23 grudnia 2014 Redakcja Bieganie.pl Sport

Niezbędne lektury „zielonego” biegacza (cz. 4)


Oto kolejna porcja książek dotyczących odżywiania. Niby odżywiania roślinnego, ale właściwie nie tylko, a nawet bardzo nieroślinnego. Polecam lekturę naprawdę wszystkim, niezależnie od wyznawanej „filozofii żywienia”. Przedstawione poniżej opinie są moimi subiektywnymi wrażeniami, którym nadaję wagę wg liczby gwiazdek (od 1 do 5).

przeczytaj także: część 1, część 2, część 3

**** Julita Bator: Zamień chemię na jedzenie. Wydawnictwo Znak, rok wydania: 2013. ISBN 978-83-240-2045-4.

zamienichemienajedzenie.jpg

Pewna mama trójki notorycznie chorujących dzieci przy okazji wakacji na Krecie zaobserwowała zanik wszelkich dolegliwości u całej rodziny podczas pobytu na tej wyspie. Dociekliwość doprowadziła ją do informacji o diecie Kreteńczyków, która oparta jest na świeżych warzywach i owocach, oliwie i rybach. Dieta śródziemnomorska bez udziału żywności przetworzonej skutkuje dużym wskaźnikiem „zdrowotności” wśród mieszkańców Krety. Idąc tym tropem ciekawska mama zaczęła drążyć temat żywności przetworzonej oraz wszelkich innych związanych z żywieniem informacji, a wyniki swoich odkryć stosować we własnej kuchni. Jak nietrudno się domyśleć zmiana sposobu żywienia w nieprawdopodobnie pozytywny sposób wpłynęła na zdrowie całej familii, a ponieważ ta dobra kobieta nie zamierzała zachowywać swoich odkryć tylko dla siebie, lecz dzielić się wiedzą z innymi osobami, które dręczą podobne do jej poprzednich problemy napisała świetny przewodnik i poradnik.

Uprzedzam od razu, że nie jest to książka o diecie wegetariańskiej czy wegańskiej. To jest książka o wszechogarniającej nas żywności przetworzonej i o tym, jak sobie radzić z tym zalewem chemii i potopem nienaturalnych (ale jakże kuszących i smacznych) produktów dostępnych dosłownie wszędzie. Książkę tą dedykuję wszystkim tym, którzy są odpowiedzialni za żywienie siebie i rodziny, za zakup żywności i ich przyrządzanie, bo to on nich zależy zdrowie i samopoczucie swoje i bliskich.

Książka jest napisana w bardzo przejrzysty sposób. Na początku autorka zapoznaje czytelnika ze swoją (byłą) sytuacją i zmianą, która nastąpiła dzięki zdrowemu odżywianiu. Następnie krok po kroku opisywane są różne „haczyki” czy pułapki, na które trzeba zwracać uwagę przy wyborze jedzenia. W kolejnych kilkunastu krokach, w podziale na rodzaj pożywienia autorka rozprawia się z żywnością dostępną w sklepach pełną różnych chemicznych dodatków (w ramce można poczytać o wszystkich możliwych surowcach, które mogą zawierać te produkty) i proponuje zamienniki uzyskane metodą domową bez użycia szkodliwych substancji. Każdy z tych działów zakończony jest kilkoma prostymi przepisami. Naprawdę prostymi.

Na koniec poczytamy także o tym, jak przechowywać żywność, z jakich urządzeń korzystać (jak wyposażyć kuchnię), jaką wodę pić, czym karmić zwierzęta domowe. Czytelnicy zapoznają się także z pułapkami, na jakie narażeni są ludzie korzystający z gotowych leków w aptece i jak się tego wystrzegać. Ostatnie strony książki to table, źródła danych i indeksy, które znacznie ułatwiają późniejsze korzystanie ze zdobytej wiedzy.

Jak już wcześniej wspomniałam książka ta nie dotyczy wyłącznie diety wege, ale po opuszczeniu odpowiednich rozdziałów i wegetarianie/weganie mogą z niej się wiele dowiedzieć o dodatkach do żywności. Dla mnie to pozycja bardzo ciekawa, choć z niektórymi tezami czy propozycjami autorki mogłabym polemizować i zasugerować inne. I choć wydaje się, że zaproponowane w książce zmiany będą prawdziwą rewolucją w sposobie żywienia wielu polskich rodzin, to z pełnym przekonaniem stwierdzam, że będzie to przewrót przynoszący same korzyści dla ich zdrowia.

*** Stephanie Pierson: Warzywny ROCK and ROLL. Poradnik dla młodych wegetarian. Wydawnictwo Prószyński i S-ka, rok wydania: 2010. ISBN 83-7255-722-5. Tytuł oryginału: Vegetables Rock! A Complete Guide for Teenage Vegetarians. Przełożył Marek Urbański.  

rockandroll.jpg

Stephanie jest mamą nastolatki, która pewnego dnia usłyszała od swojej córki, że ta… została wegetarianką. Typowy okres buntu i chęć zmiany świata na lepszy często objawia się u młodych ludzi w tej sposób i na szczęście jest to jedna z łagodniejszych i w pełni pozytywna deklaracja. Można z tym walczyć, jeśli ma się odpowiednie argumenty; można zlekceważyć, uznając to za tymczasowy kaprys (to, niestety, często prawda); można także dowiedzieć się o tej diecie więcej i wesprzeć swojego potomka tak, aby żywienie było właściwe pod względem odżywczym, ciekawe, smaczne i urozmaicone. Ten ostatni sposób wybrała właśnie Stephanie i zamiast walczyć, rwać włosy z głowy i lamentować, pomogła swojej Phoebe w realizacji jej postanowienia. A potem napisała świetną książkę, która może być wspaniałym przewodnikiem dla młodych ludzi oraz ich rodziców, którzy po raz pierwszy stykają się z „problemem” wegetarianizmu, aby czerpać z tego jak najwięcej i jak najlepiej.

W książce tej jest zarówno przystępnie podana „teoria” (nie wiem czy to wina tłumaczenia, ale znalazłam tam kilka przekłamań), jak i przepisy kulinarne, wśród których oznaczone są potrawy w pełni wegańskie. Treść tej publikacji w polskim tłumaczeniu została skonsultowana z dietetyczką z tytułem naukowym, której przypisy ewidentnie świadczą o tym, że nie jest to zwolenniczka takiego sposobu odżywiania. Ale zwrócić uwagę należy na fakt, że dobrych kilka lat temu temat wegetarianizmu w Polsce był uważany za pewnego rodzaju zdziwaczenie.

Mnie się ta książka podoba, gdyż jest napisana lekko i z poczuciem humoru. To co mi się szczególnie zauroczyło, to wielki szacunek autorki do młodych ludzi, a także pełna tolerancja. Ta książka jest napisana przez kobietę otwartą na różnorodność, dociekliwą i dowcipną. I chyba po raz pierwszy w życiu czytałam książkę wydrukowaną zieloną czcionką. Przetestowałam jej działanie także na swoich domowych nastolatkach i pozytywne wrażenia były podobne. Szczerze polecam.

***** Marek Konarzewski: Na początku był głód. Państwowy Instytut Wydawniczy, rok wydania: 2005. ISBN 83-06-02954-2.

na_poczatku_byl_glod.jpg

Książka prof. Konarzewskiego wydana w serii Biblioteka Myśli Współczesnej (popularnie zwana „Plus Minus Nieskończoność”) od pierwszych linijek tekstu wzbudziła moje zaufanie i gwarancję pewnej bezstronności jeśli chodzi o rodzaj diety, którą należy stosować. Bo nie to jest celem tej popularnonaukowej publikacji. Autor próbuje zrekonstruować dietę naszych przodków i nietrudno zgadnąć, że nasz sposób odżywiania diametralnie różni się od tego co jadł prehistoryczny człowiek, a zatem do czego jesteśmy biologicznie przystosowani. I bardzo obszernie wyjaśnia jakie są tego konsekwencje. Nie ma w tej książce jednoznacznych potwierdzonych tez, a jedynie naświetlone są pewne kwestie dotyczące zmian, jakie zaszły w diecie człowieka, oczami biologa-ewolucjonisty. Ponieważ autor bezstronnie, rzetelnie podpiera się wyłącznie publikacjami z najbardziej prestiżowych czasopismach naukowych, daje to gwarancję metodologicznej uczciwości i kompetencji  wyniku swoich dociekań. Jakkolwiek najnowsze dane pochodzą z roku 2004, a zatem dziś książka nie należy już do najświeższych, choćby ze względu na to, że w dziedzinie ewolucji i dietetyki nieustannie dochodzi do nowych odkryć, to jednak naukowe i profesjonalne podejście autora do tematu w powiązaniu z brakiem powiązań z lobby twórców przeróżnych diet oraz producentów żywności pozwala mieć nadzieję, że przedstawione hipotezy są całkiem prawdopodobne.

W swojej książce Konarzewski nie potwierdza jakoby dieta wegetariańska była naturalnym sposobem żywienia.  Spożywanie różnych części zwierząt (i nie tylko zwierząt!) takie jak mózg, szpik, narządy wewnętrzne obok mięsa jest potwierdzone jako nierozłącznie związane z rozwojem ludzkości.  Dodać należy także, że praczłowiek nie był na tyle silny , szybki i sprytny, aby móc upolować zwierzynę, a zatem całkiem prawdopodobne jest to, że nasi przodkowie byli padlinożercami.

W książce autor naukowo rozprawia się także z początkami rolnictwa i hodowli zwierząt oraz jego rewolucyjnym wpływem na rozwój gatunku, niestety aktualnie niezwykle zgubnym. Dużo ciekawych spostrzeżeń nt. wpływu okresów głodu mamy wpisany w geny w postaci łatwości w nabieraniu tkanki tłuszczowej, która miała zapewnić nam przetrwanie, a obecnie z powodu braku głodu jest epidemią i przekleństwem naszych czasów. Przeczytamy także całkiem ciekawy rozdział o tym, jak przeróżne diety i ich autorzy próbują na ten problem zaradzić i na jakie pułapki jesteśmy w związku z tym narażeni.

Rozdział przedostatni dotyczy stosowania przypraw, soli oraz alkoholu – tutaj także wiele ciekawych informacji o uczuciu przyjemności z tym powiązanym. Na koniec wręcz dramatyczny rozdział pt. Czy świat się wyżywi. Nie powiem, jakie są tezy autora. Są zbyt dramatyczne. Przeczytajcie o nich sami.

cdn.

Możliwość komentowania została wyłączona.