Strasb - w pogoni za formą

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 15/07/2013

Symbolicznie - rowerkiem z pracy do domu.

Środa 17/07/2013

40'E, buty Hyperspeed

O rześkim poranku, który bardzo szybko zamienił się w kolejny duszny dzień. Bieg niecałkowicie komfortowy, co chwila mi się zdawało, że zaraz znów złapie skurcz brzucha - ale w końcu nie złapał, żołądek tylko nieco mruczał. I nogi jakieś ciężkie - a naprawdę nie było po czym. Za juz po prysznicu samopoczucie po nawet tak krótkim bieganiu - super. :hej:
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Piątek 19/07/2013

1h E, buty Light Silence

Długo się zbierałam (m.in. przeczekując burzę), ale w końcu wyszłam, bo przed północą jeszcze godzinną pętelkę walnąć zdążę. :hej: Na początku się zdawało, że po burzy się odświeżyło, ale nad jeziorem było duszno ma maksa. Za to kwiaty pachniały obłędnie. Brzuch w miarę OK, ciągle się zdaje, że zaraz może mi kawał wywinąć, ale nic nie bolało.

Sobota 20/07/2013

(Pa)górki, Tour d'Argentine, ok.5h, ok.15km, ok. 800m up 800m down

Po kolejnej analizie prognozy pogody z czterech potencjalnych tras wybraliśmy tę teoretycznie do zrobienia przed "możliwymi burzami" i nie za nisko, żeby gorąco nie było. I temperatura niby umiarkowana, ale duchota przez sporo czasu okropna, na dwóch głównym podejściach lało się z nas strumieniami. Piknik/obiad na przełęczy Essets 2029m n.p.m., tam z kolei nieco za bardzo wiało, szczególnie jak zaszło słońce. Potem bardzo przyjemna część przez ukwiecone pastwiska, najmniej ciekawy koniec - stromo w dół po błocie w lesie, praktycznie zero widoków. Na szczęście te na pozostałej części nadrabiały. Znów strzaskałam sobie ręce na słońcu, myślałam, że już mnie opalenizna chroni. Na twarzy nieco czoło i nos, bo wszystwko spływało z twarzy wraz z potem. Nogi tym razem ok, pomimo zakasanych spodni (na przejście przez pokrzywy jednak długie były jak znalazł). Poszłam w Vivobarefoot Evo (z wkładką) i naprawdę jestem zadowolona, trzymały nieźle, stopy nie bolą (pewnie też dzięki paru manewrom na kijkach), a w czymkolwiek innym bym się dziś ugotowała.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Zmobilizowałam się i zgrałam zdjęcia.

Pierwszy punkt na trasie - Anzeinde i widok m.in. Culan

Obrazek

z drugiej strony - bacówki, schronisko etc.

Obrazek

i nie może zabraknąć szwajcarskich krów i chmur, które nas goniły na szlaku:

Obrazek

W drodze na przełęcz Essets - bagienne kwiatki zdradzają przebieg chwilowo podeschniętej rzeczki:

Obrazek

Majestatyczne ściany skalne i oczywiście trochę śniegu:

Obrazek

Sielskie za przełęczą:

Obrazek

I jedna z niewielu atrakcji na zejściu - lawina, która postanowiła przeczekać lato w cienistym żlebie - chyba słowo 'przezimować' nie do końca by pasowało:

Obrazek

I na koniec - czemu m.in. zainteresowało nas to miejsce - otóż właśnie w wapiennym masywie Argentine jest taka słynna 500 metrowa ściana, wielkie klasyk wspinaczkowy. Jeszcze jakiś czas temu mówiliśmy sobie, że to już dla nas na koniec lata. A jak trochę więcej doświadczenia nabyliśmy, to z kolei już wiemy, że jeszcze nie na to lato. Ale wyobraźnię rozbudza. Ściana ta zwana jest lustrem z powodu głaskiego wyglądu z oddali. Jest to pozostałość po morzu koralowcowym, ponoć sporo w niej można znaleźć skamieniałości:

Obrazek
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 21/07/2013

Wspinaczka 4h

Uff, tak gorąco to jeszcze nie było, nawet wieczorem 32 stopnie, nie wychodzę biegać. Rano skoczyliśmy wcześnie do St. George - bo to najbliżej nas - się powspinać i jak nas za bardzo wysmażyło powrót do domu. Zimna kąpiel, duży sorbet cytrynowy - na więcej się dziś nie piszę.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wracam do życia po tygodniowym nokaucie od jakiegoś wirusa więc chyba czas i na mały rachunek sumienia. Muszę spojrzeć w kalednarz, kiedy to ja ostatnio coś robiłam. :hahaha:

Wtorek 23/07/2013

Wspinaczka Corbeyrier, deszcz ledwo musnął nasz docelowy teren i na kawałeczku skały wystawionym do słońca udało się coś powspinać. Dróg do dyspozycji nie było dużo, więc bawiliśmy się w różne warianty - a to bardziej po prawej, to znów po lewej. Fajnie było.

Weekend 27-28/07/2013

Wspinaczka, Gastlosen. Patelnia, nawet na takiej wysokości (ok.1800 m n.p.m.). Wspaniały czas ze znajomymi, zarówno na skale, jak i na biwaku. W niedzielę przeszliśmy z naszym kolegą jako liderem 4 wyciągową drogę, w większości była to "Kennedy Rose". Planowaliśmy "Pluie d'orage", ale się pogubiliśmy z powodu nowo dodanych dróg nie widniejących w przewodniku. W efekcie weszliśmy najpierw jakąś jedną długość o nieznanej wycenie, zorientowaliśmy się o błędzie (nie było następnego wyciągu nad nami), przerzuciliśmy się na plakietki widoczne po prawej i przy stanowisku stwierdziliśmy, że ani chybi musimy być w Kennedy Rose, czyli znów nie tak gdzie trzeba, ale w sumie też ładnie, więc będziemy kontynuować. Drugi wyciąg to 40m o wycenie 6a, naprawdę piękna wspinaczka, bardzo urozmaicona, wielki szacun dla naszego lidera za poprowadzenie. Ja musiałam się nieco posiłkować taśmami od ekspresów - również, by zaoszczędzić siły. Następnie krótsze 5b - tym razem bez oszukiwania. Na koniec krótkie, ale soczyste 6a - tu kiepsko, jak zaczęłam wisieć na ekspresach, to ciężko było równowagę normalną potem złapać. Zjeżdżaliśmy przez naszą pierwotnie planowaną drogę i okazało się, że na kluczowym wyciągu 6a+ wypadł jeden punkt asekuracyjny - ależ szczęśliwą pomyłkę popełniliśmy wchodząc w złą drogę!

Z weekendu wróciłam tradycyjnie z przypieczeniami słonecznymi w dziwnych miejscach: lewa stopa - bo asekurowałam boso kolegę, wąski pasek na prawej nerce - podwinęła mi się koszulka pod uprzężą, mała łatka na prawym Achillesie - chyba starłam krem zapiętkiem buta wspinaczkowego, ramiona (były posmarowane filtrem 50, ale plecak starł). Zdjęć nie mam, nie myśleliśmy o nich, cieszyliśmy się chwilą. Wycof z gór w samą porę, po około kwadransie jazdy zaczęło padać, po następnym rozpętała się taka burza z gradem, że nic nie było widać.

Wtorek 30/07/2013

Wycieczka biegowa 15km, ok.500m w górę i tyleż w dół

Szczęśliwie w nieco chłodniejszy dzień, w przemiłym towarzystwie rubin - w życiu bym się sama w obecnym stanie na taką wyprawę nie wypuściła, ale jak tu było nie pokazać swoich najfajniejszych biegowych zakątków - upchanych na jedną pętlę. Zaliczyłyśmy nawet 30metrową drewnianą wieżę widokową. Rubin leciała jak kozica, ja dreptałam z tyłu raczej jak inne popularne szwajcarskie zwierzątko, parzystokopytne. :oczko:

Czwartek 01/08/2013

Wspinaczka - Collombey

Rankiem solidne odsypianie, a po południu wyprawa na cienistą ścianę z północną ekspozycją. I wyślizganą u dołu nieźle - zmęczyła nas.

Piątek 02/08/2013

Wycieczka piesza - Pays du Saint-Bernard

Ucieczka wysoko przed upałami, przepiękna wyprawa z przejściem granią Grande Chenalette (2900m n.pm.) i Pointe de Drone (2950m n.p.m.). Od połowy zepsuta atakiem wirusa, po lekkim pogubieniu się udało się z gór wycofać resztką sił na mentalu. Reszta długiego weekendu przewegetowana w łóżku, chęć do życia wróciła dopiero wczoraj (jak również apetyt i siły). Od jutra można wznowić jakąś aktywność. Zdjęcia i dokładniejszy opis wyprawy zeszłotygodniowej jeszcze dodam.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wielka Przełęcz Św. Bernarda - Petite Chenalette - Grande Chenalette - Pointe de Drone - Fenetre d'En Haut - Lacs de Fenetre - Przełęcz l'Arpalle - Południowa Przełęcz Planards - Fenetre de Ferret - Wielka Przełęcz Św. Bernarda

Jakieś 8h marszu, pogoda jak marzenie

Uciekając przed upałem, postanowiliśmy odwiedzić te rejony, które kusiły już od dawna - tylko tej wspaniej wiosny przęłecz została otwarta - po wybiciu korytarza w śniegu - dopiero w drugiej połowie czerwca. Na przełęcz nie jedzie się źle, a okolica piękna:

Obrazek

Celem naszej wyprawy miały być jeziorka Fenetre, proponowana w internecie trasa wiodła przez przełęcz Fenetre de Ferret, ale obadałam wcześniej na mapie, że jest i inny szlak nieco bardziej na wschód. I jakoś tak przypadkiem weszliśmy wprost na niego. A jak weszliśmy, to postanowiliśmy się go trzymać. Przełęcz zostawała w dole:

Obrazek

Niestraszny był nam śnieg

Obrazek

"ozdoby"

Obrazek

stromizny, łańcuchy i drabinki. I tak oto wylądowaliśmy najpierw na małym a potem dużym Chenalette (2900m n.p.m.)

Obrazek

a w końcu na Pointe de Drone (2950m n.p.m.)

Obrazek

Z grani i ze szczytów widoki były nieziemskie. Na Mont Blanc (taki mało biały z tej włoskiej strony, że aż się wahałam, czy to on :hahaha: ) i Grandes Jorasses:

Obrazek

lodowce:

Obrazek

i ogólnie dużo gór:

Obrazek

Obrazek

oraz nasze docelowe jeziorka. Po pokonaniu najwyższego punktu jeszcze sporo czasu zajęło nam zejście granią

Obrazek

W kierunku przełęczy Górne Okno (Fenetre d'En Haut), od północnej strony wciąż całej w śniegu. Niektórzy śnieg obchodzili piargami, ale za to musieli potem trzepać buty.

Obrazek

Niebawem dotarliśy nad jeziorka, piękne były

Obrazek

tylko mnie coraz bardziej bolała głowa i żołądek. Za dużo słońca? Zmieniłam buff na czapeczkę. Głód? Zjadłam kolejną kanapkę. I ruszyliśmy w kierunku Col de Bastillon, bo byliśmy w zasadzie w połowie planowanej pętli, więc opcje do przodu i do tyłu za bardzo się nie różniły. Poza tym przecież dobrze będzie. Niewiele za jeziorkami zgubiliśmy szlak, ale zobaczyliśmy turystów schodzących na horyzoncie z naszej docelowej przełęczy, więc postanowiliśmy dojść na przełaj. Po pokonaniu pola głazów znów byliśmy na szlaku. Weszliśmy na przełęcz, rozejrzeliśmy się - bezpośrednio pod nami śnieg, ale krótko, a kawałek dalej widać znaki szlaku na głazach. Potem widać następną przełęcz i się zakręca w prawo - no to będzie pewnie Pas de Chevaux. Zeszliśmy po śniegu, zaczęliśmy pokonywać te głazy, najpierw większe, potem mniejsze i tak sobię myślę, że coś długo się idzie do tej kolejnej przełęczy i do tego nie bardzo widać, gdzie my w to prawo pójdziemy bo ciągnie się najeżony masyw. Po jakimś czasie podzieliłam się tym przemyśleniem z panem małżonkiem, decyzja zapadła, żeby jednak dojść do tej następnej przełęczy i tam się zorientujemy, jakie są dalsze opcje. Drugą rzełęcz przeszliśmy i nawet uszliśmy nieco ku trzeciej, bo pomiędzy dostrzegliśmy wrzeszcie żółte tabliczki drogowskazów. Po przejrzeniu dostępnych opcji jedyną sensowną okazał się w tył zwrot. Heh, znów góra dół, to pole głazów, podejście po śniegu - a ja coraz słabsza. Skupiłam się na drodze tuż przede mną, nie gapiłam się niepotrzebnie daleko w horynont. Głazy poszły nawet szybciej niż poprzednio - nabrałam wprawy. Ale podejście na ostatnia przełęcz ciągnęło się bardzo. Liczyłam w myślach do dziesięciu i dopiero wtedy mogłam robić moment przerwy, znów maszerujemy do dziesięciu etc. Wreszcie na górze. Zeszliśmy - tym razem trzymając się szlaku - do rozgałęzienia w pobliżu jeziorek. Sprawdziliśmy, że oryginalnie skręciliśmy dobrze na Col de Chevaux, ale po zgubieniu szlaku wskoczyliśmy nieświadomie na inny - tu wszystkie znaczone tym samym kolorem. A przełęcz na którą się kierowaliśy na azymut do nie była Col de Bastillon tylko Col de l'Arpalle (a jako druga - Południowa Przełęcz Planards).

Mieliśmy do wyboru - powrót ponoć łatwą drogą przez Fenetre de Ferret lub ponowna próba przejścia właściwym szlakiem. Pierwsza opcja to tylko jedna przełęcz, druga -dwie i do tego ostatnia znów z niezłą ekspozycją. Było mi słabo i nieco się chwiałam na nogach - wybraliśmy opcję pierwszą. I dobrze, bo nawet jedno podejście dawało popalić, mobilizowałam się mentalnie. Zejście szło lepiej, choć się dłużyło. Nagle zmienił nam się sposób oznaczenia szlaku i dopiero po chwili załapaliśmy, że to dlatego, że znaleźliśmy się we Włoszech. Po ostatnim przemoczeniu butów w strumieniu znaleźliśmy się przy szosie wiodącej na Przełęcz Św. Bernarda.

Obrazek

Szlak pieszy schodził w dół, by potem ostro podejść, my jednak ruszyliśy poboczem drogi, do góry ale pod znośnym kątem. Pod sam koniec jednak przeprosiliśmy się z pieszym szlakiem, było warto, bo wiódł pozostałością oryginanlej drogi rzymskiej. Wreszcie zabudowania celne i w tle hospicjum. I samochód. Ledwo się dowlokłam. Kierowca był głodny, więc jeszcze weszliśmy do restauracji. Zamówiłam najprostsze danie, ale z wysiłkiem wcisnęłam kilka kęsów. Dzielnie się trzymałam (i je w żołądku) na serpentynach w dół. Uległam dopiero pod domem. Przez następne dwa dni leżałam w łóżku. Jednak bez adrenaliny człowiek dużo słabszy. Z drugiej części wyprawy zdjęć brak z przyczyn wiadomych - niech by mi ktoś jeszcze kazał pozować. :hahaha:
Ostatnio zmieniony 14 sie 2013, 23:19 przez strasb, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 13/08/2013

Wspinaczka w St. Loup, daliśmy temu legendarnemu miejscu kolejną szansę, ale wciąż stwierdzam, że go nie lubię. :bum: Bardzo ciężko się asekuruje, skała się sypie, można zostać ze spory chwytem w dłoni - albo co gorsza posłać go na głowę swojego asekurującego. No, przynajmniej las i rzeka przyjemne.

Środa 14/08/2013

56'E, buty Hyperspeed

Po 3 tygodniach przerwy (nie licząc wyjścia z rubin) niełatwo przełamać inercję, ale niebieganie też mi doskwierało. Plus czytanie poczynań współblogowiczów czy lozańskich znajomych motywuje. I mam ochotę w październiku wystartować. Więc wyszłam. Z planem minimum - 30 minut - w głowie. Niespiesznie, przez pierwsze 3 minuty nogi jak z ołowiu. Potem lepiej choć truchtałam wolniutko. Myśli puściłam luźno i przebierałam nogami. 30 minut nadeszło i przeszło bez bólu, ze 2 minuty później maleńka przerwa, bo uparcie pytano mnie o drogę. Na powrót wybrałam najłagodniejszą możliwą górkę, powolutku, ale weszła gładko biegiem automatycznym z myślami bujającymi gdzieś daleko. No, to teraz tylko nie dać się na powrót inercji.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 15/08/2013

40'E, buty Hyperspeed


Miałam dojechać pociągiem do chłopaków wspinających się w St.Triphon, ale zrobiło się dosyć późno, więc nie pojechałam, za to wyszłam pobiegać. Wstyd przyznać, ale po wczorajszym szuraniu czułam mięśnie tu i tam. Nastawiłam się dziś na około 40 minut. Po drodze pomyślałam, że jeszcze jakieś przebieżki do tego. I że może te przebieżki na stadionie. Pobiegłam na stadion, ale zapomniałam, że tartan zmieniają, więc po prostu poczłapałam po parku nad jeziorem. Przebieżki ewentualnie miałam zrobił na koniec pod domem, ale uznałam, że nogom już wystarczy. Ale w domu zrobiłam w końcu jeszcze bonus -grzybki - na razie 2x10.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 17/08/2013

Wspinaczka 3-4h

Jeszcze jakieś ostanie tchnienie wirusa i ranek stracony, wieczorem wspinaczka - znów ucieczka od upału, tym razem w Jurę. Kto by uwierzył, że to wśród tych niepozornych pagórków są najzimniejsze miesjca w okolicy. Aiguilles de Baulmes podobały nam się już za pierwszym razem, szczególnie wspaniały widok z góry podczas pokonywania Grande Arrete. Tym razem zwiedziliśmy inny sektor, jadąc wąską dróżką w stronę francuskiej granicy i parkując na wysokości zapór przeciwczołgowych - i zakochaliśmy się jeszcze bardziej. Jakoś wybaczamy strome podejście, ale skałki są po prostu fantastyczne! Nawet jeśli w korzytarzu nieco przeciągi mogły by być mniejsze. Dawno nie robiliśmy czegoś podobnej trudności, więc plecki i ręce nieco nam to wyrzucały na dzień następny.

Niedziela 18/08/2013

Via Ferrata (D-) na Tour d'Ai (2331m n.p.m.) z Leysin - około 6h na świeżym powietrzu, około 1000m up

Lekka sztywność w plecach na szczęście szybko przeszła i udaliśmy się w trójkę na ponowne spotkanie z Tour d'Ai - licząc tym razem na brak mgły i wreszcie naoczne sprawdzenie obiecanych pięknych widoków. Podchodziliśmy tym razem do kamieniołomu, pierwsza część bardzo przyjemna, bo najczęściej zacieniona, droga wznosiła się łagodnie. Tak dotarliśmy do bacówki Temeley. Zauważyłam przez otwate drzwi sprzęt do wyrobu sera i rzuciłam głośno po polsku - "Ser tu robią". Jakież było moje zdziwienie, gdy spod daszku usłyszałam odpowiedź "A pewnie, że robią". Umówiliśmy się na wizytę w powrotnej drodze. Dalej droga szybko zrobiła się nieco bardziej stroma, szliśmy wdłuż rowerowych szlakow downhillowych (oni są szaleni!), by wreszcie stanąc nad maleńskim jeziorkiem Ai. Nad nami już się piętrzyła wapienna "lwia skała" - jak się śmialiśmy. No prawie jesteśmy, jeszcze tylko dojść do startu ferraty, tym razem wzdłuż wyciągu krzesełkowego. To "tylko" to był chyba najbardziej męczący element wyprawy, słońce grzało,a stroma zygzakująca ścieżka zdawała się nie mieć końca. Wreszcie pierwsze klamry ferraty.

Jak to będzie? W zeszłym roku była nieco walka o życie, teraz umiemy znaacznie więcej. Ostatnim razem bylismy ciągle we mgle, teraz wszystko widać - to zaleta, ale dla niektórych też przeszkoda. No nic, ruszamy, ja prowadzę. Skała jest bardzo wyślizgana, zupełnie tego nie zauważyłam poprzednim razem - mgła lub też inna zdolność oceny teraz? Niektóre stopnie są daleko od siebie oddalone, muszę chwilę pomyśleć, ale przechodzę potem bez problemu. Półeczki, kominek i wreszcie ściana z przewieszkami. Ta, gdzie rok temu już całkowicie zwątpiłam i opadłam z sił. Widziana w całości robi wrażenie, niby przechodziłam już gorsze rzeczy, ale w głowie czai się strach ponownej porażki. Odpycham negatywne myśli i ruszam, czuję pracujące mieśnie, ale ani na chwilę nie wkraczam w red zone. Trudno o lepsze świadectwo progresu! Na szczycie piknikujemy, spora banda wieszczków czyha na każdy okruszek kanapek, potrafią złapać rzucony kawałek w powietrzu.

Obrazek

Trochę wieje, więc tylko uwieczniamy widok na cztery strony świata i zaraz będziemy schodzić najpierw nieco w stronę sąsiedniej wieży - Tour de Mayen

Obrazek

Widok ze szczytu na:

(głównie chmury zakrywające) Alpy Pennińskie

Obrazek

Masyw Chablais

Obrazek

Płaskowyż Wyżyny Szwajcarskiej, z Jeziorem Genewskim i Lozanną rozpływającą się w mgle:

Obrazek

Przedalpy kantonu Vaud:

Obrazek

Obrazek

Strome zejście daje nieco w kość, zrobiliśmy sobie przystanek w bacówce na absolutnie fantastyczne lody domowej roboty, piwko i zakup sera. Fajny był dzień. :hej:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 20/08/2013

Wspinaczka, 3h

St. Triphon, ściana południowa. Po rozgrzewce liczne próby na "niemożliwej" 6a+. Tym razem bez stresu zostawienia sprzętu w ścianie i desantowania się po ciemku z drzewa na górze skały. Zachód słońca i pokolorowane na czerwono Dents du Midi i Grande Mauveran z czasami zaczepioną jakąś chmurką dawały niesamowity spektakl. A jako puenta - wschód księżyca. Zaczęło się od błysku nad granią Grande Mauveran, który rósł z każdą sekundą aż na czysty, niebie zawisła ogromna jaśniejąca tarcza. Wszystkim zapóźnionym wspinaczom opadły szczęki i mogliśmy tylko powiedzieć - wow. Zdjęcia zupełnie nie oddają rzeczywistego efektu.

Środa 21/08/2013

45'E, buty Hyperspeed

Odrobinę po pagórkach, ale biegło się leciutko (no wypoczęta byłam, nie ma co ukrywać :bum: ). I nie człapałam, tylko nawet żwawo. Miałam właśnie 45 minut i dobrze je wykorzystałam.

Czwartek 22/08/2013

Wspinaczka, 3h

Corbeyrier, krótkie, ale ciekawe drogi. Mentalnie porażka, ale na wędkę mięśnie potrenowałam.

Sobota 24/08/2013

W naszych planach było - dwudniowa wycieczka w górach z noclegiem w schronisku. W innych planach niestety - dwa dni z ulewami i burzami. Na wysokości 2700-2800 m n.p.m. nie ma żartów, odwołaliśmy.

Bouldering na sali - 2h

Zmasakrowaliśmy się jak można tylko tam. Prawie wszystkie nowe żółte problemy zrobiłam, niebieskie przynajmniej próbowałam. Było wyjątkowo brudno, do spoconej skóry i koszulek pył kleił się niesamowicie, szybko byliśmy zrobieni na szaro. :bum: Po powrocie przebrałam się w suche ciuchy i zanim uległam pokusie kanapy, to ruszyłam na

52'E, buty Hyperspeed

Pobiegłam zobaczysz przygotowania do triatlonu i wyznaczoną trasę. W miejscu finiszu maratonu i półmaratonu zorganizowano długaśną strefę zmian. Pętla biegu przechodzi nad trasą rowerową rampą - ciekawie. Bez znudzenia trening - na zakładkę ze wspinaczką :oczko: - prawie sam się nabiegał. Pod górkę pod koniec nieco ciężej, ale oddech pozostał 3/3. Tempo znów mam wrażenie dość energiczne.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 25/08/13

Długie wybieganie, 1h30', buty Hyperspeed

Myślałam, że w deszczu będzie, a tu słonko grzało momentami aż za bardzo. Nie pojechaliśmy w góry (tam mają być burze), więc luksus wyjścia na szuranko w środku dnia. Niestabilne "core" po wczorajszych wygibasach boulderowych nieźle daje popalić, ale postanowiłam szurać z godnościom. Pod domem przebiegała mi rowerowa pętla triatlonowa, więc ruszyłam +/- wzdłuż niej, wypatrując znajomych. Całkiem soczystą górkę łyknęłam tak towarzysząć rowerzystom, znajomych się nie doczekałam, zato prawie zostałam opluta...Nad dworcem porzuciłam zawodników, którzy jeszcze jedną górkę z trasy 20km de Lausanne mieli przed sobą i poszurałam w swoją stronę. Przeszurałam przez Pully, Poudex do Lutry i potem nad jeziorkiem z powrotem. Ostatnie 10 minut było najpierw wzdłuż końcówki etapu rowerowego, potem wzdłuż strefy zmian i na koniec tu obok kółeczka biegowego. To pomogło bardziej sie zmobilizować mimo że na koniec już nieźle zaczłapana byłam. O ile pętla rowerowa nieźle górzysta, to etap biegowy w zasadzie płaski i na małej pętli wzdłuż portu i rekreacyjnych terenów nad jeziorem. O tyle fajnie, że te 10km wisienki na torcie biegnie się stale w otoczeniu ludzi i doping był niezły. Muszę jeszcze dodać, że podczas biegu panie prezentowały się wszystkie super, wciąż pełne energii i z ładną formą, zaś panowie niektórzy nieco stłamszeni. Niemniej podziwiam każdego startującego, bo ja pływam tak wolno, że się znajomi dziwią, że mi nie zimno, a na rowerze pod górkę nie znoszę wjeżdzać. :bum:

Wreszcie niezły tydzień wyszedł, trzy treningi. Nie wiem, czy uda się mieć cztery, ale jakby poniżej 3 nie spadało, to już naprawdę będzie dobrze. Ewentualnie długie wybieganie zamiennie z wędrówką po górach, bo trzaśnięcie z 1000m w górę zdecydowanie specyficznym treningiem jest. Jutro regeneracja.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 27/08/2013

44'E, buty Hyperspeed

Porannie, chwila zawahania pod ciepłą kołdrą, ale jednak sprawnie się zebrałam. Trening w dwóch aktach z przerwą serwisową. :oczko: Chyba organizm był nieco zaskoczony jak mu kazano rano po (pa)górkach zasuwać, na szczęście kręciłam się raczej w pobliżu domu. Fajnie, że już we wtorek rano pierwsze bieganie za mną, dyscyplina się poprawia.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

W środę wspinaczka - skałki, w piątek bieganie (45'E przebieżki 6x30'') plus wspinaczka - boulder, dziś miał być long, ale po całodziennym pakowaniu, lataniu po mieście, znów pakowaniu, nałożonym na zmęczenie po wczoraj, zwyczajnie nie miałam siły. A jutro skoro świt ruszamy - kierunek południe, znikamy na 3 tygodnie. Biegać jak najbardziej zamierzam, ale nie wiem czy będzie jak raportować.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

01-19/09/2013

Wakacje. Pomimo szumnych zapowiedzi biegałam...cały jeden raz. Tak wyszło.

Sobota 21/09/2013

1h03' E

Chłodnawy wieczorek (nieco szok po wakacjach), ale ubrałam się aż za ciepło. Biegło się dobrze - w końcu wypoczęta jestem. :oczko: Co będzie dalej z takiego nieregularnego biegania? Nie wiem, pobiegam, to się zobaczy, jak się czuję.
Ostatnio zmieniony 21 wrz 2013, 22:52 przez strasb, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wakacje w skrócie:

01/09/2013 Niedziela - Plan: wspinaczka na południu Francji, na granicy Drome i Ardeche. Wykonanie: 2.5h przedzierania się w palącym słońcu przez garigę na pagórkach. Chociaż jeżyn podjedliśmy. Na koniec wreszcie przez przypadek znaleźliśmy właściwą skałę i powspinaliśmy się z półtorej godziny.

02/09/2013 Poniedziałek Vernet les Bains, Pireneje Katalońskie (wbrew pozorom wciąż we Francji). Upał. Pod wieczór jednak kilkugodzinna wycieczka piesza po pagórkach. Pierwotny plan to było zdobycie świętej góry Mont Canigou, ale byśmy padli z gorąca, postanowiliśmy się powoli aklimatyzować.

Obrazek

03/09/2013 Wtorek Ku Pirenejom hiszpańskim. Krótka wizyta w słynnym Font Romeu (bez rewelacji samo miasteczko choć tereny wokół piękne). Hiszpania, Col de Nargo - skałki niesamowite, ale temperatura letalna dla nas, postanawiamy wrócić nazajutrz rano.

Obrazek

04/09/2013 Środa 2/3 dnia wspinaczki na igłach ponad Col de Nargo. Plus mnóstow jeżyn. Czujemy się jak na pustyni - rano zimno, w południe patelnia.

Obrazek

(jestem na tym zdjęciu, tylko się trzeba dobrze przypatrzeć)

05/09/2013 Czwartek Tarragona z ożywczą bryzą znad Morza Śródziemnego. Poranny bieg na plażę i z powrotem (cale 44 minuty). Wieczorem - plaża w Walencji, kąpiel rewelacyjna.

Obrazek

06/09/2013 Piątek Palmowe gaje w Elche i przejazd przez góry Sierra Nevada. Wąską drogą na przełęcz na 2000m n.p.m. Żadnych barierek, tylko znaki, przed którymi zakrętami trąbić...

Obrazek

Obrazek

07/09/2013 Sobota Budzi nas ulewny deszcz. To jakaś pomyłka - w Hiszpanii? Nici z wejścia na najwyższy szczyt kontynentalnej Hiszpanii - Mulhacen (3479m n.p.m.). By ratować dzień przybyci jedziemy do Granady i zachwycamy się Alhambrą. Sierra Nevada przepadła, lać ma jeszcze przez tydzień.

Obrazek

08/09/2013 Niedziela Mezquita w Cordobie i wspinaczka w kultowym El Chorro.

Obrazek

(Słynne El Camineto del Rey - my postawiliśmy na klasyczną wspinaczkę)

09/09/2013 Poniedziałek Tak nam się podoba u wylotu kanionu Guadalhorce, że jeszcze pół dnia wspinaczki. A kolejne pół po raz ostatni nad Morzem Śródziemnym (Marbella), już z wyraźnym zimniejszym tchnieniem Atlantyku. Śpimy na najdalej na południe wysuniętym campingu Europy - koło Tarify.

Obrazek

10/09/2013 Wtorek W Afryce, która kusiła nas z drugiego krańca Cieśniny Gibraltarskiej. Marokańskie klimaty w Tangierze - warto było. Nawet jeśli jakieś choróbsko przywiozłam.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

11/09/2013 Środa Sewilla z wyraźną gorączką, może dlatego najmniej imponująca z trójki z Granadą i Cordobą?

Obrazek

12/09/2013 CzwartekW kurorcie nad Atlantykiem - Albufeira (skąd tu tyle Holendrów?!) i w drodze do Lizbony. Dalej chora.

13/09/2013 Piątek Znów na krańcu Starego Świata - tym razem zachodnim, Cabo da Roca. Wspaniały wieczór na plaży pod Porto - nie możemy się napatrzyć na majestatyczny ocean. Chyba udało się wywietrzyć choróbsko.

Obrazek

14/09/2013 Sobota Porto na rowerach - rewelacja. Choć pedałowanie pod wiatr - wicher właściwie - zdrowo zmęczyło.

Obrazek

Obrazek

15/09/2013 Niedziela Słynne z ostryg i innych dziwnych oceanicznych stworzeń Vigo. I wspinaczka Na Cabo Home. Huczący ocean u stóp, niesamowita dekoracja.

Obrazek

16/09/2013 Poniedziałek Zielona Hiszpania...jest zielona bo często tu pada. O ile w Santiago de Compostela jeszcze nie za bardzo, to na wybrzeżu, gdzie próbujemy podziwiać 600metrowe klify, już całkiem konkretnie. Najwyższy klif oczywiście zatopiony w mgłach, widoku praktycznie brak.

Obrazek

17/09/2013 Wtorek Z Gijon ku Picos de Europa. Piękne jeziorka ponad Covadongą. I zwiedzanie dziwnych zakamarków z zamiarem wspinania - z tego akurat nici.

Obrazek

Obrazek

18/09/2013 Środa Picos de Europa, tam i z powrotem imponującym wąwozem rzeki Cares. 24km co najmniej przetuptane. Bez robienia zdjęć w drodze powrotej byliśmy szybsi o godzinę. :oczko:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

19/09/2013 Czwartek Deszczowe Bilbao, mokre San Sebastian i powrót do domu.

(Piątek - odgruzowywanie mieszkania i pranie, pranie, pranie...)
ODPOWIEDZ