Rozterki szczupłego biegacza.
: 20 sie 2012, 00:11
Hej, przede wszystkim chciałem się przywitać - to mój pierwszy post na forum 
Biegam sobie już jakiś czas. O zaletach tego najprostszego (co niewątpliwie nie znaczy najłatwiejszego
sportu nie będę się chwilowo rozpisywał. Chciałem za to poruszyć temat który być może już się na forum pojawiał, a który nie powiem trochę mnie nurtuje..
Wiele razy przelotnie już o tym myślałem, ale to co spotkało mnie wczoraj skłoniło do poważniejszych refleksji
Do rzeczy!
W dniu wczorajszym zawitałem w trakcie górskiej wędrówki na Śnieżnik (Sudety Środkowe, 1425 mnpm). Ku mojej radości spostrzegłem, że właśnie za chwilę będzie miał tam swój finał, zorganizowany przez Czechów, 10 km bieg górski. Rozsiadłem się wygodnie na trawce tuż obok mety, wyjąłem kanapki i zacząłem z góry obserwować finiszującą czołówkę wyścigu. Po kilku minutach dobiegli pierwsi zawodnicy.. Dobra, nie owijając już dłużej w bawełnę... byli chudzi jak cholera!
Nie chodzi mi o to że szczupli.. ale chudzi. W pierwszej dziesiątce pojawiali się goście którzy przy wzroście około 180 cm, nie mogli ważyć więcej niż 60-65 kg. W tym momencie wróciły moje rozterki odnośnie biegania. Tak tam sobie siedzę.. myślę.. i wtedy pojawił się On..
Wbiegał na około 10-12 miejscu.. W pierwszej chwili poczułem lekkie przerażenie - metę przekraczał żywy szkielet. Nie, gość nie był szczupły, nie on nie był nawet chudy, najchudszy Kenijczyk jakiego widziałem byłby tęższy od tego na oko, dwudziestoparoletniego chłopaka. Starałem się w myślach to z czymś porównać - jedyne obrazki jakie mi się nasunęły to zdjęcia poważnych stadiów anoreksji oraz kadry z filmów dokumentalnych o Auschwitz. gdybym spotkał tego człowieka na ulicy "po cywilu" pomyślałbym, że jest prawdopodobnie bardzo ciężko chory. Z niedowierzaniem starałem się dostrzec czy ten osobnik w ogóle jest wyposażony w coś takiego jak biceps.. był! kiedy podnosił do ust kubeczek z wodą pod skórą napinało się coś na kształt sznurówki.. Patrząc na to zjawisko nasunęła mi się myśl, że w przypadku tego człowieka bieganie to.. choroba. Być może potrzebna jest pomoc psychologa, może już psychiatry.. trudno powiedzieć, ale ja na miejscu organizatora biegu w trosce o jego zdrowie odmówiłbym mu startu, tak jak lekarz w Stacji Krwiodawstwa odmawia pobrania krwi od kogoś kto waży mniej niż 50kg..
To przypadek skrajnego ekstremum, ale na tym tle w mojej głowie zaczęły wracać ogólniejsze pytania, bo przecież już nie raz tu i ówdzie spotykałem skrajnie wychudzonych amatorów biegania. Z całą pewnością również i tacy odwiedzają to forum. Chodzi mi głównie o to że nie potrafię wniknąć w psychikę i motywację tych ludzi. Co sprawia że 20 letni chłopak przy wzroście 185 cm z własnej woli postanawia ważyć 65kg i mniej.. Czy to, że być może dzięki temu raz w roku uda mu się zająć 3 miejsce w kategorii wiekowej na jakimś gminnym biegu? Czy to, że jak jeszcze straci parę kilo to zejdzie z 40 na 38 minut na 10 km? Chciałbym być dobrze zrozumianym, nie chcę nikogo wyśmiewać ani nic z tych rzeczy - po prostu jestem w szoku jak bardzo ludzie potrafią się poświęcić, ale nie rozumiem po co.. i co to ma wspólnego z normalnie rozumianym, zdrowym, amatorskim sportem. Ciężko jest mi zrozumieć mężczyzn, którzy już są chudzi, a jednocześnie trzaskają po 50 i więcej kilometrów tygodniowo równocześnie zaniedbując dietę oraz pozostałe partie ciała. Czy na prawdę nie zależy im/wam na tym żeby równomiernie się rozwijać?, żeby w miarę atrakcyjnie (dla płci przeciwnej) wyglądać?, żeby być w stanie jak będzie trzeba wrzucić parę 25kg worków z cementem na rusztowanie?, żeby idąc wieczorem z dziewczyną czuć że w razie czego możecie przynajmniej spróbować ją obronić?, no żeby po prostu czuć się jak facet..
Jeszcze raz podkreślam, że nie chcę nikogo urazić, a jedynie intryguje mnie jak to jest. Ja, chociaż też zdarza mi się startować w biegach i oczywiście chcę poprawiać rezultaty, to nie wyobrażam sobie, że mógłbym doprowadzać się do takich około-anorektycznych stanów, żeby o tą minutę lub dwie poprawić mój amatorski rezultat. No więc jak to jest? Skąd to się bierze? Co o tym myślicie? Jak to jest u was? 
Aaa i bez obaw - na przyszłość zobowiązuję się pisać krótsze posty
PS.: Na olimpiadzie w Londynie kibicowałem panu Lopez'owi Lomong'owi który mimo, że na tle pozostałych zawodników ze swoimi 70kg wygladał jak kulturysta, to zakwalifikował się do finału na 5000m
Foto: http://blog.syracuse.com/news/2008/08/large_lomong.JPG
Biegam sobie już jakiś czas. O zaletach tego najprostszego (co niewątpliwie nie znaczy najłatwiejszego
Wiele razy przelotnie już o tym myślałem, ale to co spotkało mnie wczoraj skłoniło do poważniejszych refleksji
W dniu wczorajszym zawitałem w trakcie górskiej wędrówki na Śnieżnik (Sudety Środkowe, 1425 mnpm). Ku mojej radości spostrzegłem, że właśnie za chwilę będzie miał tam swój finał, zorganizowany przez Czechów, 10 km bieg górski. Rozsiadłem się wygodnie na trawce tuż obok mety, wyjąłem kanapki i zacząłem z góry obserwować finiszującą czołówkę wyścigu. Po kilku minutach dobiegli pierwsi zawodnicy.. Dobra, nie owijając już dłużej w bawełnę... byli chudzi jak cholera!
To przypadek skrajnego ekstremum, ale na tym tle w mojej głowie zaczęły wracać ogólniejsze pytania, bo przecież już nie raz tu i ówdzie spotykałem skrajnie wychudzonych amatorów biegania. Z całą pewnością również i tacy odwiedzają to forum. Chodzi mi głównie o to że nie potrafię wniknąć w psychikę i motywację tych ludzi. Co sprawia że 20 letni chłopak przy wzroście 185 cm z własnej woli postanawia ważyć 65kg i mniej.. Czy to, że być może dzięki temu raz w roku uda mu się zająć 3 miejsce w kategorii wiekowej na jakimś gminnym biegu? Czy to, że jak jeszcze straci parę kilo to zejdzie z 40 na 38 minut na 10 km? Chciałbym być dobrze zrozumianym, nie chcę nikogo wyśmiewać ani nic z tych rzeczy - po prostu jestem w szoku jak bardzo ludzie potrafią się poświęcić, ale nie rozumiem po co.. i co to ma wspólnego z normalnie rozumianym, zdrowym, amatorskim sportem. Ciężko jest mi zrozumieć mężczyzn, którzy już są chudzi, a jednocześnie trzaskają po 50 i więcej kilometrów tygodniowo równocześnie zaniedbując dietę oraz pozostałe partie ciała. Czy na prawdę nie zależy im/wam na tym żeby równomiernie się rozwijać?, żeby w miarę atrakcyjnie (dla płci przeciwnej) wyglądać?, żeby być w stanie jak będzie trzeba wrzucić parę 25kg worków z cementem na rusztowanie?, żeby idąc wieczorem z dziewczyną czuć że w razie czego możecie przynajmniej spróbować ją obronić?, no żeby po prostu czuć się jak facet..
Aaa i bez obaw - na przyszłość zobowiązuję się pisać krótsze posty
PS.: Na olimpiadzie w Londynie kibicowałem panu Lopez'owi Lomong'owi który mimo, że na tle pozostałych zawodników ze swoimi 70kg wygladał jak kulturysta, to zakwalifikował się do finału na 5000m

