13 grudnia 2012 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

Z młodości do maratonu


Maraton to dystans magiczny, owiany legendą, oddychający pełną piersią sportowej historii. To coś więcej niż słynna kombinacja cyfr „4-2-1-9-5”. Maraton to najsilniejszy sportowy magnes dla każdego, kto swe serce oddał długim dystansom. Nawet jeśli twoim konikiem jest 10 km, piętnastka czy półmaraton, to nie ma bardziej spektakularnej, wzruszającej i poruszającej wyobraźnię sceny niż widok wbiegającego na metę maratonu zwycięzcy. I nieważne czy ktoś zrobił to w tak pięknym stylu jak Stefano Baldini w Atenach, czy po prostu wygrał mały maraton w amatorskim wręcz czasie. Zwycięstwo na tym wyjątkowym dystansie zawsze smakuje wyśmienicie, bo jest świadectwem nie tylko znakomitej wytrwałości, ale i siły charakteru.

Dodatkowym, jeśli nie najważniejszym atutem biegu maratońskiego jest swoista gloryfikacja wszystkich zawodników. Możesz przebiec swoje pierwsze 10 km w życiu, ale nikt cię raczej nie będzie określał mianem „dziesiątaka”, bo to powiedzmy dystans do przełknięcia nawet dla bardzo początkujących biegaczy. Gdy przebiegniesz maraton – stajesz się kimś więcej, członkiem już nie tylko wielkiej biegowej rodziny, ale pewnej grupy społecznej. Bez względu na to w jakim czasie ukończysz, otrzymujesz medal, rodzina i znajomi zaczynają cię podziwiać, a ty czujesz się dumnie.

1323_2050774913.jpg

Popularność maratonu nieustannie rośnie, czasopisma, portale i programy telewizyjne coraz częściej zalewają nas zachętami do tego, aby stać się maratończykiem. Różnego rodzaju akcje, spoty reklamowe, przebijanie się we frekwencji. Do tego cała ta niesamowita otoczka, wspólne wyjazdy na zagraniczne biegi, co obecnie można już określić mianem turystyki maratońskiej, wszak istnieją już nawet specjalne biura podróży ukierunkowane na taki sposób podróżowania połączony ze startem. Dlatego też coraz więcej ludzi sprzed telewizora wyrusza na biegowe alejki stawiając sobie za cel – ukończenie królewskiego dystansu. To wspaniałe zjawisko ma jednak wpływ na pewien negatywny aspekt. Otóż maraton staje się łasym kąskiem dla coraz młodszych zawodników. W sportowym świecie często spotyka się miotającą młodzież, która szuka w nim swego miejsca, próbuje zaistnieć choć przez chwilę, odnieść choćby najmniejszy sukces. 

I tutaj pojawia się problem, ponieważ maraton otwiera przed nimi zupełnie nowy sportowy wymiar, nowy cel i ideę. Oto bowiem dowiadują się nagle, że wcale nie muszą być w danej dziedzinie sportu najlepsi, wcale nie muszą wygrywać. Muszą tylko stawić czoło dystansowi, którego ukończenie jest przepustką do chwały i przynależności do wspomnianej przeze mnie nowej grupy społecznej. To pewnego rodzaju substytut subkultury. Zasadniczo wszystko wydaje się wspaniałe – młody, powiedzmy regulaminowy osiemnastolatek kończy maraton, rodzina jest zachwycona (lub przerażona), że załapał sportowego bakcyla, a on sam czuje, że maraton stworzył w nim nową energię, poczucie własnej wartości i chwalebne miejsce w społeczności sportowej. No właśnie to wszystko stworzył, ale i coś zabił. A co? Szybkość. Tą, która być może miał w genach, być może mógł wypracować sumiennością i wytrwałością treningów i tą, którą może stracić jeśli doprowadzi do tzw. maratońskiego zamulenia. A doprowadzi zapewne, bowiem mało kto poprzestaje na przebiegnięciu jednego maratonu. Historyczny dystans wciąga jak narkotyk, domaga się od człowieka nieustannej, periodycznej dawki kilkugodzinnego cierpienia. I młody biegacz staje się niewolnikiem własnego ciała, iluzorycznych ambicji i pogoni za nowymi wyzwaniami. A szybkość matowieje i powoli, acz sukcesywnie zamienia się na miejsca z wytrzymałością. Ktoś powie: „zaraz, zaraz przecież są młodzi zawodnicy, którzy już w debiucie biegają poniżej 3h”! Znakomicie! Brawa dla nich! Rodzi się jednak pytanie: jaki wynik osiągnęliby gdyby maratoński debiut odłożyli na 5-6 lat i z dobrze wyśrubowanym życiówkami na krótszych dystansach przystąpili do startu. Kto wie czy nie cieszyliby się z wyniku 20-30 min lepszego. Być może na poziomie amatorskim to nie ma aż tak wielkiego znaczenia, ale jeśli odniesiemy to do różnic w perspektywach osiągnięć to zauważymy, że młody osiemnastolatek z wynikiem powiedzmy 3:30 ma znacznie mniejsze szanse na wysoką lokatę niż jego kolega, który w wieku 24 lat biega już poniżej 3h. Oczywiście wysokie miejsca w biegach niższej rangi niekoniecznie muszą być synonimem sportowego majstersztyku, jednak niewątpliwie są znakomitym i motywującym dodatkiem w rozwoju amatorskiej kariery młodego biegacza.

IMG 8212

Sam po sobie wiem jak długie dystanse zmieniają szybkość przelotową na treningach. Styl traci swą dynamikę, zaczyna się automatyczna oszczędność energii, a bieganie na wyższych prędkościach przysparza coraz więcej kłopotów. U mnie było tak samo, pozostawiłem swoją życiówkę z 3000 m (9:04) samą sobie, przestałem się nią interesować, bo porzuciłem ten dystans właśnie dla maratonu, aby ktoś mnie docenił i zauważył. I tak się stało, lecz gdy po 2 latach treningów stricte długodystansowych powróciłem na chwilę do ukochanego dystansu sprzed lat – zdziwiłem się bardzo. Złamanie 9:30 stało się nie lada wyzwaniem. Czy było warto? Trudno ocenić. Trenerzy oceniali, że przy sumiennych treningach miałem szansę na około 8:45. Co by mi to dało w przełożeniu na osiągnięcia sportowe? Przyzwoity wynik i zapewne nic poza tym. Dlatego i ja dałem się omamić przez maraton. To jednak niebywały paradoks, ponieważ nie żałuję. I choć możliwe, że teraz nie borykałbym się z prozaicznym z pozoru złamaniem trójki, bo debiutowałbym zapewne z lepszego pułapu, to jednak gdy pomyślę o tym wszystkim co przeżyłem, o ludziach których poznałem i rozpierającej mnie dumie z ukończenia każdego maratonu to po prostu nie czuję straty.

Ciężko jest więc przekonać młodych ludzi do odłożenia decyzji o starcie w maratonie jeśli samemu jest się już graczem na polu tej wielkiej bitwy, ale warto podjąć taki trud mając na uwadze dobro innych, którzy dopiero zaczynają swą osobistą walkę. Jedno jest natomiast pewne – rozbudzaniem świadomości sportowej młodych kandydatów i kandydatek na maratończyków powinniśmy się zająć my – starsi koledzy z biegowych tras, którzy wiedzą już „co z czym się je” jeśli chodzi o maraton, wiemy jakich błędów nie popełniać i kiedy zadebiutować by na starcie nie pogrzebać swej kariery, nawet jeśli nie ma być ona spektakularna. Oprócz nas dobrze by było, aby wyławianiem sportowych talentów, dopasowywaniem predyspozycji do dystansu i wreszcie wstrzymywaniem przed startem w maratonie w zbyt młodym wieku, zajęli się wuefiści. To oczywiście pobożne marzenie każdego biegacza, bo prawda jest taka, że na wuefach nadal dominuje kult gier zespołowych, skoków przez kozła i grzania ławek. A niedoceniany i ignorowany przez nauczycieli, a często także przez bliskich – biegacz, który nie jest w stanie się wybić ponad szereg, prędzej czy później natrafi na hasło „i ty możesz zostać maratończykiem”. Wtedy nasza w tym rola, aby mu powiedzieć – pewnie, że możesz, ale lepiej później.

jakb_krauze.jpg

  przeczytaj także artykuł Jakuba Krauze:

Możliwość komentowania została wyłączona.