20 maja 2019 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

wujek dobra rada


Jako ekspert od wszystkiego biegowego bywam zapraszany do różnych programów telewizyjnych, audycji, zakładów pracy, jestem też proszony o plany treningowe, rozpisanie diet, porady okołosportowe rożnej maści, nawet o porady na temat maści. Kiedyś zgadzałem się chętnie, przekonany o swojej wiedzy i instynkcie trenerskim, teraz zgadzam się mniej, zgodnie z zasadą, że człowiek im starszy tym głupszy. Poza tym z doświadczeniem przychodzą do mnie (zamiast większej pewności) większe wątpliwości. Uogólniane doradzanie i tłuste kwantyfikatory ustępują miejsca zgodnemu z moim przekonaniem wstępem – „to zależy" i pytaniom doprecyzowującym.

No, ale tak czy siak mam na sumieniu już wiele rad na temat tego, czego nie robić podczas zawodów. Postanowiłem sobie je kompaktowo zweryfikować w trakcie ostatniego weekendu. Aby zadanie było godne felietonu i czcionki Verdany, na miejsce próby wybrałem się za ocean.

W przeddzień startu w Popular Brooklyn Half, największym półmaratonie w USA, szlajałem się po Nowym Jorku godzinami podśpiewując sobie piosenki Turnaua i Sinatry na przemian (złamanie zasad: odpoczywaj w przeddzień startu, oszczędzaj nogi i gardło). Położyłem się późno, bo przecież był finał konferencji NBA, pogłębiając tym samym trzymający mnie jetlag kolejnym deficytem snu (powtarzana przestroga o tym, by się wyspać i nie emocjonować przed snem). Wcześniej współtowarzysze wyjazdu siłą zaciągnęli mnie na wieczorne lekkie piwo, ja dodałem do tego pastrami (zasada ładowania węglowodanami).

Na półmaraton poszedłem w nowych butach (nigdy nie startuj w nowym obuwiu), buty były na styk, na styk oddałem też rzeczy do depozytu (zawsze zostaw sobie rezerwę na kwestie organizacyjne). Nie zdążyłem do kibelka (pamiętaj, że toaleta to najbardziej oblegane miejsce imprezy). Byłem też niepomiernie zaskoczony, że ja, niezwykle utytułowany wyczynowiec, mam jakąś dalszą strefę niż elita oraz że nie został mi przydzielony nawet metr kwadratowy na rozgrzewkę (rozgrzewka przed każdymi zawodami pozwoli ci na rozpoczęcie biegu w tempie docelowym).

Bieg rozpocząłem w pełnej zgodzie z moimi możliwościami sprzed 15 lat, mijając pierwszy km w około 3.10 (nigdy nie zaczynaj z prędkością życzeniową, ale na miarę swoich aktualnych możliwości). Cisnąłem, ile się dało, czyli do 3 km (zweryfikuj jak najszybciej tempo na podstawie samopoczucia), potem stopniowo gasłem. Na pierwszym punkcie z piciem wypaliłem sobie oczy izotonikiem (polewaj się niewielką ilością wody). Biegłem zrywami (trzymaj równe tempo), pragnąc utrzymać się: najpierw ogona elity, potem najszybszej kobiety, następnie ambitnych amatorów, później chłopaka w piżamie, faceta z brodą i artretyzmem, dziewczyny trzymającej w ręku telefon i kręcącej jakąś relację live, wreszcie państwa na biegowo spędzających swoje na spocone oko rubinowe gody.

Na metę wbiegałem ze spuszczoną głową (skoro już nie wyjdzie ci bieg, ciesz się samym udziałem). Po odebraniu medalu i picia ne mecie, usiadłem na godzinę na słoneczku (zawsze staraj się stopniowo schładzać, potruchtaj chwilę i delikatnie się porozciągaj) – po czym pokuśtykałem na metro (jeśli masz jakąś kontuzję, przełóż zawody na czas, kiedy będziesz biegł bez bólu).

Po przyjściu do hotelu najpierw usiadłem przy komputerze (pierwsze godziny regeneracji są najważniejsze). Numer początkowo wyrzuciłem do kosza, obiecałem sobie też, że nie przyznam się do uzyskanego wyniku nikomu. Następngo ranka numer wyciągnąłem z kosza, wyprostowałem na pamiątkę oraz napisałem sobie na kartce, że na jesieni zaatakuję 1.10 (wyciągaj wnioski z każdej porażki, zacznij od siebie, mierz siły na zamiary, pamiętaj, że młodszy nie będziesz).

 

 

____________________

Kuba
Wiśniewski jest redaktorem naczelnym bieganie.pl. Na razie brak mu
czasu na wypisanie pełnej listy swoich osiągnięć. Swoje frustracje i
niespełnione ambicje prezentuje między innymi na Instagramie.

Możliwość komentowania została wyłączona.