Senność na początek...
: 20 kwie 2011, 08:02
Wczoraj, przed zachodem słońca, zachciało mi się luźnej dyszki, w maratońskim (hipotetycznie oczywiście) tempie, czyli, jak dla mnie, 5.40.
Trzeci kilometr rozpocząłem długą serię ziewania, i nie mogłem tego opanować. Na czwartym, wydawało mi się, że zaraz zasnę i spadnę z przeciwpowodziowego wału... Dopiero, gdy nieco przyspieszyłem (do ok. 5.20), to mi pomogło i, na 6 kilometrze, mogłem znowu powrócić do zakładanego 5.40.
Co było nie tak z tym bigosem?
Trzeci kilometr rozpocząłem długą serię ziewania, i nie mogłem tego opanować. Na czwartym, wydawało mi się, że zaraz zasnę i spadnę z przeciwpowodziowego wału... Dopiero, gdy nieco przyspieszyłem (do ok. 5.20), to mi pomogło i, na 6 kilometrze, mogłem znowu powrócić do zakładanego 5.40.
Co było nie tak z tym bigosem?