Duch ochoczy, ale ciało słabe
: 08 lis 2009, 01:17
Od jakiegoś czasu nosiłem się z zamiarem napisania tego tekstu. 26. IX minął rok od czasu kiedy zacząłem biegać. Perspektywa z jakiej patrzę na bieganie po tym roku jest z goła odmienna niż na początku i to
właśnie o tym. Pamiętam początki. Z jednej strony straszny ból i cierpienie (skutki braku kondycji, zakwasy itp), a z drugiej strony jakieś niesamowite uczucie, że w końcu się udało, że wziąłem sprawy mojego
zdrowia, wagi, kondycji, samopoczucia w swoje ręce. Już po nie długim czasie przerodziło się to w pełen romantyzm. Jakieś niesamowite odkrycie sfery życia, która dla lwa (a raczej byka) kanapowca była zupełnie zakryta. Z tygodnia na tydzień same nowości. Waga topnieje w oczach, w lustrze jakiś inny przystojniejszy facet. Nawet żona jakoś częściej klepie po tyłku
W szafie kilka par nowych butów, z których każda na inną okazję. Do tego forum na bieganie.pl, sporo nowych znajomych w środowisku lokalnych, goleniowskich i nie tylko, biegaczy. Starty biegowe, treningi, znowu starty i tak maszyna się
nakręca. Przyszedł czas, że waga mocno spadła. Progres kondycji ogromny a w tym wszystkim zapomniałem ile ja mam lat?! A przeciez mój rocznik to częściej leży już na deskach powalony przez jurnego górala niż zbiera laury (patrz Endriu
). Zaczęły się mocniejsze treningi, dłuższe wybiegania a wraz z nimi pierwsze symptomy, że mój
organizm nie koniecznie musi to wszystko wytrzymać, że nawet najlepsze buty nie pomogą! A przecież byli w między-czasie ludzie, którzy pisali, bądź mówili, tłumaczyli, ale gdzie tam! Kto by ich chciał słuchać?! Przeciez ja wszystko wiem lepiej, poza tym no przeciez musi boleć! A tak w ogóle to mi się nic nie stanie, jestem niezniszczalny, nieśmiertelny.
No i się zaczęło: wpierw prawe biodro po pólmaratonie, w konsekwencji później lewy achilles. Pojawiły się przerwy w treningach, skoczyła waga, w lustrze jakis inny "pogryziony przez pszczoły" jegomość. Czegoś zaczęło brakować, stałem się bardziej niespokojny nerwowy.
Tak na prawdę nie chciałem dopuścić mysli, że w końcu mnie dopadło, że czas chociaż na moment odstawić buty do szafki i podreperować zdrowie. To wszystko zbiegło się z e-mailem, który dostałem w odpowiedzi na moje zdrowotne żale od Marcina Nagórka, który tym co napisał otworzył mi oczy! Napisał, że jako bardzo ambitny amator (a takich jest sporo!) wszedłem w bardzo niebezpieczny dla siebie okres, w którym najwięcej biegaczy się wykrusza.
Waga mocno spadła (17kg), progres kondycji znaczny więc pojawiła się pokusa bardzo mocnych treningów. Tylko że, jak pisał Marcin, rok czasu to za mało aby układ kostny, ścięgna po tak długiej przerwie bez prawie jakiegokolwiek ruchu, zdołał się przystosować. Pisał, że na to potrzeba min 2 lata i że treningi w tym okresie powinny być nie za mocne,
z których powinienem schodzić nie zbyt zmęczony, z koniecznymi przerwami. Właśnie czegoś takiego potrzebowałem. Czy to co pisał Marcin to reguła? Nie wiem, ale ja mu wierzę bo nauczyłem się w ciągu tego roku, że należy słuchać, że inni moga mieć rację! Dlaczego o tym piszę? Trochę ku przestrodze, ale bardziej dla dodania otuchy tym, których podobne problemy dotykają. Ludzie - nie bójcie się odstawić na jakis czas buty biegowe! Zadbajcie o zdrowie! Ono jest najważniejsze! To nic, że stracisz ten czy tamten bieg! To nic, że w tym czy w tamtym będziesz miał słabszy czas! Przegrasz może jedną, dwie bitwy, ale nie przegrasz wojny! A tu chodzi o nasze życie, zdrowie i bieganie do końca świata i jeden dzień dłużej! Pod żadnym pozorem nie myśl aby rzucić bieganie w ogóle! Biegaj!, ale równoczesnie zadbaj o siebie ! Nie omijaj działu zdrowie! Nie myśl, że to mnie nie dotyczy! Prędzej czy później będziesz tam zaglądał! I to prędzej niż myslisz!
właśnie o tym. Pamiętam początki. Z jednej strony straszny ból i cierpienie (skutki braku kondycji, zakwasy itp), a z drugiej strony jakieś niesamowite uczucie, że w końcu się udało, że wziąłem sprawy mojego
zdrowia, wagi, kondycji, samopoczucia w swoje ręce. Już po nie długim czasie przerodziło się to w pełen romantyzm. Jakieś niesamowite odkrycie sfery życia, która dla lwa (a raczej byka) kanapowca była zupełnie zakryta. Z tygodnia na tydzień same nowości. Waga topnieje w oczach, w lustrze jakiś inny przystojniejszy facet. Nawet żona jakoś częściej klepie po tyłku

nakręca. Przyszedł czas, że waga mocno spadła. Progres kondycji ogromny a w tym wszystkim zapomniałem ile ja mam lat?! A przeciez mój rocznik to częściej leży już na deskach powalony przez jurnego górala niż zbiera laury (patrz Endriu

organizm nie koniecznie musi to wszystko wytrzymać, że nawet najlepsze buty nie pomogą! A przecież byli w między-czasie ludzie, którzy pisali, bądź mówili, tłumaczyli, ale gdzie tam! Kto by ich chciał słuchać?! Przeciez ja wszystko wiem lepiej, poza tym no przeciez musi boleć! A tak w ogóle to mi się nic nie stanie, jestem niezniszczalny, nieśmiertelny.
No i się zaczęło: wpierw prawe biodro po pólmaratonie, w konsekwencji później lewy achilles. Pojawiły się przerwy w treningach, skoczyła waga, w lustrze jakis inny "pogryziony przez pszczoły" jegomość. Czegoś zaczęło brakować, stałem się bardziej niespokojny nerwowy.
Tak na prawdę nie chciałem dopuścić mysli, że w końcu mnie dopadło, że czas chociaż na moment odstawić buty do szafki i podreperować zdrowie. To wszystko zbiegło się z e-mailem, który dostałem w odpowiedzi na moje zdrowotne żale od Marcina Nagórka, który tym co napisał otworzył mi oczy! Napisał, że jako bardzo ambitny amator (a takich jest sporo!) wszedłem w bardzo niebezpieczny dla siebie okres, w którym najwięcej biegaczy się wykrusza.
Waga mocno spadła (17kg), progres kondycji znaczny więc pojawiła się pokusa bardzo mocnych treningów. Tylko że, jak pisał Marcin, rok czasu to za mało aby układ kostny, ścięgna po tak długiej przerwie bez prawie jakiegokolwiek ruchu, zdołał się przystosować. Pisał, że na to potrzeba min 2 lata i że treningi w tym okresie powinny być nie za mocne,
z których powinienem schodzić nie zbyt zmęczony, z koniecznymi przerwami. Właśnie czegoś takiego potrzebowałem. Czy to co pisał Marcin to reguła? Nie wiem, ale ja mu wierzę bo nauczyłem się w ciągu tego roku, że należy słuchać, że inni moga mieć rację! Dlaczego o tym piszę? Trochę ku przestrodze, ale bardziej dla dodania otuchy tym, których podobne problemy dotykają. Ludzie - nie bójcie się odstawić na jakis czas buty biegowe! Zadbajcie o zdrowie! Ono jest najważniejsze! To nic, że stracisz ten czy tamten bieg! To nic, że w tym czy w tamtym będziesz miał słabszy czas! Przegrasz może jedną, dwie bitwy, ale nie przegrasz wojny! A tu chodzi o nasze życie, zdrowie i bieganie do końca świata i jeden dzień dłużej! Pod żadnym pozorem nie myśl aby rzucić bieganie w ogóle! Biegaj!, ale równoczesnie zadbaj o siebie ! Nie omijaj działu zdrowie! Nie myśl, że to mnie nie dotyczy! Prędzej czy później będziesz tam zaglądał! I to prędzej niż myslisz!