marcin lewandowski bieganie
6 marca 2021 Redakcja Bieganie.pl Sport

Pierwszy raz w życiu mam 34 lata


Świeżo po biegu na 1500 m, który zakończył na drugiej pozycji – Marcin Lewandowski odpowiadał na pytania dziennikarzy w wydzielonej strefie Areny Toruń. W momencie przeprowadzania wywiadów nie był jeszcze świadomy, że rozmawia z mediami jako halowy mistrz Europy. Komisja sędziowska odebrała bowiem na kilka godzin, za przypadkowe wybiegniecie poza bieżnię, złoty medal Norwegowi Jakobowi Ingebrigtsenowi. W nocy z piątku na sobotę sytuacja wróciła „do normy”. Lewy ostatecznie ze srebrem HME.

Nasz reprezentant obronił tym samym na kilka godzin tytuł mistrza 1500 m sprzed dwóch lat. Trudno było nie zauważyć jednak przewrotnej odmiany losu. W 2014 roku, w czasie podobnego wywiadu po finale Halowych Mistrzostw Świata Marcin występował jeszcze w roli medalisty 800 m. Został jednak ostatecznie pozbawiony brązowego krążka w wyniku dyskwalifikacji.

Marcin rozpoczął piątkową rozmowę od komplementowania przeciwnika. Ingebrigtsen w trakcie rywalizacji prowadził bowiem stawkę i niezagrożony wpadł na metę jako pierwszy.

– Należą mu się wielkie gratulacje. To nie jest wstyd, żadna ujma, bo to jest gość, co prawie zrobił rekord świata w tym roku na 1500 metrów, także naprawdę jest top, top na świecie… Ja się cieszę generalnie, że od początku wziąłem bieg w swoje ręce.

Lewandowski opowiadał, ciężko oddychając, jak bieg wyglądał z jego perspektywy.

 Oczywiście było najpierw bardzo spokojne tempo. To jest coś, co mi pasuje. Pewne było to, że jeśli Jakub chce ze mną wygrać, to musi od samego początku narzucić mocne tempo. Spodziewałem się tego, ale nie wiedziałem, że to nastąpi tak szybko, po 800 metrach. Jakub wiedział, że to jest jego jedyna szansa, dlatego tak zrobił… Na początku bardzo mocne szarpnięcie. Nie byłem pewny, co zrobić, czy pójść za nim, bo naprawdę było ono bardzo mocne. Ale stwierdziłem, że nie chcę walczyć o srebro, chcę walczyć o złoto, więc zaryzykowałem i poszedłem za nim. Ten bieg po prostu pokazał, kto był mocny. Kto nie – został z tyłu. Ja lubię takie rozstrzygnięcia, cieszę się bardzo z wykonania mojego biegu, z mojej ambicji.

Marcin Lewandowski

Polski zawodnik, który dwa lata temu zdobył pierwszy dla Polski medal letnich MŚ na 1500 m, wspominał również mistrzostwa Europy pod dachem z 2019 roku. W Glasgow wygrał właśnie z Ingebrigtsenem i Hiszpanem Jesusem Gomezem. Marcin podkreślił jednak, jak trudno było w tym roku, ze względu na obostrzenia pandemiczne i nieobecność kibiców (których imitowały tylko tekturowe sylwetki na trybunach w Toruniu), cieszyć się z bezpośredniego dopingu żywej widowni.

– Faktycznie, podium zostało powtórzone, ci sami zawodnicy, trochę inna kolejność. Cieszę się, że na swojej ziemi, w Polsce zdobyłem ten medal. Żal oczywiście, olbrzymi żal, że nie ma kibiców, no ale tak bywa czasami. No i trudno (śmiech), chciałem zrobić tu rundkę honorową, ale machałem do swoich awatarów… Szkoda, dziwna sprawa, przykro bardzo dla sportowców, jednak taka jest rzeczywistość, a nie inna.

Przed Lewandowskim kolejne starty. W sobotę 6 marca rano – eliminacje do 3000 m. Średniodystansowiec przyznał, że czeka go niełatwe zadanie.

– Ciężka sprawa, z tego względu, że dzisiaj bardzo późno był start. Zanim pójdę spać minie parę ładnych  godzin, a jutro z samego rana muszę wstać, bo o 11… nie dość, że tak szybko, po krótkiej regeneracji bieg, to jeszcze na 3 km. Wymagający, szczególnie dla mnie. Wiadomo, że jakoś gotowy do tego nie jestem, będę biegł to z serca. Łatwo na pewno nie będzie, ale lubię wyzwania, lubię wysokie cele sobie stawiać, także jutro idziemy dalej z koksem – podsumował optymistycznie.

– Dla mnie to też jest nowe doświadczenie, tak jak powiedziałem wczoraj. Mimo tego, że jestem starym lisem, jestem bardzo doświadczonym zawodnikiem, to jakby nie było… nie wiem, jak to się zdarzyło, ale ja w czasie całej swojej kariery pierwszy raz w życiu mam 34 lata (śmiech). Też się ciągle uczę. Wiem, że muszę więcej czasu poświęcać na regenerację, na odpowiednie ułożenie planów, bo mimo że jestem starszy i mocniejszy, to nie znaczy, że trzeba biegać „mocniej i więcej”. Właśnie trzeba robić to mniej i wolniej. To jest kwestia odpowiedniego treningu, więc zostawiam to mojemu trenerowi Tomaszowi Lewandowskiemu, jak i Piotrowi Rostkowskiemu, bo oczywiście on również bardzo aktywnie uczestniczy w naszych wyjazdach. Jako trener kadrowy dużo układa, bardzo nam (Marcinowi i Adamowi Kszczotowi – przyp. red.) pomaga. Trenerzy mają ciężkie zadanie, tak naprawdę to, co ja robię na bieżni, to jest tylko wykonanie zadania, ale prawdziwym mózgiem operacji są trenerzy – mówił rekordzista Polski.

Odniósł się też, podobnie jak w dziesiątkach innych dawanych w ostatnim okresie wywiadów, do swoich planów na 2021 rok.

– Bez względu na wynik tutaj, to by nie miało większego znaczenia. Cel na tek rok jest jeden – igrzyska olimpijskie. Taka jest prawda. Cieszę się, bo to smakuje lepiej, kiedy zdobywam medal mistrzostw Europy na swojej ziemi, ale to jest jeden z przystanków. Tych przystanków będzie jeszcze parę w drodze do Tokio, ale cel jest tylko jeden – zadeklarował na koniec, nieświadomy zdobycia na chwilę złota HME, ambasador naszych biegów średnich.

Ostatecznie dyskwalifikację Ingebrigtsena cofnięto (my również musieliśmy edytować nasz tekst, by pozostał aktualny). Norweg odbierze złoto. Marcin Lewandowski zostaje tym samym wicemistrzem toruńskich mistrzostw, co nie zmienia faktu, że pozostaje jednym z najbardziej utytułowanych średniodystansowców w historii europejskiej lekkiej atletyki.

Możliwość komentowania została wyłączona.