krytsianmonte0
17 grudnia 2019 Marta Gorczyńska Sport

Gotowy na maratoński ból – rozmowa z Krystianem Zalewskim


Odkłada przeszkody na bok dla maratonu. Jest gotowy na ból i celuje w debiucie w olimpijskie minimum. Do tego sugeruje, że rekord Polski jest w jego zasięgu. Opowiada o tym, dlaczego obóz klimatyczny to nie wakacje i dlaczego sam talent mnożony przez zero daje zero. W pierwszym z wywiadów przeprowadzonych niedawno w portugalskim Monte Gordo, rozmawiam z trzykrotnym złotym medalistą MP 2019 roku na długich dystansach, olimpijczykiem – Krystianem Zalewskim.



Krystian, jak idą przygotowania do sezonu olimpijskiego?

Trenuję już na pełnych obrotach, a zdrowie dopisuje. Powoli zwiększamy liczbę kilometrów. Po ostatnim sezonie miałem prawie 4 tygodnie na pełny odpoczynek od biegania oraz regenerację. Intensywnie korzystałem z różnych form odnowy: solanek, borowin, masaży, sauny, basenu, kriokomory. Dość szybko nabrałem głodu biegania, a  „luz” jest teraz większy, niż kiedykolwiek. Myślę, że jest to spowodowane nowymi celami, jakie sobie stawiam na kolejny sezon.

Jakie wyzwania czekają Was z trenerem Jackiem Kostrzebą?

W mijającym sezonie zmierzyłem się z półmaratonem…, więc w następnym powalczę już na królewskim dystansie. Szykujemy się do biegu maratońskiego.

krytsianmonte2

 Jakoś się nastawiasz na pokonanie dwa razy dłuższego dystansu?

Bardzo dobrze czułem się w treningu, który wykonywałem do półmaratonu. Było to widać na zawodach – trening mi po prostu oddał. Spełniłem wszystkie założenia, choć nieco nieplanowany był start w Gdyni (17.03. b.r. Krystian w swoim oficjalnym debiucie w półmaratonie uzyskał 1:02:34 stając się ósmym zawodnikiem w polskich tabelach All-Time – przyp, red.). No ale przynajmniej debiutowałem przy polskich kibicach i to też było niezwykłe! Bez wątpienia czeka mnie sporo innej, specyficznej dla maratonu pracy. Dużo wyzwań – największym z nich jest minimum olimpijskie i dobry start na igrzyskach.

Minimum – tak w pierwszym starcie?! (olimpijskie minimum to 2:11:30, a oprócz tego, aby zakwalifikować się na IO 2020 należy mieć odpowiednią pozycję w rankingu World Athletics – przyp. red).

Tak. Znam zawodników, którzy w debiucie kończyli maraton z lepszymi czasami niż aktualne minimum olimpijskie, więc wierzę, że jest to do zrobienia. Mam nadzieję, że mój debiut w maratonie będzie tak samo udany i spektakularny jak w połówce.

Więc co będzie w takim razie z 3000 m z przeszkodami? Jesteś na nich srebrnym medalistą mistrzostw Europy.

W najbliżej przyszłości odstawiam je na bok. Choć szczerze mówiąc, mam pewien niedosyt – bo sądziłem, że moje obydwa starty na igrzyskach będą związane z biegiem przeszkodowym. Teraz jednak zapadła decyzja o starcie w maratonie i to stało się głównym celem. Patrząc na perspektywę kolejnych igrzysk olimpijskich w 2024 w Paryżu, chciałbym tam również wystartować, jako w pełni ukształtowany maratończyk. Potrzebuję na to paru lat, paru lat, by się obiegać. Ale nie wykluczam, że kibice zobaczą mnie jeszcze na przeszkodach, np. we Włocławku, podczas przyszłorocznych mistrzostw Polski seniorów.

krytsianmonte6 1

 A co sądzisz o poziomie maratonu na świecie? Trzeba biegać 2:03-2.05, by się liczyć w czołówce…

Świat biega coraz szybciej. Uważam jednak, że wynik 2.06-2.07 może dać podium dużych maratonów czy imprez mistrzowskich. Pewności jednak nie ma, bo równie dobrze taki wynik może pozwolić raptem na zajęcie miejsca siódmego czy ósmego. Myślę, że trzeba biegać w okolicach rekordu Polski, by liczyć się na imprezach docelowych.

Czekaj, więc to rekord Polski jest Twoim celem?

Ktoś  kiedyś powiedział, że rekordy są po to, żeby je bić. Jeśli będę gotowy, to z pewnością go zaatakuję. Czy się to uda – zobaczymy. W tym roku już celowałem w jeden rekord. (Krystian nie krył w wywiadach, np. na naszej stronie, że rekord Polski w półmaratonie jest w jego zasięgu – przyp. red.) Gdy ludzie o tym słyszeli, trochę to wyśmiewali, a ostatecznie zabrakło naprawdę niewiele. Razem z trenerem Kostrzebą nie boimy się eksperymentów i jasno określonych celów. Trenujemy do maratonu nieco inaczej niż maratończycy w Polsce, ale mamy świadomość tego, co robimy. Oboje wierzymy w nasz trening, naszą pracę i końcowy rezultat.

Skoro celujesz w Igrzyska, to jak patrzysz na niedawną decyzję o przeniesieniu maratonu do Sapporo,  800 km od Tokio?

Od strony rywalizacji to na pewno jest dobre posunięcie, przede wszystkim ze względu na warunki pogodowe, które mają panować w Tokio. Po tym, co się działo podczas maratonu na MŚ w Dosze, raczej nie było innego rozwiązania. Jednak patrząc od strony uczestnika Igrzysk, to zawodnicy trochę stracą magicznej atmosfery  igrzysk. Większość  maratończyków i chodziarzy w ogóle nie zobaczy wioski olimpijskiej. Tylko medaliści mają być przewiezieni na zakończenie igrzysk. Zapewne ci, którzy planują start na ME w Paryżu, wrócą prosto do Europy i ceremonię zamknięcia będą oglądać w podróży.

Planujesz być w gronie tych, którzy będą się szybko przenosili do Francji?

To zależy od tego, jak potoczą się przyszłoroczne starty w maratonie. Jeśli udałoby mi się wypełnić minimum olimpijskie i sam start na igrzyskach byłby satysfakcjonujący – to „szarpanie się” na ME można by było odpuścić. Wtedy na spokojnie przygotowywałbym się do jesieni, czyli „obiegiwał” m.in. półmaraton.
Wiesz, jestem również żołnierzem Wojska Polskiego, więc jesienią może stanę na starcie wojskowych MŚ w maratonie. A wracając do mistrzostw Europy – z drugiej strony 4 lata temu Marcin Chabowski startując w półmaratonie na ME, zajął czwarte miejsce. To udowadnia, że można walczyć o medal. Jak nie indywidualnie, to drużynowo. Mam nadzieję, że będzie skład, bo jeśli cała drużyna pobiegnie równo – może dać to jakiś krążek.

krytsianmonte1

Zdecydowałeś się na maraton teraz, ale czy myślałeś o nim od początku kariery sportowca?

Kiedyś nawet nie myślałem o biegu z przeszkodami! 600 metrów, 1000 metrów, potem pomysł próby biegu na 2000 metrów z przeszkodami. Z czasem i  wiekiem dorastałem do decyzji o półmaratonie.  Decyzja o starcie w maratonie też przychodziła powoli. W momencie, gdy zdecydowaliśmy z trenerem, że się do niego przygotowujemy, byłem na to gotowy psychicznie. Jestem świadomy tego, co robimy, jestem gotowy na inny trening i nowe bodźce. Nie powiem po miesiącu, że „to jednak nie ten czas”. Nie mam wątpliwości.
Jestem gotowy na ból. Wiele osób porównuje cierpienie przeszkodowca z cierpieniem maratończyka. Ten pierwszy musi  pokonać 35 przeszkód, ten drugi na 35 kilometrze nie ma siły podnieść nogi, bo każda „waży tonę”.

3000 z przeszkodami, półmaraton, maraton… Może kiedyś ultra?

O nie! Kilka osób mi powiedziało, że byłbym dobrym ultramaratończykiem, ale ja absolutnie tego nie czuję. Podziwiam ludzi, którzy startują na dystansach 80 km, 100 km, nie mówiąc już o 24 h czy 48 h biegu. Dla mnie to jest już abstrakcja. Katorżniczy wysiłek i męczarnia, żadna przyjemność. Aczkolwiek, ktoś może powiedzieć: „No ale jaką masz przyjemność biegnąc na 40 kilometrze w maratonie?”… Tu jest jednak mowa o wysiłku trwającym nieco ponad 2 godziny, a nie 24… W moim przypadku, dystanse powyżej maratońskiego na pewno nie wchodzą w grę.

Taki trening do maratonu wymaga więcej czasu. W jaki sposób godzisz obowiązki ambitnego sportowca i młodego taty?

Bez wątpienia nie jest to łatwe. Ten rok był przełomowy, bo w styczniu urodził się mój syn. Wraz z trenerem podjęliśmy decyzję, że do półmaratonu przygotowujemy się w domu. Po zgrupowaniu w Portugalii, w grudniu  2018 roku, byłem już przy żonie i przy narodzinach syna. W tym miejscu należą się ogromne podziękowania właśnie Oli. Gdy w nocy potrzebna mi była regeneracja, to nie ja wstawałem w nocy do dziecka – ale ona. Budziłem się rano i pytałem, czy syn się budził, bo nic nie słyszałem. W dzień przejmowałem część obowiązków, sprawiało mi to wielką radość. Chodziliśmy na wspólne spacery między treningami i bardzo się cieszę, że mogłem ten czas spędzić z rodziną. Myślę, że to był też czas bardzo dobrze spożytkowany treningowo. My sportowcy, podejmujemy świadome decyzje o tym, jak ma wyglądać nasze życie. Szczęściem jest, gdy nasze rodziny nas w tym wspierają.

krytsianmonte7

 Kiedyś obozy w RPA, we Francji, w Turcji, w Portugalii rok temu, w ciepłej Portugalii teraz… Krąży wokół takich wyjazdów wiele mitów – niektórzy nadal sądzą, że wy sportowcy jeździcie tu na wakacje. Jak wygląda taki obóz klimatyczny?

Jeśli ktokolwiek miał do czynienia ze sportem zawodowym, to wie, że to nie jest tak, że ktoś wyjeżdża z domu, zostawia sobie rodzinę i jedzie na wakacje. Gdybym miał możliwość, wolałbym trenować w Polsce i patrzeć, jak mój syn stawia pierwsze kroki, mówi pierwsze słowa. My jedziemy na obóz do pracy. Podejmujemy ciężką, momentami katorżniczą pracę. Treningi trwają czasem kilka godzin. Wychodzi się na trening o 10:00, wraca o 13:00, szybki prysznic, obiad, drzemka i za chwilę znowu trzeba wstać, wypić kawę i iść na drugi trening, który znowu trwa dwie godziny. Wieczorem w połowie oglądanego filmu czy po kilku stronach czytanej książki  zwyczajnie zasypia się ze zmęczenia. Nie tak wyglądają wakacje. Wiadomo, że nie codziennie trenujemy po dwa razy, ale nad tym czuwają trenerzy. Wiedzą, kiedy zawodnik musi odpocząć, kiedy skorzystać z sauny, masażu, z pomocy fizjoterapeuty. To wszystko trzeba pogodzić.
Zawodowy sportowiec musi być sportowcem przez 24 godziny, bo wszystko ma dać na końcu jeden, określony efekt. Jeśli ktoś powie, że jedzie na wakacje i  w ciągu tygodnia biega 180-200 kilometrów, do tego dodaje treningi na siłowni, sprawność, ćwiczenia stabilizacyjne… no to pogratulować wakacji!
 (śmiech)

No i naturalnie, takie właśnie wakacje opłacają podatnicy?

Podatnicy, czyli również my zawodnicy. Każdy sportowiec płaci podatki, nie jesteśmy zwolnieni z tego obowiązku. A więc jeździmy również z naszych własnych podatków – warto o tym pamiętać.
Niestety, rzadko który sportowiec ma opłacone w całości przygotowania do kolejnych sezonów. Nie każdy dostaje szkolenie takie, jakie by chciał. Nie zawsze poprzedni sezon promuje na tyle, by można było zyskać finanse na pokrycie pełnych kosztów przygotowań. Często zawodnicy sami muszą dopłacać do zgrupowań. Nie mieszkają w hotelach, chociaż tak byłoby najlepiej, tylko wynajmują mieszkania, bo tak jest taniej i tylko wtedy stać ich na trenowanie w odpowiednich warunkach klimatycznych. W innych wypadkach z kolei mają zapewniony pobyt w hotelu – ale muszą sami  zapłacić  za bilety i transport na zgrupowania…
Często pieniądze, które zarobią startując czy dostaną od sponsorów wydają właśnie na zgrupowania klimatyczne, po to, żeby podnieść jakość swoich przygotowań do kolejnego sezonu. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że sportowcy wyjeżdżają na zgrupowania w ciepły klimat, nie dlatego, że nie chce się im trenować w domu, tylko dlatego, że najzwyczajniej w naszym klimacie nie da się trenować zimą na odpowiednim poziomie. Bieganie po śniegu na dużych prędkościach znacznie zwiększa ryzyko kontuzji, często jest praktycznie niemożliwe.  
Ja również wielokrotnie byłem w sytuacji, że musiałem dopłacić do obozu czy zapłacić  za zgrupowanie w całości. Dziś dzięki wsparciu  firmy Orlen, wojska, czy innych moich partnerów: Paneldoor, Omega Air Cargo jestem wstanie podnieść swoje szkolenie na wyższy poziom dopłacając do zgrupowań, jeśli jest taka konieczność.

Masz na koncie świetne wyniki na dystansach praktycznie od 1500 m do półmaratonu. Twoim zdaniem, co powinien mieć w sobie biegacz długodystansowy, by swoje upragnione cele osiągać?

Niektórzy powiedzą, że talent plus praca daje wynik. Tak naprawdę to talent razy praca daje wynik! Jeśli  ktoś ma talent, ale nie włoży w swoje przygotowania serca i ciężkiej pracy, to jeśli pomnożymy talent razy 0, to wyjdzie nam 0… Determinacja, pracowitość, cierpliwość, poświęcenie –  są kluczowe.

Czego więc mogą Ci życzyć kibice w nadchodzącym sezonie? Olimpijskiego minimum?

Przede wszystkim zdrowia i spokoju w przygotowaniach, resztę jestem w stanie zrobić razem z trenerem i przy wsparciu moich bliskich.

krytsianmonte3

Możliwość komentowania została wyłączona.

Marta Gorczyńska
Marta Gorczyńska

Biega szybko, biega długo, biega wszędzie, z tym, że głównie z aparatem. Porywa się z nim na słońce i próbuje robić wszystko naraz. Dla rozwijania pasji zbankrutuje, poleci na koniec świata, a i tak wróci z uśmiechem na twarzy, bo jak twierdzi - z pasją albo wcale.