1 sierpnia 2019 Redakcja Bieganie.pl Lifestyle

dwa czterdzieści cztery piętnaście


Nie dalej jak dwa dni temu natknąłem się na Fiata Multiplę. Jak gdyby nigdy nic spacerowałem sobie z psem po osiedlu, aż tu nagle – aaa! Multipla! Z wrażenia prawie nadepnąłem psinie na ogon. Jeśli ktoś nie wie, co to za samochód, naprawdę nie ma potrzeby, żeby się dowiadywał. Jeśli ktoś natomiast widział te najbardziej pokraczne dziecko światowej motoryzacji, niech śmiało podąży dalej za moją opowieścią.

Multipla jest dla mnie symbolem. Trochę jak król Dawid z biblijnej opowieści. Najmłodszy syn Jessego był rudy, twarz miał rumianą i – nie owijając w bawełnę –  przypominał dziewczynkę. Kiedy więc dom Jessego odwiedził prorok Samuel mówiąc – „Pokaż mi swoich synów, bo jeden z nich zostanie królem Izraela” … to nic dziwnego, że ostatnim synem, jakim chciał się pochwalić ów ojciec, był właśnie lekko zniewieściały Dawid.

Kończąc spacer z psem zacząłem się zastanawiać, co w moim bieganiu jest największym powodem do wstydu. Co jest moją rudą Multiplą, którą najchętniej schowałbym przed wszystkimi do garażu. Oczywiście jak przystało na człowieka, który na porażce zjadł zęby a szklankę widzi pustą nawet gdy się przelewa – szybko zdołałem nazwać swoją największą biegową hańbę.

Ale zanim… Była taka biegaczka jak Gertruda Kilos z Rudy Śląskiej. Olimpijka i rekordzistka Polski na… kilosa. Ktoś może sobie pomyśleć, że to żarty, ktoś inny będzie doskonale wiedział o kim mowa. Jak mówią ludzie o ponadprzeciętnych deficytach intelektualnych, czyli tacy jak ja – jest to fakt autentyczny. Gertruda Kilos wystąpiła na IO w Amsterdamie 1928, mając zaledwie piętnaście lat. Rekord Polski na tysiąc metrów ustaliła rok wcześniej, jako czternastolatka i wynosił 3:22.3.

O Kilosównej wspominam nie przez przypadek, bo to właśnie życiówka na tysiąc metrów jest moją Multiplą i dzieckiem, którego najchętniej bym się wyparł. To było w Sosnowcu blisko czternaście lat temu. Jeden z tych biegów, gdzie od pierwszych metrów chcesz, żeby to właśnie dzisiaj nadeszła apokalipsa – bo wszystko będzie milsze, niż wyścig w którym pochopnie wystartowałeś. Czterej jeźdźcy widocznie ucięli sobie tamtego dnia drzemkę, bo jedynym końcem świata, jaki nastąpił, był czas, który odczytałem z tablicy wyników. Jeśli myślicie, że go teraz podam, to muszę wszystkich rozczarować, ale aż tak wylewny nie jestem.

Myślę sobie tylko – jakże odkrywczo – że te z pozoru beznadziejne sytuacje i porażki, z czasem okazują się być zalążkami wartościowych rzeczy. Bo taki Dawid, choć z twarzy nie przypominał bohatera, ostatecznie ustrzelił Goliata zwykłym kamykiem. Potem został królem i to ponoć najwspanialszym królem w historii Izraela, ale za to głowy nie daję, bo żaden ze mnie historyk.

No a taka Multipla, która objawiła mi się nie dalej jak dwa dni temu, choć brzydka, choć podejrzewam, że jest chorą fantazją projektanta w narkotycznym transie, to ostatecznie przyniosła mi pomysł na czwartkowy felieton. Pomysł, którego – nie ukrywam – trochę mi brakowało.

A ta moja życiówka na tysiaka, której chciałbym się wyprzeć, udawać, że nie istnieje – od wielu lat daje mi paliwo i motywację do treningu. W dużej mierze wciąż biegam właśnie dlatego, że mam jedną niezałatwioną sprawę gdzieś tam w przeszłości. Biegam, bo wciąż wierzę, że jeszcze mogę wymazać te okropne, pachnące stęchlizną, cienkie jak sik pająka… No nie powiem ile. Może i mam deficyty intelektualne, ale potrafię trzymać język za zębami. Można mi bez oporów powierzać swoje największe, najbardziej wstydliwe tajemnice. Choćby mnie łamali kołami Multipli – nic nie zdradzę!

 

____________________
Krzysztof Brągiel – biegacz, tynkarz, akrobata.
Specjalizacja: suchy montaż i czerstwe żarty. Ulubiony film: „Pętla”.
Ulubiony aktor: Marian Kociniak. Ulubiony trening: świński trucht. W
przyszłości planuje napisać książkę o wszystkim. Jeśliby się nie udało,
całkiem możliwe, że narysuje stopą komiks. Bycie niepoważnym pozwala mu
przetrwać. Kazał wszystkich pozdrowić i życzyć miłego dnia. 

Możliwość komentowania została wyłączona.