5 marca 2007 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

Obrazki z Berlina


A19_260.jpgKlucze gęsi w formie litery V jeden za drugim przelatują nad nami. Zadziwia
mnie dokładność formy, w jaką ułożyły swój lot. Lecą na zachód. To widoczny
znak, że rozpoczął się sezon jesiennych maratonów. Dla mnie ten sezon, już od
1989 roku, rozpoczyna się maratonem w Berlinie.

Grupa licząca chyba 10 biegaczy doszła mnie na 10 kilometrze. Bardzo się z
tego cieszyłem. Brakowało mi biegu w grupie. Liderem grupy był Reiner, tak go
zacząłem nazywać w myślach. Reiner był po czterdziestce i miał wygląd
klasycznego maratończyka: szczupły, wysoki. Był wyjątkowo skoncentrowany na
biegu, żadnego oglądania się na innych, na miasto, na widzów. Jego twarz nie
wyrażała żadnego uczucia. Delikatna, metalowa ramka jego okularów komponowała
się idealnie z jego rzymskim nosem i wręcz zapadłymi policzkami, widoczny ślad
wyjątkowo niskiej zawartości tłuszczu. Klasyczny maratończyk – pomyślałem.
Reiner miał w dodatku bardzo ładny styl biegu – mógłby służyć jako żywa reklama
biegania dla zdrowia. Po 35 kilometrze biegu przyspieszyłem i z łatwością
oderwałem się od grupy. Po jakimś czasie obejrzałem się i żal mi było, że Reiner
nie przyspieszył razem za mną. Dużą przyjemność sprawiłoby mi poprowadzenie go
do mety. W porównaniu z Reinerem mógłbym służyć jako przykład biegającej
dekoncentracji. Rozglądałem się nie tylko na boki, oglądając i przypominając
sobie miasto, ale również byłem gotów pomachać ręką w stronę ludzi na balkonie,
z którego akurat dochodziły dźwięki mojej ulubionej muzyki.

Muzeum Egipskie ma niespotykany urok. We wszystkich dość kameralnych salach
panuje półmrok. Jedyne światło pochodzi z niewielkich reflektorów oświetlających
eksponaty. Widzowie są prawie niewidoczni i daje im to wyjątkową swobodę w
oglądaniu. Dzięki temu nie czułem się w jakikolwiek sposób onieśmielony, chodząc
po muzeum w obcisłych sportowych spodniach, biegowej koszulce i w sandałach.
Decyzja o odwiedzeniu muzeum zapadła błyskawicznie, gdy znalazłem się na mecie
maratonu. Wiedziałem, że do spotkania z kolegami przy samochodzie mam
wystarczająco dużo czasu, żeby zobaczyć najważniejszy eksponat zbioru sztuki
egipskiej w Berlinie. Pierwsza myślą, gdy zobaczyłem Nefretete, było to, że
urzędnik rządu egipskiego był głupcem. Ekspedycja archeologów miała prostą i
uczciwą umowę z Egiptem: wszystkie znalezione eksponaty Niemcy dzielili na dwie
grupy, po czym lokalny urzędnik dokonywał wyboru grupy, odrzucona porcja
trafiała do Niemiec. Można tylko wyobrazić sobie, ile sprytu kosztował Niemców
taki podział znalezisk, żeby druga strona pozostawiła im Nefretete.

Nefretete roztacza czar niezwykły. Jej twarz i smukła szyja to twarz
współczesnej modelki, można minutami wpatrywać się w jej niezwykłe usta. A może
to atmosfera dnia, kiedy koncentracja na starcie w maratonie była tak duża, że
gdy już miałem bieg za sobą i znalazłem się w świątyni sztuki, moje zmysły z tym
większą mocą otworzyły się na nią.

Możliwość komentowania została wyłączona.