczniesz trzaskać życiówki albo poprawisz swoją siłę biegową. Ale może sprawić, że dostrzeżesz kolejny wymiar swojego biegania, nadasz dodatkowy sens codziennemu treningowi, przez moment poczujesz ulotny zapach absolutu...
albo japońskiej wiśni.
Może i bieganie nie jest religią, może nawet Daniels nie jest prorokiem, ale jedno jest pewne- Haruki Murakami jest największym mistykiem maratońskich dystansów, jest mistrzem zen metafizycznej prawdy o bieganiu, jest wreszcie Mistrzem Ekhartem prawdy i niemożności dotarcia do prawdy czym tak naprawdę jest to nasze bieganie.....I nasze o nim czytanie:)
Nie ma na świecie czynności bardziej intymnej i subiektywnej, niż czytanie. Dlatego niekiedy słyszy się postulaty, że wszelka krytyka literacka powinna być zakazana, a układanie kanonów, nie wspominając już o rankingach i listach bestsellerów jest czynnością jałową i pozbawioną wartości dla czytelnika. No chyba że w naszych pięknych i strasznych czasach widzimy tylko konsumentów literatury i ich portfele, ale to już inna historia......
Niemniej jednak jest w człowieku taka potrzeba podzielenia się ze znajomymi i nieznajomymi swoimi opiniami i spostrzeżeniami na temat napotykanych na drodze życia lektur. W końcu każdy z nas, długo, dużo i nałogowo czytających, nosi w sobie te kilkanaście, kilkadziesiąt książek, które kiedyś zrobiły na nim tak duże wrażenie, przyczyniły się do takich olśnień, spowodowały taką ilość dreszczy, pootwierały takie okienka w głowie, że zostały już na zawsze, lub prawie na zawsze, wsiąkły w pejzaż duchowy, rozgościły się w sercu i po prostu są.
I nie bylibyśmy dziś tymi, którymi jesteśmy, gdyby pewnego dnia nie wpadła nam w ręce ta właśnie, a nie inna pozycja. To zupełnie tak samo, jak z miłościami naszego życia- to one sprawiły, że jesteśmy kim jesteśmy, to one ukształtowały nas i stanowią zręby naszej tożsamości.
Książek o bieganiu jest dużo, a będzie coraz więcej, wszak teraz prawie każdy biega i prawie każdy pisze. To pierwsze bardziej cieszy, niż to drugie, może dlatego że przestrzeni do biegania widzę sporo, a czasu na czytanie coraz mniej....Pomimo tej narastającej mnogości ofert nie przypuszczam aby w moim życiu biegaczki-czytaczki pojawiła się kiedyś większa miłość, niż pozycja Murakamiego "O czym piszę, kiedy piszę o bieganiu".
Harukiego znałam najpierw z widzenia i słyszenia- w domu jego książki zaczęły pojawiać się za sprawą domowników- przyjęłam go nieufnie, zdawało mi się, że jest sezonową gwiazdką literacką, fascynującą egzotyką i lekko new age-owym kolorytem, ale nic ponad to, kimś w stylu tego, no, kto go tam jeszcze pamięta, Wiliama Whartona.
Coś tam przeczytałam, coś przejrzałam, wzruszyłam ramionami.
Ale kto z nas, biorąc do ust pierwszy w życiu kęs sushi, pojmuje zrazu całą głębię i wyrafinowanie tej potrawy?
Jeszcze wtedy nie biegałam, nie myślałam o bieganiu, kiedy jakoś ot tak, nie wiadomo dlaczego przeczytałam "Kronikę ptaka nakręcacza". Od tego się wszystko zaczęło, od tamtej chwili nie było już drogi odwrotu, od tego momentu mój ci on, a ja jego, kropka. No dobra, nie jest jedyny, nie jest pierwszy. Nie zdetronizował Prousta, nie przegonił Atwood, nie wykopał Czechowa ani innych starych Ruskich.....Ale zajął sobie kącik, umościł się i już tam zostanie.
I w kategorii Pisarzy Wszechczasów Którzy Piszą o Bieganiu bezapelcyjnie ma pierwsze miejsce na pudle.
Kiedy pierwszy raz (ach, te pierwsze razy!) czytałam "O czym piszę..." zachwyciłam się odkrywczym (dla mnie) przesłaniem autora- że bieganie, to nie tylko bieganie, to przemiana i transcendencja, to przekraczanie siebie i dochodzenie do najgłębszej istoty siebie, to doświadczenie umykające wszelkim próbom opisu. To była dla mnie książka o życiu i medytacji, bieganie było tylko poręczną metaforą, jak wspomniałam, nie biegałam jeszcze i nie wiedziałam jeszcze o co biega....
Nadal, na szczęście, nie wiem o co biega, choć już trochę biegam, i za każdym razem kiedy sięgam po tę książeczkę napotykam frazy, które szarpią najczulsze struny mojej biegowej duszy.
Muszę tu ostrzec: książka ta nie zawiera żadnego sensownego planu treningowego, porad jest zaledwie garstka, i to o dużym stopniu ogólności, autor sobie biega po około 10 km dziennie, najczęściej w butkach Mizuno, startuje w różnych maratonach i triatlonach, potem sobie pije chłodne piwo albo je pieczoną rybę. Lektura nie daje gwarancji że zaczniesz trzaskać życiówki albo poprawisz swoją siłę biegową. Ale może sprawić, że dostrzeżesz kolejny wymiar swojego biegania, nadasz dodatkowy sens codziennemu treningowi, przez moment poczujesz ulotny zapach absolutu...
albo japońskiej wiśni.
Może i bieganie nie jest religią, może nawet Daniels nie jest prorokiem, ale jedno jest pewne- Haruki Murakami jest największym mistykiem maratońskich dystansów, jest mistrzem zen metafizycznej prawdy o bieganiu, jest wreszcie Mistrzem Ekhartem prawdy i niemożności dotarcia do prawdy czym tak naprawdę jest to nasze bieganie.....I nasze o nim czytanie:)