8 września 2014 Redakcja Bieganie.pl Sport

Jarek Gniewek zwycięzcą IronRun na Festiwalu Biegowym w Krynicy



Nasz redakcyjny kolega, Jarek Gniewek wygrał Iron Run, konkurencję, która według twórcy PZU Festiwalu Biegowego – Zbigniewa Berdychowskiego miała być najtrudniejszą biegową konkurencją w kraju (przeczytaj wywiad ze Zbigniewem Berdychowskim).

Czym dokładnie jest Iron Run? To rywalizacja, w której liczą się wyniki z 8 kolejnych startów:

Piątek – 5 września
15:00           1,6 km
17:05           15 km
22:05           5 km częściowo pod górę

Sobota – 6 września
3:00            36 km górski
12:05          10 km
17:20          4,2 km

Niedziela – 7 września
6:00            2,7 km górskie
8:40            42,195 km

Trudnością Iron Runa był nie tylko dystans, sumarycznie było to 116 km. Tutaj chodziło jeszcze o to, żeby biec możliwie szybko. W dodatku poważnym utrudnieniem były krótkie przerwy między wyścigami, co wpływało na krótki czas snu.

Gratulacje Jarek. Jesteś po ostatniej konkurencji, maratonie. Wylądowałeś w karetce? Co się stało?

gniewekmetaNawarstwiło się kilka spraw. Pewnie przemęczenie ale i problemy żołądkowe. Do mety dotarłem na oparach. Myślałem, że mam przewagę na tyle dużą, że nawet czołgając się powinienem ją utrzymać, zwłaszcza, że moi konkurenci to przecież też ludzie. Ale okazało się, że jednak sporo straciłem, choć na szczęście nie na tyle dużo, żeby przegrać.

Od którego momentu maratonu zaczęły się jakieś problemy?

Pierwsze 10 km biegłem tempem treningowym, po 4:00, czasem może nieco szybciej – po 3:50.

(Śmiech) Ładnie treningowe.

Naprawdę, jak biegam po 4:15-4:20 to biegnę zupełnie na luzie, tutaj było tylko nieco szybciej.

Tak, tylko że tutaj to była ostatni bieg z cyklu biegów szybko po sobie następujących, można było przewidywać, że nie masz szans na maraton w 2:48 (tempo 4:00).

Może tak, ale czułem się tak dobrze, że trudno byłoby mi zmusić się do wolniejszego biegu. Mogłem biec znacznie szybciej. Wydaje mi się, że w pewnym momencie niepotrzebnie połknąłem żel, bo potem cały czas go czułem.

Oskar mnie dogonił, Ukrainiec minął. W końcu zacząłem pokonywać maraton metodą Galloway’a. Najpierw biegłem odcinki 600-1000 m, ale z biegiem czasu coraz krótsze, 200-300 m i szedłem. Na pewno pojawiło się odwodnienie, bardzo dużo musiałem pić na punktach odnowy. Co ciekawe nie potrafiłem biec truchtem po 5:00 ale potrafiłem szarpnąć się i biec 300 m po 3:40 a potem iść, tak, że ta średnia mi potem wychodziła poniżej 5:00.

W karetce miałem mrowienie w rękach, zdrętwiałe ręce i tam mi powiedzieli, że to objaw zbyt dużej ilości tlenu i zbyt małej dwutlenku węgla. W końcu wiem co to ściana. Podchodząc pod Romę, czułem że jestem w piekle, głowa chciała, nogi niby też ale była taka niemoc, że czegoś takiego jeszcze nie miałem.

Od którego kilometra czułeś, że jest nie w porządku?

Lekkie sygnały zaczęły się na 14-15 km, lekki kryzys był na podbiegu ale się tym nie przejmowałem bo wiedziałem, że na zbiegach jestem dobry, mam technikę która jest bardzo ekonomiczna i się nie męczę. Na podbiegu biegłem po 4:50, ale na zbiegu po 3:30-3:40. Biegliśmy razem z Oskarem, Ukraińcem, rozmawialiśmy. Metodą Galloway’a zacząłem stosować już od chyba 23 kilometra.

To kawał drogi!

Tak, złapałem nawet jakiegoś doła, nie zakładałem, że będę schodził bo miałem za dużą przewagę, ale pocieszałem się, że konkurenci nie dadzą rady odrobić straty.

Patrząc na cały Iron Run – co wydaje Ci się najtrudniejsze?

Problem z regeneracją, niewyspaniem. Pomiędzy biegami było mało czasu. Pierwszego dnia o 22 zaczęliśmy bieg nocny na 5 km a następnego o 3:00 ruszał kolejny na 36 km po górach. Więc wstać trzeba było przed drugą. Adrenalina, emocje, przed maratonem nie mogłem spać. Dzień wcześniej też nie. Ta liczba biegów się skumulowała. Na ultra masz wysiłek dosyć jednostajny, a tutaj były też te krótsze biegi na których biegło się znacznie szybciej. Jesteśmy obolali po tych dniach, na szczęście organizatorzy zorganizowali fajne masaże. Nauczyłem się też czegoś z zeszłego roku. Miałem wtedy problemy gastryczne, wtedy postawiłem całkowicie na węglowodany a tutaj trzeba było jednak znacznie bardziej zadbać o białka.

No nie wiem, czy nie wyciągasz zbyt daleko idących wniosków. W zeszłym roku konkurencja była wprawdzie prostsza, bo tylko 5 biegów ale maraton pobiegłeś znacznie lepiej (2:43). Było minęło, ale może to jest zbyt duże uproszczenie. Na biegu górskim też Cię zaczęło odcinać po niecałych trzech godzinach.

Ale to przypisuję temu, że moje najdłuższe treningi niewiele przekraczały 2 godziny. Gdy czas znacznie przekroczył 2 godziny (mowa o nocnym górskim biegu na 36 km rozgrywanym wspólnie z Biegiem 7 Dolin) czułem się słabo. Zbiegając z ostatniego zbiegu na drogę asfaltową, miałem nad Marcinem Świercem i Bartkiem Gorczycą chyba z 600 m przerwy i został nam kilometr do mety. A ja tam miałem taki kryzys, że na tym odcinku oni mnie jeszcze dogonili i na przepaku byli kilka sekund przede mną.

Nie dowiemy się tego tak łatwo, ale jako miłośnik węglowodanów stawiam na to, że miałeś ich w tym roku za mało. Będę Cię na przyszłość przekonywał do kolejnej zmiany strategii żywieniowej. Ale powiedz, jak wyglądał ten bieg na 2 km na Jaworzynę tuz przed maratonem?

To było chyba 2,7 km.

Strasznie dużo czasu to pokonywaliście? Ty prawie pół godziny.

Pierwszy raz startowałem w takich dziwnych zawodach, gdzie wszyscy szli. Każdy wiedział, że nic tutaj nie ugra. Start był o 6:00 a o 8:30 maraton, to jaki jest sens męczyć się te 3 km pod górę i zdobyć kilka minut przewagi ale stracić wszystko z nawiązką na maratonie ? Fajna atmosfera, szliśmy sobie razem, rozmawialiśmy.

Ale jednak miałeś 3 minuty przewagi nad konkurentami?

No bo pod koniec jednak trochę poszedłem szybciej, chciałem dojść do gościa, który był z przodu. Generalnie tutaj jest super atmosfera. Wszyscy się ze sobą zakumplowali, rywalizacja jest ale wymieniamy się doświadczeniami.

Po maratonie to była już Twoja druga wizyta w ambulansie? Po raz pierwszy trafiłeś tam po ukończeniu 36 km po górach? Jak to się stało.

Tuż za schroniskiem na Jaworzynie troszkę uciekli mi Marcin Świerc i Bartek Gorczyca z którymi biegłem. Okazało się, że moja czołówka była bardzo niewydajna, nie wiem co się stało czy baterie były słabe, czy ona zepsuta. W każdym razie światło było tak słabe, że biegnąc po ciemku po górach musiałem bardzo uważnie świecić i patrzeć pod nogi. Tam się zaczął akurat zbieg, ja byłem zapatrzony pod nogi, a tam w ostatnich dniach były jakieś burze, które połamały drzewa. No i jedno z nich tak nieszczęśliwie leżało na drodze, że główny konar tego drzewa akurat wystawał na wysokości mojej głowy. Było ciemno, ja wpatrzony w ziemię, nie zauważyłem go. Przywaliłem całą twarzą, centralnie. Ciemno mi się zrobiło, chwilę chyba leżałem, czołówka gdzieś poleciała i się uszkodziła. Chwilę to trwało zanim się pozbierałem i wszystko znalazłem. To mnie trochę zmobilizowało, bo czułem, że w tym momencie jestem tutaj sam na łasce losu, czułem krew na twarzy. Spiąłem się, żeby dogonić Marcina Świerca z tą moją lampką którą trzymałem już w ręku. Biegłem już potem razem z nim. Oni mieli dobre światła.  To jest jednak zupełnie inny komfort jeśli biegniesz w nocy po górach grupką a nie sam. Szczęście w nieszczęściu było takie, że gdyby konar był nieco niżej to miałbym złamany nos, gdybym za to trafił w jakąś wystającą gałązkę to pewnie straciłbym oko, to była duża prędkość. Jak o tym myślę, to mnie przechodzą ciarki.

gniewek36k
Jarek Gniewek po ukończeniu biegu górskiego na 36 km i zderzeniu z drzewem

Ale to po tym wypadku jeszcze ile musiałeś biec?

Wypadek był tuż za Jaworzyną na 10 km, a meta na 36, więc jeszcze 26 km. Cały czas czułem krew na twarzy, dopiero na mecie mnie opatrzyli.

Zastanawiają mnie relatywnie słabe wyniki z dychy, tak byliście zmęczeni?

Nie, tu chodzi o to, że nas puścili kilka minut za startem Życiowej Dychy a czasy nam policzyli brutto razem z nimi.

Gdybyś miał na przyszłość coś sugerować organizatorom co zmienić, to co byś radził ? Zygmunt Berdychowski chce, żeby była to konkurencja super trudna. Więc może jest coś do zmiany, bo choćby te 2 km przed maratonem w tej formule jest zupełnie bez sensu.

Po pierwsze dobrze się stało, że w tym roku szanse biegaczy płaskich i górskich zostały wyrównane. W zeszłym roku ci płascy mieli wielką przewagę, łatwo wygrał Kenijczyk. Teraz dodane zostały biegi górskie. Podstawowa zmiana jest taka, że powinien zostać wprowadzony system, który powoduje, że w każdym biegu opłaca się walczyć o wynik. Żeby wyniki uzyskane na krótszych dystansach miały podobne przełożenie na końcowy wynik jak na tych dłuższych. Mam nadzieję, że nie zostanie zrealizowany pomysł Pana Berdychowskiego, żeby zamiast 36 km zrobić 66 km. Startowała grupka 80 osób, dobiegło 40. To teraz jest bardzo trudny bieg, nie ma sensu robienie z tego czegoś trudniejszego. Każdy z tych, którzy ukończyli tą rywalizację zasługuje na duże uznanie.

Kolejna sprawa do zmiany to format startu. My startowaliśmy za biegami głównymi, jak gdyby oddzielnie. Czyli za Koral Maratonem, za Życiową Dychą. To sprawiało, że wpadaliśmy od tyłu w tłum spokojnie biegnących ludzi, często ze słuchawkami na uszach, i po chodnikach, poboczach, musieliśmy ich wymijać. To było bardzo niefajne, zwłaszcza, że przecież jakoś tam próbujesz pilnować gdzie jest Twój konkurent a w tym tłumie nie widzisz.

Żona się cieszyła, że wygrałeś?

Tak, bardzo była podekscytowana, powiedziała mi, że w domu czeka na mnie niespodzianka.

Dziękujemy i regeneruj się.

Wyniki pierwszej 10-tki: i LINK do pełnych wyników.

wynikiironrun

Zdjęcia ze strony festiwalbiegowy.pl

Jako ciekawostkę polecamy Państwu zapoznanie się z tym materiałem, gdzie Jarek był naszym królikiem doświadczalnym na teście wydolnościowym.

jarek badanie

Możliwość komentowania została wyłączona.