9 grudnia 2019 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

bieg świra


Jak wybiegam za róg i widzę zielone dla pieszych, to skręcam w prawo, bo nie zdążę. Tam jest inne skrzyżowanie, na którym będzie, gdy dobiegnę, dobre światło. Co prawda nadrobię, ale się nie zatrzymam, czego nie cierpię na dzień dobry treningu.

Kiedy płyty na chodniku przy tej N-skiej ulicy się zaczynają, to trzeba biec po dwie i na linię nie nastąpić. Inaczej się za karę skręca w ciemną uliczkę, gdzie dobranoc mówi diabeł.

Nad rzeką jest most, w połowie mostu tabliczka z nazwą dzielnicy. Gdy do niej dobiegam równo lewą nogą, to następny kilometr można zwolnić, a jak prawą, to plan zakłada przyspieszenie.

Nie popatrzę na zegarek przez cały kilometr. Nie popatrzę, nie popatrzę – to postanowienie gładko się narzuca. Jak się złamię, to znaczy, że na zawodach nic się nie uda, jak zaplanowałem i sobie wymarzyłem.

But koniecznie najpierw lewy, potem prawy. Inaczej zawsze mi się rozwiązują. Chyba – nie odważam się sprawdzać.

Zegarek musi być wyczyszczony, żadnych treningów w pamięci.

Jak spotkam mniej niż 30 biegaczy na tej pętli, to złamię jeszcze kiedyś 30 minut na dychę. Pokusa, by skręcić na chwilę po 29-tym. Rezygnacja, gdy 31-szy majaczy na horyzoncie w połowie dystansu. Ale dobiec, skończyć na swój pohybel trzeba.

Po tej piosence musi wpaść Tame Impala. Będę dzisiaj biegł tak długo, dopóki się nie wylosuje na liście Let it Happen.

Początek wydechu: raz, dwa, trzy, cztery. I dopiero wdech. Trochę ciemno przed oczami na podbiegu w parku, ale muszę trzymać rytm.

To wszystko podobno dla mojego bezpieczeństwa. To, mówi pan na wizycie, potrzeba jakiejś przedziwnej kontroli, żebym się uspokoił. Nawet ten stek przekleństw w myślach pod kościołem jest przewrotnym ratunkiem. Niby jeszcze nie pato, ale już trochę jakby lampka kontrolna. Obłaskawiam dziwactwami nieprzeniknione, tak sobie to tłumaczę. Czy ja bym zwariował inaczej? Co by się stało, gdybym nie… Nie wiem, nie wiem, nie chcę nawet zaryzykować możliwego pomyślenia o takiej ewentualności. Pan na kolejnej wizycie mówi, że to jest łagodne, to się kumulują zadawnione rzeczy, ja się blokuję teraz i próbuję strategicznie zwolnić od odpowiedzialności, ale żeby się wyzwolić, no to do tego trzeba spokoju, wysypiać się na początek i można te ziołowe coś tam łykać. I odpuszczać, pozwalać odpadać fasadzie, szkielet dawać sobie nadgryzać przez pociski zawistnego losu czy nieprzewidywanego czegoś – a kręgosłup, wierzyć, wiedzieć, że i tak wytrzyma.

Ale to wszystko chyba na odwrót. Nic nie idzie po mojemu, dopóki nie ruszę biegiem. Mam dobre scenariusze na życie rozpędzone. Jak trzeba zwolnić, tracę oddech.

 

 

____________________

Kuba
Wiśniewski jest redaktorem naczelnym bieganie.pl. Na razie brak mu
czasu na wypisanie pełnej listy swoich osiągnięć. Swoje frustracje i
niespełnione ambicje prezentuje między innymi na
 Instagramie.

Możliwość komentowania została wyłączona.