Arc - Z Danielsem poniżej 3:30

Moderator: infernal

Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

sobota 4 lipca 2015

Upał nie upał, biegać trzeba. Weekend, nie weekend - trzeba rano wstać. Z domu wyszedłem o 7:00 rano a na termometrze było już 25 stopni. Dawno na BS-y nie brałem bidonu ale tym pogoda nie pozostawiła innego wyjścia. Pierwsze 2-3 kilometry były jak zwykle rano beznadziejne. Nogi spały i co chwilę się potykałem - no było słabo ale po 4-tym kilometrze coś się przestawiło. Tempo z początkowego 6:00 wskoczyło na 5:35-5:40 i biegło się super. To że było bardzo gorąco widziałem tylko po swoich dłoniach z których kapał pot. Poza tym lajtowo.

Zauważyłem że bieganie rano ma kupę zalet: w pracy mam więcej energii a wieczorem dużo więcej czasu ale też jedną zasadniczą wadę - trzeba ze sobą walczyć, żeby wstać.

Bilans: 10,2 km, 5:41 min/km

niedziela 5 lipca 2015

Upał miał dzisiaj trochę zluzować wiec pofolgowałem sobie i spałem aż do 6:30 :) Wrzuciłem na ruszt 2 kanapki z miodem, wlałem do bukłaka 2 litry izo i jakiś żelik. Do auta zabrałem tez 2 banany i dodatkową wodę bo coś mi się wydawało ze będę tego potrzebował. Do Woluwe jest tylko 3 km ale podjechałem sobie autem bo dzisiaj w planie był kolejny TM - tym razem trochę więcej niż ostatnio: BS 3,2 km + TM 12,8 km + BS 1,6 km + TM 3,2 km + BS 3,2 km. Nie miałem wątpliwości, że będzie ciężko.

Wychodząc z auta zerknąłem na termometr - 21 stopni - no średnio. Porozciągałem trochę zastane mięśnie i zacząłem spokojnego BSa. Pierwsze 3 kilometry wyszły komfortowo 5:38 min/km. Potem pik i przyspieszyłem do TM. Kalkulatorowo miało być 4:47 min/km ale początek był trochę powyżej - 4:50. Plecak trochę mi ciążył i zza drzew atakowało słońce ale oddychałem raczej spokojnie. Wyraźnie ciężej zrobiło się po ok 8 km TM i liczyłem metry, żeby skończyć ten odcinek i w końcu odpocząć. 12,8 km TM za mną.

100 metrów marszu, wcisnąłem żeli i przeszedłem do BS-a. Żel zaczął działać w idealnym momencie bo gdy znów przyśpieszyłem do TM było wyraźnie łatwiej. Ten odcinek minął błyskawicznie. Jeszcze 3 km rozbiegania dokładnie w momencie gdy skończył mi się izo w bukłaku - mogłem wrócić do auta. W środku było 35 stopni a banany rozpłynęły się po schowku :)

Gdy auto się chłodziło mocno się porozciągałem i o 10 byłem w domu.

Bilans: 24,49 km w 2:05:46 avgPace 5:08 min/km. W tym 15 km w tempie maratońskim - 4:49 min/km.

Trening był ciężki, ale jestem bardzo z niego zadowolony. Tempo było znośne i chyba było łatwiej niż podczas podobnego treningu 3 tygodnie. Panie Daniels, chyba znasz się pan na rzeczy ;) A tak przy okazji to tydzień z największą liczbą kilometrów w tym roku - 74
New Balance but biegowy
Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

sobota 4 lipca 2015

Upał nie upał, biegać trzeba. Weekend, nie weekend - trzeba rano wstać. Z domu wyszedłem o 7:00 rano a na termometrze było już 25 stopni. Dawno na BS-y nie brałem bidonu ale tym pogoda nie pozostawiła innego wyjścia. Pierwsze 2-3 kilometry były jak zwykle rano beznadziejne. Nogi spały i co chwilę się potykałem - no było słabo ale po 4-tym kilometrze coś się przestawiło. Tempo z początkowego 6:00 wskoczyło na 5:35-5:40 i biegło się super. To że było bardzo gorąco widziałem tylko po swoich dłoniach z których kapał pot. Poza tym lajtowo.

Zauważyłem że bieganie rano ma kupę zalet: w pracy mam więcej energii a wieczorem dużo więcej czasu ale też jedną zasadniczą wadę - trzeba ze sobą walczyć, żeby wstać.

Bilans: 10,2 km, 5:41 min/km

niedziela 5 lipca 2015

Upał miał dzisiaj trochę zluzować wiec pofolgowałem sobie i spałem aż do 6:30 :) Wrzuciłem na ruszt 2 kanapki z miodem, wlałem do bukłaka 2 litry izo i jakiś żelik. Do auta zabrałem tez 2 banany i dodatkową wodę bo coś mi się wydawało ze będę tego potrzebował. Do Woluwe jest tylko 3 km ale podjechałem sobie autem bo dzisiaj w planie był kolejny TM - tym razem trochę więcej niż ostatnio: BS 3,2 km + TM 12,8 km + BS 1,6 km + TM 3,2 km + BS 3,2 km. Nie miałem wątpliwości, że będzie ciężko.

Wychodząc z auta zerknąłem na termometr - 21 stopni - no średnio. Porozciągałem trochę zastane mięśnie i zacząłem spokojnego BSa. Pierwsze 3 kilometry wyszły komfortowo 5:38 min/km. Potem pik i przyspieszyłem do TM. Kalkulatorowo miało być 4:47 min/km ale początek był trochę powyżej - 4:50. Plecak trochę mi ciążył i zza drzew atakowało słońce ale oddychałem raczej spokojnie. Wyraźnie ciężej zrobiło się po ok 8 km TM i liczyłem metry, żeby skończyć ten odcinek i w końcu odpocząć. 12,8 km TM za mną.

100 metrów marszu, wcisnąłem żeli i przeszedłem do BS-a. Żel zaczął działać w idealnym momencie bo gdy znów przyśpieszyłem do TM było wyraźnie łatwiej. Ten odcinek minął błyskawicznie. Jeszcze 3 km rozbiegania dokładnie w momencie gdy skończył mi się izo w bukłaku - mogłem wrócić do auta. W środku było 35 stopni a banany rozpłynęły się po schowku :)

Gdy auto się chłodziło mocno się porozciągałem i o 10 byłem w domu.

Bilans: 24,49 km w 2:05:46 avgPace 5:08 min/km. W tym 15 km w tempie maratońskim - 4:49 min/km.

Trening był ciężki, ale jestem bardzo z niego zadowolony. Tempo było znośne i chyba było łatwiej niż podczas podobnego treningu 3 tygodnie. Panie Daniels, chyba znasz się pan na rzeczy ;) A tak przy okazji to tydzień z największą liczbą kilometrów w tym roku - 74
Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

wtorek 7 lipca 2015

Budzik zadzwonił o 5:10. Wszystko miałem przygotowane i na trasie byłem już o 5:20. Wtorkowy spokojny BS. Zrobiłem 10,06 km w komfortowym tempie 5:37 min/km.

środa 8 lipca 2015

Gdy zwlekałem się z łóżka o 4:15 zastanawiałem się czy jestem normalny. Za oknem ciemno a ja wstaje i idę biegać :| Niestety musiałem być w pracy o 8:00 więc nie miałem innej opcji niż wstać o tej chorej godzinie. Lekkie śniadanie, uzupełnianie bukłaka, krótkie rozciąganie i o 4:50 wyszedłem z domu. Plan na dzisiaj: BS 40 min + 3 × (P 3.2 km + 2' min Tr) + BS 3.2 km. Temperatura w końcu była normalna - 13 stopni.

Pierwsze 2 kilometry BSa były senne po 5:45-5:50 ale potem już było tylko lepiej 5:21(!) - 5:35. Było całkiem przyjemniej i całkiem zapomniałem o tym, że jeszcze wieczorem czułem zmęczenie ud po niedzielnym bieganiu. 40 minut szybko minęło, zostawiłem bagaż na ławce i zacząłem progi. Pierwszy odcinek - jak zwykle słabo bo nie wiedziałem jak zmusić nogi do tempa poniżej 5 minut na kilometr. Dopiero po 2 kółkach coś przeskoczyło i zrobiło się luźniej. Pierwsze 3,2 km wyszło komfortowo w tempie 4:27. Przerwa, marsz, izotonik trucht i znowu gazu. Drugi odcinek był tez dość przyjemny. Oczywiście na ostatnich metrach miałem już trochę dość, ale żadnego sztywnienia nóg i oddech też w miarę spokojny - 4:26 min/km

Trzecie powtórzenie to już formalność. Tempo 4:27 i trochę walki ze sobą na ostatnich 2 okrążeniach ale raczej bez dramatów.

Potem jeszcze ok 2,5 kilometra rozbiegania i do domu.

Bilans: 19,73 km w 1h 42 min avg pace: 5:12, w tym 9,6 biegu progowego w tempie 4:27 min/km. Generalnie fajnie i bez masakry tylko później zasypiałem w pracy...
Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

piątek 10 lipca 2015

Z domu wyszedłem o 22:50 - czyli mięło prawie 2,5 dnia od poprzedniego treningu. Nogi miałem tak pełne energii, że BS biegłem lekko jak chyba nigdy: 9,67 km w avg pace: 5:28 min/km. Pulsometru nadal brak i chyba będę musiał otworzyć budżet na nowy, chodź jego brak jakoś wyraźnie mi nie przeszkadza - wszystko biegam na tempo.

niedziela 12 lipca 2015

W sobotę nie dałem rady. Zakupy, pakowanie na wakacje, ogarnianie dzieciaków - nie udało mi się znaleźć godziny na trening :(

W niedzielę plan dnia miałem mega napięty i na bieganie mogłem sobie pozwolić tylko rano. O 7:30 ruszyłem. Wczoraj do domu wróciliśmy późno w nocy i byłem totalnie niedospany, ale plan miał to d***. BS 1.6 km + 2 × (P 3.2 km + Tr 2') + BS 60 min + P 1.6 km + BS 1.6 km. Tylko 1 mila rozbiegu a potem od razu progi. No marcy.

Pierwsze 3,2 km w ok 4:27. Najgorszy byl start, potem juz jakoś szło. 2 minuty marszu i kolejny próg. Tym razem było zaskakująco ciężej - wyraźnie brakowało mi kilku kilometrów spokojnego rozbiegania. Tempo: 4:29.
Ubrałem bukłak i wybiegłem z parku na godzinnego BS-a. W zeszłym sezonie takie konfiguracje (najpierw progi potem długi BS) powodowały ze ledwo powłóczyłem nogami, ale teraz było w miarę ok. BS trzymał się 5:35-5:45.
I kolejne progi. Tym razem tylko 1,6 km. Przebiegłem to o wiele lżej niż poprzednio. Tempo było takie samo, ale komfort zupełnie inny. Potem jeszcze krótkie rozbieganie za stadionem i do domu

Bilans: 21,82 km 1 h 56 min, w tym 8 km progów. Fajny trening.

poniedziałek 13 lipca 2015

Miał być dzień przerwy ale przyjechała do nas rodzina na kilka dni. Koniecznie chcieli pobiegać w Cinquantenaire wiec zrobiliśmy sobie leniwe 10 km. Tempo konwersacyjne - 5:44 min/km

środa 15 lipca 2015

Plan na dzisiaj: BS 9,6 km + 5 × (I 4' + Tr 3') + BS 3,2 km. Chciałem wstać wcześniej ale 2 razy przestawiałem budzik i 4 litery podniosłem dopiero o 5:30. Szybko coś zjadłem i o 6 byłem na trasie. Jak zawsze rano początek był mega drętwy. Nie chciałem przyśpieszać i 10 kilometrów zrobiłem w okolicach 5:45 min/km. Całkowicie chyba obudziłem się dopiero na ostatnim kilometrze ;)

Stadion i interwały.

Pierwszy - jak zwykle leniwie na początku i całe okrążenie zajęło zanim Garmin pokazał 4:00 min/km. Cały odcinek był wymagający ale bez szaleństw. Potem długi marsz do wodopoju i po 3 minutach kolejne powtórzenie. Tym razem nogi już wiedziały ossssochodzi - biegłem lekko poniżej 4:00. Ostatnie metry były już ciężkie ale wszystko w normie. Średnia 3:58.
Trzeci interwał zacząłem jakoś mega szybko. Przez dłuższy czas zegarek wyświetlał 3:40 i musiałem zwalniać. Średnia odcinka 3:55.
Czwarte powtórzenie było już naprawdę ciężkie. Tempo utrzymywałem w okolicach 3:58 ale musiałem mocno się spiąć. Oddech z 3 na 3 przeszedł w 2 na 2.
Piąte, ostatnie. Myślałem ze tutaj zapłacę karę za za szybkie poprzednie próby. Praktycznie po pierwszym kółku chciałem już przerwać ale jakoś dojechałem do końca w tempie 4:01 min/km.

Gdy tylko skończyłem ostatni interwał zaczęło lekko padać. Dobra ochłoda dla styranego biegacza. Tradycyjnie zrobiłem jeszcze jedną wolną pętlę po parku i do domu.

Bilans: 18,67 km 1h 46 min w tym 5.03 km w tempie I - 3:58 min/km

No i teraz nastąpi przerwa ;) Jedziemy na wakacje i bieganie będzie problematyczne. Do najbliższego wtorku jest szansa ze znajdę chwilę na jakiegoś BS-a ale potem jedziemy z dzieciakami nad jezioro pożeglować i na jakiekolwiek bieganie nie będzie szans. Może w ramach treningu trochę popływam? Na pewno popracuję nad odbudową motywacji do biegania i od 27 lipca zaczynam ostro ganiać znowu.

Wydaje mi się, że czas podnieść VDOT do 48 czyli interwały po 4:02 min/km, progi po 4:24 min/km a BSy - 5:15 min/km - 5:37 min/km - no może to 5:15 to trochę przesada w moim przypadku :)
Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

środa 29 lipca 2015

2 tygodnie laby. Biegania 0, ćwiczeń 0 - chyba że wybieranie szotów i noszenie bagaży można nazwać ćwiczeniami. Z planów pływania też niewiele wypaliło. Jedyny plus to taki, że z dieta dość uważałem i nie przybyło mi kilogramów ;) Nadal 76 kg.

Wróciłem do Brukseli i kontynuuję plan. A na dzisiaj mi wypadało: BS 9,6 km + P 4,8 km + BS 3' +P 3.2 km +BS 2' + P 1.6 km + BS 3,2 km - skomplikowane trochę :)

Po takiej przerwie byłem mega niezorganizowany i z domu wyszedłem dopiero o 21:30. Zapowiadało się, że bedę biegał do późnej ale na szczęście chłodnej nocy.
Pierwsza dyszka była bardzo przyjemna. Nogi lekkie, same rwały sie do przyśpieszania. Tempo 5:43 min/km. Wbiegając na stadion byłem wypoczęty jakbym własnie wyszedł z domu. No ale progi to już nie w kij dmuchał, szczególnie że pierwszy to 3 mile - 4,8 km.
Chcę biegać z VDOT 48 wiec zakładane tempo miało być 4:24 min/km. No i początek taki wyszedł - wszystko było ok do mniej więcej połowy gdy zerwał się silny wiatr. Słońce już zaszło, ale widziałem czarne chmury zbierające się nad stadionem. No jeszcze tego mi brakowało.
Chwilę później zaczęło padać. Nie jakoś niszcząco ale dość intensywnie. Ostatnie kółka biegłem w okolicach 4:20 - za szybko ale jakoś nie umiałem trzymać tempa przy porywistym wietrze.

3 minuty przerwy, łyk z bukłaka i kolejne progi - tym razem 3,2 km. Tutaj zapłaciłem za przyśpieszenie pod koniec poprzedniego progu. Od mniej wiecej 2-go kilometra musiałem ostro walczyć, żeby trzymać tempo. Oddech był ciężki ale nogi dawały radę. 2 minuty przerwy i znowu ognia. Tym razem już tylko 1,6 km i zaskakująco lżej niż poprzednim razem.

Po ostatnim progu zrobiłem 2 minuty marszu, żeby uspokoić ciało. Na szczęście przestało padać, wiec ubrałem plecak i zrobiłem jeszcze jedno kółko wokół parku.

Bilans: 22,8 km 2 h 01 min, avgPace: 5:19 min/km. W tym 9,6 km w tempie P: 4:23.

Kilometrów w tym miesiącu zrobiłem jak na razie żenująco mało - 177. Poprzednie 2 też dupy nie urwały: maj 215 i czerwiec 222. W sierpniu priorytety wrócą na swoją drogę i znów moc będzie ze mną. Do startu zostały niecałe 3 miesiące.
Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

piątek 31 lipca 2015

Dalej czuję środowe progi, było albo za szybko albo za dużo. W każdym razie uda nadal mam sztywne, ale BS myślę ze na to pomoże. Wybiegłem o 21:30. Zamiast standardowego wyklepywania własnej ścieżki wokół parku pobiegłem do centrum Brukseli. Tempo było fajne i bieg był mega przyjemny.
Łącznie 11,71 km w tempie 5:32 min/km

No i dzisiaj przetestowałem nowy zakup - ASICS GT-1000 3

Obrazek

Poprzednie od zeszłej jesieni zrobiły ok 1400 kilometrów i mają serdecznie dość. Zaczęła się w nich pojawiać dziura nad palcami, czyli identycznie jak w poprzednim egzemplarzu.

sobota 1 sierpnia 2015

Nogi dalej czuję gdy chodzę, ale podczas biegu jest już całkiem spoko. Dla odmiany biegałem dzisiaj w środku dnia i przy niezłym upale - w cieniu było ok 25 stopni, w słońcu pewnie > 30. 10 km w 5:31 min/km

niedziela 2 sierpnia 2015

Dzisiaj słońce miało nieźle prażyć wiec bieganie zaplanowałem na rano. Obudziłem się o 9:00 i wszystko wzięło w łeb. Poniżej 28 stopni temperatura spadła dopiero późnym wieczorem i na trening wyszedłem dopiero o 21:19. Zapowiadało się długie bieganie: BS 16 km + 2 × (P 3.2 km + Tr 2') + BS 3,2km .

Po pierwszym kółku wokoło parku stwierdziłem, że chyba zanudzę się na śmierć robiąc 16 km po tej samej trasie, dlatego odbiłem na Terwouren. Biegło mi się bardzo lekko poniżej 5:30 min/km mimo 1,5 litra płynu w bukłaku. Zbiegłem z góry i wbiegłem na ścieżkę biegową. Pierwsze paręset metrów było po nieoświetlonej drodze i czekałem tylko na moment aż potknę się o coś i wywalę nosem w asfalt. Na szczęście obyło się bez. Potem już były latarnie i kolejne kilometry śmigały aż miło.
Do parku wróciłem akurat gdy mijało 16 km. Odłożyłem cały majdan na ławkę i zacząłem progi. Pierwszy zacząłem zachowawczo. Tempo 4:30 było komfortowe, ale juz 4:24 było dużo cięższe. Oddech momentalnie z 4/4 przechodził w 3/3. Nic, jakoś dałem radę. Potem minuta marszu i lekki trucht. Bipnięcie Garmina zawsze jest za szybko :) Tym razem było już dużo ciężej. Każda prosta na stadionie wydawała się za długa a każdy łuk nie chciał się skończyć. Dodatkowo niebo trochę straszyło migając błyskawicami gdzieś bardzo daleko. Tempo - 4:26, ale było ciężko/
Wyssałem resztkę izotonika z rurki i wybiegłem do parku na rozbieganie. Do domu wróciłem o 23:45.

Bilans: 25,5 km, w 2h 17 min. W tym 6,4 km progów w tempie 4:26. Trening dość ciężki ale szybko po nim doszedłem do siebie.
Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

wtorek 4 sierpnia 2015

Treningi core starałem się robić dość regularnie, ale ostatnio niestety sprawe trochę pokpiłem. Totalnie zlałem też handle które leżały na dnie szafy od kilku tygodni. Jak bardzo ich potrzebowałem przekonałem się w poniedziałek wieczorem gdy w końcu je wyciągnąłem.
Na jednej z nich ... zaplątany był mój zaginiony pasek pulsometru. Nosz ja nie moge!!! :wrrwrr:

A co do samego wtorkowego biegu to było bardzo fajnie. Poza tym ze waliło deszczem przez cały czas ;) Wstałem o 6:10, 15 minut później byłem już przed domem. Nie czułem żadnych dolegliwości bo niedzielnym treningu i 10,13 km przebiegłem w przyjemnym tempie 5:29 min/km i avgHR: 142 - 75%.

środa 5 sierpnia 2015

Mamy najazd rodzinny i bieganie mogłem zaliczyć tylko rano. Wstać o 5 nie udało się (nie dziwnie skoro położyłem się o 1:30). Rześko i ochoczo z okrzykiem "o ja p**** " wstałem o 6:30. Izo, ubranie, 2 kromki z miodem i o 7:00 byłem na trasie. Plan na dzisiaj kilerski: BS 12,8 km + 5 × (I 3' + Tr 2') + 6 × (R 1' + Tr 2') +BS 3,2 km

Pierwsze kilometry ok, tempo ok 5:35, HR w normie. Bukłak był pełny w 100% i czułem ten ciężar, ale wiedziałem że na stadionie na pewno się przyda. Słońce już zaczynało atakować zza drzew.
No ale po tych pierwszych kilometrach zamiast robić się coraz lepiej było się coraz gorzej. HR rósł, tempo wolno spadało a morale razem z nim. Jakoś czułem ze to nie jest mój dzień.
Przemęczyłem się przez BSa i wszedłem na stadion. 3/4 bieżni zalane słońcem, do tego stado ludzi ćwiczących swoje.

Interwały - Boże jak mi się nie chciało....

Udało mi sie jakoś rozpędzić do 4:02 min/km. Dobrze, że to tylko 3 minuty - niecałe 2 kółka. Potem marsz, lekki trucht i znowu gazu. Drugie powtórzenie było minimalnie szybsze (3:59) ale czułem się średnio. Słońce raziło w oczy. HR utrzymywał sie w okolicach 90%.
Potem już było tylko gorzej. Odpowiednio 4:02, 4:01 i 4:03 ale HR podjechał do 179 - 94%.

No to teraz czas na rytmy. O ile wcześnie mi się nie chciało, to teraz w ogóle nie miałem siły. 1 minutowy rytm to niecałe okrążenie stadionu. O jakimkolwiek kontrolowaniu tempa nie mogło być mowy - tylko gonić i dotrwać do końca. Tempa były ok, ale nie potrafiłem utrzymać ich na jednym poziomie. Według Danielsa miało być 3:53 a mi wyszło: 3:43, 3:37, 3:48, 3:49, 3:35 i 3:32. Totalny rozjazd.

W końcu koniec. Nogi sztywne, uda pieką a płuca ledwo zipią.

Rozbieganie wokoło parku było najwolniejsze w ty sezonie. Przetruchtałem 2 km i wróciłem do domu.

Bilans: 22,18 km. 2:07:38. W tym 3,73 interwałów i 1,63 rytmów.

Generalnie trening masakra.
Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

piątek 7 sierpnia 2015

Już we czwartek czułem się zregenerowany po środowej masakrze, wiec dzisiaj wyszedł mi bardzo fajny poranny BS. 9,42 km w tempie 5:38. avgHR: 137 - 72%.

sobota 8 sierpnia 2015

Córka wstała o 6 rano, weszła mi na głowę i powtarzała "Tato, wśśśśtań" dopóki nie zwlekłem się z łóżka. Poranny BS musiałem przełożyć na poranny po śniadaniu ;) Bieg był krótki i na zaliczenie: 7,22 km 5:38 mini/km HR: 137 - identycznie jak w piątek.

poniedziałek 10 sierpnia 2015

W niedzielę byliśmy na całodniowym wyjeździe do Brugge. Wróciliśmy do domu ok 21 i nogi totalnie wchodziły mi w... wiadomo co. Trochę się wahałem czy iść biegać czy nie, ale ostatecznie przełożyłem trening na poniedziałek rano. Zwłaszcza, że wydawał się banalny: 120 minut BS.

Żeby być w pracy o rozsądnej porze o nierozsądnej porze musiałem wstać. O 5 zadzwonił budzik, zjadłem minimalne śniadanie, uzupełniłem bukłak i o 5:30 wybiegłem. Na początku biegło mi się lekko i szybko. Popatrzyłem na garmina - 5:50. WTF? Byłem pewny, że lecę z 5:20 a tutaj taki błąd? Myślałem ze GPS musi być jakiś mega niedokładny, ale po pierwszym kółku wokoło parku wiedziałem ze to raczej ze mną dzisiaj jest coś nie tak. Tempo spadło do 6:00 i nie za bardzo było z czego przyśpieszyć. Liczyłem, że po 7-8 km ciało "przestawi" się mocniej na przemiany tłuszczowe i ruszę z kopyta. Faktycznie było lepiej ... przez 500 metrów. Znów wróciłem do 6:00 min/km.
Nie miałem jakiegoś zjazdu energetycznego, ale pary nie było ani grama.

Myślę, że za wszystko była odpowiedzialna dieta niedzielna - jakieś frytki, junk food i słodycze - 0 makaronów czy innego paliwa.

Po 10 kilometrze przestałem się łudzić, że coś z tego będzie i pozostało tylko doczłapać trening w takim tempie do domu.

Bilans: 20.36 km, pace 5:52 min/km, avgHR: 135 (71%). maxHR: 152(80%) - jedynie tętno było w normie :)

wtorek 11 sierpnia 2015

Wczorajszy był dość lajtowy wiec stwierdziłem, że mogę spokojnie odpuścić dzień przerwy i wrócić do harmonogramu. O 7 rano zrobiłem 9,5 km BSa a potem dołożyłem 6 szybkich przebieżek na bieżni.

I to był błąd.

Wróciłem do domu z jakimś dziwnym bólem lewej piszczeli. Ostre kłucie przy schodzeniu ze schodów i przy jakiejkolwiek próbie truchtu. Przez cały dzień nic się nie poprawiało. Wszystko wskazuje na to, że się zepsułem. :smutek:
Ostatnio zmieniony 02 wrz 2015, 11:26 przez Arc, łącznie zmieniany 2 razy.
Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

wtorek 18 sierpnia 2015

Po 2 dniach piszczel przestała boleć przy chodzeniu ale czułem ją przy każdej próbie truchtu. W końcu w weekend puściło. Zrobiłem jeszcze 2 dni przerwy i dzisiaj pełen optymizmu wyszedłem o 5:30 na BS-a.

Przebiegłem 20 metrów i znów to samo.

Mogę chodzić, jeździć na rowerze, robić przysiady - wszystko - tylko nie biegać.

Morale leży. :grr:
Ostatnio zmieniony 27 sie 2015, 13:45 przez Arc, łącznie zmieniany 2 razy.
Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

niedziela 23 sierpnia 2015

W końcu wypuściłem się z czyśćca. Po ostatnim biegu oszczędzałem się najbardziej jak mogłem. Zero podbiegów, zero podskoków i zero upewniania się czy już jest lepiej. Piszczel miała odpoczywać. Na szczęście nie oznacza to, że w siedziałem przed TV popijając browara (chodź tez sie zdarzało). Sporo ćwiczyłem z hantlami, masakrowałem core i od czasu do czasu robiłem przysiady. Z tymi ostatnimi uważałem, bo po ostrzejszej serii zawsze dokuczały mi kolana.

W końcu dzisiaj pierwszy testowy BS. Miało byc wolno i spokojnie ale sie nie dało ;)
7,26 km pace: 5:26 min/km i avgHR: 79% - dużo, ale temperatura niefajna - 28 stopni

No i na razie jest ok. Goleń tylko minimalnie gdzieś daleko zaćmił, ale trwało to tylko minutę, potem było ok.

wtorek 25 sierpnia 2015

Wracam do normalnego planu. Udam na razie, że nic sie nie stało i będę go kontynuował jakbym nie miał żadnej przerwy. Jeżeli nie dam rady to po prostu zjadę z VDOT do 47.
Wiec dzisiaj spokojny BS: 7,14km 5:28 min/km 140 ud/min - 74%. Bieg wieczorny bo rano nie wyrobiłem się czasowo.

środa 26 sierpnia 2015

Pobudka 4:45. Bukłak, ubrania, mikro-śniadanie - chyba wypadłem z rytmu bo zajęło mi to wszystko dużo za dużo. Z domu wybiegłem o 5:30 z planem: BS 12,8 km + 4 × (I 4' + Tr 3') + BS 4,8km

Pierwsza część BS-wa była bardzo przyjemna. 5 kółek dookoła parku w 5:44 min/km. Gdy je kończyłem słońce wstało i było juz całkiem jasno. Czterominutowe interwały to było coś nowego. Pierwszy zacząłem stanowczo za wolno. Miało byc 4:03 a przez pierwsze okrążenie nie mogłem zejść poniżej 4:10. Potem coś sie przestawiło i caly odcinek skończyłem ze średnią 3:59. Potem trochę marszu i bardzo wolny trucht. Bip i znowu ruszyłem. Było juz ciężej. O ile pierwsze 2-3 minuty były spokojnie w tempie 4:00 to później zacząłem opadać z sił. Końcówka była już po 4:07. Spojrzałem na zegarek i już wiedziałem ze dałem ciała z programowaniem treningu - zamiast 4 minut było 5. To kosztowało mnie wiecej niż powinno. Ostatnie 2 powtórzenia zrobiłem w średnim tempie 4:10 i 4:07 - nie było z czego przyśpieszyć.

Mocno dostałem w kość. Na dobicie zostało rozbieganie które zamiast standardowych 2-3km wyniosło ponad 5. W sumie: 22,39 km.

No i teraz zastanawiam się co dalej. Przeglądam plan i widze jak dużo straciłem przez urlop a potem kontuzję. Za półtora tygodnia czeka mnie 22 km biegu w tempie maratońskim. Treningów TM było masę i praktycznie wszystkie mnie ominęły i teraz pozostaje zagadka czy jestem gotowy na te 22 km. Jeżeli nawet to przebiegnę to ile dni bedę się regenerował? W jakim tempie powinienem biec? Byłem liściem na tafli jeziora a teraz sie wszystko pogmatwało.

Do startu zostało 8 tygodni.
Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

piątek

19:30. BS 10.02 km w tempie 5:35 min/km Gorąco i duszno. HR: 143/156 (75 % / 82 %)

sobota

Cały dzień byliśmy poza domem zwiedzając ze znajomymi Brugge. Kilometrów przechodziliśmy sporo, ale trening sam się nie zrobi. O 21:30 wyszedłem na krótki BS. 7,4 km w tempie 5:32. Avg HR: 137 - 72%. Trochę za ciepło, ale bez dramatu.

niedziela 30 sierpnia 2015

Prognoza zapowiadała dzisiaj upały wiec trening zaplanowałem najwcześniej jak się da. Z 2 litrami izo wybiegłem o 7:30. Plan był banalnie prosty - BS 150'. Najpierw zrobiłem spokojne 3 kółka wokół parku w tempie 5:45 - 5:35 a potem przyśpieszyłem do 5:30. Początkowa część trasy jest zacieniona wiec było znośnie, ale gdy tylko wybiegłem na otwartą przestrzeń pot zaczął mnie zalewać. Updał to jedno, ale prawdziwy wycisk dawała wilgoność. Po godzinie było mi tak gorąco, że pot płyną mi po rękach i kapał z dłoni. Wody ubywało i musiałem ją mocno oszczędzać.

Całość zajęła mi dokładnie 2:30:34 w średnim tempie 5:30. Gorąc i odwodnienie spowodowały, że średnie tętno wyniosło aż 152 (80%) ale kondycyjnie było ekstra. Mógłbym tak biec i biec pod warunkiem, że jechałaby za mną cysterna wody.

Wieczorem zrobiłem serię brzuszków, desek, pompek, etc. Totalnie się złachałem :hej:

Sierpień kończę z 198 km, czyli kolejny średni miesiąc. Inaczej to sobie planowałem ale cóż - tak bywa. Wrzesień jest ostatnim momentem, żeby przycisnąć a potem już z górki :)
Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

wtorek 1 września 2015

Bardzo fajny BS. Luźno 5:30 min/km i avgHR: 138 - 73%. Grunt, żeby mieć siły na jutro :)

środa 2 września 2015

Plan na dzisiaj wyglądał źle: BS 3,2 km + TM 12,8 km + 3 × (P 1,6 km + Tr 1') + BS 3,2 km nie ulegało wątpliwości, że będzie bolało.

Mógłbym go podsumować takim obrazkiem i skończyć wpis

Obrazek

Ale jak blog to blog. Trzeba opisać tę mękę.

Przygotowałem się dość starannie: w pracy na obiad makaron, potem jeszcze jakaś sałatka, żeby coś tam mieć w żołądku, pół bukłaka wody i 3 małe żele. 15-16 stopni dawało nadzieję ze temperatura mnie nie zabije.
Wyszedłem z domu i 18:30 i leniwym BSem pobiegłem w dół Tervuren. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie to, że znowu zaczynała mnie pobolewać lewa piszczel. Z cichą nadzieją, że zaraz minie po 3,5 km przyśpieszyłem do tempa maratońskiego.

Dla VDOT 48 powinno to być 4:41 min/km. Policzyłem sobie ze mając plecak z wodą, żele, telefon + lekko pofałdowaną trasę bezpiecznie będzie lekko zwolnić do 4:45. A że zawsze biegam minimalnie szybciej niż planowałem pierwszy odcinek (1,6 km) zrobiłem w 4:42. Było lekko pod górkę ale HR nie przekraczało 85%. Kolejny odcinek: 4:42, kolejny (praktycznie cały pod górkę) 4:46 i HR 87%. Nawrotka i lekko z góry - czyli idealnie, żeby może minimalnie przyspieszyć (ale ja jestem głupi :echech: ). Zjadłem jeden żel i ognia: 4:41. Z zadowoleniem zauważyłem, że noga od dawna nie boli i wszystko działa jak w zegarku. Oddycham ciężko, ale zmęczenia nie czułem. Następne odcinki były mocno pofałdowane i czasy wynosiły odpowiednio 4:48, 4:44.

Niby temperatura była ok, ale po plecach lało mi się. Izotonika miałem stanowczo za mało i trzeba było oszczędzać. Kolejny żel i znów lekki podbieg. HR ustabilizował się na 170 (89%) i byłem już pewny, że generalnie biegnę za szybko. Na podbiegach było 4:48 na zbiegach 4:44. Zamiast zwolnic i zachować trochę sił na progi biegłem na coraz cięższych nogach. Ostatnia mila była w całości podbiegiem 4:52 - no mega słabo.

Nawrót i pierwsze 1600 metrów biegu w tempie P. Teoretycznie miało być 4:24 - w praktyce nierealne. Pierwsze 500 metrów - 4:28-4:30. Płuca ledwo dawały radę, a HR podskoczył do 92%. Nogi jeszcze działały ale odliczałem metry do zakończenia. Po 800 metrach droga zaczęła być lekko pod górę i nie było szans na utrzymanie tempa. 4:30, 4:35, 4:38 i pik... koniec 4:41 - no tragedia. Idąc łapałem powietrze jak karp. Minuta przerwy? - bez jaj. Zatrzymałem stoper i wcisnąłem ostatni żel. O mało mi nie wrócił. Po 2 minutach zacząłem lekko truchtać. Czas ruszył i kolejna mila progu. Tym razem non stop pod (łagodną oczywiście) górkę. Początkowo było bardzo fajnie - 4:25 bez jakiejś dramatycznej walki, ale już po 800 metrach tempo zaczęło gwałtownie spadać i całość wyniosła średnio 4:37. Ledwo żyłem. Minuta przerwy. Ostatnie łyki z bukłaka i gaz. Tym razem cały odcinek był lekkim zbiegiem. Już po 200 metrach chciałem żeby to było za mną. Tempo było w miarę stabilne ale dawałem z siebie totalne 100%. 4:34 min/km. Ni cholery nie miało to nic wspólnego z opisem Danielsa: "bieg trudny ale komfortowy". Wolne żarty Ja po prostu umierałem. PIK, PIK, PIK - koniec.

To była masakra. A do domu jeszcze 3 km w tym podbieg pod Tervouren. Snułem się 6:20 i wypatrywałem domu.

Bilans: 24,82 km, 2h 07 minut. w tym 12,8 km TM 4:45 min/km i 4,8 P 4:37. Totalnie sie zajechałem bo TM nie był TM. W tych warunkach chyba powinno to być bliżej 4:55 - tego będę się trzymał w niedzielę.
Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

niedziela 6 września 2015

Środa dała mi popalić i za namową sochersa postanowiłem odpuścić piątek i sobotę. Oba dni miały być mega lajtowe (łącznie 12 km) wiec żadnej straty nie było.

Niedziela - kolejny trening który miał mnie pokiereszować: BS 3,2 km + TM 22,4 km + BS 1,6 km. Tym razem TM dostosowałem do warunków: trasy i obciążenia (2 litry na plecach + coś tam jeszcze) i z hurra optymistycznego 4:41 postanowiłem się trzymać 4:55.
Wybiegłem z domu ok 9 zadowolony, że pogoda postanowiła trochę pomóc - było ok 12 stopni i lekki deszczyk.
Rozbieg miał ponad 4 kilometry. Powoli, 5:45 min/km. Wbiegłem na standardową trasę, włączyłem bojową muzykę i ognia.

Kilometry mijały równo jak w zegarku. Na na podbiegach ok 4:55-4:57, na płaskim spadało czasami poniżej 4:44. Tętno było bardzo stabilne i trzymało się ok 84%. Na 9 kilometrze zaatakował mnie dzwonek w telefonie. 3 razy go ignorowałem ale w końcu musiałem się zatrzymać i go odebrać. Potem już leciałem dalej. Od 12 kilometra już przestało być przyjemnie. Zaczęły mi się kończyć siły i to nie było coś czego się spodziewałem. Pozostało zacisnąć zęby i walczyć dalej. Żele lekko ratowały sytuację, ale z każdym kilometrem gasłem. HR trzymał się podobnie ale nogi miały dość.
Ostatnie 2 kilometry były walką o przetrwanie ale udało się ;)

Powolny trucht do domu był dość ciężki, ale i tak o niebo lepiej niż we środę.

Bilans: 29,81 km 2 h 32 min - w tym 22,6 km w TM w tempie 4:52 min/km i avgHR: 159 - 83%.

Lekcja na przyszłość: w ciągu 2.5 godziny biegu wypiłem 2 litry izotonika. Podejrzewam, że utrata płynów była dużo większa. Po treningu nie chciało mi sie pić i zadowoliłem sie tylko kawą. Skutek - ból głowy z odwodnienia który pojawił się po 2 godzinach i zmasakrował mi resztę dnia. :trup:
Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

poniedziałek 07 września 2015

- Tato tato, chodź na rower
- Nooogi mnie booooolą
- Chooooodź
- OOokkeeeyyy

No to zrobiliśmy wolny trening. Garmin mi się wyłączył na moment ale wyszło coś ok 6.5 km w tempie ok 6:00. Atrakcją były ciągniki rolnicze na każdym skrzyżowaniu - resztki po protestach które urozmaicają życie w Brukseli. Co mnie zmartwiło to zobaczyłem jakies tymczasowe ogrodzenie wokół stadionu. Nie wiem co za remont tam sie szykuje, ale wejście na bieżnię może być problemem.

środa 09 września 2015

Dzisiaj wyszły moje braki treningowe. Od niedzieli minęło już 3 dni ja dalej nie wypocząłem. Czułem lekki ból ud i niewątpliwie przydało by się więcej regeneracji. Gdybym nie stracił czasu na urlopie i kontuzji na pewno byłbym w lepszym stanie.
No ale mleku już się rozlało i trzeba minimalizować straty.

Wieczorem byłem zaproszony na piwo z dawno niewidzianymi kolegami. Nie chciałem się wykręcać ale nie chciałem też ominąć akcentu. Dodatkowo musiałem jak zawsze zaprowadzić córkę do szkoły. Rezultat - pobudka w środku nocy i wyjście na trening o 4:15.

Słowa nie są w stanie opisać tego jak bardzo mi sie nie chciało ale Daniels jest nieubłagany: BS 60 min + 3 × (P 3,2 km + Tr 2') + P 1,6km + BS 1,6km

Zacząłem sennie od 6:00 min/km. Obiegłem stadion sprawdzić czy da sie gdzieś wejść pomiedzy ogrodzeniem. Okazało się, że nie ma takiej opcji. Zacząłem biegać wokoła parku i zastanawiając się gdzie biegać te progi. W końcu po pół godzinie doszedłem do wniosku, że najlepszym miejscem bedzie Parc Bruxelles - dawno mnie tam nie było. Pobiegłem wzdłuż rue de la Loi - trasą którą codzinnie pokonuje do pracy i kilkanaście minut później byłem juz po bramą - zamkniętą jak sie okazało. Mój niefart osiągnął szczyty. Zdecydowałem się, że wracam a progi bedę biegał na tętno wzdłuż Cinquantanaire - pod górę ale przynajmniej równo.

Odcinek po których chciałem biegać miał ok 500 metrów z różnicą poziomów (według Garmina) 11 metrów na dystansie 300 metrów a kolejne 200 było całkiem płaskie. Nie jet to dużo, ale było to czuć. Początek 4:47 min/km - w górę i 4:38 w dół, 4:48 w górę i 4:40 w dół. Co dziwne odcinki w dół były znacznie bardziej wymagające. HR - 88%. 2 minut przerwy nawet nie poczułem ale psychicznie miałem już dość. Po 800 metrach kolejnego podbiegu poddałem się - bolą mnie uda, bolą piszczele, ciemno, zimno i do domu daleko. Wracam ;)

Bilans: 12,81 km w 1 h 11 minut .

piatek 11 września 2015

Od wczoraj boli mnie achilles i generalnie cała łydka. Raczej nie jest to wina biegania tylko zbyt agresywnej jazdy na rowerze do pracy. Jest to jakiś dziwny rodzaj bólu z którym jeszcze się nie spotkałem, ale coś mi mówi ze to nic poważnego.

Dzisiaj byłem ustawiony z córką na 10 km. Wrzuciliśmy jej rower do bagażnika i pojechaliśmy na moją niedzielną, standardową ścieżkę biegową. Problem był taki, że w pracy mieliśmy imprezę - tona jedzenia która podczas biegu co 100 metrów chciała górą wyjść na zewnątrz. Strasznie z tym walczyłem. Dodatkowo lewa noga mi wprost odpadała i cały trening był mega nieprzyjemny. 10:06 km w avg pace: 5:36 i avgHR: 141 (74%).
Alicja powiedziała że nie chce tam już jeździć bo nie ma zakretów i jest nudno a poza tym są ciągle górki - przecież to moja najbardziej płaska trasa w Brukseli :(

sobota 12 września 2015

Ból achillesa jak się pojawił tak i zniknął. Nie wiem co to dokładnie było, ale grunt, że mam już spokój.

Rano najlepsza z żon zarządziła jakieś zakupy. Po powrocie do domu zaczęło padać. Wieczór mieliśmy zaplanowany wiec trzeba było się zebrać w sobie i biegać w deszczu. 10,35 km avg pace: 5:29 min/km i avgHR: 143 (75%)

niedziela 13 września 2015

Wczoraj spędziliśmy wieczór i pół nocy u znajomych. O bieganiu rano nie mogło być mowy wiec czekałem do wieczora. Mój plan na dzisiaj był taki: BS 3,2 km + P 4,8 km + BS 60 min + P 3,2 km + BS 3,2 km. Problem był taki, że po pierwsze stadion jest dalej zamknięty i nie ma gdzie biegać progów w kontrolowanym tempie, po drugie trochę mnie piszczel ćmi a po trzecie... trochę to mi się nie chciało. Pobiegać coś trzeba było koniecznie wiec ubrałem się odpaliłem Garmina i wyświetlił mi sie komunikat "Niski stan baterii" - super. Nie miałem już czasu na ładowanie gadziny wiec została tylko jedna opcja - long z Endomondo.

Fajna temperatura, teren pofałdowany i brak kontroli tempa. Wyszedł całkiem fajny trening: 26,14 km w 2h 21 minut. Avg pace: 5:25
Arc
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 232
Rejestracja: 29 lip 2014, 11:27
Życiówka na 10k: 48:00
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

wtorek 15 września 2015

Do startu zostało niecałe 5 tygodni i to ostatni moment, żeby popracować jeszcze nad siłą brzucha pleców i innych mięśni. W poniedziałek zrobiłem krótki ale bardzo intensywny trening. Po wszystkim lało sie ze mnie i nie miałem siły ręki podnieść, ale o to w tym chodzi. Przycisnę jeszcze 2 tygodnie a potem basta.

Za to wtorek był słaby. Myślałem, że ból ścięgna Achillesa to jakiś nieznaczący incydent. No niestety nie. W połowie BS-a zaczęło mi to coraz bardziej dokuczać. Po 5 km z 5:25 zszedłem do 5:40 i od zrobiło się trochę. Coś zaczyna mi w tyle głowy mówić, że to wynik słabego rozciągania. Wróciłem do domu po prawie 10 km i przez kilkanaście minut naciągałem wszystkie ścięgna aż trzeszczało. Poczułem się po tym dużo lepiej. Jutro zrobię podobnie przed treningiem i jakoś to będzie.

Bilans: 9,67 km avg pace: 5:35 min/km avg HR: 141 (74%)

środa 16 września 2015

Dzisiejszy akcent w planie wyglądał tak: BS 8 km + 5 × (I 3' + BS 2') + 4 × (R 1' + Tr 2') + BS 3 km

Znowu interwały i znowu rytmy - czyli będzie zgon. Stadion jest zamknięty wiec wybór padł na Parc Royal. Przed wyjściem z domu mocno porozciągałem nogi z głównym naciskiem na mięśnie piszczelowe. I to było to. O ile jeszcze przed wyjście wszystko sie odzywało (zwłaszcza na schodach) to po rozciąganiu i wybiegnięciu z domu zrobiło się całkiem akceptowalnie.

8 km biegłem wolno 5:32-5:46. Kilka rundek dookoła parku i wybrałem prostą o długości ok 300 metrów która miała być moją bieżnią. Trochę ziemi, kilka błotnych kałuż, szpaler drzew i ok 4 metry różnicy poziomów - według GPSa. No i mega porwisty wiatr na dystansie "pod górkę". Z bukłakiem na plecach i w tym terenie wypadałoby biec trochę wolniej.... wypadałoby.

I 4:04 - ok 750 metrów wiec musiałem zaliczyć 2 nawroty. Miejsca jest mało wiec trzeba bardzo uważać ale bylo w miarę ok. HR podskoczyło do 175 (92%)
II - 4:09 - ciężko sie robi, czyli poprzedni był za szybki: HR: 176 (93%)
III - 4:10 - w przerwie żel, dużo wody. Jest ciężko a nawroty totalnie mnie wyijają z rytmu. HR - 178 (94%)
IV - 4:07 - Ledwo daję radę. Żel zastanawia sie czy by nie wrócić. Ludzie na przystanku dziwnie sie patrzą - HR: 181 (95%)
V - 4:16 - Początek był stanowczo za wolny i Garmin zaczął się drzeć ze trzeba przyśpieszyć, nawrót i część pod górę. Zacisnąłem zęby i mocno przyśpieszyłem. Już po 100 metrach jak horyzont mi się zwęża a po kolejnych 100 musiałem się zatrzymać. Nie dałem rady skończyć odcinka i przerwałem 40 sekund przed końcem.

O kurde, miałem dość. A tu jeszcze 4 jednominutowe odcinki .... 3 minuty wolnego marszu, i kolejna zabawa

Tutaj było lżej. Celowałem z tempem w okolicach 3:35 ale większą uwagę przywiązywałem do techniki i rozkładania sił, żeby całą minutę przebiec w miarę jednostajnie. HR było sporo niższe - 170-175.

No to główna część była za mną ale na Garminie tylko 13,5 km. WTF? Trochę dziwnie mały kilometraż dzisiaj. Wróciłem do domu spokojnym BSem a po powrocie potwierdziły sie moje ciche przypuszczenia - nie przeliczyłem mil na kilometry. Zamiast 8 km na początku i 3 na końcu powinno być odpowiednio 12,8 i 4,8. No nic. Grunt, że szybsze odcinki były mniej wiecej takie jak powinny.

Bilans: 16,81 km w 1h 39 minut. Nogi dostały w palnik ale o wiele słabiej niż powinny. Może w ramach kary przedłużę niedzielne wybieganie do 30 km ;) Oby tylko ścięgna dały radę.

Aha, waga rano pokazała 74,8 kg. Po raz pierwszy w tym roku. :)
ODPOWIEDZ